Nie mogę patrzeć na te powyciagane kable, no nie mogę...
;-)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
30+ na termostacie. Umawiam przeprowadzkę ("ale wie pani, że meble to mniejszy problem niż książki i płyty"), TŻ odkrywa, że kabel z potencjalnym internetem kończy się na klatce schodowej, nowa praca od września (wait, what?), część kafelków do kuchni dojedzie 10 sierpnia, meble kuchenne poskładają się na zakładkę z przeprowadzką, zapomniałam przypomnieć, że w drzwiach wejściowych w kolorze czerwieni baskijskiej od zewnątrz ma być klamka, a nie gałka z zatrzaskiem. A to tylko kawałek tego czasu, którego nie spędzam patrząc, jak moja córka za pomocą kredy, piasku i wody doprowadza pół podwórka do stanu radosnego ubrudzenia.
W międzyczasie doznałam ogromnego rozczarowania, że w kontaktach zamiast jakiejś wyrafinowanej techniki jest wiązka kolorowych kabelków. Który przeciąć - niebieski czy czerwony?