Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o 2022

Barbara Gordon - Gwiazdy na Ziemi

Małe miasteczko Nowobory, z jednej strony pozbawione zalet wielkiego miasta, z drugiej - wystarczająco duże, żeby było samowystarczalne, oczywiście jak na warunki PRL: jest fabryka, szpital, komitet partii, kolej i autobus. Pewnego poranka wszystkimi wstrząsa niewyobrażalna tragedia - pijany dróżnik nie zamknął szlabanu i pod opóźniony pociąg wpada autobus PKS. Kilkanaście osób ginie, kilkadziesiąt jest ranne, na ratunek rzucają się solidarnie wszyscy: nie lubiący się wzajemnie pracownicy szpitala, lokalna prostytutka, sekretarz partii i poszukiwany przez prokuraturę chuligan, hochsztapler, prokurator, staruszka i nielubiany taksówkarz. Na czas akcji zawieszone są wszystkie konflikty, które jednak odżywają, kiedy sytuacja się uspokaja. Osią wydarzeń jest trójkąt, w który uwikłani są doktor Julian Donat - ordynator szpitala, doktor Łucja Bitmarowa - chirurżka i jego kochanka oraz adiunkt Irena Donatowa - archeolożka, żona ordynatora, która po długim okresie “robienia kariery” wreszcie zdecydowała się wrócić do męża[1]. Po wypadku Irena ma uszkodzony kręgosłup, Donat zmusza więc Bitmarową do ryzykownej operacji. Operacja się udaje, ale wtem Irena umiera, otruta cyjankiem, podejrzenie pada więc na chwilę wcześniej fetowaną za odwagę i wytrzymałość Bitmarową. Finał jego mocno gorzki, mimo że morderca trafił za kratki, ale ku pokrzepieniu serc autorka kończy książkę wspólną deklamacją Tuwima przez sekretarza partyjnego Żarnowca i ordynatora Donata, którzy zaprzyjaźnili się mimo dzielących ich różnic dialektycznych.

Co tu się dzieje społecznie! Polak o niemieckim nazwisku jest szykanowany przez ludzi, z którymi się przed wojną wychowywał (”Szkoda, że razem ze swoją szanowną rodzinką nie wywędrował do Vaterlandu. Nie musiałabym na tę jego ponurą gębę patrzeć. / - Co też ty, Milcia! - zawołała matka. - Nasłuchasz się głupstw i pleciesz. Taki sam on Polak, jak i my. Tyle że tutejszy. Widzisz, tamci pojechali, a on został. / - Kto tam wie, po co on tu został.”). Lekko podawana historia Franki Koralczyk - “naszej k… z trzeciego piętra” - jest przerażająca[2]. Żona majstra Kraski nie chce kolejnego, czwartego chyba dziecka, więc “psuje się” u znachorki, wdaje się sepsa i omal nie umiera (co oczywiście jest tylko jej odpowiedzialnością, a nie męża). Ktoś po pijanemu pobił żonę. Aresztowano pracownika magazynu, który nie wytrzymał próby charakteru i przywłaszczył sobie tonę rurek o średnicy półtora cala - w celu podniesienia osobistej stopy życiowej. Wypadek autobusu spowodowany jest - oprócz pijaństwa dróżnika - niesprawnym starterem i zmęczeniem kierowcy, który dorabia, biorąc zastępstwo mimo nieprzespanej nocy. Działacz partyjny z uniesiem przypomina sobie wzruszenie, kiedy “Świerczewski przypinał mu order”. Sekretarz dzieli się ze szpitalem kawą z zapasów partyjnych. Doktor z przychodni wstydzi się swojej żony, córki badylarza. Wreszcie najtragiczniejsza bohaterka książki - doktor Bitmarowa: wyszła za mąż bez miłości za weterana-narkomana, od którego uciekła, aby ratować siebie[3], ale w efekcie straciła córkę Monikę, niezdolną do jakichkolwiek wyższych uczuć; na procesie dziewczyna z zawziętością zeznaje przeciwko matce.

Gender:

- Co się jej stało? - dziwi się profesor z Poznania.
- Nerwy, panie kolego, nerwy. Nie ma się co dziwić. I jeszcze w dodatku - kobieta! - odpowiada pół żartobliwie, pół ze wzruszeniem warszawski profesor.

Świadek Donat usiłował sugerować, iż ta nielogiczność wypływa z kobiecej niekonsekwencji.

Łucja jest bardzo niezrównoważona, miała ciężkie przejścia, prawda. Ale powiem szczerze: dużo w tym histerii.

Kobiety często bywają nieobliczalne, nie umieją przewidzieć skutków swoich czynów, mają słabo rozwiniętą wyobraźnię.

[1] „Irena musi zrozumieć. Wina jest obopólna. Tyle żon rezygnuje z własnej kariery, gdy wymaga tego sytuacja ich mężów. A tu, patrzcie państwo... Wschodząca sława polskiej archeologii. Nareszcie raczyła przypomnieć sobie, że ma męża. Sprawy ułożyły się pomyślnie i oto pani adiunkt zechce uprzejmie zamieszkać na stałe ze swoim mężem. Ach, jak pięknie. Bardzo pięknie. A ja nie chcę. Ja już teraz tego nie chcę”.

[2]

Franka Koralczyk z początku bez celu deptała po piętach Kurzawie. Wreszcie znudziło mu się:
- Nie majówka dla szanownej panny - warknął - klienta tu nie złapiesz. Do roboty byś się wzięła.
Milczała. Do tego nie przywykł. Zazwyczaj odpowiadała stekiem wulgarnych słów. Ze wszystkich dziewczyn ulicznych w Nowoborach ta była chyba najgorsza. Taka wróciła z Niemiec po wojnie. Mówili, że w, głowie jej się pomieszało, bo w obozie dziecko jej zabili fenolem, inni plotkowali, że dwa lata trzymano ją w żołnierskim burdelu.

[3]

Kiedyś Paweł zbił przy Monice Łucję do nieprzytomności. Przyglądała się tej scenie prawie obojętnie, z odrobiną podniecenia, niby walkom bokserskim na dodatku filmowym. Miała też odrobinę satysfakcji, widząc sponiewieraną Łucję. Przestała się jej bać, przestała ją szanować, nie okazywała już potulności.

Inne tej autorki, inne z tej serii.

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 13, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panie, z-jamnikiem - Skomentuj


Terry Pratchett - Ostatni kontynent

W poprzednim tomie Rincewind wylądował na tajemniczym kontynencie zwanym Czteriks (albo XXXX), gdzie każde zwierzę - oprócz niektórych gatunków owiec - chce go zabić, a niby neutralny temat pogody (“dawno nie padało”) nie przysparza mu przyjaciół. Co ciekawe, mimo przeciwności geograficznych - a potem mimo aresztowania, nadużycia piwa czy uczestniczenia w grach hazardowych - jakoś wszystko się tak układa, że nieudany mag pozostaje przy życiu, a nawet spotyka się ze swoim magicznym kufrem. Tymczasem na Niewidocznym Uniwersytecie na dziwną chorobę zapada Bibliotekarz, który nie może pozostać w swoim kształcie, a jak się okazuje, tylko Rincewind może pamiętać prawdziwe imię chorego, więc jedynym sposobem na wyleczenie go jest odnalezienie zagubionego wędrowca. W tym celu władze Uniwersytetu (i Myślak Stibbons) trafiają na rajską wyspę, która dosłownie okazuje się być rajska, bo właśnie na niej bóg stwarza świat przed milionami lat. Po dłuższej i pełnej przygód wyprawie wszyscy docierają do czteriksowego analogu Niewidocznego Uniwersytetu, gdzie przeszłość łączy się z teraźniejszością i - spoiler alert - wreszcie spada deszcz.

Jakkolwiek miło się ten tom czytało, zwłaszcza szukając odniesień pop- i kulturowych typu “Mad Max”, “Priscilla, królowa pustyni”, marmite czy opera w Sydney (szczęśliwy kucharz, że miał uczcić Nellie Melbę, a nie damę o innym nazwisku), tak fabuła jest dość pretekstowa.

Inne tego autora.

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 8, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panowie, sf-f - Skomentuj


John Ball - W upalną noc

Fabuła jest bardzo prosta: w letnią noc Sam Wood, funkcjonariusz patrolujący małe miasteczko Wells w Karolinie, znajduje zwłoki na autostradzie. Ktoś zamordował Enrico Mantoliego, znanego dyrygenta, który miał zorganizować w miasteczku prestiżowy festiwal. W ramach tzw. szybkiej akcji policja objeżdża okolicę i zapobiegawczo aresztuje podejrzanie wyglądającego obcego, który czeka na poranny pociąg na dworcu. Obcy okazuje się podróżującym policjantem z Kaliforni, który - w przeciwieństwie do lokalnych stróżów prawa - jest ekspertem od spraw zabójstw i w kilka dni rozwiązuje zagadkę. Tyle że teraz zaczyna się gęste - obcy, Virgil Tibbs[1], zostaje aresztowany tylko dlatego, że jest czarny. Gdyby nie fakt, że wylegitymował się jako policjant i jego zwierzchnik stanowczo zażądał wypuszczenia, zapewne gniłby w celi, oskarżony o zabójstwo, a prawdziwego mordercy nikt by nie szukał. W książce - zamiast festiwalu muzycznego - pojawia się festiwal rasizmu. Tibbs nazywany jest wielokrotnie smoluchem, czarnuchem czy pucybutem, przypisywane mu są cechy “właściwe” jego rasie - tępota umysłowa[2], brzydki zapach, ograniczenie (“- Chyba zdajesz sobie sprawę, że takim jak ty my tutaj nie pozwalamy bawić się w policjantów?”), a jego uczestnictwo w śledztwie i pracy na posterunku podlega szeregowi ograniczeń. W toalecie dla kolorowych nie ma mydła ani ręcznika (“- Może zamiast ręcznikiem wytrzeć ręce w skraj koszuli - odburknął Gillespie”), regularnie jest obrażany i pomiatany (“Bill Gillespie zwrócił się do Virgila Tibbsa: - Kto, do cholery, prosił, żebyś otwierał tę swoją wielką czarną gębę? Jeżeli będę chciał się czegoś od ciebie dowiedzieć, to cię zapytam.”), a lokalny szef policji pozwala mu zostać tylko dlatego, żeby w razie porażki można było na niego zwalić winę.

Oprócz wielu przezabawnych inaczej sytuacji, w których zwycięzcą, czasem nie tylko moralnym, jest Tibbs, pojawiają wątki bezpodstawnego oskarżenia funkcjonariusza o zmuszenie do pożycia intymnego przez młodą dziewczynę, która do końca nie wie, czy ma już 18 lat, czy nie, ale ponieważ obawia się, że jest w ciąży, szuka kogoś “porządnego”, żeby dał potencjalnemu dziecku nazwisko.

Co ciekawe, to jeden z kilkunastu tomów cyklu, a w wersji filmowej spokojnego i nadzwyczaj uważnego Tibbsa grał Sidney Poitier.

[1]

- Nawiasem mówiąc, Virgil to bardzo wymyślne imię dla takiego czarnego chłopca, jak ty. Jak cię wołają tam, skąd pochodzisz?
- Mówią do mnie: panie Tibbs - odpowiedział Virgil.

[2]
- Skończyłem uczelnię.
Na chwilę znów zapadło milczenie.
- Gdzie ci pozwolili studiować?
- W Kalifornii.
Oberst zmienił pozycję i podciągnął nogi na pryczę.
- Oni tam nie zastanawiają się nad tym, co robią.

Inne z tego cyklu.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 7, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj


Henning Mankell - Powrót nauczyciela tańca

Stefan, trzydziestoparoletni policjant z Boras, dowiaduje się jednocześnie dwóch rzeczy - że ma nowotwór języka i ma się szykować na inwazyjne leczenie oraz że jego dawny partner, Molin, został brutalnie zamordowany w prowincjonalnym miasteczku, do którego przeniósł się na emeryturze. Decyduje się - zamiast na wakacje na Majorkę (nawet mi nie mówcie) - na wyprawę do miejsca śmierci kolegi, żeby powiedzieć prowadzącym śledztwo, że Molin od zawsze się czegoś bał. Jak postanawia, tak robi, zostawiając w pół słowa swoją partnerkę, Helenę. Na miejscu zaprzyjaźnia się z Giuseppe, lokalnym śledczym i niejako po kumplowsku zaczyna prowadzić śledztwo. A to się włamuje do zamkniętego domu, a to przesłuchuje kogoś na nielegalu, czasem obrywa w głowę. Niedługo potem ginie sąsiad Molina, lokalna policja ma teorię, że to ten sam zbrodniarz, ale Stefan czuje, że morderców było dwóch. I rzeczywiście - w drugim wątku morderca Molina, jak się okazuje, argentyński Żyd, który przyjechał wymierzyć sprawiedliwość wojennemu zbrodniarzowi, również pozostaje w Szwecji, żeby nie spadło na niego odium podwójnego mordercy.

