...wtedy dzieci byłyby przy dorosłym stole!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Czekamy na nawynosa w przyrestauracyjnym ogródku. Przy dwóch zestawionych stolikach spora rodzina z dziećmi. Dzieci kilkoro, nie mieszczą się, więc trójka starszych została przesadzona do stojącego oddzielnie stolika. W miarę przynoszenia potraw matki chodzą do stolika kroić starszym posiłek (bo nie można dać tak na oko ośmiolatce noża do ręki, żeby sobie sama pokroiła naleśniki), po czym wracają, zostawiając dzieci same. Dzieci orbitują do stolika z resztą rodziny, a to pokazać coś rodzicom, a to napić się soku, bo rodzice trzymają koło siebie (ke?). Chwilami przy oddzielnym stoliku siedzi jedno dziecko, a reszta z dorosłymi. Po ładnych kilkunastu minutach ktoś wpada wreszcie na nowatorski pomysł, że może by dosunąć trzeci stolik i siedzieć razem, ale zostaje zakrzyczany, że nie ma co robić bałaganu. Nie rozumiem, prawda?