Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o kryminal

Hakan Nesser - Jaskółka, kot, róża, śmierć / Sprawa G

Jaskółka, kot, róża, śmierć opisuje serię morderstw dokonanych w ciągu kilku lat na kobietach - zostają znalezione rozebrane, uduszone, czasem okaleczone, ale wygląda na to, że morderca nie wykorzystuje ich seksualnie. Wprawdzie śledztwo prowadzone jest przez ekipę z Maardam, ale wpływ Van Veeterena jest spory - na podstawie drobnych poszlak (odznaka uczelni, tropy literackie zostawione przez mordercę) udaje mu się stworzyć na tyle ścisły psychologiczny portret przestępcy, że policja rusza jego śladem. Co ciekawe, to nie policja ostatecznie wymierza karę zbrodniarzowi.

Tytułowa Sprawa G to pojawiająca się epizodycznie w roli wyrzutu wspomnienie o zbrodni, której Van Veeternowi nie udało się rozwikłać. Książka podzielona jest na dwa epizody - oryginalną sprawę, dziejącą się 15 lat wcześniej (kiedy Veeteren był jeszcze komisarzem) i rozwiązanie jej (w czasie, gdy już konsultował tylko zza antykwarycznej lady). Oryginalna sprawa rozpoczyna się, gdy do staczającego się prywatnego detektywa Verlangena (eks-policjanta, wyrzuconego za korupcję) przychodzi atrakcyjna Amerykanka i prosi o śledzenie swojego męża, Jaana G. Hennana (którego detektyw aresztował kiedyś za sprawy okołonarkotykowe). Verlangen rozpoczyna pracę i ku swojemu zdziwieniu nie znajduje nic zdrożnego w zachowaniu męża; tym bardziej jest zaskoczony, gdy G. go rozpoznaje i spędzają razem pijacki wieczór. Trzecie, największe zaskoczenie ma miejsce, gdy okazuje się, że zwłoki żony zostają znalezione w pustym basenie posesji Hennana, a Verlangen daje mu pełne alibi. Van Veeteren ma osobiste porachunki z G. - chodzili razem do szkoły, G. już wtedy był manipulującym innymi psychopatą, doprowadził do samobójstwa jednego z kolegów (a VV był zbyt słaby, żeby się sprzeciwić) oraz uwiódł mu ukochaną (po czym rzucił). Ale - mimo wykupionej niedawno przez G. polisy dla żony na ponad milion guldenów, aresztowania, intensywnego śledztwa i procesu - nie udaje się doprowadzić do skazania. Mija kilkanaście lat, do emerytowanego już Van Veeterena przychodzi córka Verlangena i zgłasza zaginięcie ojca. Niby powodów może być wiele - Verlangen przez te kilkanaście lat nie zmienił destrukcyjnego trybu życia - ale VV wie, że to zaginięcie ma związek ze sprawą G. Poszukiwania przenoszą ekipę z Maardam do Kaalbringen, miejscowości znanej z tomu "Punkt Borkmana" na ostatnią akcję z tamtejszą policyjną załogą.

Uwielbiam u Nessera polskie akcenty - kochanką Verlangena jest Cara Besbarwny, na posterunku pracuje Kowalski ("Na koniec komisarz odczytał dwustronicowy raport posterunkowego Kowalskiego – zawierający czterdzieści dwa błędy ortograficzne, których nie było słychać podczas czytania na głos"), Van Veeteren z ukochaną chodzą do kina na Dekalog Kieślowskiego i są nim zachwyceni (że można stworzyć coś "tak stuprocentowo prawdziwego przy tak minimalnych środkach") - i za wielokrotnie przemycane jadłospisy: boeuf burguignon z barolo rocznik 97, "danie jednogarnkowe z okonia czerwonego, morszczuka, małży, oliwek, czosnku, obranych ze skórki pomidorów i pietruszki", z ryżem szafranowym z dodatkiem cienkich pasków zrumienionego bekonu oraz z białym mersault rocznik 73 czy wreszcie "zwykłe ratatouille z ryżem basmati" z St. Emillion ’82 oraz serem gruyère i kawałkami gruszki.

Inne tego autora tutaj.

#30-31

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 18, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, kryminal - Skomentuj


Hakan Nesser - Kim Novak nie wykąpała się w jeziorze Genezaret

Lata 80. Matka 14-letniego Erika umiera w szpitalu (nowotwór), ojciec niespecjalnie sobie z tym radzi. Wysyła więc młodszego syna z kolegą Edmundem na wakacje do chaty nad jeziorem, gdzie ma zajmować się nimi jego drugi, starszy syn Henry i jego dziewczyna. Dziewczyna nie przyjeżdża, bo się pokłóciła z Henrym chwilę wcześniej, ale ani nastolatki, ani opiekujący się nimi dwudziestoparolatek nie uznają tego za problem. Wakacje są absolutnie sielskie, typowe dla lat ery przedinternetowej: rowerem po zakupy, ognisko, pływanie w mętnym jeziorze, budowa pomostu; Henry nie narzuca się chłopakom, pisze książkę, czasem tylko prosi o chwilę intymności, bo przyjeżdża do niego dziewczyna. Szybko okazuje się, że tą dziewczyną jest pyszna, dwudziestoparoletnia blondynka Ewa, do złudzenia podobna do Kim Novak, która tuż przed zakończeniem roku szkolnego w szkole Erika pojawia się na zastępstwo, budząc w młodych chłopcach wiele myśli, mimo że wiedzieli, że jest narzeczoną lokalnej sławy sportowej. Łatwo się domyślić, że związek Henry'ego z dziewczyną innego to początek kłopotów - któregoś dnia sielanka się kończy, gdy zwłoki jej byłego narzeczonego zostają znalezione w okolicach jeziora.

Inspektor policji pojawia się epizodycznie, jako przesłuchujący wszystkich (w tym chłopców) i aresztujący Henry'ego (tymczasowo, bo dowodów brak) w celu znalezienia mordercy. Zbrodniarza nie udaje się znaleźć. Po latach historia powraca w narracji Eryka, który pewnego dnia spotyka Ewę i mimo kilkunastoletniego stażu małżeńskiego i różnicy wieku, rozpoczyna z nią romans.

To zupełnie inna książka niż te typowo kryminalne - tu tajemnica morderstwa jest drobnym elementem historii dojrzewania, radzenia sobie ze śmiercią matki i próbą wejścia w świat dorosłych.

Inne tego autora tutaj.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 14, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, kryminal - Skomentuj


Hakan Nesser - Drugie życie pana Roosa / Samotni / Rzeźniczka z Małej Birmy

Valdemar Roos ma 59 lat i czuje, że w zasadzie nie żyje. Nie ma przyjaciół, młodsza o 11 lat druga żona i pasierbice traktują go jak stary, brzydki i zawadzający mebel, z synem i rozwiedzioną żoną nie utrzymuje kontaktu[1], a w pracy wyczekuje na przejście na emeryturę. Drugie życie pana Roosa rozpoczyna się w momencie, kiedy nagle wygrywa sumę wystarczającą na spełnienie marzeń o zmianie życia. Pytanie, czy jeszcze umie. Zaczyna od rzucenia pracy i zakupu chatki w odludnym miejscu, do której jeździ zamiast do pracy. Szybko okazuje się, że powroty do domu, w którym sytuacja nie ulega zmianie, są coraz trudniejsze, tym bardziej, że do chatki przypadkiem trafia Anna. Anna (Polka z pochodzenia, co łatwo poznać po rdzennie polskim nazwisku Gambowska[2]), 21-letnia narkomanka na odwyku, właśnie uciekła z ośrodka, o mało co nie została zgwałcona i jest absolutnie bezradna. Jej matka jest bardziej zainteresowana resztą swojej rodziny, a do tego zdradza miejsce jej pobytu byłemu chłopakowi, niebezpiecznemu dilerowi narkotyków. Do Barbarottiego sprawa trafia z dwóch stron - złamał nogę i opiekuje się nim druga żona Roosa, nieco zaniepokojona (nieco, bo w końcu to tylko stary mebel) prosi o pomoc w znalezieniu męża, którego od kilku dni nie ma, a do tego przy odludnej chatce zostają znalezione zwłoki młodego mężczyzny. Policja rusza w pościg za dziwną parą przez pół Europy, trafiając nawet do miasteczka Maardam, znanego z cyklu o Van Veeterenie.

[1] Niespecjalnie się dziwię, bo...

Brodawki jej ciężkich piersi prześwitywały przez stanik i materiał bluzki i wydawały się świdrować go wzrokiem jak dwa wściekłe kotlety mielone. Valdemar stwierdził, że jego żona naprawdę wygląda jak topielec.

[2] W Polsce jest 8 (osiem!) osób o tym nazwisku (wg strony http://nazwiska-polskie.pl/). Naprawdę trzeba się naszukać, żeby trafić na rzadsze. Rispect.

Samotni to historia grupy sześciorga ludzi, którzy spotkali się pod koniec lat 60. w Uppsali, gdzie większość z nich studiowała. Planują rozkręcić biuro podróży z egzotyczną dla Skandynawów specjalizacją: kraje bloku wschodniego - Polska, Czechy, Rumunia, Węgry itd. Wyprawa orientacyjna, w którą się wybierają starym autobusem, zmienia wszystko. Jakiś czas potem jedna z osób, Maria, ginie podczas wyprawy na grzyby, spadając z klifu. 35 lat później, w tym samym miejscu, policja znajduje zwłoki kolejnej osoby, Germunda, chłopaka Marii. Na śledztwo nakładają się prywatne problemy inspektora, który najpierw dowiaduje się, że jego żona, Marianne, była w związku z Germundem, zanim poznała Barbarottiego, a niedługo potem wszystko przesłaniają problemy zdrowotne Marianne, która traci przytomność w wyniku krwotoku w mózgu.

Rzeźniczka z Małej Birmy zaczyna się od zupełnie niekryminalnego, ale dramatycznego wydarzenia: żban Oneonebggvrtb hzvren jr śavr cółgben ebxh cb cbcemrqavz xejbgbxh qb zómth. Barbarotti wpada w depresję, rozpoczyna terapię, a jego szef - Asunander - proponuje mu do rozwiązania archiwalną sprawę. 5 lat wcześniej zaginął drugi mąż Ellen Bjarnebo, co samo w sobie nie byłoby bardzo alarmujące, gdyby nie fakt, że wcześniej Ellen odsiedziała 11 lat za zamordowanie i poćwiartowanie swojego pierwszego męża. Wprawdzie przyznała się do winy, ale Barbarotti im dłużej drąży, tym bardziej nie jest przekonany, że sprawa jest tak jasna, jak to pierwotny proces zakładał. Dodatkowo w dalszym ciągu nie wiadomo, gdzie jest mąż numer dwa. Pewną wadą - zapewne wynikającą z burzliwego początku albo z faktu, że to ostatni tom cyklu - jest większa ilość analiz biblijnych, snów i monologów wewnętrznych inspektora.

Mimo powagi opowiadanych historii, autor ładnie równoważy minorowy ton sprawnie wplatanymi dialogami i humorem sytuacyjnym (wyimki z różnych tomów).

Asunander wyglądał jak kot, który wprawdzie nie zjadł jeszcze kanarka, ale odgryzł mu skrzydełka i zapędził go w kozi róg. Innymi słowy był niezadowolony tylko trochę. To my jesteśmy tymi kanarkami, pomyślał Barbarotti.
Backman przyglądała mu się przez chwilę ze smutnym wyrazem twarzy.
- Wiesz co - odparła - poza tym, że wysłaliśmy masę zapytań tu i tam i kilka notatek prasowych, kompletnie nic interesującego się nie wydarzyło. Z wyjątkiem tego, że Alice Ekman-Roos obejrzała ciało.
- Rozpoznała go? - zapytał Barbarotti.
- Nie - odpowiedziała Backman. - Ale go obrzygała.
Ma rację, pomyślał Barbarotti. Beznadziejny dzień.
- Okej - odparła Backman i wręczyła Barbarottiemu cienką teczkę.
- Co to jest? - Wydrukowane przesłuchania (...).
- Dzięki - powiedział Gunnar Barbarotti. - Zawsze można na ciebie liczyć.
- Spisałam je białym wierszem. Mam nadzieję, że to docenisz.
- Napiszę do nich muzykę - odparł Barbarotti - i jutro odśpiewamy Asunanderowi w duecie.
Asystent kryminalny Claes-Henrik Wennergren-Olofsson miał najdłuższe nazwisko na komisariacie w Kymlinge, a ponieważ lubił dodawać swój tytuł służbowy - przed nazwiskiem lub po nim - potrzebował najczęściej trzydziestu sekund i dwóch linijek, żeby je zapisać. Alexander Tillgren, również asystent kryminalny, choć ze stażem mniejszym o pół roku, miał dobre powody, by uważać, że Wennergren-Olofsson jest idiotą.

Inne tego autora tutaj.

#17-19

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 11, 2018

Link permanentny - Tagi: panowie, 2018, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Hakan Nesser - Człowiek bez psa / Całkiem inna historia

Inspektor Gunnar Barbarotti (pół Szwed, pół Włoch) ma 45 lat, rozwiódł się z żoną (straszną sekutnicą) i ma trójkę dzieci. Tuż po rozstaniu z żoną rozpoczął układać się z Bogiem (choć nie jest specjalnie wierzący, ale opiera się na Biblii jak na książce inspiracyjnej), że będzie przyznawał mu punkty za ułatwienia w życiu (wykluczając śledztwo). Czasem Bóg był na minusie[1], czasem lekko wychodził na plus do momentu, kiedy Barbarotti nie poznał Marianne, również rozwiedzionej, dla odmiany z dwójką dzieci. Od tej chwili bilans już zdecydowanie zaczął wychodzić pozytywnie mimo zawirowań w drugim tomie. Eva Backman to współpracowniczka Barbarottiego, inteligentna, ironiczna, pracowita, niestety mieszkająca z mężem-hokeistą i trzema synami, grającymi w hokeja (jak się nietrudno domyślić, hokeja nienawidzi). Jest jeszcze małomówny Smutas, spec od wyszukiwania w bazach danych i technikaliów oraz szef - Asunander - doświadczony i mądry policjant, milkliwy z powodu wypadku na służbie - 10 lat wcześniej bandyta wybił mu prawie wszystkie zęby, a sztuczna szczęka mu wypada lub się obluzowuje podczas mówienia, stąd umiejętność lakonicznego, ale czytelnego komunikowania się.

Człowiek bez psa zaczyna się jak zwyczajna powieść obyczajowa o absurdalnie skonfliktowanej, choć pozornie zgodnej rodzinie. Na 65. urodziny seniora rodu, Karla Erika, urządzane przez Rosemarie (z tendencjami samobójczymi) przyjeżdża trójka ich dzieci - najstarsza córka, Ebba, kończąca tego samego dnia 40 lat (z synami - nastolatkiem i studentem oraz mężem), młodsza Kristina (również z mężem i nieco autystycznym dwuletnim synkiem) i najmłodszy Robert, aspirujący pisarz i sportowiec, niestety znany głównie ze skandalu podczas nagrania erotycznego reality show. Problem w tym, że nikt nie cieszy się na to spotkanie - ani gospodarze (Rosemarie jest wściekła[2], bo Karl Erik bez jej wiedzy zdecydował, że wyprowadzą się do Hiszpanii), ani ich dzieci (przymus i ciosanie kołków na głowie plus oczywiście TA SPRAWA z Robertem), ani wnuki (młodszy Kristoffer, który tęskni za nastoletnią miłością ze szkoły, starszy Henrik z kolei wolałby być w objęciach ukochanego ze studiów, o synu Kristin trudno wyrokować, gdyż jest mało elokwentny). Po rozpoczęciu świętowania jest drętwo, alkohol z jednej strony sprawy ułatwia, z drugiej doprowadza oczywiście do scysji ojca z Robertem; po pierwszym dniu pijany Robert wychodzi i nie wraca. Wszyscy to ignorują (bo Robert przysporzył rodzinie już wystarczająco kłopotu) do momentu, kiedy o poranku kolejnego dnia znika 19-letni Henrik. Tego zignorować się nie da, więc do akcji wkracza policja. Długie, męczące, często poszlakowe śledztwo, które rozwiązuje się przez przypadek[3] - osoba zamieszana w zniknięcie Roberta ginie w wypadku i wizyta w mieszkaniu ujawnia trop, a w sprawie Henrika - Barbarotti przypadkiem styka się z osobą, z którą rozmowa poddaje mu pomysł na wyjaśnienie sprawy.

Całkiem inna historia dotyka Barbarottiego osobiście - zgarnia przed wyczekanym urlopem z Marianne paczkę listów od listonosza, wyjeżdża, i już na urlopie okazuje się, że to anonim adresowany właśnie do inspektora, w którym ktoś ostrzega, że zabije człowieka o podanych personaliach. Wyjątkowo urlop nie zostaje przerwany, ale list nie jest ostatnim - policja musi podejmować trudne decyzje o ochronie kilkudziesięciu osób, oceniać, czy byli w stanie zapobiec kolejnym morderstwom oraz wchodzi w konflikt z prasą, która ma przecieki ze sprawy. To nie jest śledztwo olśnień, tylko - jak zwykle u Nessera - ciężkiej operacyjnej pracy ("technicy [w lipcu] przeczesali obszar wokół miejsca przestępstwa równy boisku piłkarskiemu. Wyniki analiz poznamy gdzież pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem"). Kompozycyjnie, śledztwo przeplatane jest pamiętnikiem mordercy, który wyjaśnia swoje motywy, opisując pechowe lato na francuskim wybrzeżu pięć lat wcześniej. Absurdalnie, nawet kiedy policja otrzymuje ten pamiętnik, nie jest bliższa rozwiązania sprawy niż na początku.

Jak w cyklu obok, się je i pije. Wprawdzie po kawalersku Barbarotti składania się ku ziemniaczanego purée ze smażoną kiełbasą, ale gotuje i dla ukochanej kobiety przygotowuje: spaghetti z pesto, kaparami, oliwkami i cieniutkimi plastrami parmezanu. Do tego kieliszek czerwonego wina (...) i cząstka gruszki; w restauracji szczupak z chrzanem z gotowanymi ziemniakami i roztopionym masłem lub zapiekany ser kozi, marynowane małże, kruche mięso z sosem na bazie białego wina i musztardy, dwa gatunki sera, roquefort i comté, crème brûlée plus wino alzackie i bordeaux, calvados i kawa (to we Francji); homara kupuje w ulubionym sklepie rybnym prowadzonym przez pochodzącego z Polski byłego skoczka narciarskiego nazwiskiem Dobrowolski(!).

Inne tego autora tutaj.

[1]

Po czasie Gunnar Barbarotti opracował (w porozumieniu, rzecz jasna, z Bogiem) system punktowy bazujący na tym, jakie jest prawdopodobieństwo szczęśliwego zakończenia. Jeżeli modlitwa Gunnara nie zostawała wysłuchana, Bóg tracił zawsze jeden punkt, jeżeli zaś Nasz Pan jej wysłuchał, mógł dostać jeden, dwa, a nawet trzy punkty.
Rok po rozwodzie Bóg nie istniał. Udało mu się uskładać całe osiemnaście punktów przy aż trzydziestu dziewięciu na minusie, co dawało bilans ujemny w wysokości dwudziestu jeden punktów.
W kolejnym roku poszło mu nieco lepiej, nastąpiła korekta i bilans podskoczył do minus piętnastu. Rok później opuścił się znowu do minus osiemnastu, jednak to w czasie czwartego – bieżącego – roku nastąpił zwrot. Już w maju Bóg nadrobił straty, a w połowie lipca istniał z zapasem sześciu punktów, notowanie to zostało jednak zniszczone przez deszczowy i pochmurny tydzień wakacji w Szkocji, zapalenie ucha oraz jesień naszpikowaną ciężką i niezbyt owocną policyjną robotą.

[2] Naprawdę. Tu był ten pierwszy moment, kiedy opadły mi ręce.

[3] Cbavrjnż bpmljvśpvr bovr fcenjl fvę mr fboą avr łąpmą - Eboreg mavxn cemrm jlqnemravr fcemrq xvyxhanfgh yng, n Uraevx m cbjbqh vavpwnpwv frxfhnyarw m 12 yng fgnefmą pvbgxą (xgóen pupr zh hqbjbqavć, żr avr wrfg ubzbfrxfhnyvfgą, #vqbagrira).

#14/15

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 25, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, panowie, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Hakan Nesser - Sprawa Ewy Moreno

Ewa Moreno jedzie na urlop do swojego chłopaka. Problem w tym, że szef, korzystając z jej wakacyjnej destynacji, zleca jej na pierwszy dzień urlopu dodatkową sprawę - przesłuchanie przestępcy, który twierdzi, że ma ważne informacje i chce je przehandlować w zamian za obniżenie wyroku. Nie może przekazać sprawy komu innemu, bo przestępca domaga się policjanta płci żeńskiej. Ewa się oczywiście zgadza, bo kto by wybrał dawno zaplanowany urlop nad pracę (jest to wątek, który pojawia się zaskakująco często u Nessera). W pociągu spotyka 18-letnią Mikaelę, która jedzie do kliniki psychiatrycznej, żeby poznać swojego biologicznego ojca, o którym się dowiedziała kilka dni temu. Ewa początkowo dzieli czas między swojego chłopaka (chętnie) i rozmowę z cwanym delikwentem (niechętnie), ale kiedy okazuje się, że poznana w pociągu Mikaela zniknęła, włącza się w śledztwo ze szkodą dla stosunków z chłopakiem. Kolejne zwłoki (mężczyzna zmordowany ciosem w oczodół, fachowa robota) na plaży, nikt nie chce rozmawiać o wydarzeniach sprzed 16 lat, które doprowadziły ojca Mikaeli do psychiatryka, wreszcie kolejne zaginięcie - tym razem ojca; wszystko to sprawia, że Ewa - w przeciwieństwie do lokalnego szefa policji, który jakoś nie wspiera śledztwa - czuje się jak u siebie. Niestety na koniec przesłuchiwany przestępca spuszcza na nią bombę - ma dowody na to, że jeden z policjantów z Maardam jest pedofilem.

Prywatnie: Ewa ma biseksualnego brata w Rzymie oraz siostrę-narkomankę/prostytutkę, lokalizacja nieznana. Z obojgiem nie ma kontaktu. W zasadzie z nikim nie ma kontaktu, bo i z chłopakiem się nie dogaduje.

Się je: ratatouille z curry, indyjskim kminkiem i gęstą śmietaną, czerwone włoskie wino, ser malevoli z plastrami gruszki (też często pojawia się u autora, chyba lubi to zestawienie).

Inne tego autora tutaj.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 18, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, panowie, kryminal - Komentarzy: 2


Hakan Nesser - Komisarz i cisza / Sprawa Munstera / Karambol

Komisarz i cisza to swego rodzaju pożegnanie z Van Veeterenem, który - po rozwiązaniu sprawy gwałciciela i mordercy nastoletnich dziewcząt - czuje tak duże wypalenie i nienawiść do świata, w którym dochodzi do takich zbrodni, że znika z szeregów policji. Zanim jednak do tego dojdzie, rezerwuje wczasy na Kretę, żeby przypadkiem spotkać żonę jednego z denatów, która wpadła mu w oko podczas śledztwa rok wcześniej (w "Kobiecie ze znamieniem"). Do wyjazdu ma dwa tygodnie i właśnie na te dwa tygodnie jego szef prosi go o wsparcie prowincji, gdzie w letniskowym Sorbinowie na posterunku pozostał młody aspirant, który nie bardzo wie, jak rozplątać dziwną sprawę (i czy w ogóle jest sprawa). Tajemnicza kobieta dzwoni i żąda wszczęcia śledztwa w sprawie zaginionej dziewczynki z obozu przy jeziorze. Obóz prowadzi charyzmatyczny ksiądz z nawiedzonymi opiekunkami, który bynajmniej nie chce współpracować z policją i twierdzi, że żadnej dziewczynki mu nie brakuje. Po kolejnym telefonie, już bardziej precyzyjnym, policja odkrywa zwłoki, a ksiądz znika z ośrodka, co prowadzi do dramatycznych wydarzeń. Van Veeteren poznaje na miejscu dziennikarza, Prygodę, z którym wypija zawartość jego piwniczki i ogląda kino moralnego niepokoju. Śledztwo udaje się wyjaśnić mimo niewyraźnie napisanej litery "S".

Tytuł jednoznacznie wyjaśnia, że Sprawę Münstera prowadzi komisarz Münster, ponieważ Van Veeteren zamiast stresu codziennej pracy śledczej wybrał pół etatu w antykwariacie i trzyma się swojej decyzji, chociaż oczywiście służy długoletniemu współpracownikowi wsparciem merytorycznym i towarzyskim, zaś detektyw Reinhart oddalił się na długi urlop ojcowski. Starszy mężczyzna, który właśnie wygrał na spółkę z kumplami 20 tys. koron, wraca do domu po uczczeniu tego faktu i zostaje przez żonę znaleziony martwy; ktoś zabił go wieloma ciosami noża. Policja w zasadzie nie ma punktu zaczepienia, ale szybko się okazuje, że zaginął jeszcze jeden ze współwygrających oraz sąsiadka zabitego. Drugoplanowo, Münster - wprawdzie mąż i ojciec dzieciom - zakochuje się w swojej koleżance, Ewie Moreno. Epizodycznie występuje kot o imieniu Mussolini, ale nie ma to wpływu na śledztwo.

Kolejne śledztwo o kryptonimie Karambol prowadzi okrojona ekipa - Van Veeterena dalej nie ma, a Münster odbywa rekonwalescencję po dramatycznym finale poprzedniego śledztwa. Nastolatek wracający nocą od dziewczyny zostaje znaleziony w rowie, ktoś go potrącił ze skutkiem śmiertelnym i zbiegł z miejsca wypadku. Policja jest bezradna, a człowiek odpowiedzialny za (nieumyślną, ale jednak nie do obrony) zbrodnię oddycha z ulgą, bo nikt nie ma szans się dowiedzieć, że był pijany i zabił. Oddycha do momentu, kiedy w skrzynce znajduje list od szantażysty, który za milczenie domaga się wynagrodzenia. Pechowy kierowca zamiast zapłacić wybiera opcję uciszenia autora listu, co rozpoczyna tytułowy karambol morderstw. Ponieważ jednym z zamordowanych jest syn Van Veeterena, sprawa okazuje się być osobista dla wszystkich.

Wprawdzie sprawy w każdym z tomów są niełatwe, ale lubię, jak autor opisuje śledztwa - nie jako nadludzką wiedzę, którą ma policja, ale ciężką, codzienną, czasem nieefektywną i nieowocną tyrkę, która wymaga uporu i inteligencji, żeby posklejać fakty ze sobą. Oraz, nieustająco doceniam padające dialogowe i monologowe perełki (nie wspominając o jedzeniu i piciu, z którego można by zrobić niezłe menu w dobrej restauracji):

– Sure‍ – potwierdził‍ Rooth.
– Znasz francuski? – spytał deBries. – Zrobiłeś kurs zaoczny?
Rooth podrapał się po swojej widmowej brodzie.
– Fuck off – odparł. – To stare niemieckie przysłowie. Czy będziemy tak dalej bić pianę, czy pan komisarz ma jeszcze coś do nas?
W drzwiach spotkał wychodzącego Suijderbecka.
– Nie będzie cię na odprawie?
– Zapomniałem papierosów – bąknął Suijderbeck pod nosem i splunął na rabatkę. – Idę tylko do kiosku, wrócę, zanim zdążysz się wysikać.
Świetnie, pomyślał Kluuge. Życzliwi koledzy i miła atmosfera, dokładnie tak, jak uczyli nas w szkole policyjnej.
Szef policji Hiller wyglądał jak nadmuchana żaba.
- Wygląda dość kiepsko - zauważył Reinhart.
- Nie żyje - wyjaśnił Meusse. - Padało.
- Nie ma go na liście. Mamy zresztą tylko trzy zgłoszone zaginięcia w ostatnim tygodniu. Kobieta z demencją z domu starców w Lohr i piętnastoletni chłopiec, który uciekł z domu.
Rooth przestał żuć herbatnik.
- Trzy - zauważył. - Powiedziałaś „trzy”.
- Tak - potwierdziła Moreno. - Ale ten trzeci to wąż. Myślę, że jego też możemy wykluczyć.
- Wąż? - zapytał Jung.
- Zielona mamba - sprecyzowała Moreno. - Podobno zniknęła z mieszkania przy Kellnerstraat w nocy z poniedziałku na wtorek. Według właściciela, śmiertelnie niebezpieczna. Ale miła. Może zabić człowieka w dwie sekundy, wabi się Betsy.
- Betsy? Miałem kiedyś dziewczynę o imieniu Betsy - powiedział Rooth. - Nie była miła, ale też zniknęła...
- Dziękuję za informacje - przerwał Reinhart i postukał fajką w stół.

Inne tego autora tutaj.

#81-82/#1

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 6, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2017, panowie, 2018, kryminal - Komentarzy: 1