kciuki trzymamy wciaz, nawet jak wiesci takie bardziej do płaczu
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Bo było mocno ciut gorzej. Kot przestał jeść jeszcze bardziej niż zwykle, głównie posiorbywał część płynną z karmy, którą dostawał, osowiał (mówiłam, że koty mają sporo wspólnego z sowami) i zaczął bardziej niż zwykle wachlować żebrami przy oddychaniu. Podczas wizyty u weterynarza zrobiło się bardzo minorowo, bo wyszło, że z planowanej operacji i kontynuacji chemioterapii nici, albowiem kot ma w płucach płyn i w zasadzie oddycha siłą przyzwyczajenia, a nie płucami. Dodatkowo na rentgenie nie widać nic, więc nie wiadomo, czy kot ma przerzuty, czy "tylko" stan zapalny. Zasadniczo serca nawet nie widać, chociaż w przypadku kota to dość oczywiste, bo kot ma głównie żołądek w środku. Do tego kot ważył wszystkiego 3,55 kg, co na kota, co sięgał i do 7-miu w szczytowej formie, jest bardzo smutne. Long story short, kotu lepiej. Wprawdzie nienawidzi mnie, bo wpycham tabletki i daję ohydne (próbowałam) lekarstwo w kroplach (jak to wet stwierdził - kot opanował robienie pienistego ślinotoku on-demand i jest z tego dumny), ja nienawidzę siebie, bo dla ulżenia kocim oskrzelom trzymam temperaturę jakichś nędznych 19 stopni plus wietrzę, co oznacza, że chodzę i nieledwie śpię w polarze.
Hanka wysnuła teorię, że kot to robi, żeby przykuć uwagę TŻ-ta, który szlaja się po obcych landach i zaniedbuje codzienną porcję drapania za uszkiem. Jeśli taki był cel, to metodę sobie kot obrał dość skuteczną i timing ma co najmniej perfekcyjny.