Psiankne motyliszcza!
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Jestem niesamowicie szczęśliwym zwierzęciem, bo już po 7 (siedmiu!) latach mam w kuchni kafelki. Samo kładzenie płytek razem z fugowaniem trwało 2,5h (i nie, jeszcze nic nie odpadło i mam nadzieję, że nie odpadnie). Natomiast, co mnie zupełnie osłabiło, odgruzowywanie jednej ściany w kuchni zajęło dwa popołudnia, odkryło pokłady brudu i tłuszczu (a także skarby zakocone[1] pod lodówkę: kostka cebulowa knorr, wafle, paluszki słone, zamykatko do chleba, kocie chrupki, kulka z folii, orzechy i cukierki, drobne monety; niestety, większych walorów gotówkowych i cennej biżuterii nie stwierdzono), a dodatkowo spowodowało mały potopik przy okazji odkręcania zmywarki. Tak czy tak, cieszę się, że dzisiaj część szafek wróci na swoje miejsca, moja ukochana zmywarunia (cmok, kochanie :-*) wyszoruje to, co umazaliśmy od wczoraj, a do końca tygodnia powiesimy relingi. Wspominałam, że nie cierpię remontów? Tyle że kot ma fun, bo można jeść na szafce stojącej centralnie na środku kuchni, wchodzić w niedostępne dotychczas miejsca i wdzięczyć się całym kotem do pana fachowca, który emitował się z "no ładny kotek, ładny, ale ja kotków nie lubię". Namiarem na fachowca służę w razie chęci (Poznań i okolice).
Uprzedzając opinie - tak, jestem infantylna i dziecinna, ale motylków na kafelkach własną piersią bronić będę. Bo jestem delikatna, kobieca i motylki są kwintesencją mojej osobowości, taka ich w trąbkę szarpana mać.
[1] Napisałam "zachomikowane", ale to koty je tam wturlały, nie chomiki.