znam to. na szczęście musisz się przeprowadzić, więc się przeprowadzisz. i będzie super.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Podobno powinnam zarządzać ekipą przez codzienne dzwonienie i narzekanie, że jeszcze nie gotowe. No ale jakoś nie. Próbowałam sobie więc ostatnio zwerbalizować moją podświadomą niechęć do przeprowadzki. Podświadomą, bo wszak dwa razy większa powierzchnia, ślicznie, czysto, nowe szafy, kafelki, nowa kuchnia, światło i wykusz. I ogród! Ale mam takie poczucie jak przedwyjazdowe napięcie - a może by nigdzie się nie ruszać, tylko odkurzyć półki z książkami?
Nagle policzyliśmy z TŻ-em, że to dotychczasowe mieszkanie to nasza przystań najdłużej w życiu - ponad 14 lat (2001-2015). Wcześniej nigdy tyle nie mieszkałam w jednym miejscu - w rodzinnym mieście 4-5 lat tu, 4-5 lat w kolejnym mieszkaniu i tak do studiów. I nagle 14 lat, ale jak to. Znam każdy zakątek (chociaż ostatnio pani A. zdziwiła mnie informacją, że za cmentarzem jest piesza aleja wysadzana czereśniami do wsi obok, o której nie widziałam!), wiem, gdzie po chleb, ba, nawet znam okoliczne koty.
I mam się wyprowadzić. Z własnej woli. Sama chciałam.
I jak przeprowadzka jakoś mnie nie stresuje, pakowanie jest do ogarnięcia, najwyżej będziemy jeździć przez miasto w tę i z powrotem z kartonami. Ale mam zostawić Mój Dom. Pierwszy dom.