czytam chyba za szybko, zbyt nieuważnie. dopiero u ciebie widzę pełną paletę smaczków :)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Ewa wzywa 07 #108
Spis osób:
To smutna historia o problemach lokalowych z dwoma trupami w tle. Inżynier Ogielski, który pracuje w Instytucie Doświadczalnym oraz prowadzi jakieś mętne interesy, z dnia na dzień musi zniknąć, ponieważ zgubił część średnio legalnej przesyłki, a sympatyczni posłańcy spuścili mu ostrzegawczy łomot. Żonę z dzieckiem wysyła do matki-emerytki, a sam najpierw pomieszkuje u znajomych, ale wiadomo - gość jak ryba, na trzeci dzień zaczyna cuchnąć, a znajomi się sukcesywnie kończą. Naiwnie idzie do biura kwater prywatnych.
- Osobom zameldowanym w Warszawie nie wynajmujemy - urzędniczka zwróciła mu dowód osobisty. - Jedynie w wyjątkowej sytuacji.
- Właśnie jestem w wyjątkowej sytuacji.
- Wybuch gazu, pożar, zatopienie?
- Dezynsekcja. Mrówki faraona.
- Pół Warszawy je ma - urzędniczka straciła dla niego wszelkie zainteresowanie. - Zresztą i tak nie mamy wolnych kwater.
Jeszcze bardziej prywatnie można było wynająć "kawalerkę w centrum, wygody, telefon" - 10 dolarów za dobę ("ja nie mam dolarów - bąknął zaskoczony inżynier - i nie mam gdzie spać. - Wal pan na ogródki działkowe"), "komfort z towarzystwem, tysiąc za dobę, towarzystwo płatne oddzielnie", kawalerka na Stegnach płatna z góry za trzy lata 72 tysiące złotych. Początkowo inżynier ląduje w "pokoju przy rodzinie", który okazał się leżanką w przechodniej izbie, dostępnej od dziesiątej wieczorem do dziesiątej rano ("po obiedzie to mąż lubi sobie pospać na tej kanapie - wyjaśniła gospodyni - a później to też nie lubi, jak się obcy po mieszkaniu szwendają, a po dziesiątej to w sam raz"); nie pomagało, że mebel stał na wprost telewizora. Wreszcie trafia do mamy Ząbek, która w niewielkim pomieszczeniu nocowała kilkunastu mężczyzn w różnych stopniu rozkładu oraz prowadziła wyszynk, a posłuch zdobywała sprawną ręką ("biła zwiniętą pięścią z siłą mężczyzny, srebrne pierścionki z ostrokątnymi oczkami, jakie nosiła na palcach, działały jak kastet").
Okazuje się, że w przesyłce były kolekcjonerskie figurki żołnierzy gwardii szkockiej, wyprodukowane przez firmę Mc Lanier z okazji koronacji królowej Elżbiety, limitowanka. Kolekcjoner, Edward Wyrobek[4], prowadzący prywatnie magiel z tradycją, oprócz żołnierzyków[5], wydaje pieniądze na wyścigi konne. On też poszukuje inżyniera, niestety zamiast niego znajduje swoich morderców.
Wtedy do akcji wchodzi kapitan Krzysztof Zalewski, wezwany do kolejnych zwłok - pracownika firmy produkującej ołowiane żołnierzyki "Pinokio" w Tłuszczu[6]. Razem z porucznikiem Oskierko dzielnie pracują na mikrośladach, istotne okazują się kłaczki owczej wełny oraz odcisk sztruksowej marynarki ze skórzaną łatą na łokciu, pozostawiony na brudnej szybie. Wzruszyła mnie dokładność przeprowadzonych przez wywiadowców wywiadów, którzy nie dość, że rozpracowali, kto na ulicy posiada jaki samochód, to jeszcze z czego się utrzymuje oraz że posiada "kożuch afgański koloru jasnobrązowego z niebieskim haftem".
Przez całą książkę nikt nic nie je, nie pije, a nawet nie pali. Zdziwienie.
Złote myśli:
- Ja noszę bieliznę do magla, dlatego wiem, jak wygląda maglownik. Wyręczanie się pralnią zuboża intelektualnie…
[1] Bawiąc-uczyć: Tarnga to herb rycerski Mongołów.
[2]
- Od jak dawna Matias był rozwiedziony?
- Będzie z sześć lat.
- Z jakiego powodu się rozeszli?
- On miał wyższe wyobrażenia o życiu, a ona co? Żadnego zawodu, do roboty leniwa i tylko by się stroiła. No to się tłukli, aż ona precz poszła i słuch o niej zaginął. On później to i wspominać o niej nie chciał, bo podobno na złe drogi zeszła i w Warszawie z cudzoziemcami za dolary się zadaje... Ale tak mi się widzi, co on tego ladaco odżałować nie mógł, bo fotografie i pamiątki po niej chował...
[3]
Kapitan myśli, że Łada Ortowianka na tle kobiet, jakie znał Matias, fascynowała go swoją kulturą, wykształceniem, sposobem bycia. Może nawet nie dostrzegał jej braku urody, jej lat. (...) Z czasem spowszedniałaby jej niezwykłość, minąłby nabożny respekt i tłukłby nieładną panią magister, jak tłukł piękną salową, swą lekkomyślną żonę lubiącą stroje, aż uciekła od niego do Warszawy i puszczała się za dolary.
[4] Mimo bliskiej już sześćdziesiątki, zachował prezencję, włosy i czerstwą cerę, pieczołowicie pielęgnowaną masażami i kwarcówką.
[5] Wartych niekiedy tyle, co nowy mercedes. Niesłabo, a łatwiej do kieszeni schować niż samochód.
[6] Sama spółdzielnia - perełka. Na krajowy rynek produkują niekształtne plastikowe żołnierzyki dla dzieci, bo do kiosków handel zamawia tylko produkcję popularną, a na eksport - przygotowane przez plastyka, zgodne z realiami epoki (konsultowane z historykami i kostiumologami) figurki z ołowiu, cyny i paper mache.
- Jakie są nastroje w brygadzie Matiasa?
- Bojowe, panie dyrektorze! Pełna mobilizacja do realizacji wytycznych w sprawie poszukiwania rezerw...
Inne tej autorki tutaj.
#29 2/3