Więcej o
Oglądam
”Asteroid City” to postmodernistyczna opowieść o pisaniu i realizacji sztuki teatralnej o kontakcie z Obcymi, przeplatana “realnymi” wydarzeniami z lat 50. Na pustynię, do małej wojskowej placówki ustanowionej w miejscu upadku asteroidu przez tysiącami lat, zjeżdżają się utalentowane dzieci, żeby dowiedzieć się, które z nich wygrało w konkursie wynalazków. Przyjeżdżają też ich rodzice i opiekunowie, mniej może zainteresowani konkursem, ale każdy ze swoją historią; losy bohaterów przecinają się czasem z losami aktorów sztuki (ale narrator pojawia się w retrofuturystycznej scenografii absolutnie przez pomyłkę!). Dużo absurdu i umowności, przezabawne zestawienie części realizacyjnej ze slapstikowymi wydarzeniami opisywanymi w sztuce, doskonała obsada (Cranston, Swinton,Johansson, Hanks, Norton, Brody, Hawke, Carell, Dillon, Dafoe, Robbie, Goldblum i inni) i prześliczna, pastelowa scenografia.
Jakiś czas temu obejrzałam też utrzymaną w podobnej konwencji ekranizację opowiadania Roalda Dahla. Tytułowy Henry Sugar, leń i utracjusz, nie przepracował w życiu jednego dnia do chwili, kiedy usłyszał historię o pewnym Hindusie, który widział bez udziału oczu, niestety lekarze nie zdążyli go zbadać, bo umarł. Na podstawie opisu Sugar poznaje metodę, pozyskaną przez Hindusa od pewnego jogina i po latach ciężkiej pracy zaczyna widzieć rzeczy niewidoczne, w jego przypadku awersy kart w kasynie, co daje mu możliwość wygrywania pieniędzy.
Treść jest typowa dla autora, ale jak to jest zrealizowane. Estetyka Andersona, fantastyczne dekoracje z kartonu, które w szalonym tempie składają się jak domek z kart, żeby przejść do kolejnej sceny, wreszcie aktorzy - Cumberbatch, Kingsley, Ayoade, Fiennes.
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 20, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Matt Remick (Rogen) zostaje wtem głównym producentem studia filmowego Continental, bo jego dotychczasowa szefowa (O’Hara) została nagle zwolniona. Obiecuje sobie wiele - chce być najlepszym szefem, również dla swoich kolegów, robić artystyczne i ambitne kino, a dodatkowo mieć same kasowe sukcesy. Problem w tym, że szybko dowiaduje się, że to nie jest tak, że on decyduje, tylko szef studia, reklamodawcy, marketing i strategia sprzedaży oraz różne drobne i grubsze układy, o których nie wiedział. Zamiast potencjalnie oscarowego filmu Scorsese o masakrze w Jonestown, dostaje do wyprodukowania superbohaterski film o napoju Kool-Aid. Z głęboko emocjonalnego i artystycznego filmu Rona Howarda ma wyciąć najważniejszą scenę, bo jest za długa i znudzi widzów. A, oprócz tego Matt chce być lubiany i żeby wszyscy szanowali jego pracę, w czym nie pomaga to, że jest raczej fajtłapą i nawet jeśli chce dobrze, to wychodzi jak zwykle.
Jaki to pyszna, acz jednocześnie straszliwie krindżowa satyra na współczesne Hollywood. Widać, że Rogen zebrał wszystkich krewnych i znajomych królika, a do tego samą śmietankę świata filmowego (wspomniany Scorsese, Buscemi, Wilde, Zoe Kravitz), czasem obsadzając ich w rolach absolutnie poza dotychczasowym emploi (Bryan Cranston w finałowym odcinku!). Bywa grubo - analiza potencjału trailera ze sceną eksplozji defekacyjnej jest trudna do zapomnienia, a chwilę później Matt żebrze o uznanie dla swojej profesji u lekarzy-onkologów. I jeszcze wszystko jest profesjonalnie zaprojektowane, nakręcone (w konwencji noir, kiedy szukają zaginionej rolki filmu czy jako mastershot, kiedy kręcą film w jednym, długim ujęciu). Obśmiałam się jak norka, ale też zestresowałam, bo ja zawsze empatycznie reaguję, jak widzę, że ktoś robi głupie rzeczy i oczekuje sukcesu.
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 15, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Mały samolot czarterowy leci z Gwatemali do Houston, na pokładzie jest 10 osób - pilot, stewardesa i 8 pasażerów. Wtem okazuje się, że lot nie przebiega prawidłowo; gorzej, pilot nie panuje nad samolotem, nie ma łączności, nagrywa ostatnią wiadomość, licząc na to, że złapie sygnał i spada w dżunglę. W upadku ginie stewardessa, pilot jest ciężko ranny, ale pasażerowie poza drobnymi kontuzjami nie ucierpieli. Jak się potem okazuje, wylądowali z dala od trasy, pośrodku niczego, nikt nie wie, gdzie są i nikt ich nie uratuje. Tyle że nie do końca - dramatyczne próby utrzymania się pasażerów przy życiu (woda, jedzenie, opieka medyczna, bezpieczeństwo) przerywają migawki pokazujące, że ktoś robi krecią robotę. Chwilę później to już ewidentne - ginie pierwsza osoba. W drugim wątku pokazane są wydarzenia 10 dni później, kiedy do pobliskiej bazy wojskowej zostaje odtransportowanych 9 ciał. Kogoś brakuje, pytanie kogo.
Wartka akcja, nieoczywiste zwroty akcji, już bardziej oczywiste nawiązania do “Lost” - mamy na pokładzie lekarza, konieczność operacji, walkę o broń i zasoby, próbę uruchomienia nadajnika na pobliskiej górze dla złapania zasięgu, podział na frakcje czy tortury jednej z osób podejrzanych o działanie na szkodę grupy. W przeciwieństwie do “Lost”, nie ma tu żadnych nadnaturalnych rozwiązań, jest strategicznie zaplanowana akcja i wyjaśnienie jest zupełnie akceptowalne. Nie wytypowałam osoby zabójcy, chociaż dość szybko domyśliłam się, co chce osiągnąć. Nie do końca przemawia do mnie problem z identyfikacją zwłok, nawet w znacznym stopniu rozkładu, bo nie trzeba specjalnej wiedzy, żeby odróżnić mężczyznę od kobiety, osobę młodą od starszej, szczupłą od tęgiej czy wreszcie białą od czarnej.
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday October 9, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Nie wiem, co tu się stało, ale mimo doskonałych warunków brzegowych - świetna książka jako baza scenariusza, Andrew Scott w głównej roli i przepiękne włoskie plenery - serial to niewypał. Nie zrozumcie mnie źle - jest doskonale nakręcony, bardzo artystycznie (czarno-biały), świetnie zagrany i jeśli nie oglądałyście filmu z 1999 (z Damonem, Law i Paltrow), to nawet bym polecała, zwłaszcza dla ultrafanek Scotta. Ale znając książkę i poprzednią ekranizację, jest to produkcja całkowicie zbędna i nic nie wnosząca, typowy vanity project. Gorzej, ta wersja odziera oglądanie z emocji - tak, jak wcześniej było widać, że Ripley został skrzywdzony, a działanie w afekcie spowodowało konieczność eskalacji, tak tutaj od początku wiadomo, że Ripley to cyniczny cwaniak, a wpada zwyczajnie przez arogancję i głupotę. I na koniec - jaki to snuj, 8 odcinków wypełnionych częściowo watą, bo akcji jest maksymalnie na 4. Ale przecież trzeba pokazać kilkanaście razy, jak bohater idzie po niekończących się schodach w czasie rzeczywistym i go to męczy (zaskoczenie) albo przez cały odcinek wlecze zwłoki z miejsca na miejsce. Niekoniecznie.
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 6, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
W ekskluzywnym domu spokojnej starości troje mieszkańców zajmuje się metodycznym rozpykiwaniem nierozwiązanych spraw, odłożonych lata temu ad acta. Aktualnie usiłują wyjaśnić, czy młoda dziewczyna została wypchnięta z okna przez włamywacza, a jej narzeczony, który zbrodnię odkrył, niedługo potem zniknął bez śladu. Do tego potrzebują fachowca od medycyny i wtedy pojawia się nowa lokatorka, dawniej pielęgniarka. Oprócz sprawy archiwalnej zaczynają prowadzić śledztwo w sprawie zamordowania jednego z fundatorów domu, tym bardziej, że drugi rozpoczyna starania o wysiedlenie wszystkich, a teren chce przeznaczyć pod intratną inwestycję. Starsi państwo, a zwłaszcza Elizabeth, kobieta z przeszłością, sprawnie manipulują policją i korzystają z dostępnych zasobów, żeby kierować dochodzenie na właściwe tory. Jak się łatwo domyślić, sprawa prowadzi w przeszłość i za jednym rzutem udaje się wyjaśnić obie tajemnice, ale - niestety - to zwycięstwo raczej gorzkie, bo sprawa przed lat doprowadziła do aresztowania kogoś, kogo dobrze znali. Niby komedia z ogromną ilością sarkastycznego humoru i błyskotliwych dialogów, ale koniec raczej minorowy.
Pomijając wszystko - obsada! Helen Mirren, Ben Kingsley, Pierce Brosnan, Jonathan Pryce, Tom Ellis (również półnago) czy David Tennant. Są też wady - niby rzecz się dzieje współcześnie, ale trochę w Nibylandii. Jednym z podejrzanych jest Polak, Bogdan, który nie może wrócić do chorej matki w Polsce, bo mu zabrano paszport. Serio? Brak dokumentów ogarnia się w pół dnia w ambasadzie, przerabiałam z sukcesem. Ale poza takimi drobnymi kiksami, to bardzo sympatyczny kryminał, z klimatem w stylu Agathy Christie.
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday October 3, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Jak wspominałam, nastolatka chciała zanurzyć się w kręgu popkultury zgredów, czyli zgodziła się na pokazanie jej komedii z naszej młodości. “Naga broń” się podobała, więc wygrzebaliśmy chyba z Netflixa “Ace Venturę”, bo nic innego nie było. I nie, nie była to dobra decyzja. Nie dość, że nie jest to film śmieszny - cały humor zasadza się na tym, że Carrey wygina twarz i ciało oraz zachowuje się jak rezus, to jeszcze haniebnie się zestarzał. I nie mówię o żartach fekalnych czy obowiązkowej scenie łóżkowej na śmiesznie, ale o tym - że spoiler alert, ale mały, nie chcecie i tak do tego wracać - naczelnym złolem jest osoba trans. Nie wiem, co złego w życiu zrobiła Sean Young, że musiała odpokutować udziałem w tym filmie i koniecznością rozebrania się do bielizny oraz wyemitowania zarysu penisa przylepionego do pośladków (przepraszam, nie mam penisa, ale wydaje mi się to nieco nieanatomiczne), ale nie dość, że zmiana płci w celu zemsty jest strasznie słaba, to przedłużające się sceny obrzydzenia, bo osoba trans pocałowała Prawdziwego Mężczyznę - jeszcze słabsze. Nie ma jasnych punktów, w ogóle. No chyba że jesteście psychofankami Courtney Cox - jest w porządku, zabawne też jest cameo Marka Margolisa (znanego szerzej jako Hector Salamanca z “Breaking Bad”, człowiek, któremu się oddaje długi).
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 30, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj