Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Sue Grafton - F is for Fugitive

Lubię u Gratfon plastyczność świata. Kolor kalifornijskiej plaży w lutym, zapach świeżej kawy, miasteczko, które Kinsey ogląda i potrawy, które je (w tym odcinku filet mignon średnio wysmażony, pieczone ziemniaki, sałata z niebieskim serem i na deser szarlotka[1]). Floral Beach jest miasteczkiem fikcyjnym, ale czytając o tym, że mieści się na powierzchni 3 na 6 kwartałów[2], ma główną ulicę, szpital, szkołę i hotel, a wszystko przy plaży, mam poczucie, jakbym wróciła do takiego Santa Cruz. Kinsey przyjechała, bo w poprzednim odcinku przestępca wysadził w powietrze przybudówkę, którą wynajmowała od swojego gospodarza i na czas remontu chciała zmienić na jakiś czas otoczenie. Tytułowy zbieg to Bailey Fowler, który oskarżony przed 17 laty o zabicie swojej eks-dziewczyny, zwiał z więzienia i przez lata żył z dala od domu przyzwoitym życiem, po czym przez głupi przypadek zostaje złapany. Kinsey próbuje wyśledzić, czy rzeczywiście został oskarżony o zbrodnię, której nie popełnił, ale nie jest łatwo, bo nikt nie chce o tym, co się działo przed laty, rozmawiać, a sam Bailey ucieka ponownie z sali sądowej. Rodzina Fowlerów w ogóle niespecjalnie funkcjonuje, bo senior umiera na zaawansowanego raka, seniorka ma cukrzycę, nadwagę i ledwo podnosi się z łóżka, a starsza córka ma dość życia w cieniu wiecznie nieobecnego i ciągle usprawiedliwianego brata.

I, co ciekawe, Kinsey wykrywa i sprawcę zbrodni sprzed lat, i tych świeżych, bo wraz z rozpoczęciem śledztwa trup zaczyna się słać; mimo niechętnej jej policji, mimo tego, że wszyscy znający zamordowaną nastolatkę nie chcą o tym rozmawiać, bo większość panów z nią sypiała, a brak jest już dokumentów medycznych, z których można by wywnioskować, kto był ojcem jej dziecka. Oczywiście, mogłaby śledztwo przerwać, zanim oberwie rakietą tenisową, zanim będzie uciekać po krzakach przed policją i zanim morderca weźmie ją na muszkę strzelby, ale Kinsey nie z tych, co się łatwo poddają.

[1] Jest to spory postęp w stosunku do ulubionej potrawy Kinsey, czyli ćwierćfunciaka z serem z McD.

[2] Lubię amerykańskie uporządkowanie w kwartały, pełną zabudowę i numerowanie domów od pełnej setki co przecznicę.

Inne tej autorki tutaj.

#60

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 9, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Skomentuj


Barbara Kosmowska - Hermańce

Hermańce są dziwne. Niby współczesne, a schowane gdzieś daleko za rzeczywistością. Męski świat kursuje między barem "Malczik", kliniką odwykowo-psychiatryczną mizoginistycznego doktora Rocha, kościołem a Doliną Majtek, gdzie na miękkim mchu i trawie obraca się panny lokalne i turystki. Świat kobiet, a zwłaszcza Komitetu Wdów, bo tych jest we wsi najwięcej, kręci się wokół kościoła (zwłaszcza na pogrzebach). Panowie piją i zdradzają, a kobiety - te starsze - narzekają, a młodsze skrobią pozyskane w Dolinie Majtek niechciane ciąże i czekają na ślub, mimo że perspektywa jest taka sobie. M. Złotowski dobrze rokuje i uważa, że zostanie pisarzem, jak mieszkający kiedyś w Hermańcach poeta - Bruno Żubr. Pisze do nieżyjącego Żubra listy - o swojej udawanej terapii u doktora Rocha, o morderstwie upośledzonej Ilonki Szczęście, o tym, że ojciec zostawił matkę dla pani Gizeli, o swojej ciągle powstającej powieści (cały czas w głowie, nie na papierze), o piciu w "Malcziku" i powoli do niego dociera, że niekoniecznie całkiem panuje nad swoim życiem.

Niespecjalnie lubię świat bohaterów Kosmowskiej, lubię natomiast, jak sukcesywnie odziera każdego z nich z iluzji i konfrontuje wyobrażenie z prawdą. Nie ma sielanki i lukru, każdy ma coś pozamiatane pod dywan. Trochę śmiesznie, trochę strasznie, ale w dobrych proporcjach.

Inne książki tej autorki tu.

#59

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 4, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Skomentuj


Josephine Tey - Tam, gdzie piaski śpiewają

Tutaj inspektor Grant nie jest niesłychanie uprzejmy, ale za to ma nerwicę spowodowaną ciężką i wyczerpującą pracą, dla podratowania zdrowia bierze więc urlop i jedzie do kuzyna do Szkocji. Trochę niesprytnie wybiera podróż pociągiem sypialnym, bo nie dość, że cierpi na klaustrofobię i całą noc się męczy w ciasnej kuszetce, to jeszcze wysiadając przypadkiem trafia na nieuprzejmego konduktora, który właśnie znajduje świeżego nieboszczyka kilka przedziałów obok. Grant przypadkiem zabiera gazetę nieboszczyka i znajduje na marginesie wiersz o śpiewających piaskach, co jakoś nie składa mu się z oficjalną wersją śmierci delikwenta z pociągu. Zaczyna prowadzić prywatne śledztwo, po części dlatego, że ryby specjalnie nie biorą, po części, bo żona kuzyna uparcie go swata przy każdej wizycie, a po części, bo jest policjantem i jak widzi źle wyjaśnioną śmierć, to zaczyna podejrzewać morderstwo.

Mało kryminału, dużo obyczajówki - życie w wiejskim dworku na szkockiej prowincji, łowienie ryb i spacery z rozgarniętym 6-letnim synem kuzyna, lokalny folklor, wizyta na dzikich Hebrydach, gdzie zimno i przeraźliwie paskudna kuchnia, a na wiejskiej imprezie panowie ukradkiem podają sobie flaszkę i pudełko z pornografią. Dość irytujące są monologi Granta, bo chłopak niespecjalnie ma z kim pogadać, a ewidentnie mu tego brakuje. A na końcu nie dość, że udaje się rozwiązać zagadkę tajemniczego mężczyzny z pociągu, to jeszcze nerwica się ulatnia i inspektor świeży i wesoły wraca w czułe ramiona Scotland Yardu.

Inne tej autorki.

#56

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 23, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 3


Frances Mayes - Słodka leniwa Georgia

Trochę się spóźniłam kalendarzowo, bo akcja powieści dzieje się między 7 a 14 lipca[1]. I chyba dlatego, że zdarzały się upały i lato, poczułam chociaż trochę gęstego, dusznego i wilgotnego klimatu amerykańskiego Południa. W małym sennym miasteczku Swan robi się nagle nieprzyjemnie, bo ktoś wykopuje z lokalnego cmentarza ciało Catherine, samobójczyni sprzed 20 lat, matki dwójki nastoletnich dzieci i żony lokalnego lekarza. Mąż się rozpił i po udarze stracił sprawność umysłową, a dzieci - łatwo się domyślić - niespecjalnie się z tym dobrze poczuły i mimo że zaopiekowała się nimi ciotka Lily, wyrosły na dość skomplikowanych i niespecjalnie szczęśliwych dorosłych. J.J większość czasu spędza w samotności w domku na bagnach, pływa, rysuje, łowi ryby i co jakiś czas nawiązuje jakąś krótką znajomość, Ginger - po krótkim i nieudanym małżeństwie - pracuje jako archeolog we Włoszech. I nagle oboje wracają do Swan i dowiadują się, że matka wcale nie popełniła samobójstwa, tylko ktoś ją zabił. Wprawdzie sama zagadka się do końca nie wyjaśnia, ale przez ten lipcowy tydzień życie całej rodziny, która wegetowała w kręgu tematów nie-do-poruszania i każdy był zamknięty w sobie, wreszcie wraca do normy.

Ładna, powolna historia o odzyskaniu świata, który od lat był zamknięty, pogrzebany i wspominany jako koszmar. Po uznanej za samobójczą śmierci matki, ciotka Lily spaliła wszystkie jej ubrania, rysunki i notatki, dlatego ogromną niespodzianką okazuje się jedno z pudeł w szopce, w którym Ginger wśród ciążowej odzieży znalazła notatniki i zdjęcia matki. Wprawdzie to nie sprawiło, że odzyskali stracone lata, ale zaczęli inaczej patrzeć na swoich rodziców i swoje życie.

[1] Inna rzecz, że książkę woziłam kilkukrotnie na wakacje - najpierw dwa razy na Węgry, a potem do Stanów, tyle że nie zdążyłam przeczytać.

Inne tej autorki tu.

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 5, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Skomentuj


Barbara Gordon - Dwaj panowie z Zodiaku

Ten kryminał jest doskonały, bo wielostronnie zły - zaczynając od kulejącej akcji (w której przestępca się łapie na drodze pecha i zbiegu okoliczności), od znaku równości między przestępstwami gospodarczymi, prostytucją i morderstwem (bo skoro ktoś już kradł na wielką skalę, to nie zawaha się stuknąć niewygodnego świadka), a kończąc na języku. Co jakiś czas autorce zbiera się na elaboraty filozoficzne, okraszone metaforami i przenośniami, dzięki czemu można przeczytać na przykład, że:

Należał on mianowicie do tej kategorii ludzi, którzy przyrodzoną bystrość swych umysłów lubią obracać na rozwiązanie problemu: jak najwięcej zarobić, pracując jak najmniej. Ta kategoria ludzi jak pleśń, jak złośliwa rdza osadza się na skrajach społecznego życia nie dość dobrze zabezpieczonych, rzec by można - nie wietrzonych należycie lub po prostu, jak źle wytopiona stal, podatnych uszkodzeniom.

Władysław Kotym w czasie wojny wykonał skok klasowy - z niedojadających nizin społecznych, z potencjalnego czeladnika szewskiego bez perspektyw został za pomocą najpierw drobnych, a potem nieco grubszych szachrajstw bardzo ważnym panem dyrektorem. Nie że sam chciał, ale jego próżna żona Zuzanna - żądna luksusów, kawioru, toalet od projektantów i biżuterii - domagała się, żeby zapewnił jej należytą stopę życiową. Więc okradał i skarb państwa, i ludzi prywatnych, malwersował, korumpował, zmuszał podległych mu pracowników do oszustw i stworzył imperium zła. Zło polegało na tym, że brał towar i nie płacił, a kierowniczka podległego mu komisu wpisywała to jako towar zniszczony albo wprowadzał do obrotu towar od prywaciarzy bez faktury. A jak coś się zaczynało sypać, to wyniośle się odcinał i wychodził bez skazy, a nawet chętnie pomagał tzw. organom. Zły to człowiek był, zły.

Akcja trwa raptem dwa i pół dnia - pierwszego dnia aresztowana jest kierowniczka komisu, a Kotym wprowadza w życie plan zatarcia śladów. Wieczorem po raz kolejny kłóci się z żoną, a potem spotyka się z tajemniczym panem Pirką. Drugiego dnia zostają znalezione zwłoki w bajorku pod Piasecznem, Zuzanna Kotymowa i pan Pirko znikają, a trzeciego dnia po wielkiej a nieudanej obławie w Gdyni sprawa się rozwiązuje.

Do tego są piękne akcenty prospołeczne. Kapitan Jastko z wydziału gospodarczego i kapitan Chmura z wydziału zabójstw prowadzą dyskurs o kondycji socjalistycznego człowieka, oczywiście prowadzący do krzepiących wniosków:


Funkcja, jaką spełnia on, Chmura, jaką spełnia Jastko (...) polega na tym, ze muszą się stykać z takimi ludźmi, z takimi zjawiskami. Stykać się po to, by zwalczać, by udaremniać ich działanie, ograniczać zasięg. To stałe stykanie się jednak sprawia, że obraz rzeczywistości staje się zdeformowany. Jak w powieści kryminalnej, może się wydawać, że społeczeństwo składa się w przeważającej części z Kotymów, Dzietrzyków [malwersującej kierowniczki sklepu i jej męża pijaka i łobuza], "Złotych Jolek" [proweniencja oczywista] i innych im podobnych. A to nieprawda. Bo jest [...] wielu, wielu zwykłych, porządnych ludzi, pragnących powodzenia życiowego zdobytego nie kanciarstwem, lecz własną pracą, pragnących osobistego szczęścia nie kupionego za ukradzione czy zrabowane pieniądze, okupionego czyjąś śmiercią - lecz polegającego na zaufaniu jednego bliskiego człowieka do drugiego bliskiego człowieka. To wielka otucha dla Chmury - taka myśl. Myśl o tym, że Kotymowie - to margines, a nie reguła.

Książka z 1969 roku, autorka pokazuje, co wtedy oznaczał luksus: piękne futro z brajtszwanców i pierścionek ze szmaragdem, wczasy w Jugosławii, bo na Krymie nudno, a na proszoną kolację kawior, łosoś, francuski koniak i pieczyste z bażanta.

Inne z tej serii, inne tej autorki:

#48

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 4, 2011

Link permanentny - Tagi: 2011, kryminal, panie, prl, z-jamnikiem - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 4


Krystyna Boglar - Nie głaskać kota pod włos

Niektóre książki trzeba przeczytać w dzieciństwie. Bo potem już tylko można cynicznie wypunktować rodzinę, w której pójście matki, do tej pory pełnoetatowo zajmującej się domem, na studia oznacza Ostateczny Krach Systemu Domowego. Starsza córka zostaje zagoniona do gotowania, starszy syn do sprzątania, młodsze bliźnięta znane szerzej jako Bąble zaopiekowują się same po sąsiadach. Mama studiuje pedagogikę, tata jest chory na grypę albo w delegacji. Szczęśliwie dla starszej córki są mrożonki ("Można wykorzystać mrożonki - powiedziała mama poważnie. Zupełnie nie doceniacie tego, co wam daje przetwórstwo. Mrożonki są tanie, zdrowe i co najważniejsze, kupuje się je bez kłopotu"), a dla starszego syna - ruda Agata, w której się kocha, nie śmieje się z tego, że wynosi śmieci, odkurza i froteruje podłogę. Potem jeszcze dokwaterowuje się ciotka, która głównie zajmuje się socjalizacją niejakiego Beńka, którego Bąble pozyskały jako młodzież patologiczną dla matki, żeby się wprawiała.

Non stop zacinająca się winda, którą teoretycznie dzieci nie powinny bez opieki jeździć, kilkuletni Blondyn siedzący na klatce schodowej pod drzwiami, bo babcia wyszła, 7-latki stołujące się w barze piwnym nieświeżą kaszanką. Słabe to trochę. Na szczęście mama zdaje egzamin u najostrzejszego profesora i jest szansa, że zaopiekuje się dziećmi chociaż przez wakacje.

Inne tego autora:

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 28, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 7