Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o klub-srebrnego-klucza

Zygmunt Zeydler-Zborowski - Brat Mikołaja

Mikołaj Konorski jest zirytowany i niespokojny, po długim tentegowaniu wyznaje wreszcie swojej narzeczonej, Joannie, że martwi się, bo jego brat Maurycy niedawno wyszedł z więzienia, co niestety oznacza, że może się pod niego podszywać i wciągać go w swoje machinacje. Milicja w osobach dwóch funkcjonariuszy - sierżanta Pawelca, zwanego “Walerianą” ze względu na imię i spokojne usposobienie oraz młodego porucznika Makowieckiego, świeżo po szkole, planującego doktorat z prawa - do których zgłasza się zaniepokojony Konorski, nie mogą mu wiele pomóc (poza propozycją zmiany nazwiska albo wysłania brata na odwyk, jeśli “oliwa”). Panowie spotykają się niedługo potem, bo ktoś morduje stryja obu Konorskich, Joachima, bogatego australijskiego ekspata, który wrócił do ojczyzny w celu żeniaczki z matką swojego (lub nie) syna. Podejrzany oczywiście jest Maurycy, którego widziano w okolicy willi w podwarszawskiej Radości, problem w tym, że do zbrodni przyznaje się więcej osób - siostra Joanny, która w ukryciu romansowała z Maurycym oraz były fatygant narzeczonej pana Joachima. Milicja za pomocą rzetelnej, drobiazgowej roboty - mikroślady, przeglądanie rzeczy, analizowanie powiązań - sprawę rozwiązuje głównie dzięki temu, że Maurycy nie znał angielskiego, a w skradzionym samochodzie została ampułka po leku z żelazem.

Sierżant Pawelec i porucznik Makowiecki tworzą uroczy duet. Starszy, doświadczony kawaler Pawelec dzieli się mądrością życiową (w tym o kobietach, bo trzy razy miał się żenić, ale nie wyszło) i jedzeniem, zaś Makowiecki zakochuje się w przesłuchiwanej Joannie i często się rumieni. W ogóle wszyscy tacy entuzjastyczni ponad miarę, nawet pułkownik się pod koniec śledztwa rozochocił i poczęstował podwładnych pysznym radzieckim koniakiem.

Się je: śledzie marynowane, smażoną wątróbkę, sardynki, sernik i chleb z masłem, bułkę z kiełbasą rzeszowską, kreolki (sierżant Pawelec nie lubi słodyczy), jajka na twardo ze szczypiorkiem, sałatkę z cykorii, makrelę z puszki, pierogi z mięsem, kiełbasę krakowską (ale się narzeka, że za tłusta).

Się zachwyca: reprodukcją Chełmońskiego (sierżant Pawelec), Norwidem i Baudelairem (Maurycy K.).

Się pije: soplicę, jarzębiak, śliwowicę, myśliwską, nalewkę na czarnej porzeczce, radziecki koniak z pięcioma gwiazdkami, wodę sodową z syfonu.

Szowinizm powszechny: “[Joanna] należała do tych, niezwykle rzadko spotykanych kobiet, którym nieznane jest uczucie zazdrości”, “na schodach Pawelec odsapnął: - Uff… A teraz wyobraź sobie, że mógłbyś się z taką babą ożenić. Nic tylko się powiesić albo poderżnąć żoneczce gardziołek”, “Co to można wiedzieć, co tam się w takiej główce koci? Z kobietami to tak jak z końmi, dopóty podskakuje, dopóki ja na porządny munsztuk nie weźmiesz, a i to czasem jeszcze zadem wybije”.

Się grozi: laniem pasem lub dawaniem klapsów przesłuchiwanej dziewczynie.

Się zauważa: czarne oczy funkcjonariuszki, fertyczność blond sekretarki szefa.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 9, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: 2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl - Skomentuj


Patrick Quentin - Człowiek w matni

John Hamilton, aspirujący malarz, uciekł z Nowego Jorku na prowincję po części dlatego, żeby mieć czas na malowanie, ale też żeby uchronić swoją piękną, acz chorą psychicznie, żonę Lindę przed samą sobą. Niespecjalnie mu się to udaje mimo zmiany otoczenia, Linda jest alkoholiczką, prowokuje awantury, ale na zewnątrz gra kochającą żonę, więc lokalne towarzystwo na to się świetnie nabiera. Kiedy John dostaje intratną ofertę powrotu do Nowego Jorku, Linda symuluje zgodę z decyzją męża, ale chwilę potem - na przyjęciu u lokalnej elity - pojawia się pijana, twierdzi, że John ją pobił i opowiada różne kocopoły, niestety dość wiarygodnie. John unosi się honorem, nic nie wyjaśnia nikomu, po kolejnej kłótni, gdzie Linda twierdzi, że jej kochankiem jest lokalny policjant, ogarnia go znowu czułość, zwłaszcza że Linda obiecuje, że zacznie się leczyć. Następnego dnia wyjeżdża do Nowego Jorku odrzucić ofertę. Gdy wraca, dom jest zdemolowany, na maszynie do pisania znajduje oskarżycielski list, a walizki Lindy i jej samej nie ma. Niechętnie opowiada o wszystkim najbliższym znajomym, ale błyskawicznie dowiaduje się o tym całe miasteczko łącznie z policją, a ponieważ wszystkie ślady prowadzą do Johna, sytuacja wydaje się prowadzić do linczu. Wtem Johnowi pomagają lokalne dzieci, z którymi się niewinnie przyjaźnił - ukrywają go, donoszą jedzenie, a w finale pomagają w wyjaśnieniu tajemnicy.

Jakże się ta książka zestarzała. Nie czepiam się nawet kilkuletnich dzieci spędzających czas z 30-letnim mężczyzną, zwłaszcza że niektóre z nich są zwyczajnymi manipulantami i dobrze zapowiadającymi się potworami, ale ten duszny klimat małego amerykańskiego miasteczka, gdzie wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą (tyle że nie) jest nie do wytrzymania. Roboty policyjnej w zasadzie nie ma, poza przeszukiwaniem lasu w celu znalezienia zwłok Lindy i natrętnym odpytywaniem Johna, czemu ją zabił. Zbrodniarz zostaje ujęty, bo przedsiębiorcza Linda nagrała jego wyznanie na taśmie magnetofonowej i ukryła.

Inne tego autora, inne z tego cyklu.

#61

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 5, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie - Skomentuj


Maria Zientarowa - Wojna domowa / Wojna domowa trwa

Jak zapewne starsze z Was pamiętają z serialu, wcale nie było o wojnie, tylko o konflikcie pokoleń. Sąsiadka z góry, Irena (Janowska), pośredniczy często w kłótniach między sąsiadką z domu (Kwiatkowska) a jej nastoletnim synem, Pawłem (Musiał-Janczar). W drugim tomie do mieszkania narratorki wprowadza się tymczasowo Anula (Góralczyk), siostrzenica, której matka jest permanentnie w szpitalu, więc ciocina zyskuje własny egzemplarz nastolatki do nieledwie entomologicznej obserwacji. Kręcą się jeszcze panowie - ojciec Pawła (Rudzki), wiecznie w delegacjach (“bada, dlaczego ludzie tak mało produkują, a tak dużo konsumują”), a podczas krótkich pobytów w domu wychowujący syna krzykiem i zakazami oraz mąż Ireny (Szczepkowski), głównie przebywający w biurze. Kłótnie to może duże słowo, raczej nieporozumienia, bo przedwojenni rodzice - mimo że naprawdę próbujący zrozumieć - nie nadążają za zmieniającymi się modami na muzykę (jazz, trzeci nurt, blues, Szczepanik i Presley), modę (spodnie tak wąskie, że nie da się zgiąć nóg w kolanach, a potem nagle szerokie; berety zarzucone na korzyść czap z końskiego włosia), aktywności fizyczne (przepisywany skrzętnie podręcznik do jogi!) czy wyznaczniki bycia chuliganami.

