Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o 2021

Jo Nesbø - Pragnienie

Harry Hole na prośbę Rakel zrezygnował z pracy z policji, podobnie jak z alkoholu, albowiem ciężko żyje się z kimś, kto nieustająco naraża siebie i rodzinę na niebezpieczeństwo. Praca wykładowcy w szkole policyjnej jest zdecydowanie mniej stresująca. Do czasu, kiedy szef policji, Bellman, w trosce o własny wizerunek, prosi Hole’a o freelancing w śledztwie, gdzie morderca o wampirystycznych skłonnościach bestialsko kaleczy i morduje kobiety (oraz pije ich krew). Dodatkowo ktoś donosi o wszystkim prasie, co torpeduje wysiłki ekipy. Harry montuje małą ekipę, dodając do policjantów i techników również psychologa, specjalistę od wampiryzmu (chociaż jego dotychczasowy mentor, Aune, twierdzi, że nie ma wampirystów). Podejrzani są wszyscy, łącznie z policją, zwłaszcza kiedy się okazuje, że przestępca już był wcześniej Harry’emu znany. I jak w kilku poprzednich tomach, jest szukanie luk prawnych, żeby dopaść złoczyńcę, jest i nadludzkim wysiłkiem oraz jest osobiście, bo Rakel, żona Harry’ego, ląduje w śpiączce w szpitalu. Dodatkowo ujęcie trafnie wytypowanego podejrzanego wcale nie zamyka kręgu zbrodni, bo Hole domyśla się, że był ktoś jeszcze.

Niestety, co też już pojawiało się w poprzednich tomach, autor dramatycznie swojego bohatera nienawidzi. Tym razem musi wybierać między pracą a żoną, życie tej ostatniej jest zagrożone, przestępcy nie raz i nie dwa krzywdzą Harry’ego, obrywa też wielokrotnie, również na miejscu zbrodni, co finalnie przyczynia się do ujęcia właściwego sprawcy. Giną osoby związane z Harrym, sprawa się szybko robi osobista. Mimo to nie mogę nie docenić kunsztu autora - jak to się pysznie i sprawnie czyta, tropy są podrzucane sprawnie, a bohaterowie drugoplanowi są wielowymiarowi.

Inne tego autora tu.

#23

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 4, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panowie - Skomentuj


Lucyna Legut - Nasza zmierzchowa mama

Króciutka opowieść o starości matki autorki, Julii, przeplatana wspomnieniami bohaterki z czasów młodości w jej własnej narracji. Ze względu na ten podział mam odczucia ambiwalentne. Opowieść córki o matce, pełna empatii i czułości, mimo ewidentnych dziwactw i tendencji do zachowań dziwnych, jest urocza i pokazuje mnóstwo miłości. Historyjki wspominkowe, którymi dzieli się starsza pani, są z kolei przerażające - opowiadane nieco beznamiętnie albo nawet z uśmiechem, wszak zabawne i według pani Julii "wesołe", pokazują między wierszami ludzką małostkowość, nienawiść do innych, krańcową biedę, ból i przemoc, czy wreszcie niebezpieczną ignorancję. Dla porównania dwa wyimki:

Prawdopodobnie we wszystkich rodzinach odbywają się jakieś walki, więc i my toczymy tę nie kończącą się, bezkrwawą walkę z talerzykami, oraz ze wszystkim, co jest inne w nas i inne w naszej matce. Wcale nam to nie przeszkadza żyć. My z siostrą ciągle jeszcze rozumiemy, że każdy człowiek ma prawo być inny, nasza matka natomiast jest zdania, że każdy powinien być taki jak ona. Człowiek, który jest różny od niej, zasługuje tylko na jedno określenie „idyjota”.
Jak już było po chrzcinach, po wszystkim, to Zosię kołysał raz dziadek... To była taka łamaga straszna, ten dziadek. To tak kołysał ją prędko, ze złości, bo się darła, że aż kołyskę wywrócił do góry nogami, no to kręgosłup złamała i potem wyrósł jej garb. Miała takie krzywe ramię. Dziesięć lat miała, jak jeszcze żyła. To chłopczyska ją tłukły, bo ich było trzech. A nic tylko po tym garbie. To ona się żaliła Hance:
– Mamo! Tak mnie biją! Boli mnie to ramię...
A Hanka, była przecież waryjat straszny i złośnik, jeszcze ją dotłukła:
– A niek cie biją! To po coś jest tako krzywo??! Niech cię nawet zatłuką! I tak żadnego pożytku z ciebie, bo cie nikt nie weźmie na babę z takim garbem!

