Nasmarować ręce olejem, pomaga :)
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jeśli ktoś Wam powie, że w maszynie do chleba wystarczy zagnieść ciasto, a potem wystarczy "wyjąć, uformować w ładny kształt i wsadzić do piekarnika, gdzie się upiecze z chrupiącą skórką", to jest to taka prawda jak opisywanie programowania jako "zaimplementować według projektu, wdrożyć". Owszem, ciasto jest wyrobione i urośnięte, ale wyjmowanie wygląda tak, że wkłada się ręce w ciepłą kluchę, która jak żarłoczny obcy oblepia ręce po łokcie i nie chce ani się wyjąć z naczynia, ani uformować w kształty frywolne, jak również oderwać od wspomnianych rąk. Oprócz tego naczynie, w którym się ciasto wyrabiało - mimo że pokryte czymś nie pozwalającym na przyleganie - zostaje radośnie oblepione ciastem i wymaga szorowania, bo surowe ciasto jakoś nie chce schodzić po spłukaniu wodą. Zgadza się tylko ta chrupiąca skórka. Ale chyba jestem za leniwa na chrupiącą skórkę.
EDIT: Niestety, chleb wyszedł wyjątkowo dobry. I co ja mam, biedny leniwy żuczek, zrobić?