Towary deficytowe: żyletki, zielone koszulki gimnastyczne, groszek w puszce (bywa rumuński), pomarańcze (przed świętami), banany (ale nikt nie kupuje, bo na pewno będą na wierzchu zielone, a w środku zgnite), szynka (wydzielana na specjalne okazje), ptasie mleczko (kitrane w bieliźniarce), radio odbierające stację Luksemburg.

Znak czasów: Adenauer coś knuje, doktor Kildare z telewizji, erwupegie, herbatniki 22 lipca, ormowcy, Kirszenstein, Sartre nie przyjmuje nagrody Nobla.

Się je: knedle z mrożonych śliwek, omlet z cebulką, wczorajszą zupę, zimny schab z surówką na Wielkanoc, rybę faszerowaną i w galarecie, sałatkę śledziową, zimny schab, zimną cielęcinę i pół kilo tatara (wszystko ze sklepu) na Boże Narodzenie, rosół.

Się przywozi z terenu: zająca, czeski naszyjnik ze sztucznych brylantów i rubinów oraz takież kolczyki.

Się pali: „Silesie” (okropne), „Carmeny”, fajkę (a w zasadzie nie pali, tylko trzyma w zębach, bo trzeba coś palić, ale i dbać o płuca), w klasie i tramwaju.

Się stoi: w kolejkach za wszystkim (i można całą “Trylogię” przeczytać).

Gender codzienny: kobiety tracą pieniądze niewiadomo na co, bo są kapuścianymi głowami do matematyki.

Się pożycza: cukier, wanilię, pieniądze do pierwszego.

Się odejmuje: lata podczas wypisywania życiorysu, bo była wojna i nikt nie sprawdzi.

Się pije: również w pracy, mąż narratorki wraca lekko nieużyteczny z biura i odsypia imieniny Karola czy Jadwigi.

Się (krypto)reklamuje:

Anula bez słowa zakasała rękawy, włożyła fartuch i nalała do zlewu płynu do zmywania „Ludwik”. Otworzyła kran i zapieniło się wspaniale. Od czasu, jak znalazłam w sklepie „Ludwika”, Anula zmywa na ochotnika.

Się jest w związku:

Mąż, który mimo że jesteśmy piętnaście .lat po ślubie, wciąż zachowuje się przyzwoicie, wstał nawet dość szybko z fotela i poszedł otworzyć.
Poszłam się umyć i kiedy wychodziłam z łazienki, zauważyłam, jak mąż cichutko odwija paczuszkę z szynką i wyjmuje plasterek. Udałam, że nie widzę. Ostatecznie całą pensję do domu przynosi, nie pije, nie pali i ma lekki chód, tak że prawie nie zdziera obcasów.

Inne z tej serii.

#48-49

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 2, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, klub-srebrnego-klucza, panie - Komentarzy: 4


Henryk Gaworski - Jelenie jedzą klejnoty

Maleńka doza sceptycyzmu jest witaminą myśli - [Grot] zakończył trochę zaskakującą metaforą.

Temat myślistwa i polowań jest chyba bliski autorowi, bo to już druga jego książka z tym motywem. Znani z poprzedniego tomu major Grot (konsekwentnie żonaty z panią Danusią, poznaną w trakcie śledztwa) i porucznik Rybacki pojawiają się w małej miejscowości pośrodku lasów, gdzie na polowaniu ktoś zastrzelił redaktora Rolaka. Wprawdzie są poszlaki sugerujące, że to zemsta zazdrosnego męża, z którego żoną Rolak romansował, ale jednak milicja łączy śmierć z szajką przemytników zabytkowych klejnotów. Ale tak naprawdę to opowieść o zakochaniu się porucznika Rybackiego, który nie dość, że na zmianę nienawidzi i wielbi swojego zwierzchnika[1], to jeszcze przez pół roku adoruje magister Wiesię Karaś, trzpiotkę i gadułę, która finalnie okazuje się funkcjonariuszką incognito, w kawiarni naprzeciw apteki podsłuchującą ludzi wymieniających informacje o miejscu ukrycia klejnotów.

Absolutnie nie dziwię się, że Barańczak zjechał tę książkę w “Książkach najgorszych” (ma ktoś może i się podzieli tym kawałkiem? Miałam kserówkę kiedyś, ale diabeł ogonem nakrył). Przede wszystkim rzecz się dzieje pośrodku niczego, w jakimś małym miasteczku, wprawdzie Grot z żoną mają tajną kwaterę dowodzenia w namiocie, ale jakimś cudem Rybacki przez pół roku uwodzi pannę Karaś, więc ewidentnie mieszka w okolicy. Po drugie, powaga opisów (patrz uczucia Rybackiego do Grota[1]), łatwość osądów (zwłaszcza kobiet, chociaż i pegieerowskim pijaczkom czy “kawkującym” urzędniczkom też się dostaje) czy prosystemowe wstawki (łatwość wyjazdu za granicę to zachęta dla kombinatorów) budzą politowanie.

Się pije: kawę z termosu z cukrem w kostkach, cocacolę, sok pomarańczowy, złocisty koniak, “łzy sołtysa” w musztardówce.

Się pali: nałogowo, odmowa pozwolenia na wyciągnięcie papierosa to zrobienie sobie wroga; giewonty i sporty.

Się je: jajecznicę na wędzonym boczku z przysmażaną cebulą, chleb i pomidory, kaszankę i pieczone na ognisku ziemniaki.

Się zbiera: grzyby (co jest istotne dla intrygi).

Szowinizm powszechny: kawę i poczęstunek oczywiście przygotowują panie, chyba że mamy czterech myśliwych, to nagle się okazuje, że nie dość, że gotują, to jeszcze zmywają.
Legenda Karasiówny, tłumacząca, czemu magister farmacji z wielkiego miasta przeniosła się na prowincję, nikogo nie dziwi (oraz czy dziwi i dzisiaj?):

Że niby miałam takiego szatana zazdrości, który groził, że mnie zabije, nie tylko ilekroć ja spojrzałam na innego mężczyznę, lecz także kiedy inny mężczyzna spojrzał na mnie. W tych warunkach życie moje stało się piekłem, z którego były tylko dwa wyjścia: samobójstwo albo ucieczka i rozpoczęcie wszystkiego na nowo, w zupełnie innym miejscu, daleko od gwaru wielkiego świata i od blichtru wielkiej metropolii. Wybrałam to drugie. (...) Aha, zapomniałam powiedzieć, że jeszcze podzieliłam się z nimi moimi obawami, co do tamtego zazdrośnika. Rozpaczałam, że będzie mnie szukał po całej Polsce, bo nie ma nic bardziej strasznego niż urażona męska ambicja, która z mężczyzny robi zwierzę i popycha go do największych podłości.

Panie są albo przepiękne[2] (no chyba że przemycają dzieła sztuki, wtedy “orientalna uroda kobiety nagle przestała na niego działać”), albo żałosne[3] czy to z powodu niedostatków urody, czy to z powodu nadmiaru makijażu. Oczywiście pojawia się wątek “kobieta grożąca oskarżeniem o gwałt”, jeśli mężczyzna nie zrobi tego, czego kobieta chce.

[1]

Rybacki zdążył już dość dobrze poznać majora i miał o nim wysokie mniemanie. Wyrobił je sobie podczas kilku akcji, w których brał udział pod komendą Grota, ale jednocześnie to wysokie mniemanie nie przeszkadzało mu żywić do starszego kolegi owego rodzaju uczuć, jakie potocznie nazywa się mieszanymi. Denerwowała go - a w tym zdenerwowaniu wyraźną rolę grały elementy męskiej zazdrości - permanentna i nieskazitelna elegancja majora, który zarówno w mundurze noszonym rzadko, jak i w ubraniu cywilnym noszonym najczęściej, wyglądał jak spod igły. Ubranie, koszula, krawat, buty, skarpety - wszystko było tak dobrane, że nic innego nie mogło być na ich miejscu i w innym zestawieniu. Tego porucznik nie mógł zrozumieć, a nie rozumiejąc - wybaczyć. Wiele razy próbował go w elegancji naśladować, wiele razy był przekonany, iż mu się to udało, ale jego przekonanie trwało tylko do momentu, dopóki nie spotkał majora. Wtedy znowu widział, że Grot jako arbiter elegantrium był niedościgniony, że wszelkie próby dorównania mu były śmieszne i nieodwołalnie skazane na niepowodzenie. Również pewne maniery Grota, jak na przykład zwyczaj skubania palcami górnej wargi, nie nastawiały porucznika przychylnie. Poza tym Rybacki uważał, że major działa w określonych sytuacjach zbyt arbitralnie i że za mało liczy się ze zdaniem swoich podkomendnych. Przy tych wszystkich zastrzeżeniach porucznik oddawał starszemu koledze wszelkie honory jako temu, któremu nie zdarzył się jeszcze niewypał (...)
Opanowanie Grota było równie absolutne, jak jego niesłużbowa elegancja, którą porucznik dopiero teraz zauważył. Koszulka polo, zamszowa marynarka, flanelowe spodnie o barwie sosnowej kory i takiegoż koloru skórzane kamasze świadczyły o tym, że major Grot przyjechał tutaj raczej nie bezpośrednio z komendy. (...)
Grot nawet na zakrętach niewiele zmniejszał szybkość. Prowadził pewnie, spokojnie, bez przesadnej ostrożności, lecz i bez niepotrzebnej brawury. Porucznik zauważył ze zdziwieniem, że samochód także można prowadzić z wdziękiem, jeśli ten wdzięk posiada się na co dzień. Szpileczka zazdrości znowu ukłuła go w serce. (...)
(...) doskonale pamiętał te nie do opisania, niepowtarzalne emocje towarzyszące każdemu skokowi [spadochronowemu]. Od kilku lat wszelkie wrażenia zastąpiły mu emocje współpracy z majorem Grotem, a chociaż były one zupełnie innego rodzaju, to jednak towarzyszący im stopień napięcia mieścił się w podobnej skali.

[2] W drzwiach sekretariatu stanęła właśnie pani Grażyna z plikiem papierów w ręku, jak zwykle uśmiechnięta i jak zwykle w obcisłej sukience, która nieprzyzwoicie dokładnie, wręcz prowokacyjnie, opinała jej wysmukłą figurę. (...) Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi pokoju, odwrócił się z uczuciami wprawdzie mieszanymi, jednak z wyraźną przewagą złości. Pani Grażyna - nie pamiętał jej nazwiska, ale wiedział, że miała dwadzieścia sześć lat, że była inżynierem leśnikiem i pełniła tutaj, mimo młodego wieku, funkcję adiunkta - podobała mu się o wiele bardziej, niżby sobie życzył. Kilkakrotnie próbował smalić do niej cholewki, ale, jak dotychczas, nie mógł się pochwalić nawet cieniem sukcesu.

[3] (...) wkoziołkowała pani Rzęsa, księgowa nadleśnictwa. Właśnie wkoziołkowała, nie weszła. Kto choć raz widział jej krótkie, beczułkowate nogi, na których bez przerwy kołysał się okrągły tułów, ten miał wrażenie, że pani księgowa nie chodzi, lecz koziołkuje na podobieństwo dziecinnej wańki-wstańki, która nawet postawiona na głowie, po kilku gwałtownych przechyłach wraca w końcu do jako tako normalnej pozycji, dopóki ktoś czy coś znowu jej z tej pozycji nie wytrąci.

[4] Dziewczyna była ładna, choć niepotrzebnie w pretensjach. Fioletowa szopa włosów, fioletowy makijaż oczu, równie fioletowe paznokcie, usta pod grubą warstwą amarantowej szminki - wszystko to było zbyt wyzywające, aby mogło się podobać normalnemu człowiekowi. Obrazu dopełniała spódniczka ledwie zakrywająca pupę i przezroczysta bluzka, spod której prześwitywało gołe ciało. Panna Janina Wykrot okazała się stanowczo nie w guście porucznika Rybackiego.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#35

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 22, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Danuta Frey - Ostatni rejs “Korala”

Piotr, z zawodu architekt, wyemigrował na Korsykę, gdzie bogato ożenił się z Anette, niestety majątek teścia stopniał, firma projektowa nie przynosiła wystarczająco zysków, a przyzwyczajona do luksusów para postanowiła spróbować szczęścia. Piotr, fascynat nurkowania, zaprasza swoich polskich znajomych, również nurków i marynarzy - eks-narzeczoną Ewę z mężem Michałem i dwóch kolegów - Heńka i Kostka, proponując im urlop w pięknych okolicznościach przyrody oraz udział w wielkiej przygodzie - poszukiwaniach zatopionego skarbu Rommla. Polacy niespecjalnie wierzą dawnemu koledze, tym bardziej, że do wyprawy dołącza Massino, który na nurka nie wygląda. Kumuluje się dużo konfliktów - Anette podrywa Michała, Henryk ma żal do Michała za to, że prawdopodobnie doniósł do władz o podejrzeniu przemytu, co zaowocowało zwolnieniem tego pierwszego, sprawy między Ewą a Piotrem też nie były zakończone czysto. Kulminacją jest śmierć Michała tuż po tym, jak z powodu uszkodzenia (sabotaż?) sprzętu do nurkowania przypadkiem odkrywa tajemniczą grotę na wybrzeżu. Wszyscy podejrzewają wszystkich, a zespół policjantów - nieco rywalizujący ze sobą komisarz Valacchi z Korsyki i Simonet z Paryża - jest skłonny uwierzyć tylko jednej osobie.

Intryga kryminalna jest tutaj dość miałka, sporo objętości zajmuje część podróżniczo-przygodowa - egzotyka Korsyki, którą jednak ani Polacy na wakacjach, ani emigrant wcale się nie zachwycają, wszak mają misję, a nie że jakaś turystyka czy zakupy towarów niedostępnych w Polsce. Mało o PRL-u i niedostatkach, wszyscy dostali paszporty bez problemu, nawet Adamiak, wyrzucony z pracy za przemyt, jedyna wzmianka to problemy z kupowaniem kolorowych filmów do kamery.

Szowinizm codzienny: “Uznał, że jest niebrzydka, a już na pewno zgrabna. Miała nogi i biodra bez zarzutu, choć piersi mogłyby być trochę większe”. Kolejnej damie “gdyby wypadało, chętnie by jej doradził umalowanie ust i policzków, bez czego wyglądała daleko niekorzystniej niż w Nicei”.
Kobiety to “małe bestie, u nas przynajmniej, bywają zdolne do wszystkiego”!

Nad witrynami sklepów powiewały, jak rankiem, kolorowe markizy, jednakże wystawy jarzyły się już światłami, prezentowały istną rewię złota, korali i srebrnych filigranów. Brązowe od słońca, rozgadane turystki z plastikowymi kubkami lodów w rękach wpatrywały się w te cacka niczym sroki w kość. Ich towarzysze znosili swój los ze swoistym sceptycyzmem, który nie zabraniał im oglądać się za co bardziej zgrabnymi nogami.

Się je: lody, spaghetti z mięsnym sosem, pomidorami i parmezanem, ciasteczka (kupne, nie domowe!), orzechy włoskie.

Się pali: cygaretkę, extra mocne jako kontrast po gitanesach, fajkę.

Się pije: lemoniadę, zimną wodę Perrier, wino, sok grapefruitowy (z dzbanka!), wódkę, kawę, chianti, napój “Sinalco” i coca-colę z metalowej puszki, młode, kwaśnie wytrawne czerwone wino, wodę sodową z syfonu, herbatę angielską i winiak.

Się porównuje: Morze Śródziemne do Bałtyku, oczywiście na korzyść tego drugiego.

Bawiąc-uczyć: geografia Korsyki, choroba kesonowa, kawałek historii II wojny światowej na Korsyce.

Się przestrzega: sjesty!

Się ma życie rodzinne: “Od kamiennej posadzki dochodzi miły chłodek, obok monotonnie, usypiająco szumi wentylator, natomiast z drugiego pokoju słychać żonę dobrotliwie strofującą chłopców, by byli cicho i dali ojcu trochę pospać”. Sielanka.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 15, 2023

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, prl, 2023, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj