Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
To jest naprawdę ładny film. Pokazuje najpiękniejszy Paryż na świecie[1] - najbardziej znane miejsca, latem, w gładkim, złotym słońcu; to miejsce, do którego chce się jechać teraz-natychmiast[2]. Do tego po tym niesamowitym Paryżu krąży Carla Bruni, Kathy Bates czy Adrien Brody (fenomenalnie podobny do granego przez niego Salvatore'a Dali). Pchle targi, pełne złoceń i pluszu luksusowe restauracje i hotele, Luwr, Pola Elizejskie, muzea i ogrody.
Gil, niespełniony pisarz, snuje się u boku majętnej narzeczonej po Paryżu, spędzając czas z jej nowobogackimi rodzicami i zmanierowanymi przyjaciółmi. Którego wieczora przypadkiem zostaje zabrany przez przejeżdżający automobil i przenosi się w świat Zeldy i Scotta Fitzgeraldów, którzy pokazują mu ówczesne imprezy, Ernesta Hemingwaya, wyjaśniającego zasady bycia prawdziwym mężczyzną, Dalego, rysującego nosorożca czy Gertrudy Stein, która wprowadza poprawki do jego powieści. I wreszcie pięknej modelki, Adriany, w której się zakochuje. I tak w dzień zwiedza Paryż z narzeczoną, a wieczorami wymyka się, żeby być z Adriane sprzed kilkudziesięciu lat.
I wszystko byłoby świetne, tyle że nie widzę zupełnie sensu kręcenia filmów z Woody Allenem w roli głównej, jeśli nie gra WA, tylko kto inny (jak człowiek z połamanym nosem). Ba, film podobałby mi się o wiele bardziej, gdybym nie wiedziała, że to Woody Allen. Niestety. Jak na Allena, to jeden ze słabszych. Ratują aktorzy i Paryż, bo scenariusz niespecjalnie.
[1] Lubię u Allena umiejętność pokazywania tego, co najładniejsze w mieście. I to, że chyba każde miejsce wygląda trochę jak Manhattan.
[2] I jeśli celem zaproszenia Allena do nakręcenia filmu w Paryżu było stworzenie reklamówki miasta dla turystów, to cel został osiągnięty w 100%.