Wspomnienia o matce to przyczynek do rozmyślań o starości - o tym, że starsi ludzie, którym szwankuje ciało, w dalszym ciągu chcieliby czuć się potrzebni, mieć na co oczekiwać i - w przypadku matki autorki - umieć bezszwowo wpasować się w aktualne czasy.

Inne tej autorki tutaj.

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 27, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Aleksandra Marinina - Egzekucja w dobrej wierze

W zasadzie już po samym prologu widać, że coś takiego, jak wiarygodność, jest pustym słowem dla autorki[1], poddaje to więc pod wątpliwość wszystkie opisane historie. Ale Marininę nie dla wiarygodności (i logiki) czytam. Kamieńska, emerytowany pułkownik milicji, pracuje w agencji detektywistycznej Jurki Korotkowa. Na zlecenie brata Nastii (i ku jej ogromnej niechęci[2]) lecą na Syberię, gdzie Kamieński planuje budowę pensjonatu, a ekipa śledcza ma sprawdzić, jak wygląda na miejscu przestępczość oraz którą drogą bardziej prawdopodobnie zostanie przeprowadzona magistrala, żeby kupić taniej działkę, która zyska na wartości. Na miejscu - wraz z wyrzutkiem lokalnej milicji - zamiast realizować zlecenie brata, Nastia zaczyna prowadzić prywatne śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw na osobach zaangażowanych w ekologię, bo to ciekawsze. Ekologia w ujęciu post-radzieckim to w ogóle ciekawy temat - ferma futerkowa “nie ma prawa” wyrządzić środowisku szkody, podobnie jak zarządzane przez mera fabryki.

- (...) W latach dziewięćdziesiątych zakłady metalurgiczne i chemiczne podupadły, niczego nie produkowały. Nie było żadnych wpływów do kasy miasta, jedynie dotacje z obwodu, ale tyle, co kot napłakał, więc miasto dosłownie umierało! Pensji i emerytur nie płacono, nie mieliśmy za co żyć. Później przyszli solidni, obrotni ludzie, oba przedsiębiorstwa wykupili czy może wzięli w dzierżawę, nie wnikałem, no i ruszyły z kopyta. Do budżetu popłynęły pieniądze, a z budżetu do nas, prostych obywateli. I jeżeli ktoś mnie zapyta, co jest dla mnie ważniejsze: ekologia, której nie rozumiem i nie widzę na oczy, czy ładna sukienka dla córeczki na szkolny bal, w której będzie księżniczką i spędzi niezapomniane chwile, może najpiękniejsze w życiu, to wie pani, co odpowiem?
– Wiem – Nastia się roześmiała.
– No właśnie – Wołodia kiwnął głową z satysfakcją. – Dlatego choć jestem pewien, że to nie ferma ponosi winę za całe to zamieszanie z ekologami, ale zakłady – jeden albo drugi, a może oba naraz, nie ma to dla mnie znaczenia. Niech sobie mer ratuje, kogo chce, na tym też mi nie zależy. Niech nawet na tym zarabia, to również mam w nosie. Najważniejsze, że prowadzę normalne życie.
Z ciekawostek - Nastia stosuje zasadę mądrości tłumu do wyjaśnienia pewnego zjawiska lokalnym władzom, co Korotkow kwituje określeniem “burżuazyjna pseudonauka”. Redakcyjnie - tłumaczka/redakcja upiera się używać w dopełniaczu nieprawidłowych form imion: Nadi, Wołodi, Nasti zamiast Nadii, Wołodii, Nastii.

Szowinizm:

Z kuchni, oddzielonej od przestronnego salonu rozsuwanymi drzwiami, dobiegł rumor – coś się tam stłukło. Chyba talerz. Anastazja Kamieńska rzuciła szybkie spojrzenie najpierw w stronę brata, a później Korotkowa. Przecież to ich żony są w kuchni i musiały coś rozbić. Korotkow ledwie zauważalnie drgnął, a brat Sasza nawet się nie skrzywił. Wiedział, że tłuczenie naczyń jest specjalnością jego ukochanej żony. Podobnie jak gotowanie. Zdążył się przyzwyczaić.
Skrzydło drzwi się rozsunęło, z kuchni wyjrzała Irina, żona Korotkowa, atrakcyjna ślicznotka o obfitych kształtach. (...) Irina mrugnęła porozumiewawczo do Kamieńskiego i podbiegła do męża, żeby cmoknąć go w czoło. Korotkow nie potrafił się powstrzymać i z widoczną przyjemnością złapał żonę za pośladki. Gest był nieprzystojny i „seksistowski”, ale emanował takim ciepłem, czułością i nieskrywanym męskim zainteresowaniem, że wszyscy mimo woli się uśmiechnęli.
Nagle przyszło jej do głowy, że nawyk „skakania po kanałach”, irytujący większość kobiet, w rzeczywistości jest wspaniałą gimnastyką umysłu, bo zmusza go, żeby się przestawił i przeanalizował nowy materiał. To nic, że proces jest krótki i pobieżny. Ważny jest moment przestawienia się. Tak, nie tylko starożytni byli mądrzy. Mężczyźni instynktownie zachowują się w tej sytuacji rozumniej niż kobiety, które włączają jeden kanał i oglądają cały program od początku do końca. Może dlatego mężczyźni mają bardziej wyćwiczony umysł… Chociaż właściwie nie wiadomo.

[1] Otóż w tymże prologu pojawia się para bohaterów z minimalnym wpływem na akcję, ale wracają w epilogu, żeby skomentować wydarzenia. Prolog:
Mąż doszedł do siebie po udarze (...) Mąż ma jeszcze kłopoty z chodzeniem, ale zejście z pierwszego piętra to wysiłek, któremu potrafi podołać, podobnie jak powrót do domu. (...) Co prawda jego lewa ręka i noga są jeszcze bezwładne, ale i tak widać wyraźny postęp.
Epilog (może miesiąc później):
Wyjazd do sanatorium rehabilitacyjnego okazał się udany, teraz mąż mógł nie tylko zejść na dół, ale i przespacerować się do najbliższego sklepu. Nie wolno mu było tylko dźwigać ciężkich rzeczy, więc przyjął jako zasadę, że podczas gdy żona jest w pracy, on będzie wychodził po zakupy trzy razy. Dzięki temu udawało mu się przynieść niezbędne sprawunki.
Otóż osoba z bezwładną ręką i nogą nie da rady chodzić nawet po płaskim, nie wspominając o schodach (słowa kluczowe: równowaga, zanik mięśni, nie da się w bezwładnej ręce trzymać kuli). Taka to autorka.

[2] Niechęć i narzekanie to w ogóle dwie główne cechy 54-letniej Kamieńskiej. Nie potrafi/nie chce odmówić bratu i Jurce, więc jedzie w delegację, chociaż nie chce. Czy ma pretensje do męża, że jej nie “uratował” od służbowego wyjazdu? Ależ oczywiście. Szczęśliwie daje sobie wytłumaczyć, że świat jest ciekawy i warto go poznawać oraz jak dostaje zlecenie, to warto je zrealizować i dostać wynagrodzenie. W ramach ulepszania swojego życia Kamieńska uprawia autocoaching, rozmawiając z 17-letnią sobą.

Inne tej autorki tu.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 24, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Komentarzy: 3


Ewa wzywa 07 115-117

Tadeusz Lembowicz - Śmierć pod Obidową #115

Spis osób:

  • kapitan Tadeusz Westler - siwy włos i powaga w oku
  • chorąży Paweł Popielas - zajmuje się pracami, których nie chce wykonywać nikt inny
  • Tadeusz Karecki - sekretarz znanej popołudniówki, oszczędny w słowach, znajomy Wrestlera
  • Jerzy Wełnicki - aktor, grał w szwedzkich filmach dwa razy, sława i talent nie idą jednak w parze z dobrym charakterem
  • Anna Rozbicka - śpiewaczka, idea kobiety, a nie człowiek z krwi i kości, znajoma Wełnickiego
  • starszy sierżant Gawlik - komenda zakopiańska, mówi z lekkim wileńskim zaśpiewem
  • Właścicielka “Orlika” - wścibska według Wełnickiego, sympatyczna według Westlera
  • Elicki - sława chirurgiczna, pensjonariusz “Orlika”, siwe gęste włosy, ogorzała twarz
  • Elicka - młodsza od męża, z sympatyczną twarzą, mogła się podobać
  • Antoni Walczak, ps. “Tewek” - ma niemal nieruchomą górną wargę, przez co jego twarz wygląda jak martwa
  • Zbigniew Elicki, ps. “Fotos” - siostrzeniec Elickiego, fotografuje na Starym Mieście
  • blondyn - twarz miła, choć skrzywiona cynicznym uśmieszkiem, totumfacki “Fotosa”

Styczeń 1976, nad Europą Zachodnią przechodzi huragan, Zakopianka stoi. Nie dziwi specjalnie opuszczony na poboczu samochód, ale przy bliższym sprawdzeniu w ciemnozielonym Volvo znajduje się martwy człowiek. Bez dokumentów, jedynie ze sfałszowaną legitymacją studencką. Samochód okazuje się być skradzioną własnością warszawskiego aktora, który twierdzi, że samochód mu skradziono, a sprawy nie zgłosił, bo spieszył się na pociąg. Milicja rozpytuje w pensjonacie, w którym mieszkał właściciel volvo, rozmawiają z lekarzem Elickim, który nie spodziewa się, że - jak się niebawem okazuje - zamordowanym jest jego siostrzeniec, fotograf. W mieszkaniu zamordowanego znajdują się szybko zdjęcia par w sytuacji intymnej, sugerujące szantaż. Jest też artystyczne zdjęcie Wełnickiego, za które Elicki - wprawdzie szantażysta, ale utalentowany - dostał nagrodę. Trochę zajmuje odkrycie, kto pomagał młodemu Elickiemu w niecnym procederze - nieco opóźniony intelektualnie “Tewek” i cwany blondynek z zakładu fotograficznego.

Się określa pochodzenie: na podstawie ubrania (wiąże sznurowadła jak Warszawiak).
Się pije: koniak, starkę.
Się je: jajecznicę na boczku.
Się pali: wiadomo.
Złote myśli: “Za pieniądze i święty może się złajdaczyć, a co dopiero taki typ”.

Inne tego autora tu.

Zygmunt Zeydler-Zborowski - Śmierć grabarza #116

Spis osób:

  • Walenty Kosiński - denat, grabarz, ale z wyższym wykształceniem
  • porucznik Koźlak - zręcznie wdrapuje się na drzewo, ale łapie katar podczas obowiązków[3]
  • kapitan Wadzewski - elegancki, przystojny mężczyzna
  • Konstanty Garbiszewski - kuzyn denata, zamożny architekt
  • Marcysia - służąca Garbiszewskich, zupełnie surowa, nie wie, że się puka do drzwi
  • Liza - nieżyjąca żona Kosińskiego
  • Irma Garbiszewska - piękną kobietą, ogromne, płonące niezwykłym blaskiem oczy, wierząca i praktykująca katoliczka[1]
  • Marian Wyłka - łysy grubasek o łagodnym spojrzeniu ciemnych, okrągłych oczu, hiena cmentarna
  • Eugeniusz Małecki - przypomina ogromną antropoidalną małpę, były marynarz, hiena cmentarna
  • Zenon Waciaszek - wytworny mężczyzna, pachnący dobrą wodą kolońską, hiena cmentarna
  • Basieńka Niedziecka - flama Waciaszka, ma takie dziwne uczulenie na mundur milicyjny. Jak tylko go zobaczy, to zaraz dreszczy dostaje i bólu głowy
  • Emilia Grochowiecka - przy odrobinie fantazji można ją było wziąć albo za średniowiecznego mnicha, albo za czarownicę z Łysej Góry
  • Edward Kuleś - znajomy Barbary, zajmuje się hydrauliką i drobnymi kradzieżami
  • Henryk Kamiński - znajomy Barbary, czasami lubi sobie pofiglować, tak dla sportu, dla hecy
  • Dominik Czebanowicz - filozof, teolog, marynarz, stanowczo nie typ ascety
  • Kazimierz Przewłocki (84) - emeryt, pochowany siedemnastego listopada
  • Patrycja Axley (49) - Amerykanka, Polka z pochodzenia, umarła podczas wizyty w Polsce
  • Katarzyna Dobrowolska - poprzednia gosposia Garbiszewskich, lubi milicję
  • porucznik Kaczmarski - młody człowiek o bystrym spojrzeniu i energicznych ruchach

Podczas pogrzebu kondukt żałobny odkrywa wisielca, grabarza. Denat okazuje się być zbolałym, mimo upływu lat od śmierci żony, wdowcem, wielojęzycznym erudytą, piszącym o hienach cmentarnych, w habicie franciszkanina prowadził też tajemnicze rekolekcje, w których uczestniczyła ultra-pobożna żona brata (wątek rekolekcji jest niestety fabularnie niedoinwestowany, w przeciwieństwie do nieudanego małżeństwa Irmy i Konstantego). Milicja analizuje potencjalnych wrogów Kosińskiego - dżentelmenów, okradających nieboszczyków, którzy właśnie wyszli po wyroku, niechętnego teologa, którego Kosiński przyćmiewał intelektem, wreszcie dociera do Amerykanki, dziwnie zainteresowanej rodziną kuzyna grabarza, niestety już nieżywej.

Się pali: sporty.
Się pije: wódkę, pięciogwiazdkowy koniak, whisky[2], śliwowicę (zaprawioną lekami).

[1]

- Nie ma między nami żadnego fizycznego zbliżenia, ponieważ ty jesteś rozpustny. A ja nie wyszłam za mąż po to, żeby uprawiać rozpustę. (...)
- Posłuchaj mnie, Irmo - powiedział, siląc się na spokojny, łagodny ton. - Być może, że nasze małżeństwo było jednym wielkim nieporozumieniem. Nie chciałaś żyć ze mną przed ślubem, uważałaś to za niemoralne. I w rezultacie kupiłaś przysłowiowego kota w worku. Mam wrażenie, że po prostu jesteś albo nierozbudzona, albo niewyżyta erotycznie i z tego wynikają te wszystkie nasze nieporozumienia.
Ale swoją drogą niezwykłe, jak to się dzieje, że w dzisiejszych czasach młoda, i jak twierdzisz, bardzo ładna kobieta przesiaduje w kościele? Coś się musi za tym kryć. To nie jest naturalne.

[2]

- Czy zauważyła pani coś nienormalnego w zachowaniu się pani Axley?
- Bo ja wiem... Nic specjalnego. Chyba tylko to, że sporo piła, ale ci Amerykanie to w ogóle pijanice.

[3]

- Bo ja jestem zwolennikiem medycyny ludowej. Czosnek z gorącym mlekiem, napar z malin, bańki, smarowanie, ewentualnie grzane piwo z korzeniami.

Inne tego autora tu.

Inne z tego cyklu tutaj.

#20 (przeczytałam też po raz kolejny EW117).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 21, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, prl, 2021, panowie - Skomentuj


Mary Kubica - Kobieta znikąd

W opowieści, której powtarza się wątek odejścia, narracja jest dwutorowa. Quinn, dwudziestoparoletnia asystentka, wynajmuje mieszkanie ze współlokatorką. Po powrocie z pijackiej imprezy odkrywa, że jej współmieszkanki Esther nie ma, a ślady, jakie widzi, sugerują przestępstwo. Policja nie jest zainteresowana, Quinn podejmuje więc śledztwo sama, znajdując coraz bardziej niepokojące znaki, że Esther nie była tym, za kogo ją uważano - miała dokumenty potwierdzające zmianę nazwiska, przechowywała listy z pogróżkami, podpisane swoimi inicjałami, szukała nowej współlokatorki, a poprzednia - przed Quinn - umarła w dziwnych okolicznościach. Z kolei Alex, 18-latek z małego miasteczka, został opuszczony przez matkę, kiedy miał 5 lat. Zrezygnował ze studiów mimo otrzymanego stypendium, żeby utrzymać dom i ojca-alkoholika. Podczas pracy w restauracji spotyka dziwną, ekscentrycznie wyglądającą dziewczynę (a ponieważ śledzimy też narrację Quinn, domyślamy się, że to Esther), która zdaje się obserwować dom psychiatry, mieszkającego nieopodal. Alex odnajduje ją w opustoszałym domu, o którym krążą legendy - rodzina mieszkająca w nim straciła w wypadku 5-letnią córkę; chłopak zaczyna dziwnej dziewczynie pomagać, zaprzyjaźnia się z nią, ale wygląda na to, że dziewczyna nie mówi wszystkiego.

Jak większość tego typu thrillerów, czyta się to doskonale, problem jednak pojawia się przy związaniu wątków i zakończeniu. Intryga jest dość niewiarygodna - gnwrzavpmn qmvrjpmlan gb bjn 5-yngxn, Trarivrir, xgóen jpnyr avr hznełn j jlcnqxh, pb ebqmvan jzójvłn zvrfmxnńpbz zvnfgrpmxn, glyxb mbfgnłn jlnqbcgbjnan, ob bxnmnłn fvę cflpubcngxą v zngxn onłn fvę, żr fxemljqmv złbqfmą fvbfgeę, xgóeą olłn Rfgure. Rfgure cb yngnpu, tql qbjvrqmvnłn fvę b nqbcpwv fvbfgel, bqanynmłn wą, jśpvrxłn an zngxę, nyr fmloxb mbevragbjnłn fvę, żr wrw fgnefmn fvbfgen wrfg młlz pmłbjvrxvrz. Ceóobjnłn hpvrp (fgąq mzvnan anmjvfxn), nyr avr mqążlłn - fvbfgen cbejnłn wą v mnzxaęłn j fpubjxh, cb pmlz hcbqboavłn fvę qb avrw v jeópvłn qb zvnfgrpmxn jleójanć enpuhaxv m zngxą. Zakończenie jest niejednoznaczne, trochę pozytywne (chociaż nadludzkim wysiłkiem), trochę nieprzyjemne (osoba pozytywna zostaje ukarana za dobre postępowanie).

Inne tej autorki tutaj.

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 20, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Skomentuj


Zygmunt Zeydler-Zborowski - Koty Leokadii Kościelnej

Leokadia Kościelna ma niewesołe życie - owdowiała, córka wyjechałam do Ameryki, zbiera więc pieniądze na bilet lotniczy, żeby przed śmiercią zobaczyć wnuki. Dodatkowo opiekuje się lokalnymi bezdomnymi kotami, przez co wchodzi w konflikt z Seweryn Podsiadłym, któremu również dobro braci mniejszych leży na sercu, bo do ludzi już się zdążył rozczarować[1]; konflikt na szczęście krótkotrwały, bo po niedługim czasie oboje zgodnie karmią i leczą piwniczne koty, a pani Leokadia nawet znajduje dla tych ładnych domy na prowincji. Wydawałoby się więc, że staruszka nie ma wrogów, ale nawet prowadząc tak niewinne życie, naraża się kilku osobom. Listonosz, młody Zbyszek Michalak, podkrada jej wysyłane przez córkę listy ze względu na farsz z dolarów (wymagająca kochanka życzy sobie prezentów) i boi się, że kradzież się wyda. Lucuś Waliczek sprzedaje Kościelnej fałszywe banknoty i jest niemile zdziwiony, że podobno już uzbierała na bilet i sprawa się za chwilę rypnie. Dodatkowo na skromny pokój emerytki czyhają kwaterunkowi współlokatorzy - Wierzbiccy, którzy w 6 osób (troje dorosłych i trójka dzieci, czwarte w drodze[2]) gnieżdżą się w jednym pokoju. To wszystko, a nawet i powiązania między potencjalnymi zainteresowanymi zgonem staruszki, odkrywają kapitan Sarnecki i dołączający na prośbę Michalaka-seniora[3], Downar. Jest trochę przebieranek - Downar najpierw udaje Tadeusza Kamińskiego, przyjaciela Michalaka-juniora, potem Wierzbickiej przedstawia się jako Wiśniewski, przyjaciel męża z dawnych lat[4], wreszcie podaje się za kuzyna potencjalnego fałszerza dolarów. Do wyjaśnienia zagadki przydaje się pozorowana kraksa[5] i nitka z fioletowego szalika.

Jest to nietypowy kryminał, bo jeden z niewielu, kiedy czytelnik - patrząc na wskazane przez autora ślady - obawia się wyjaśnienia zagadki. Qrangxn bxnmhwr fvę zvrć wrfmpmr wrqaą gnwrzavpę - xbgnzv avr mnwzhwr fvę m qboebpv frepn, n mjlpmnwavr bqxnezvn wr, yrpml v fcemrqnwr an fxóexv qyn mlfxh (jfmnx zhfv xhcbjnć qbynel), Cbqfvnqłrzh jznjvnwąp, żr jlnqbcgbjhwr wr qb qboelpu qbzój. Fpran, j xgóerw Qbjane bfxneżn jenżyvjrtb fgnehfmxn, wrfg nhgraglpmavr fzhgan. Qbjanebjv grż fzhgab, jvęp ovremr qb fvrovr pmneartb xbgn, bfjbwrtb cemrm xnezvpvryn. W zestawieniu z raczej niskimi pobudkami fałszerzy, złodziei i cwaniaków, zabójcę Kościelnej da się zrozumieć (niekoniecznie usprawiedliwić, jasne).

Się nosi: rękawiczki w upał.
Się je: wątróbkę (mimo zgagi), zakąski i golonkę (pod wódkę), chleb, dżem, ser i wędlinę.
Się pije: wyborową, piwo.
Się pali: oczywiście, palenie rzucił tylko Wierzbicki (dla oszczędności) i nie pali Podsiadły.
Się żeni: i świat się kończy:

(...) małżeństwo jest prawdziwą klęską dla mężczyzny. Mógłby przecież coś osiągnąć, do czegoś w życiu dojść, gdyby nie żona, dzieci, teściowa. Jak tu na to wszystko zarobić? Skąd wziąć pieniądze? Wszędzie był już zadłużony, a ciągle nie wystarczało na najniezbędniejsze potrzeby. Rzucił nawet palenie, nie dlatego, żeby dbał o zdrowie, ale dlatego, żeby nie wydawać pieniędzy. Właściwie co miał z życia? Nic, absolutnie nic. Spał w dusznym, zatłoczonym pokoju, rano wstawał, biegł do pracy, późnym popołudniem wracał, uczył się albo robił jakąś zleconą robotę, a potem znowu spał w dusznym, zatłoczonym pokoju. Tak było Codziennie.

Bawiąc-uczyć: włókno Cuprama (wiskoza miedziowa, właściwie "włókno Cupramy").
Się odpoczywa: w ośrodku wczasowym w starych wagonach, przerobionych na domki campingowe (tymczasem na Instagramie AD 2021).
Się handluje walutą w Polsce: Ja miałem, jak wiesz, w Brazylii dwa domy rozrywkowe. Ale mnie to znudziło. Wszystko za bardzo było uregulowane, nazbyt stabilne. Dziewczęta chętne, uprzejme, policja bez trudu przekupiona, krupierzy posłuszni, a klienci naiwni. Cholernie się nudziłem. Żadnego ryzyka.

[1] Do ludzi stracił zaufanie. Jeden przyjaciel okazał się konfidentem gestapo, drugi, już po wojnie, okradł go i uciekł za granicę, a kobiety, które spotykał, usiłowały wyłącznie wyciągnąć z niego jak najwięcej pieniędzy.

[2] Kwestia problemów lokalowych i kwaterunku ewidentnie ma podtekst społeczny. Jest i o regulacji poczęć (niestety, tylko post factum, albowiem to wina kobiety, że zachodzi w ciążę):

Pod wpływem tych rozmyślań podeszła do męża i powiedziała:
- Słuchaj, Janku...
Podniósł na nią zmęczone, zaczerwienione oczy.
- Chciałaś coś?
- Chciałam ci powiedzieć, że jestem już w szóstym miesiącu.
- Proponowałem ci, żebyś nie miała tego dziecka.
- Proponowałeś. Proponowałeś! - krzyknęła. - Ty tylko potrafisz proponować. Wiesz dobrze, że tego nie zrobię. Nigdy! Rozumiesz?! Nigdy!
Milicja też nie ma czułego ucha na takie pretensje:
- Tym Wierzbickim rzeczywiście życie układa się nie najlepiej. Spróbowałbyś ty pomieszkać w takim pokoiku w sześć osób.
Sarnecki wzruszył ramionami.
- Mój drogi, pozwól sobie powiedzieć, że w większości wypadków ludzie sami są sobie winni. Jak ktoś nie ma warunków, nie powinien zakładać rodziny. Ale u nas to się wszystko robi w myśl staropolskiej dewizy: „jakoś to będzie”. Facet się żeni, w przyspieszonym tempie płodzi dzieci i od razu ma pretensję, że nie dostaje mieszkania, od razu tragedia. No trudno... nasze budownictwo mieszkaniowe nie może nadążyć za przyrostem ludności. Buduje się dużo i ludzie bez przerwy otrzymują mieszkania, ale trzeba się trochę zastanawiać nad przyszłością rodziny. Napłodzą dzieci, a potem rozpacz, że muszą mieszkać w jednym pokoju.
[3]
Michalak pochylił się i chciał Downara pocałować w rękę. Ten cofnął się gwałtownie.
- Co pan wyprawia?!
- Panie majorze, ja... ja... panie majorze... - wyszeptał stary listonosz i wybuchnął płaczem. Trzymane na wodzy najwyższym wysiłkiem woli nerwy odmówiły posłuszeństwa.
[4]
Downar energicznym krokiem ruszył naprzód. Serdecznie uścisnął zdumionego Wierzbickiego i, całując go z dubeltówki, szepnął pośpiesznie:
- Jestem z milicji. Powiedziałem pańskiej żonie, że przyjaźnimy się od dawna. Muszę pana zabrać do Warszawy. Proszę nic żonie nie mówić.
[5] Sierżant Kaczor wysiadł błyskawicznie, ciągnąc za sobą rower. Wskoczył na siodełko i ruszył w kierunku zmotoryzowanej cyklistki, śpiewając pijackim głosem „Złoty pierścionek”. Po niedługiej chwili do uszu Downara i Sikory doszedł hałas zainscenizowanej kraksy.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 18, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj