Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Sausage Party

Supermarket. Gdyby to był Pixar, to miałby podtytuł “Jakby artykuły spożywcze miały uczucia”, ale to bynajmniej nie jest Pixar. Zbliża się 4 lipca, parówka Barry robi szeroko zakrojone plany w związku z bułeczką Brendą, na razie dotykają się tylko końcówkami bez folii, ale kiedy opuszczą sklep, w Wielkim Świecie, będą na zawsze razem i nie tylko ich końcówki będą się stykać. Sielankę psuje Musztarda Miodowa, który wyszedł ze sklepu, ale wrócił i przeraża wszystkich spanikowaną opowieścią, że zostaną zjedzeni. Kiedy Bułki i Parówki zostają kupione, Musztarda rzuca się z wózka, powodując panikę, przez co część zakupów - Frank i Brenda, Bajgiel i Lawasz oraz Żel do Higieny Intymnej[2] zostają na podłodze, a reszta zakupów znika w Wielkim Świecie. Jako bywalczynie marketów i Wielkiego Świata zapewne wiecie, jaki los czeka jedzenie, z masakry ucieka tylko nieco nieforemna parówka Barry. W międzyczasie ekipa w sklepie podejmuje wyprawę w celu odkrycia, kto wymyślił informację o Wielkim Świecie (Flaszka Alkoholu) oraz co znajduje się za chłodniami (książka kucharska z przepisami na grilla, brr!); prześladuje ich złowieszczy Żel, który nie waha się przed przemocą i podstępem. Tuż przed finałem wraca Barry z informacją, że bogów (klientów) można zabić, następuje masakra, a w finale orgia.

Wiem, wiem, wiem, sama chciałam. Dobry rating na Rotten Tomatoes, głosy podkładają aktorzy z czołówki - m.in. Hayes, Wiig, Rudd, Norton, Hader, Meatloaf[1], Cera, Franco i Rogen. Oczywiście, tych dwóch ostatnich to sygnał ostrzegawczy, do dziś pamiętam stoner movie “Pineapple Express”; ale nie, nie dało mi to do myślenia. Przecież nie może być aż tak zły. Ale. To. Jest. Absolutnie. Zły. Film. Tak zły, że oglądasz, mówisz “Nie, nie zrobią tego”, a po chwili, zza facepalma, “Zrobili to”. Na plus - jest zabawny, żarty bywają przednie, sporo inteligentnych odniesień do popkultury (Guma do Żucia!) ale to jest, powtórzę, bardzo zły film i nawet moje czarne serduszko żałuje rodziców, którzy dali się namówić milusińskim, żeby pójść na “bajkę”[3] do kina. Ja go obejrzałam, żebyście Wy nie musiały. Jest na Netflixie.

[1] Oczywiście pod Klopsika!

[2] Nie wiem, jak w USA, ale żel z aplikatorem do wewnątrz (niestety istotne dla fabuły) jakby nie ma sensu higienicznego. Nie ważne, zło się dopiero zaczyna.

[3] Całkiem serio, irytuje mnie nazywanie “bajką” wszystkiego, co animowane. Nie róbcie tego. Bajka to często wierszowana opowieść z morałem. “Paweł i Gaweł” to bajka, “Uciekające kurczaki” to nie bajka. Dziękuję za uwagę.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 9, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Insecure

Issa pracuje w organizacji non-profit, wspierającej dzieci z ubogich dzielnic. Praca ją coraz bardziej nudzi i irytuje, bo jest jedyną czarną, a właśnie głównie z tych środowisk wywodzą się dzieci wymagające wsparcia. W domu też tak sobie - od 5 lat jest z Lawrencem, który ostatnio głównie zalega na kanapie, bo jego start-up nie wypalił. Trafia na swojego dawnego kumpla, z którym zawsze miała dobry vibe, ale zły timing. Chwila zapomnienia i w miarę stabilne życie się jej rozsypuje. Na szczęście ma przyjaciółki - ambitną prawniczkę Molly, prostolinijną acz nieparlamentarną urzędniczkę Kelly i właścicielkę rodzinnej firmy Tiffany. Wszystkie znają się ze studiów w Stanford[1], chociaż wydaje się, że już niewiele poza sentymentem je łączy. To komedia z pieprzykiem, więc dzieją się rzeczy niekoniecznie poskładanie, leje się alko i wpadają lekkie i cięższe dragi, Issa (a w kolejnych sezonach również Molly i Lawrence, bo narracja najczęściej do nich przeskakuje) koncertowo zawala niektóre sprawy, a potem mozolnie je prostuje, również w życiu intymnym[2]. A, wspominałam, że znacząca większość obsady jest czarna?

