Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Seriale

Sense8

Zaczyna się grubo, bo od samobójstwa, w wyniku którego 8 osób rozsianych po całym świecie (4 panów, 3 panie i transseksualistka) zaczyna współdzielić myśli. Na początku opornie i z przerażeniem, bo kontakt pojawia się znienacka (doprowadzając czasem do zabawnych sytuacji), potem już coraz gładziej i z całkiem niezłymi efektami. Meksykanin Lito jest zręcznym aktorem w bardzo złych filmach, Will sprawnym policjantem z Chicago, Kenijczyk Capheus uwielbia filmy z Van Dammem i doskonale jeździ wszystkim, co ma cztery koła, a Wolfgang z Berlina włamuje się do sejfów i lubi się bić. Hinduska Kala jest farmaceutką i ma kilka cennych umiejętności survivalowych, Koreanka Sun to bizneswoman, ale też mistrzyni kick-boxingu, transseksualna Mike/Nomi jest hakerką z San Francisco, a Islandka Riley (mieszkająca w Londynie) pracuje jako DJ-ką i to właśnie jej trauma sprzed lat posuwa całą akcję do przodu.

Serial to szeroko pojęta kontynuacja pomysłu twórców - Tykwera i Wachowskich - "Atlasu chmur", moim zdaniem o wiele bardziej udana (i bez naklejania aktorom gumowych twarzy). Fantastyczne lokalizacje - Berlin, Londyn, Seul, San Francisco, Chicago, Mumbaj, Nairobi, Mexico City, sporo o pożyciu intymnym (16+ i bez cenzury, więc golizna jest, dodatkowo wiele elementów LGBT), a wszystko przyprawione dość sprawnie zbudowaną intrygą i sporą dozą humoru.

Moje guilty pleasure - Will, policjant z Chicago, wygląda jak młody Mark Wahlberg. Nagle poczułam się 20 lat młodsza.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 20, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4


O ekranizacjach komiksów

Jesse Custer, kaznodzieja z małego miasteczka w Teksasie, ma rzadką umiejętność - umie wydobyć z siebie taki, głos, że wszyscy, którzy go usłyszą, są mu posłuszni. Efekty są różne - niby Custer używa głosu w celu czynienia dobra, ale jego motywy są czasem dość dwuznaczne. Wplątuje się w walkę z lokalnym biznesmenem, który ma szczególny powód niechęci do kościoła; walka kończy się dość słabo dla całego miasteczka. Po wizycie dwóch nieco niezbornych serafinów dowiaduje się, że wstąpiło w niego Genesis, Głos Boga; byt, który powstał w wyniku nielegalnego pożycia intymnego anioła i diabła. I że Bóg przekazał opiekę nad bękartem służbie, a sam zniknął. W towarzystwie byłej dziewczyny, pyskatej i bardzo przedsiębiorczej Tulip i wampira Cassidy'ego udaje się na poszukiwanie Boga, żeby powiedzieć mu trzy słowa.

"Preacher" to jeden z tych seriali, w których obejrzałam pilota, znęcona przez TŻ-a, że ekranizacja fajnego komiksu, a potem wbijałam zęby w kanapę, kiedy następny odcinek. Zgadzam się z wieloma zarzutami - że przez cały pierwszy sezon nie ma akcji (wydarzenia w komiksie zmieściły się w cieniutkim zeszycie), że tylko klimat, ale i tak uważam, że warto obejrzeć chociażby dla samych obrazków. I dla Cassidy'ego i Tulip (serio, komuś przeszkadza, że Tulip nie jest biała jak w komiksie? Proszę. Jak będę duża, chcę być jak filmowa Tulip).

Tytułowy Luke Cage pojawił się już epizodycznie (ale z jakim wdziękiem) w roli kochanka Jessiki Jones. Chronologicznie rzecz się dzieje już po wydarzeniach z 1. sezonu "Jessiki" - Luke Cage mieszka sobie w Harlemie, wykonuje prace wprawdzie niskopłatne (sprząta w zakładzie fryzjerskim i jest barmanem w klubie), ale satysfakcjonujące jego potrzebę zwyczajności i nie wymagające używania nadludzkiej siły, zwłaszcza że do wyrwania atrakcyjnej panny wystarczy, że ma dobrą gadkę i solidne mięśnie. Niestety, świat nie pozwala mu cieszyć się spokojem: lokalny mafiozo przypadkowo powoduje zabicie fryzjera, przyjaciela Cage'a, motywując go do wzięcia sprawy odzyskania dzielnicy w swoje ręce. Łatwo nie jest, bo wracają demony z przeszłości Luke'a, które wiedzą, jak pokonać go mimo niezniszczalności. Po stronie sojuszników są dwie damy - uczciwa policjantka, Misty, która nie wiedzieć czemu Cage'owi wierzy oraz pielęgniarka Claire, która pomagała mu wyzdrowieć po postrzale w ostatnich odcinkach "Jessiki".

Nie jest to serial gładki i łagodny, bo trup ściele się gęsto i raczej nie jest to śmierć cicha i sprawiedliwa; ale czy którykolwiek współczesny serial na bazie komiksu taki jest? Świat współczesny i inni bohaterowie Marvela są malowniczo wpleceni w akcję, a dialogi do tego są całkiem niezłe.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 19, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Całkiem nieśmieszne

Baskets

Chip Baskets jest klaunem, ale takim nie do końca udanym - próbował studiować we Francji na prestiżowej klauniej akademii, ale nauczyciele i koledzy wyśmiewali go, bo nie mówił po francusku (i z paru innych powodów, z których nie najmniej ważnym był, że byli pełni pogardy dla Amerykanina). Wrócił do rodzinnej Kalifornii ze świeżo poślubioną Penelope, której jednak nie przedstawił mamie i bratu, tylko umieścił w motelu. Szybko się okazało, dlaczego - Penelope zgodziła się na ślub tylko po to, żeby przyjechać i zostać w Stanach, a nie z miłości, czego Chip nie może pojąć. Niestety, jest wiele rzeczy, których nie pojmuje - czemu jego brat bliźniak odniósł sukces, a on w roli klauna w lokalnym rodeo jest ciągle poniewierany za grosze, czemu matka traktuje go jak nieudacznika i bardziej kocha adoptowanych braci, DJ-ów jeżdżących po świecie z Chemical Brothers albo czemu agentka ubezpieczeniowa Martha pozwala mu sobą poniewierać (nietrudno się domyślić, że jest w Chipie zakochana, a jeszcze bardziej oczywiste jest to, że bez wzajemności).

To bardzo smutny serial komediowy; Chip jest melancholijnym Arlekinem, na siłę wtłaczanym w role slapstikowe. Duet Louis C.K. i Galifianakis stworzyli refleksyjną historię z szeregiem życiowych porażek, gdzie - owszem - są miejsca, w których się śmieję, ale to taki śmiech z gatunku "Może przyjdzie dzień, że Chip się z tego będzie śmiał, ale raczej nieprędko".

One Missisipi

Tig Notaro, prowadząca radiowy program performerka po podwójnej mastektomii, wraca z LA do domu w Mississipi, żeby być z matką, która po wypadku zapadła w spiączkę. Matka umiera, a Tig zostaje, żeby spakować rzeczy matki w domu z bratem-nieudacznikiem i ojczymem z OCD. W tle zawieszone i ciągle nieprzepracowane wspomnienie o molestowaniu przez dziadka, życie matki okazuje się zupełnie inne niż Tig zapamiętała, a i sama Tig ma sporo własnych problemów, z którymi musi sobie poradzić.

Absurdalnie, to bardzo pogodna historia o wychodzeniu z choroby i odbudowywaniu siebie już po czterdziestce. Część wątków (śmierć matki, rak piersi) jest autobiograficzna, część może i niekoniecznie, ale i tak całość jest szczera i wzruszająca. Tutaj również producentem był Louis C.K., tym razem w duecie z Diablo Cody (m.in. United States of Tara).

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 10, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Stranger Things

Jakby tak połączyć "E.T.", "Goonies" i "Critters", zachowując sztafaż z lat 80., to właśnie byłoby "Stranger Things". Grupka 12-letnich chłopców gra w "Dungeons&Dragons", 17-latka się zakochuje w szkolnym Playboyu, a tuż obok z tajnego rządowego ośrodka badawczego ktoś ucieka. Chwilę potem w tajemniczych okolicznościach znika jeden z chłopców, Will, za to pojawia się dziwna dziewczynka w szpitalnej koszuli i z ogoloną głową, którą ścigają bezwzględni ludzie, nie wahający się strzelać do przypadkowych świadków. Matka zaginionego Willa wierzy, że jej syn wróci, wbrew temu, że wszyscy wokół nie dają szans; ma poczucie, że syn z nią rozmawia przez migotanie świateł, co nie zdejmuje jej (mimo współczucia) etykietki dziwoląga. Lokalny szef (obowiązkowo po przejściach) na początku jest sceptyczny, ale nie poddaje się, kiedy i jemu zaczynają się nie sklejać różne fakty.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 24, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Krótkie, ale zabawne

"Community" to skomplikowana historia grupki osób, które przypadkiem spotkały się w Community College (analogu polskiej szkoły wieczorowej); każda z nich miała inny powód, żeby wrócić do zakończenia edukacji. Prawnik-oszust, anarchistka, prymuska wyrzucona za wspomaganie chemiczne, ultra-religijna matka dwójki dzieci, ekscentryczny milioner, nerd z aspergerem i kapitan drużyny futbolowej zbierają się początkowo w grupę, żeby dostać zaliczenie z hiszpańskiego u psychopatycznego nauczyciela. Do tego wszystkiego jest dziekan, który bardzo lubi się przebierać w damskie ciuszki. Po niedługim czasie, często wbrew sobie, zostają przyjaciółmi. Zaczyna się dość blado, ale po kilku epizodach pokochałam ich ogromnie, ponieważ serial nie jest taki oczywisty jak się wydaje - regularnie łamie wszystkie konwencje (czwartą ścianę, wiele narracji jednocześnie, cofanie się w czasie, rzut kostką determinuje wybór jednej z możliwych przyszłości).

Tak jak "The Big Bang Theory" jest komedią o śmiesznych nerdach, to "Silicon Valley" jest komedią dla nerdów, a zwłaszcza dla tych, którzy kiedykolwiek wytwarzali oprogramowanie. Richards Hendricks, nudzący się na szeregowym stanowisku w korporacji, przypadkiem wymyśla z kolegami doskonały algorytm bezstratnej konwersji i podniecony tym rzuca pracę, żeby założyć startup. I tu zaczyna się bynajmniej nie sukces, a ciężka polityka - czy dać się wykupić korporacji, czy przyjąć mniejszą dotację za udział w zyskach, a może rzeźbić z kolegami w garażu? Doskonały drugi plan - pracowity, choć nieco pechowy Hindus, kanadyjski Satanista, uczciwa prawniczka, zaangażowany choć niezbyt szanowany asystent czy nadużywający substancji odurzających właściciel inkubatora przedsiębiorczości - wdają się w te wszystkie aspekty prowadzenia firmy informatycznej, o których się zwykle nie mówi. Serial bawi mnie do łez już przez trzy sezony, czekam na czwarty. Dwa najbardziej śmieszne momenty - wizyta Erlicha w szalecie na stacji benzynowej oraz farma klików w Bangladeszu.

Deadbeat
Kevin Pacalogliu jest medium - widzi dusze umarłych i - czy chce, czy nie chce - pomaga im rozwiązać swoje przerwane życiowe sprawy, żeby mogli oddalić się w stronę metaforycznego światełka w tunelu. Często nie chcąc, ponieważ nie da się ukryć, że Pac nie jest specjalnie ogarniętym człowiekiem, raczej niechlujnym leniem, żyjącym kosztem swoich już nielicznych znajomych (w tym dilera narkotyków). Kiedy w mieście pojawia się piękna celebrytka Camomile, twierdząca w telewizji, że jest medium, Kev się zakochuje i nie przeszkadza mu to, że dama jest hochsztaplerką i zdecydowanie poza jego ligą. Przez pierwsze dwa sezony oboje robią sobie wzajemnie wbrew, ona zabiera mu zlecenia albo go szantażuje i wykorzystuje, on - z pomocą jej asystentki Sue - usiłuje się odgryźć. Trzeciego sezonu jeszcze nie widziałam, zmieniają się adwersarze, ale wiem, że Pac pozostanie tak samo lekko obrzydliwy, nieogarnięty, a jednak nieco rozczulający jak na początku.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 9, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Master of None

Dev jest 30-letnim aktorem charakterystycznym (Hindusem), na koncie ma jedynie reklamę jogurtu, ale ma plany na dalszy rozwój kariery aktorskiej. Poza tym jest zupełnie przeciętnym Amerykaninem z Nowego Jorku - spotyka się z dziewczynami, przyjaciółmi, czasem odwiedza rodziców. Na samym początku przypadkowo ląduje w łóżku z właśnie poznaną Rachel, jest miło, ale zawodzi prezerwatywa, więc rozstają się o poranku po awaryjnej jeździe do apteki. Po jakimś czasie przypadkiem się spotykają i okazuje się, że bardzo się lubią, tyle że Rachel ma już chłopaka.

To nie jest serial akcji, raczej luźne scenki i refleksje o różnych aspektach zycia współczesnych 30-latków, zwłaszcza z etnicznym pochodzeniem. Dev (Azis Ansari) ma sporą łatwość opowiadania o swoich uczuciach, ze sporym dystansem do siebie. Może nie jest to produkcja przebojowa i wiekopomna, ale sympatycznie się ogląda.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 1, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj