Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Brzmiała mi dziś w głowie piosenka Władka Sikory[1], upiłam się słońcem i świeżym powietrzem. Miałam pisać o kolejnych skandynawskich kryminałach, ale mi zeżarło do połowy napisaną notkę, więc zapał zmarniał. Nie będę opowiadać o stłuczonym palcu, braku okularów przeciwsłonecznych i rosnącej liczbie pomyłek i niedopatrzeń. Mam poczucie, że jakoś to będzie. Jak szaleć, to szaleć - zrobiłam dziś zakupy w Biedronce.
[1] Idzie sobie wiosna, słychać świergot ptaka,
ładna to piosenka, tylko głupia taka.
Już przyleciał bocian i w kałuży dłubie,
mi to nie przeszkadza, dalej będzie głupiej.
A aaaaa już jest wiosna, a aaaaa dłuższe dnie
A aaaaa kwiaty rosną, a aaaaa głupie, nie?
Słońce raźniej świeci, dym się w polu snuje
- zupełnie bez sensu, ale się rymuje.
Budzi się przyroda, już zielono wszędzie
bać się nie ma czego - znowu refren będzie:
Rozmarzają rzeki, płynie kra do morza
- zwrotka nienajgorsza, tylko rymu nie ma.
Drzewa mają pączki, w jajkach są pisklęta,
przyroda jak zwrotka - niedorozwinięta!
Wiosna jest po zimie w myśl ludowych przysłów.
ja już nie mam zdrowia do tych idiotyzmów.
Kończy się piosenka, śniegu nie ma prawie.
Pisać głupie teksty nawet ja potrafię!