Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Easy like a Sunday Morning

Mimo że świeciło słońce, w bibliotece było zimno. Tym sympatyczniejsza była obecność kota Szarszyka, który owinął się dookoła mojej kostki (niestety, obecność krótkotrwała, bo chwilę potem przyszedł kot Burszyk i Szarszykowi wtłukł, po czym przeniosły się uprawiać zaawansowany koci harrassment w inne rejony). Usiłowałam przeczytać kilkunastostronicowe opowiadanie Gibsona, na podstawie którego Abel Ferrara nakręcił film, ale ciężko mi szło, bo zaczęłam patrzeć na półki z książkami (i kątem oka na ganiające się pręgacze). Jeszcze nie jest tak źle, bo jednak większą część przeczytałam, niektóre nawet pamiętam (chociaż jestem bardzo ekonomiczna w kwestii przeczytanych książek, bo po dwóch-trzech latach już nie pamiętam treści i mogę czytać od nowa z równą przyjemnością; tak, dotyczy to też kryminałów). Uspokajają mnie rządki równo (mimo że półki ciut się uginają) ustawionych książek. Pamiętam, kiedy które kupiłam i dlaczego. Za każdym razem znajduję kilka, bez których mogłabym żyć, ale i tak zostawiam je do następnego razu, bo mają jakąś historię, mimo że pewnie nigdy do nich nie sięgnę. Gdybym udawała się na wewnętrzną emigrację, byłyby tam książki.

Dzisiejszy dzień zaczął się głosem Fronczewskiego w mojej głowie. Słyszę głosy. Czy to da się leczyć? (Bo to, że nie powinnam śpiewać, to nie ulega frekwencji).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 23, 2009

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Komentarzy: 4


Daria Doncowa - Żona mojego męża

Tym razem muszę z czystym sumieniem przyznać, że po pierwsze - książkę czyta się świetnie z wielu względów (zabawne postacie teściowych[1], doskonałe historyjki z pobytów w operze[2]), po drugie - pani detektyw robi dokładnie takie zamieszanie jak Chmielewska, przeraźliwie nie łączy ze sobą faktów, nie kojarzy najoczywistszych powiązań i wchodzi wszędzie z gracją słonia, po trzecie - chyba już przyzwyczaiłam się do tego, że tu nawet skromny kostium w łódeczki musi być od Gucciego, zegarek - Longinesa, a u Prady paradują modelki, jak przychodzi znana klientka, a po czwarte - życie w domu na Łożkinie jest odświeżające.

Daszeńce najpierw się śni jej pierwszy mąż, proszący o pomoc, potem rzeczywiście dzwoni i informuje, że siedzi podejrzany o zabójstwo siódmej żony i są na to świadkowie (poprzednie sześć żyje, to nie Henryk VIII, tylko uczciwy rozwodnik). Oprócz żony zaczynają ginąć także bliżsi i dalsi znajomi, mordowani przez ludzi, których do tej pory się o to nie podejrzewało. Intryga stojąca za przestępstwem jest przeraźliwie głupia i idzie się jej domyślić po dwóch pierwszych rozdziałach. Ale trzeba dojechać do końca, bo ominie się mnóstwo uroczych scen, m.in. sprzedaży jajek na bazarze, spotkania z rosyjskim światem więziennictwa, mediów (również tych pokazujących przyszłość), wojskowości, projektantów mody czy szeroko pojętego teatru. W tym tomie oprócz milicji, zaprzyjaźnionej z Daszą, pomocy udziela prowadzący wprawdzie mętne interesy, ale kulturalny i współdzielący zamiłowanie do francuskich papierosów, biznesmen. Fascynujące jest to, że tym razem milicja doskonale wie, kto i po co popełnił przestępstwo, ale z wyjaśnieniem zagadki czeka, aż pani detektyw sama się domyśli.

[1] Nie wiem, jak wygląda kwestia łatwości rozwodów w Rosji, ale co drugi bohater/ka ma co najmniej kilka małżeństw za sobą. Dasza jest pierwszą żoną tytułowego męża, w trakcie wydarzeń z książki rzecz się dzieje dookoła żony siódmej. Fantastic country.

[2] Ależ oczywiście, że jestem w stanie uwierzyć, że kot dołączający spod sceny do arii, wyprowadzenie mężczyzny przez uzbrojoną ochronę czy aktor stukający z przyzwyczajenia nogą, co dawało reakcję w postaci otwarcia zapadni na scenie, to są wydarzenia rzeczywiste z moskiewskiego świata kultury.

Inne tej autorki tutaj.