To nie jest przyjemna historia, bo odsłania ten kawałek historii, o którym się nie mówi - że Skandynawowie chętnie wspierali Hitlera i bynajmniej nie byli neutralni. Stefan dowiaduje się, że jego ojciec, miły człowiek, należał również do organizacji post-nazistowskiej, co kładzie się cieniem na jego życiu. Stefan nie jest też specjalnie przyjemnym człowiekiem, skupiony na sobie, nawet biorąc pod uwagę fakt, że właśnie musiał się z zmierzyć ze swoją śmiertelnością, ignoruje Helenę, zaabsorbowany swoimi sprawami. Autor też nie waha się go “uczłowieczyć”, informując czytelnika, że policjant lubi sikać na świeżym powietrzu, miewa ochotę na onanizm oraz na widok atrakcyjnej córki zamordowanego rozważa ściagnięcie z niej ubrań; Giuseppe z kolei zwierza się, że ma zatwardzenie. Książka ma już swoje lata, więc Internet jest postrzegany dość egzotycznie jako źródło pornografii i miejsce emitowania dziwnych poglądów. Pomijając to, jest to całkiem niezłe, skomplikowane śledztwo z nieoczywistymi rozwiązaniami.

Polskie akcenty: Helena jest z pochodzenia Polką, ma rodzinę w Krakowie.

Inne tego autora.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 4, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie - Skomentuj


Jan Artur Bernard - Żmije złote i inne

Autor, Bohdan Petecki, znany jest raczej jako autor książek science-fiction. Pod pseudonimem publikował powieści kryminalne, co niespecjalnie dziwi, bo jednak nie są to dzieła wybitne, nawet porównując z innymi książkami z tego okresu.

Obiecujący młody lekarz, chociaż raczej z takich bardziej zabawowych, co to konkretnie nie pamiętają wczorajszej nocy, ale musiało być epicko, sądząc po skali zniszczeń w zakupionej wysiłkiem rodziców[1] kawalerce, uczestniczy w sekcji zwłok wraz ze swoim mentorem. Sytuacja jest o tyle nietypowa, że na stole leży niejaka Wójcikowa, która swego czasu wynajmowała narratorowi stancję. Ktoś zmasakrował jej głowę, a z mieszkania zginęły pieniądze i sporo specyficznych złotych precjozów w kształcie węży, do których denatka miała słabość (biżuterii, nie gadów), podobnie jak do pożycia intymnego[2]. Śledztwo prowadzi kapitan Bula[3], co - oprócz wrodzonej bezczelności - sprawia, że narrator włącza się do śledztwa, włamując się do mieszkań podejrzanych czy idąc do łóżka z siostrzenicą zamordowanej. Dopiero po jakimś czasie dociera do niego, że jest jednym z podejrzanych. Pojawia się wątek szantażu oraz szpiegostwa, zakończonego samobójstwem po aresztowaniu, zaś morderca dwukrotnie zasadza się na narratora, bo sprawa, jak się okazało, była osobista (mnoówpn mnmqebśpvł aneengbebjv łngjbśpv, m wnxą jfmlfgxb cemlpubqmvłb zh j żlpvh - ebqmvpr xhcvyv zvrfmxnavr v qnjnyv cvravąqmr, zvnł ngenxplwaą qmvrjpmlaę, b xgóeą avr qonł, an fghqvnpu mqnjnł orm jlfvłxh zvzb pmęfglpu uhynarx).

Się pije: radebergera, koniak, zsiadłe mleko (na litry).

Się pali: Giewonty.

Się je: zsiadłe mleko i jajecznicę (na kaca), kotlet (jakby był, ale nie ma), zrazy z kaszą, ser, wino (u Wolnego), ruskie pierogi (u Kapusty), kiełbasę czosnkową, jajka na boczku z “jarzyniskami”.

Się czyta: Maigreta (narrator), Ulissesa (ojciec narratora).

Się ma o sobie dobre mniemanie: Nie ma sobie czym zawracać głowy. Dziewczyny ciągną jak owce na hali, mało że nie dzwonią, tak gnębi je myśl, że ktoś ich w porę nie dostrzeże.

Się podrywa na: wspólne podróże palcem po mapie.

[1]

Ojciec był zawsze rzeczowy. Urodził się jako czwarty syn najbiedniejszego chłopa we wsi Mogiła pod Krakowem, tuż przy Placu Centralnym dzisiejszej Nowej Huty. Było to szczególne wyróżnienie ze strony Opatrzności, zważywszy, że stan posiadania najbogatszych nawet mieszkańców wioski tak samo dobrze uzasadniał jej nazwę. (...) Moja matka pochodziła z tak zwanej dobrej rodziny i wiedziała, co robić z pieniędzmi. Zresztą nigdy ich jej nie brakowało. W czasie okupacji uczyła języków i raz po raz sprzedawała „coś ze złota”. Utrzymywała ojca, zanim prysnął do lasu, no i swojego jedynaka, który ujrzał mroczny świat trzeciego roku wojny.

[2]

- Życie Płciowe - powtórzyłem. - Tak nazwał ją jeden z naszych kolegów. Był pan już w jej mieszkaniu. Na pewno zwrócił pan uwagę na bogate zbiory uciesznych pisemek i fotografii. Biedna Wójcikowa miała bzika na tym punkcie. Poza tym była przezacną kobieciną. Kiedyś uczyłem się przed egzaminem i nie spałem ze trzy noce. Przyszła, obrzuciła mnie matczynym spojrzeniem i orzekła smutnym głosem, z najświętszą powagą: „Drogi panie Janku, najważniejsza rzecz uregulować sobie życie płciowe”. Miała sceniczne „ł”. Opowiedziałem to kolegom i tak już zostało.

[3]

Tak się złożyło, że kapitana Bulę znał dość dobrze mój ojciec. Był w lesie w jednym oddziale z jego bratem, który padł potem w walce z bandami.

Inne tego autora, inne z tego cyklu.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 31, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj


Barbara Sadurska - Mapa

Jest czasem taka sytuacja - zachwyty nad książką (czy filmem) są równie wielkie co moje nią rozczarowanie. Tak miałam z chociażby Atlasem chmur, co przywołuję nie bez powodu, albowiem o podobny motyw oparta jest struktura “Mapy”. XV-wieczny mnich, Fra Mauro, na skórze - według autorki uzyskanej z jagniąt wyciętych z żywych matek (serio, da się wyjąć małą owieczkę z dużej owcy bez straty w tej drugiej i żadnej różnicy w jakości małej owcy, ale nie wiem, czy to zamiłowanie autorki do gore, o czym niebawem, czy jednak w średniowieczu tak się zacnie bawili) - namalował pieczołowicie mapę świata. Na drodze różnych zawirowań pojawiły się inne postaci dramatu - dziewczyna, która odziedziczyła mapę, mężczyzna, który ją niespodziewanie zobaczył i to zmieniło jego życie oraz Ondre/Andreas, tajemniczy prześladowca - inkwizytor, gestapowiec, szatan, ubek, który nie zawaha się przed niczym, żeby mapę dostać, ponieważ jakoby przedstawia lokalizację wrót piekła. Autorka przeskakuje między epokami, rzucając kawałki ludzkich historii - osierocony syn, matka dorosłego dziecka w śpiączce, rodzina rozbita przez okoliczności polityczne, powstanie akwaforty Rembrandta, losy Żydów podczas 2. wojny, szpital psychiatryczny, starość i demencja, umieranie w klasztorze, niestety bogato przetyka je chętnie opisywaną przemocą, której nie waha się użyć archetyp Andreasa w celu uzyskania informacji o mapie. Urywane zdania (nawet do poziomu, gdzie brakuje znaku przestankowego), niespójność i mistyka sprawiają, że całość jest niestrawna. Pojedyncze historie ciekawe (poza kilkoma naprawdę niesmacznymi opisami), ale nie spinają się mimo wysiłków autorki w fabułę.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 30, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj