Jogurt bałkański z zielonym ogórkiem, czosnkiem i rzodkiewką. Pyry z gzikiem. Sernik. Makaron z groszkiem, szynką i śmietaną. Świeży chleb z masłem (i wszystkie kanapki w Canappce, bo tam uczciwie z masłem). Kawa latte. Jogurtowe muffinki. Bita śmietana. Twarożek ze szczypiorkiem. I czekolada. Nie umrę, bo mogę ser żółty.
Maja prawdopodobnie ma nietolerancję nabiału. A ja robię listę rzeczy, które zjem, jak skończę karmić. I będę z niej skreślać po jednej, chyba że wcześniej pęknę.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 28, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Komentarzy: 7
- Poziom: 3
Dla pamięci cytat, znaleziony na jednym z przypadkiem napotkanych blogów [Zapiski Teściowej - link nieaktualny w 2019], a mądrze ujmujący moją niechęć do apgarów:
(...) napiszę, nie podając żadnych cyfr, bo ludzi się na metry ani kilogramy nie mierzy.
Ale to tak tytułem dygresji. Bo ja chciałam o tym, że w macierzyństwie najtrudniejsze jest to, że nie ma urlopu, weekendu i po godzinach. Od 8 (słownie: ośmiu) tygodni jestem na nogach. Patrzę, nasłuchuję, obserwuję, idę co chwila zajrzeć, zerkam, dotykam i wącham. Czy wszystko dobrze. Czy wystarczająco dużo razy. Czy to nie jest już niepokojące. Nawet w nocy; budzę się i nasłuchuję, czy w ciszy słychać ten delikatny oddech. Do niedawna budziliśmy Maję na karmienie koło północy, ale na próbę zaczęliśmy pozwalać jej spać, zakładając, że ona najlepiej wie, czy jest głodna. Wczoraj obudziłam się przed czwartą i słuchałam odgłosów ciamkania i ślurpania językiem przez sen, po czym jednak potomstwo obudziłam, żeby nakarmić, bo wszystko mi się w środku zwijało z irracjonalnego strachu, że padnie z głodu. O tym, co się dzieje, kiedy dziecko wymiotuje, a w wielkich oczach ma przerażenie, nie wspomnę. Chyba dłużej dochodzę do siebie po tym niż Maja, która po zdeponowaniu zawartości żołądka na mnie, sobie, podłodze i czym popadnie, uśmiecha się radosnym a bezzębnym wyszczerzem i sugeruje, że teraz może coś opierdolić na ciepło.
Dalej znajduję zabawnymi te wszystkie rady z okresu ciąży, żebym się wyspała na zapas. To nie o sen chodzi, tylko o to szarpiące nerwy poczucie obowiązku. Senność to dodatkowa atrakcja, wypadkowa znużenia psychicznego tej ciągłej uwagi. Czasem śpię nawet więcej niż przed urodzeniem dziecka, a mimo to kiwam się z zamkniętymi oczami podczas karmienia, zsuwam sobie głowę na kolana podczas usypiania dziecka i w pozycji poziomej zapadam w szezlong. I dzień za dniem przelatuje mi przez palce, bo kiedy Maja zasypia, ja zasypiam też, nawet jeśli nie chcę.
I nieustająco doprowadza mnie do zimnego wkurwu pogoda, przeszkadzająca robić zdjęcia, wychodzić i wystawiać twarz na promienie jesiennego słońca.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 21, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Komentarzy: 9
- Poziom: 3
Ja się w ogóle ostatnio łatwo wzruszam. H. była wczoraj i przywiozła mi prezent od Eri [2019 - link nieaktywny]. Normalnie mi miękko w kolanach się zrobiło. Zwłaszcza z kotka Szarszyka. I z kotka cz-b. I ze wszystkiego.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 16, 2009
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 8
Po karmieniu o 5 rano kołysałam żuczka i śpiewałam, żeby usnął. Tak na miarę swoich możliwości. Rano pytam TŻ, czy doznał jakiegoś uszczerbku na uszach (mówiłam, śpiew nie jest moją mocną stroną). "Tak, ujęło mnie zwłaszcza cośtam, cośtam w miejscach, gdzie nie znałaś tekstu".
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 11, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Skomentuj
- Poziom: 3