Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o biografia

Karl Ove Knausgård - Moja walka (tom VI)

Szósty tom podzielony jest na trzy części. Po wydaniu pierwszego tomu brat nieżyjącego ojca autora próbuje zablokować wydanie tomu drugiego oraz grozi procesem, twierdząc, że opis śmierci ojca i demencji babki, prawdopodobnie wspartej alkoholizmem, jest nierzetelny i kłamliwy, a cała książka jest paszkwilem na rodzinę Knausgårdów. Karl Ove miota się między podcinającymi skrzydła oskarżeniami, problemami z dzieleniem czasu między rodzinę a pracę (oraz sensowność kontynuowania pisania w zestawieniu z bardzo negatywnym odbiorem tego, co już napisał). Nie powiem, że nie zatykałam sobie ust, żeby nie mówić co chwila “a nie mówiłam”, kiedy do autora dotarły konsekwencje tego, że nie żyje w próżni i nadszczere opisywanie swojego życia ma wpływ na innych - rodzinę, znajomych, przyjaciół. Ba, stają się oni pełnoprawnymi recenzentami biografii i mogą zarzucić kłamstwo bądź wejść na drogę sądową.

Część druga to ogromny esej o Adolfie Hitlerze, o tym, co sprawiło, że z bitego przez ojca nastolatka stał się skrajnie egoistycznym kontestatorem mieszczańskiego porządku i dał sygnał do Holocaustu. To nie do końca jest analiza biografii przywódcy Trzeciej Rzeszy, fakty z jego życia przeplatają się rozważaniami o Zagładzie, normalizacji przemocy, konflikcie między “ja” a “my” i w literaturze, i w życiu, o paralelach między życiem Knausgårda i Hitlera, dojściu do sytuacji, w której mord Breivika na wyspie, która wyglądała identycznie jak rodzinna wyspa autora, był dla terrorysty jak najbardziej usprawiedliwiony i logiczny. Uczciwie przyznaję się, że pominęłam ładne kilkadziesiąt stron dywagacji o literaturze i sztuce - Joysie, Mannie, Hamsunie, Celanie, Prouście, Kafce, Biblii itp. - gdzie autor popisuje się erudycją na temat “ja” literackiego, metatekstualności, wzajemnego nawiązywania do siebie, analizuje swój odbiór sztuki i opisuje rolę sztuki kiedyś i teraz, jej ponadczasowość i przeterminowanie. Jakkolwiek doceniam ogrom wysiłku włożonego w research (ogromna i ciekawa bibliografia do tej sekcji) i napisanie tego bloku tekstu w sposób spójny, zdecydowanie na korzyść byłoby wyjęcie go z cyklu albo przynajmniej znaczne skrócenie.

Trzecia część - chronologicznie nakładająca się z czasem pisania tomu 6, to trudna i intymna opowieść o chorobie psychicznej żony autora, Lindy. Trójka małych dzieci, żonglowanie obowiązkami domowymi, praca wymagająca albo odosobnienia do pisania, albo wyjazdów na spotkania, na to wszystko nakłada się załamanie nerwowe Lindy, która wpada w bezdenną otchłań depresji i nie wychodzi miesiącami z łóżka, po czym - po wyjściu z letargu - nie jest w stanie wyhamować i dla odmiany wpada w fazę manii. Na obu biegunach wszystko spada na Karla Ove, który drastycznie ogranicza pisanie, rezygnuje z zawodowych spotkań, żeby zająć się dziećmi ze wsparciem obu babć. Jakkolwiek współuczestniczenie w chorobie partnera nie jest łatwe, w dalszym ciągu podtrzymuję swoją obserwację, jak bardzo przykrym partnerem był autor - wymagającym, nieustępliwym, skupionym na sobie. Skrzętnie wylicza swoje aktywności, obserwuje każde zaniedbanie Lindy, jej “nic nie robienie”, zakupoholizm, spotkania z przyjaciółkami, niezborność domową, unikanie obowiązków. Pali przy niej, nawet kiedy Linda jest w ciąży, bo zależy mu na własnej wygodzie, wszak pół dnia nie palił, wielkie poświęcenie. Kiedy umiera ojciec Lindy, nie ma dla niej żadnej zrozumienia, wymaga potraktowania sytuacji jako normalnej i pozostania w codziennym kieracie, dopiero podczas pisania dociera do niego, jak bardzo nieludzki był i jak w analogicznej sytuacji Linda pozwoliła mu na zajęcie się sobą i przechorowanie odejścia ojca. Z perspektywy czasu finał, jaki dopisało życie - rozstanie z Lindą - zupełnie nie dziwi.

Akcenty polskie: żebracy są “na pewno z Europy Wschodniej”, sądząc po akcencie i ubiorze, zaś Gombrowicz Wielkim Pisarzem Był.

6 tomów, ponad 4300 stron. Wspominałam kiedyś, że przeczytałam głównie dlatego, żeby porównać sobie obraz własny autora ze wspomnieniową książką jego eks-żony, która opisuje ich związek ze swojej perspektywy. Czy żałuję czasu na czytanie? Nie, aczkolwiek bez szkody można było skomasować całość do czterech tomów, wycinając dygresje.

Inne tego autora tutaj.

#137

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 15, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, biografia, panowie - Skomentuj


Karl Ove Knausgård - Moja walka (tomy I i II)

Przeczytałam, że autobiograficzna opowieść Knausgårda to “apoteoza bycia normalnym” i coś w tym do pewnego stopnia jest. Narrator wyrywkowo i dygresyjnie opowiada o różnych wydarzeniach z życia - pierwszej miłości i usiłowaniu przemycenia piwa na Sylwestra na norweskiej wsi, przygotowaniach do pogrzebu ojca (ze sprzątaniem domu, przerażająco zapuszczonego przez alkoholika i niesprawną staruszkę), trudnej do pogodzenia roli ojca i pisarza, a zagłębiając się w dygresje, o dwóch miłościach życia - Tonje i Lindzie oraz o kompromisach między wolnością i byciem w związku. Podobne historie mógłby opisać każdy człowiek, pewnie nie w tak drobiazgowym stopniu szczegółowości, jak autor; jednocześnie zachwycał mnie detal i głębia pamięci, z drugiej - nawet z moimi wyrywkowymi notatkami z życia na blogu i w mediach społecznościowych - nie wierzę w wiarygodność opisów, prędzej w kreację autorską, udaną, owszem, ale ciągle kreację; sam autor jako ilustrację do ulotności wspomnień przywołuje pewność znajomego, że opis uwiedzenia 13-latki przez 30-latka z jednej z książek Knausgårda był autobiograficzny, bo podobno Karl Ove swego czasu mu się z tego zwierzył.

Czytało mi się w większości świetnie mimo achronologiczności - z liniowej opowieści o dziecięcym przyjęciu urodzinowym pączkują historie o związku, mieszkaniu nad psychicznie chorą sąsiadką z Rosji, poznaniu żony, wyjeździe na odczyt czy wizytę u teściów; ze sprzątania domu przed pogrzebem pączkuje zachwyt żołędziem z pobliskiego lasu, gdzie autor wyszedł na papierosa. W większości, bo opowieści z życia przeplatane są opisami lektur autora, erudycyjnymi wstawkami o filozofii, wielkości prozy Dostojewskiego i jej wpływie na życie, rozliczeniami z pisarzami szwedzkimi i norweskimi; te kawałki bez żalu pomijałam - zdecydowanie wolałam opisy przyrody, bo miały jakąkolwiek wartość poznawczą. I mimo to, że czytałam ten quasi-pamiętnik z ciekawością, zdecydowanie nie polubiłam narratora. Jest małostkowy, kompromis między rolą pisarza (zamkniętego w wysokiej wieży, gdzie mozolnie wykuwa w kamieniu Literaturę) a męża i ojca polega według niego na tym, że wykrawa z życia godziny, kiedy jest w stanie spędzić czas z rodziną, a na każdą uwagę, że jest potrzebny w domu, reaguje niechęcią. Zmamiony “miesiącami miodowymi” - czasem zakochania w Lindzie, narodzinami kolejnych dzieci, przeprowadzką do Malmo - nie umie żyć w czasach “nużących”, “mrocznych” i nie dających mu takich podniet jak inne okresy w życiu.

Nie ukrywam, że chciałam przeczytać tę powieść - na razie dwa tomy, nie wykluczam, że i cztery kolejne[1] - zanim wyjdzie u nas powieść (już) byłej żony Knausgårda, Lindy, która niespecjalnie była zachwycona swoim sportretowaniem jako jędzy z chorobą afektywną dwubiegunową, która chciała usidlić wolnego ducha, wcisnąć w kierat domowych obowiązków i wymawiając się swoim życiem, nie dać mu czasu na pisanie. Słyszałam opinię, że to męska literatura, pokazująca ukryte normalnie trudy bycia mężem i ojcem; dobrze ilustruje to epizod, kiedy narrator łamie obojczyk na meczu z kolegami, po czym przez kilka tygodni jest wyłączony z prac domowych, co napawa go ogromnym szczęściem.

[1] No trochę ochłodło mi, jak przeczytałam przypadkiem, że tom 6 zawiera 400-stronicowy esej o Adolfie Hitlerze (jako nawiązanie do tytułu).

Inne tego autora:

#138-139

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 15, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, beletrystyka, panowie, biografia - Skomentuj


Leopold Tyrmand - Dziennik 1954

Przemęczyłam się przez ten - pisany raptem 3 miesiące - pamiętnik, jak dawno przez nic. To nie tak, że źle się czytało, bo nie. Ale powoli, najwyżej kilka stron dziennie - warto było nie przemykać się szybko nad frazami typu "patrząc na mnie oczyma jelenia gastrycznie doświadczonego" czy "chasyd komunizmu o twarzy wyblakłego onanisty", a do tego całość dygresyjna, pełna polityki, wspomnień i nieliniowej narracji. Sylwetki znajomych, przyjaciół i nieprzyjaciół, zarysowany epizodycznie związek nie-związek z 16-letnią Bogną (nieco odmłodzoną na potrzeby narracji, bo podobno miała jednak 18 lat), 10 lat budowania komunizmu w Polsce, bieda-obiady za 7 zł w Związku Literatów Polskich, gospodarka nie nastawiona na człowieka z pokątnie kupowanymi artykułami pierwszej potrzeby i przeróbkami ubrań z zagranicy u dobrych, przedwojennych krawców. Wzruszył mnie argument autora w rozmowie z przyjacielem, Stefanem Kisielewskim, że nie pisze dla współczesnych, tylko dla czytelników z XXI wieku. Coś w tym jest; dziś Tyrmand byłby świetnym skandalistą-blogerem.

Pisarz został kilka miesięcy wcześniej obłożony nieoficjalnym zakazem drukowania, jak większość jego współpracowników ze zgłuszonego właśnie przez komunistów Tygodnika Powszechnego. Utrzymywał się z korepetycji, tłumaczeń i drobnych zleceń, koczując w niewielkim pokoiku w dawnym budynku YMCA, jednocześnie cierpiąc z niemożliwości publikowania swoich tekstów bez skompromitowania swoich poglądów. Dziennik przerwał w połowie zdania, kiedy pojawiła się okazja napisania i wydania "Złego". Jak to w dzienniku, życie autora jest podane między wierszami, czasem zupełnie epizodycznie - prześledziłam więc szereg artykułów i kawałki biografii pisarza, bo pozostało mi poczucie niedosytu na przykład w kwestii tego, jak zakończył się jego związek z "Bogną".

Pozostało mi też poczucie zazdrości umiejętności wnikliwej obserwacji, lekkości frazy i skrupulatności zapisywania codzienności.

Jak ktoś jest niewytrwały w czytaniu (bo to jednak naście godzin lektury), można poszukać "Dziennika" w audiobooku (bywa na youtube).

Innne tego autora:

#110

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 22, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, biografia, panowie - Komentarzy: 2


Marek Niedźwiecki - Radiota

Został mi z czasów podstawówki/liceum sentyment do głosu pana Marka i do cotygodniowej Listy Przebojów, wtedy jednego z niewielu źródeł pozyskiwania aktualnej muzyki na wielokrotnie nagrywane kasety; niewielki, bo niewielki, ale zawsze. Mimo to za mało chyba tego sentymentu było, żeby ucieszyć się z treści "Radioty" - zasmuciła mnie raczej. Poczułam, że dostałam zbyt dużo - czasem za szczerze, czasem zbyt deprecjonująco dla siebie - trochę to mi odarło "Niedźwiedzia" z prywatności. Spodobał mi się początek - o małym Szadku pod Zduńską Wolą w latach 60., o zdobywaniu pierwszych płyt, o uporze w docieraniu do muzyki i radia; z punktu widzenia dawnego słuchacza Trójki - o kulisach pracy w radiu, ciężarze tworzenia audycji i odpowiedzialności za słuchaczy. I do tego momentu to była ta zawartość, jakiej oczekiwałam. Potem właśnie się nieco zagubiłam, przy wyborach, wpasowywaniu w realia czasów i polityki, tej mniejszej, zatrudnieniowej. Cześć o podróżach (Australia) wydaje mi się doklejona nieco na siłę, nie jest nieciekawa, ale niespecjalnie pasuje do reszty. Zostałam z poczuciem mydła-powidła, szybkiego czytadełka, owszem sympatycznie napisanego, ale poskładanego paczłorkowo z kawałków.

Abstrahując od treści, redakcyjnie to dość słaba książka, zbiór luźnych opowieści na różne tematy - od polityki, dzieciństwa przez podróże do życia osobistego. Zabrakło mi struktury (chyba +/- chronologiczna jest utrzymana, ale nienachalnie). Czasem w jednym akapicie zdarza się topornie szkolne przejście od słonia do dżdżownicy, o której uczeń coś wie - pisze pan Marek o tym, że w mieszkaniu miał kilka kwiatków, że zakwitły i że podobno dobrze na kwiatki działa muzyka, a moje trzy płyty wszech czasów to... Uwiera mnie to w literackie wyczucie, brak niezbędnego dla mnie cyzelowania frazy, starczy na blog-notkę, ale nie na rozdział książki.

#103

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 6, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, biografia, felietony, panowie - Skomentuj


Bohdan Smoleń, Anna Kłys - Niestety wszyscy się znamy

Na poły biografia, na poły wywiad z jednym z bardziej znanych polskich aktorów kabaretowych. Zaczynając od bogatego geograficznie drzewa genealogicznego, przez bujne lata 60-80., kiedy to kabaret stanowił sterowany wentyl bezpieczeństwa, aż do współczesności, w której już nie ma miejsca dla schorowanego człowieka ciężko doświadczonego przez los - Anna Kłys spotyka się przy stole w Baranówku, zadaje pytania i słucha. Mimo zacytowanych fragmentów programów to nie jest książka rozrywkowa, raczej refleksyjna i już w zasadzie historyczna. Na fali ostatnich reakcji na śmierć Robina Williamsa bardzo mi się ta książka wpisuje w szeroko reprezentowany pogląd, że człowiek, który pracuje w tzw. rozrywce, musi być wesoły. Otóż nie musi.

Jest też parę słów o fundacji Stworzenia Pana Smolenia - warto zajrzeć.

#83

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 16, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, biografia, panie, panowie - Skomentuj


Magdalena Grzebałkowska - Beksińscy. Portret podwójny

To nie jest zapis fatum, ciążącego nad rodziną z Sanoka.

Wprawdzie bardziej interesował mnie detaliczny opis życia Tomasza Beksińskiego, człowieka, który sam z siebie wychował pokolenie ludzi kochających muzykę, ale okazało się, że bardziej wciągająca była historia zmagań Zdzisława B. z PRL-em. Nie wiem, czy w innym ustroju byłoby tak kreatywnemu i twórczemu człowiekowi łatwiej, ale absurdalność ustrojowa z robieniem zakupów przez znajomych w całej Polsce i zagranicą, konieczność przydziałowej pracy oraz zmuszanie do "załatwiania" wszystkiego dość zwala z nóg.

Nie mam łatwych odpowiedzi po przeczytaniu - nie wiem, czy Beksiński senior w obecnym ustroju miałby łatwiej i stworzyłby więcej lepszych prac. Nie wiem, czy sensowna terapia i lepsze leki antydepresyjne pomogłyby Beksińskiemu juniorowi. Jest trochę wzorców, które sobie panowie powielali - agorafobia, zamiłowanie do budowania skomplikowanego labiryntu i w domu, i w głowie, i w pozostawionych po sobie listach, model uwielbiającej i absolutnie poświęcającej się kobiety (Zofia Beksińska, Tomasz takiej nie znalazł). Nie wiem, czy inne wychowanie pomogłoby Tomaszowi dorosnąć, a nabranie asertywności uratowałoby życie Zdzisławowi.

Smutne przy lekturze jest to, że mimo znajomości finału życia ojca i syna gdzieś tam jest nadzieja, że może tu - na papierze - ich życie się nie zakończy tak gwałtownie.

Czasem irytowała mnie forma - cytowanie listów, lista źródeł dłuższa niż niektóre rozdziały. Brakowało powiązania między opisami obrazów a konkretnymi obrazami (tu akurat by się przydał przypis czy ilustracja); obrazy są opublikowane na końcu, przynajmniej w wersji elektronicznej.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 14, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, biografia, panie - Skomentuj