Narada na korytarzu
Na korytarzu na środku piętra obok naszego open space'a zgromadziła się grupka "nowych", przeważnie pań. Kątem ucha słyszę zachwycone: "To jest najfajniejsze piętro, po obu stronach są sami faceci!".
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Na korytarzu na środku piętra obok naszego open space'a zgromadziła się grupka "nowych", przeważnie pań. Kątem ucha słyszę zachwycone: "To jest najfajniejsze piętro, po obu stronach są sami faceci!".
A do tego śmierdzi zgniłą ścierą. Idea jest piękna - mogę skasować bilet za pomocą komórki i bez biegania do kiosku, co ma dla mnie niebagatelne znaczenie, jako że ani w Suchym Lesie, ani na Podolanach biletu nie uświadczysz, nie wspominając o tym, że kierowca biletów nie ma i jedyną opcją jest żebranina po pasażerach, czy nie mają odsprzedać. Dla słabszych dodam, że nie da się czasem przewidzieć, że akurat będzie trzeba jechać autobusem, nie wspominając o chamskim numerze, jaki wycięło poznańskie MPK, anulując bilety 10-minutowe, których miałam garść i wprowadzając 15-minutowe (z okresem 4 dni na zużycie) bez opcji zastępowania. Wracając do naszego barana - mobiletu, wezbrał we mnie entuzjazm, skoro można przez Internet. Na wejściu dostałam po oczach "Powtóż numer telefonu komórkowego" (nie poprawili mimo zgłoszenia wczoraj). Potem już było coraz zabawniej. Zeznałam, że jestem kobietą, więc konsekwentnie w pliku konfiguracyjnym na komórkę, czytałam: "Cześć, Małgorzata Krzyżaniak. Pan/Pani chce ściągnąć moBILET urządzeniem Nokia" (geniusze, jakbym nie chciała, to bym nie ściągała) i konsekwentnie "trzeba podać przez was wybrane hasło", a na samym końcu "Download zacząć".
Download zaczęłam i zakończyłam, przez pół dnia walczyłam z ustawieniami komórki (nawet na erowym hotlinie nie wiedzieli, czego chcę), wreszcie z pomocą siwej zalogowałam się do aplikacji, żeby się dowiedzieć, że pieniądze wysłane z Citi do Citi nie są bynajmniej księgowane on-line. Ba, nie były zaksięgowane po upływie doby, więc w międzyczasie zdołałam pojechać do miasta taksówką, kupić bilety papierowe w kiosku i wrócić. Wot, technika.
Teraz czekam na jakieś zabawne zdarzenie przy próbie skasowania elektrycznego biletu w autobusie.
Dodano: skasowałam, wyszło całkiem nieźle. Oczywiście nacięłam się na idiotyczne zabezpieczenie, które blokuje aplikację, jeśli bezpośrednio po otwarciu w ciągu chyba 30 sekund nie wejdzie się w zakup biletu, nie uwzględniając, że można to robić po raz pierwszy i musieć się zastanowić, czy starczy 30 minut (do przesiadki), a potem 15, czy jednak stuknąć w godzinowy na całość (jednak tak). Druga próba zakupu po blokadzie i włączeniu ponownym jest opóźniona o jakąś minutę, co zapewne jest niczym w stosunku do wieczności, pod warunkiem, że nie stoi nade mną kontroler z miną Wilhelma Zdobywcy.
- Ty, gdzie jest ulica 27 grudnia? (puste spojrzenie rozmówczyni) Gdzieś koło Empiku, nie?
- A, tak! Pracowałam kiedyś w Pizza Hut i to tam. Pamiętam, że była jakaś tabliczka z datą, ale nie pamiętałam, jaką.
Kurtyna.
Uprzedzając pytania - panie jechały z piętra (albo dwa) wyżej, więc nikt z naszej wioski.
... nieodmiennie. Dość fascynuje mnie, jaki ciąg skojarzeń zmusił ludzi do wpisania w wyszukiwarkę tego, co poniżej:
Od jakiegoś czasu na billboardach można było zobaczyć początek jakiejś dwuczłonowej kampanii reklamowej - dość atrakcyjną i nagą niewiastę z tak zwanej dupnej strony, okraszoną niedwuznacznym napisem "Gładź, gładź, gładź". Może jestem naiwna, ale przyznam, że dość mnie osłabił finał imprezy, kiedy obok niewiasty pojawił się worek gładzi gipsowej (czy szpachlowej). TŻ mi objaśnił, że standardowy budowlaniec ma jeden zwój mózgowy więcej niż kot (a - jak wiadomo - kot ma mózg wielkości połowy orzecha włoskiego, oczywiście bez skorupki), więc można mu pokazać albo alkohol (problem), albo gołą babę (jak widać nie problem). Reklama nie jest tak ostentacyjna jak "Będzie mnie kładł cały świat" (goła pani na glazurze) czy "Ciągniemy druty" (goła pani z drutami), ale i tak porażająca.