#39

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 20, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panie, kryminal - Komentarzy: 1


Od jakiego momentu zaczyna się nałóg?

Z "Kolportera", który zanęca informacją "Prawie wszystko za pół ceny" wyniosłam stertę książek[0], których nie mam gdzie położyć i które pewnie będę czytać przez najbliższe pół roku, czego sobie i wam życzę.

Zawartość półek oczywiście przebrana, ludzie krążą jak sępy, dosłownie sprzed ręki nieuprzejmy i dość dziko wyglądający młodzian wyjął mi beletryzację "Reykjavik 101" (no ja się z takimi bić nie będę, a nawet trochę podziwiam, że naród się garnie do czytania[1]), chociaż może to i dobrze. Jakieś 6 książek odłożyłam, a po dwie muszę wrócić. Przynajmniej będzie jakieś urozmaicenie między wschodnimi kryminałami, bo i coś z krajów latynoskich: "Moje drzewko pomarańczowe" de Vasconcelosa, coś lokalnego: "Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty" Koziarskiego (po streszczeniu węszę coś na miarę pręgierzowego Osadnika), "Puszkę" Kosmowskiej i "Za króla, ojczyznę i garść złota[2]" Brzezińskiej i Wiśniewskiego, coś anglosaskiego: "Sekrety sypialni mistrzów kuchni" Welsha i "Z wąskim psem do Carcassone" Darlingtona, czeskiego: "Proszę się nie rozłączać" Obermannovej czy rosyjskiego: "Koronację" Akunina[3] (jednak, wiem, ale to jednak bardziej cywilizowany świat niż kraina noworuskich). Ale zacznę chyba od "Na węgierskim stole pysznie i domowo" Klary Molnar i Tadeusza Olszańskiego, albowiem kuchnia węgierska to coś, co miło się do poduszki czyta. Tak myślę.

[0] Wybieranych na macanego, bo przecież nie noszę w portfelu kartki z listą 100 tytułów, które chcę mieć. Żeby tylko 100. Chociaż może zacznę drukować wish-listy z Merlina czy innego chce.to?

[1] Albo, w wersji pesymistycznej, bierze co chwytliwsze tytuły na handele na Allegro.

[2] I za brzęczący pasek magnetyczny, przy którym ochroniarz mnie uspokajał, że nawet jak zacznie piszczeć mi przy zakupach w Carrefourze, bo tam kolporterowe nieodbezpieczone piszczą i vice versa, to mam pokazać paragon, bo przecież nie ukradłam i mam się nie stresować, że piszczy. Musi uczciwie wyglądam, bo człowiek się przejął.

[3] Używka na Allegro dochodzi do 95 zł (plus przesyłka), w Kolporterze - 13 zł, so suck it! (No jak szkoda, że nie chce mi się robić tego, co tu[1]).

EDIT Musiałam wrócić, albowiem lektura paragonu wykazała, że kazali mi zapłacić dwa razy za tę samą książkę. Z powrotu wynikła kolejna Polakowa, Guareschi, Karin Fossum (kryminał z Norwegii) i ku mojemu zadowoleniu nowa książka duetu Sjowall/Wahloo. Chyba nie wyszłam na tym na plus finansowo.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 18, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Sue Grafton - P jak przestępstwo

Kinsey może pracować nawet dla antypatycznej klientki, czemu nie. Była żona zaginionego lekarza wynajmuje ją do rozwiązania tajemnicy miejsca pobytu jej eks-męża. W tym tomie wszyscy coś ukrywają i kłamią, a dzielną panią detektyw w ostatniej chwili omija romans z seksownym młodszym mężczyzną. Mimo że rzecz się dzieje w słonecznej Kalifornii, w Santa Teresa w listopadzie pada, wieje i ogólnie jest paskudnie zimno.

Inne tej autorki tutaj.

#38

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 18, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, kryminal, panie - Skomentuj


Terry Pratchett - Nacja

I znowu ambiwalentnie - z jednej strony Pratchett trzyma poziom, dając doskonale napisaną, wzruszającą (no komu nie drgnął muskuł po przeczytaniu "... i dlatego rodzimy się w wodzie, nie zabijamy delfinów i spoglądamy w stronę gwiazd", bo mnie i owszem) książkę o alternatywnej historii Ziemi, na której uchował się naród o bogatej, kilkudziesięciotysięcznej historii, ładnie splecionej ze znaną nam monarchią brytyjską. Z drugiej - książka w porównaniu z bogactwem kreacji Świata Dysku jest nijaka i dość płaska. Na maleńką wysepkę gdzieś na krańcach świata po uderzeniu tajfunowej fali (czy co tam robi taki duży plusk, co zmiata ludzi, domy i żywinę wszelaką) trafia angielska arystokratyczna nastolatka, poszukująca ojca, brytyjskiego lorda, 138-ego w kolejce do tronu. Dalej jest ładnie, choć nie dość, że przewidywalnie (opcja była tylko w kwestii zakończenia, bo równie dobrze pasowało złe i dobre), to dość pedagogicznie, trochę młodzieżowo i mniej cynicznie niż to na przykład w książkach o Straży jest. Dzikusy okazują się bardziej cywilizowani i ludzcy od poddanych korony brytyjskiej, następuje starcie ludów pierwotnych z cywilizacją, wychowana w wiktoriańskiej posiadłości i odziana w stertę halek Ermintruda (zwąca siebie samą - nie dziwię się - Daphne) poznaje, jak wygląda prawdziwe życie. Gdyby napisał to inny autor, byłabym zachwycona. U Pratchetta - na poziomie słabszych powieści dyskowych. Treściowo podobne do "Pomniejszych bóstw", ma parę bon-motów, ale raczej do zliczenia na palcach, a nie zachwycania się co kilka stron; raczej (i to pod koniec książki) lekkie skrzywienie ust w uśmiechu niż coś, do czego warto wracać.

I wbrew opinii z połowy lektury, kiedy to zastanawiałam się, po co Pratchett marnuje swój cenny czas na książki dla młodzieży - nie jest to książka zła, ale nie jest też bardzo dobra. Miły, czytalny średniaczek.

Inne tego autora tutaj.

#37

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 10, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panowie, sf-f - Skomentuj


Tatiana Polakowa - Karaoke dla damy z pieskiem

Czytało się lepiej niż Doncową, ale słabiej niż Marininę. Wiem, że wyjdzie, że jestem marudna, ale dalej każdy kolejny autor płci dowolnej, pochodzący z krajów na wschód od Polski, wywołuje u mnie uczucie obserwowania tygrysa przez pręty klatki, bo i śmiesznie, i straszno. Olga, taki na pół prywatny detektyw, na pół PR-owiec u jednego z bardziej potężnych decydentów w mieście (jak zwykle trafiłam w któryś z kolejnych tomów, więc niektórych rzeczy się bardziej domyślam), współpracuje z lokalną (oczywiście szeroko skorumpowaną) milicją i mafiozami (z którymi okazjonalnie sypia[1]). Zaczepia ją na bankiecie obca kobieta i sugeruje, że niebawem zginie, a od Olgi winszuje sobie, żeby wykryła jej mordercę. No to Olga wykrywa, dzielnie łącząc prywatne zobowiązania, seks i pracę.

Książka bardziej sensacyjna niż kryminał, dodatkowo bogato okraszona wstawkami damsko-męskimi, również takimi bardziej brutalnymi (bo rosyjska dusza czasem wymaga, żeby kobiecie lutnąć). Czyta się wartko, acz całość akcji zrobiła na mnie wrażenie dość chaotyczne - w połowie się zgubiłam, kto jest z kim, kto przeciw, kto dobry, kto zły (tu myślę, że to nie wada narracji, a tej rosyjskiej niedookreślonej ambiwalencji, w której nie ma czarne-białe, tylko szare, czasem zabarwione na krwisto-czerwone) i tak naprawdę - czy komukolwiek zależy na wykryciu sprawcy morderstwa.

Nie zrozumiałam też całości tytułu - owszem, damę (Olgę) i pieska (kapryśnego jamnika Olgi) ulokowałam. Ale dlaczego karaoke?

[1] W końcu czemu by nie, Szeroko Pojęci Mafiozi[2] mają czas, pieniądze i zapał, a Olga jest kobietą młodą, piękną i posiadającą całą szafę luksusowej przyodziewy, choć - co popularne w kobiecych kryminałach - na co dzień nosi adidasy, dżinsy i się nie maluje, zostawiając fryzjera i brylanty na specjalne okazje, co nie zmienia faktu, że cały męski świat jest nią zachwycony.

[2] Ależ oczywiście, że SPM mają złote serduszka, ogólnie postępują prawomyślnie i stanowią podporę społeczeństwa, broniąc ładu i porządku. A to, że mają nierejestrowaną broń, w razie potrzeby najpierw torturują ludzi, a dopiero potem obcinają język, omijają prawo tak skwapliwie jak przechodzień psią kupę na chodniku, tu skorumpują, tu postraszą, to taki niuansik.

Inne tego autora:

#36

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 10, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, kryminal, panie - Komentarzy: 7