Przeczytałam gdzieś, że miała to być na jakiejś płaszczyźnie odpowiedź na do bólu biały “Seks w wielkim mieście”, coś w tym jest. Jednak w przeciwieństwie do, pojawia się sporo elementów poważnych - tokenizm, tożsamość, dostosowanie do zasad białego świata, bezpieczeństwo, profilowanie, rodzina i religia. Na lżejszej nucie - kultura i sztuka czarnych, dużo humoru, często sarkastycznego i ironicznego (dialogi Issy i Nathana - złoto, w ogóle jestem Team Nathan!). Bardzo przyjemny, niezobowiązujący serial.

[1] To, jak wspomniałam, komedia, chociaż z elementami tragicznymi, jak to w żyćku, ale czasem się nie ociera o realizm. Serio absolwentka Stanford dorabia sobie jeżdżeniem na Lyfcie i odtykaniem lokatorom sedesu, bo nie ma z czego się utrzymać?

[2] Dużo pań w szczytowych miejscach listy płac, jest sporo męskich tyłków.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 7, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


D'Artagnan i trzej muszkieterowie

Oczywiście to nie jest tak, że w Internecie jest wszystko, ale jest wystarczająco dużo, żeby skutecznie rozprawić się z dziecięcymi zauroczeniami. Tak, obejrzałam hit lat 80. - radziecką ekranizację powieści Dumasa, z której totalnie bez zrozumienia znałam na pamięć piosenkę “Para para paradujemsia na swajom weku” (i to całkiem wiernie, po tylu latach). Oczywiście byłam zachwycona D’Artagnanem i Aramisem, gorąco kibicowałam najpierw igraszkom (do niczego nie doszło!), potem problemom Konstancji i młodego gwardzisty, nienawidziłam wrednej Milady i wstrętnego kardynała. Powieść przeczytałam niewiele lat później, nawet kilkukrotnie. I, ech, mogłam nie oglądać.

Nie pamiętałam, że to musical, a że nie przepadam za musicalami, wodewilami i umownością scen, kiedy nagle wszyscy machają nóżkami i śpiewają, to błyskawicznie siadła mi przyjemność z oglądania i już tylko wyszukiwałam braki. A to że uboga scenografia - z trzy brukowane klimatycznie uliczki, kilka zapyziałych drewnianych izb grających wnętrza szynków i karczm, dużo scen w lasach i na polach, gdzie całym sztafażem była drewniana tabliczka z napisem “Paris”, wreszcie bogactwo Luwru w postaci dwóch komnat, częściowo przysłoniętych zasłonami, żeby się nie napracować. Dialogi niedobre, zwłaszcza D’Artagnan rzucający się na każdego ze słowami “Swołocz! Padliec!”, nie wspominając o rosyjskiej wymowie francuskich nazwisk i nazw. Fabuła spłycona do podstawowych wydarzeń. Ja wiem, że to jest cały czas rozrywkowa literatura niskich lotów, ale jednak żal. Tyle że mimo tego wszystkiego, ten mini serial (3 odcinki po 1,5 godziny każdy) ma swój urok. Jest komiczny, możliwe że czasem niezamierzenie i nawet raz czy dwa zdarza się moment ocierający się o jakieś emocje (piosenka Atosa o liliach). Ale jeśli macie ciepłe uczucia sprzed lat, to niekoniecznie je sobie psujcie.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 19, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


Teściowie

Obejrzałam polską komedię o weselu, wiem, nie uczę się i mam za swoje. Tyle że wcale nie żałuję, bo to bardzo przyzwoity film, do tego bardzo dobrze zagrany.

Sala weselna. Rodzice pana młodego, zamożni i z miasta, nadopiekuńcza i panikująca matka (Ostaszewska) jest ordynatorką w szpitalu, spokojny i koncyliacyjny ojciec (Dorociński) jest biznesmenem, usiłują zapobiec kryzysowi, bo szybko wychodzi, że ślubu nie było. Decydują, że skoro zapłacone i goście obu rodzin za chwilę się pojawią, to niech. Pojawiają się rodzice niedoszłej panny młodej, finansowo stojący gorzej i mniej prestiżowo; wściekła matka (Kuna) i próbujący się mimo wszystko bawić ojciec (Woronowicz), niby jest gładko, ale szybko pojawiają się przepychanki i wzajemne wymówki. O pieniądze, o to, kto kogo lubi lub nie, o nadzieje i życiowe szanse. W tle trwa wesele - pijaństwo, kłótnie, wyrzuty, pretensje, wodzirej, zapraszamy wszystkich do węża, nie pozwól mamusi pić, ona ma chore serce, a czwórka rodziców powoli rozplątuje, co się wydarzyło, że ślub się nie odbył.

Nie dziwi mnie teatralny rodowód filmu, dodatkowo też nieco impregnowana jestem na zachwyt długim, nieprzerwanym ujęciem, kiedy kamera podąża za maksymalnie irytującą Ostaszewską, ale sama treść jest świetnym podsumowaniem całego zbioru animozji - młodzi kontra starzy, bogaci kontra biedni, miasto kontra wieś, my kontra wy, religia kontra ateizm, kultura kontra chamstwo, zabrakło tylko polityki. Dialogi bardzo dobre, sporo sarkazmu i celnego punktowania hipokryzji, a w przeciwieństwie do Smarzowskiego, całość jednak jest humorystyczna, zwłaszcza nieco przewrotna pointa, nie ma poczucia unurzania się w brudzie. Właśnie pojawiła się druga część, ale niekoniecznie jest to film kinowy, można poczekać na VOD.

Tak, włączyłam napisy, bo zupełnie nie rozumiałam, co mówi Ostaszewska.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 17, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Castle Rock (sezon 2)

I tak jak byłam zachwycona sezonem pierwszym, tak drugi mi zupełnie nie zażarł. Rzecz się dzieje po wydarzeniach poprzedniego sezonu (istotne), to samo miasteczko; przejeżdżająca przypadkie Annie Wilkes (znaczące) z nastoletnią córką Joy ulega wypadkowi. Muszą zostać do czasu naprawy auta. Ewidentnie uciekają przed kimś, widać, że to nie jest pierwsze rodeo Annie - ma zestaw fałszywych tablic rejestracyjnych, broń, dokumenty pielęgniarki i rozpoczyna pracę w kolejnych szpitalach, żeby pozyskać leki psychotropowe. Próbuje tego i tutaj, ale nie jest łatwo ukraść i zwiać, dodatkowo jej córka ma dość przemieszczania się i chce się zadomowić. Wynajmujący im mieszkanie lokalny gangster próbuje zastraszyć Annie, bo Joy widziała, jak szykuje się do przestępstwa, kończy martwy z łyżką do lodów w gardle. Annie go ukrywa na opuszczonej budowie nad starym cmentarzyskiem (oho), tyle że po jakimś czasie zaczyna go widywać. I tu wchodzi druga opowieść o zombie/porywaczach ciał sprzed 400 lat, którzy w ramach dziwnego kultu Anioła odradzają się i planują czystkę wśród niewiernych.

Wprawdzie niektórzy bohaterowie pierwszego sezonu pojawiają się i tutaj, ale nie ma inteligentnej zabawy w zgadywanki, jest tylko ordynarny gore. Są lepsze odcinki (ostatni podnosi poziom), są mocno takie sobie, ale całościowo mocno szwankuje spójne złączenie kilku różnych wątków (zaburzonej nastolatki z chorą psychicznie matką i ojcem-lekkoduchem; szemranego weterana, który adoptował dwójkę somalijskich dzieci i dwóch siostrzeńców; więzionego młodego człowieka z pierwszej części; kultu zła sprzed wieków; kobiety z przeszłością).

Poprzedni sezon.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 13, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


All Creatures Big and Small

Dawno temu czytałam chyba trzy książki Jamesa Herriota o przygodach weterynarza w małym miasteczku. Jeśli również je czytałyście, to serial z 1978 roku jest bardzo dokładną, prawie że literalną ekranizacją. Obejrzałam pierwszy sezon i pełnometrażowy “Brotherly Love” (już z lat 90.), po czym nieco już mnie znużyły regularnie powtarzające się wątki. Nie ma suspensu dłużej niż odcinek, całość niestety robi już nieco teatralne wrażenie, przez co emocje tracą na sile. Mocny jest brak efektów specjalnych - aktorzy realnie wkładali gołe (chociaż umyte) ręce w różnorakie otwory zwierząt, tarnikowali koniom zęby, trzymali rozwścieczone koty; bez dublerów i gumowych pozorantów. Angielska prowincja jest niespecjalnie urokliwa, raczej wygląda na biedną i zaniedbaną, może to kwestia stonowanych, nieco wyblakniętych kolorów. Bardzo sympatycznie się ogląda, ale jednak 90 odcinków ramotki to zbyt duże zaangażowanie jak dla mnie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 9, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj