Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Nowe legendy miejskie. Warszawa Praga. Kraków Nowa Huta

Spodziewałam się czegoś innego - papierowego wydania serwisu Urban Legends w wersji polskiej bądź z typowo polskimi historiami krążącymi pocztą pantoflową. Zamiast tego dostałam ładnie wydaną książkę ze spisanymi historiami wymyślonymi przez warszawskie i krakowskie dzieci z wczesnej podstawówki, ozdobione rysunkami autorów. Niestety, nudne i niestrawne. Nie podziwiam wyobraźni 9-10 latków, historie są przeciętne, dziecinne i naiwne. Książka wraca na podaj.net (serwis już nie istnieje - 2018).

#45

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 5, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, dla-dzieci - Skomentuj


Daria Doncowa - Zupa ze złotej rybki

Absurd absurdem pogania. Znowu znajoma Daszy zostaje wplątana w morderstwo i tylko Dasza wierzy, że jest niewinna. Lika co chwila wychodzi za mąż i po krótkiej chwili wraca, bo stwierdza, że to nie dla niej. Dzień po swoim ósmym ślubie zostaje oskarżona o zamordowanie męża, który - wygląda na to - zirytował ją, wyznając w noc poślubną, że zakochał się w innej kobiecie, a Liki nienawidzi. Daria szybko odkrywa, że w sprawie nic się nie klei, zeznania i fakty są sprzeczne, a Lika zachowuje się jak otępiała i przyznaje się do wszystkiego bez udziału świadomości. Zaczyna śledztwo. W trakcie trafia na grupę bogaczy, zabawiających się z nudów w żebractwo (Noworuscy mają nawet garderobianą i makijażystkę, która robi z nich niewyględnych żebraków), porusza ważki problem bezdomnych dzieci z marginesu społecznego, gości w domu 13-letnią półsierotę Lenkę i złodziejaszka Griszę, popełnia idiotyzm za idiotyzmem (ale oczywiście wszystko dla dobra śledztwa, nawet kradzież przypadkowej fiolki z laboratorium i wypicie zawartości się do czegoś przydaje), a dopiero kiedy dopada ją paskudna grypa, zwierza się znajomemu milicjantowi ze swoich odkryć (jakby się zwierzyła szybciej, to by nie było fabuły, wiem).

Tym razem można dowiedzieć się, że dla uzyskania posłuchu i zdobycia zaufania kogokolwiek wystarczy odziać się zamożnie i założyć drogą biżuterię. W więzieniach siedzą bandyci, gwałciciele i złodzieje, pod warunkiem że nie są to znajomi, bo znajomi są niewinni (złodziejaszek Grisza zbłądził z drogi prawości i trzeba mu pomóc, Lika nie zabiła przecież męża, a umięśnieni młodziankowie, którzy zagrozili demolką samochodu krnąbrnemu współużytkownikowi drogi, bo nie chciał się przesunąć i pozwolić w korku zmienić Darii Wasiljewnej pasa, może i są bandytami, ale jakże przydatnymi). Dasza bez żadnych konsekwencji przedstawia się wszem wobec jako major milicji, a wszyscy wykładają przed nią duszę jak na tacy, nawet półświatek. Skądinąd dość celnie autorka przemyciła kwestię modnych obecnie rozrachunków z przeszłością - ojciec jednej z bohaterek był katem, wykonującym wyrok na spekulantach czy handlarzach walutą w czasach, kiedy było to zakazane, a po godzinach był sympatycznym staruszkiem, z którym się gawędziło i piło kawę (bo nikt nie wiedział, czym przyjazny pan się zajmuje). Królowa jest ubawiona.

Inne tej autorki tutaj.

#44

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 2, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panie, kryminal - Skomentuj


Terry Pratchett - Świat finansjery

Kolejna po "Piekle pocztowym" książka o Moiście von Lipwigu, naczelniku Poczty w Ankh-Morpork. Tym razem, po delikatnej sugestii Vetinariego, Moist udaje się na wizję lokalną do banku (oraz mennicy) i - jak się łatwo domyślić - zaczyna nim kierować jako pełnomocnik aktualnego prezesa, psa Marudy. Z pewną przykrością stwierdzam, że ten tom jest dość słaby - powiela rozwiązania fabularne z "Piekła...", nie wprowadza za wiele nowych postaci (krótka wizyta na Niewidocznym Uniwersytecie, epizod ze Strażą, najbardziej rozbudowany wątek Chlupacza w podziemiach banku - maszyny, która odwzorowywała przepływ gotówki w mieście), wątek złotych golemów jest doklejony niespecjalnie ściśle, a Adora Belle pojawia się pretekstowo. Nie jest źle, ale bardziej porwała mnie wartka akcja poprzedniego tomu.

PS Ależ oczywiście, że odłożyłam wszystkie czytane dotychczas, bo mnie cisnęło. I dorzuciłam do stosu kolejną Doncową, bo miałam pod ręką.

Inne tego autora tutaj.

#43

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 28, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panowie, sf-f - Komentarzy: 1


Zastój na rynku czytelniczym

Chwilowo mam. Bo z żuczkiem na ręku ciężko się czyta z kartki, łatwiej z ekranu, więc w RSS-ach mam czysto, w przeciwieństwie do stosu rozpoczętych książek. Czytam na zmianę polski kryminał o tangu, opowiadania Gibsona, historię poszukiwania pingwina Miszy, a do tego niecierpliwie zerkam na urodzinowego Pratchetta.

Obiecałam sobie, że jednak skończę którąkolwiek z zaczętych, bo czas najwyższy wprowadzać w życie jakiś ład. Sromotnie się już poddałam, żeby dokończyć wszystkie zaczęte książki, leżące w domu, bo czasem się nie da - nie jestem w stanie czytać "Wstrząsającego dzieła kulejącego geniusza", bo za słaba jestem na czytanie o umieraniu. Nie mogę znaleźć prawie skończonej książki z felietonami Bakuły, bo gdzieś ją sprytnie schowałam. Przygody pana Hopkinsa mnie nużą, bo bardziej edukacyjne niż "Pan Samochodzik", a "Dwa lata wakacji" jednak się zestarzało i podśmiarduje mi okrutnie społeczeństwem klasowym i dziewiętnastowiecznymi podziałami (i/oraz nie daję złamanego faka w kwestii poznawania słownictwa żeglarskiego, a książka bogato okraszona jest przypisami, co to są sterburty, foki i inne klamoty). To tak dla wyjaśnienia, czemu tylko kryminały ostatnio.

Ale przynajmniej mogę wsadzać nos w post-urodzinowy bukiet za każdym razem, kiedy przechodzę. Chryzantemki i gerbery mają płatki pokryte aksamitem.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 18, 2009

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Komentarzy: 7


Daniel Koziarski - Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty

Przejrzałam kilka recenzji, w których padały oceny typu "zabawna" i przyznam, że jednak książka mnie bardziej irytowała niż bawiła. Bardzo podobna treściowo do "Sprzysiężenia osłów" J. K. Toole'a, w której bohater uważał wszystkich wokół za głupców i był jedyną sensowną osobą na świecie. Tytułowy socjopata, Tomasz, wszechstronnie nie radzi sobie (w jego opinii - pada ofiarą niesamowitych zbiegów okoliczności) z jakąkolwiek aktywnością społeczną - rozmową o pracę z czarnoskórym rekruterem, podczas której rzuca rasistowskimi żartami, spotkaniami z licznymi kobietami, podczas których jakoś tak wychodzi, że jest homoseksualistą czy w sklepie, gdzie z potencjalnej pomyłki przy wydawaniu reszty robi się eskalacja połączona z rękoczynami i policją. Zdaję sobie sprawę z fikcji literackiej, ale na każdej stronie książki miałam wizję jednego znajomego, który pasuje do opisywanego wzorca (to nie do pana, kochaniutki). Absurdalnie, ostatnia historia - socjopata w Londynie - sprawiła, że poczułam do bohatera jakiekolwiek współczucie, a nie irytację połączoną z odrazą. Nie zmienia to faktu, że czyta się nieźle (a autor na zdjęciu na okładce wygląda jak inny mój znajomy, co mnie dodatkowo bawiło).

Inne tego autora:

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 13, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Terry Darlington - Z wąskim psem do Carcassonne

Whippety to takie małe, wąskie charty. Według autora są tchórzliwe, nie lubią pływać, uwielbiają skwarki[1], pierdzą, szybko biegają i zdecydowanie nie nadają się na towarzysza wyprawy wąską barką rzeczną[2] ze Stone w Wielkiej Brytanii do Carcassonne we Francji, tuż przy brzegu morza Śródziemnego. Terry i Monica, starsze małżeństwo, od kilkudziesięciu lat pływają po angielskich kanałach, ale - wbrew ostrzeżeniem znajomych i rodziny - chcą przepłynąć kanałem La Manche do Francji (niebezpiecznie!), a potem w dół Rodanem do celu (również niebezpiecznie). Po drodze są zachęcani i zniechęcani, wpadają w depresję i hurraoptymizm, trafiają na ludzi miłych i pomocnych oraz zupełnych matołów, a whippet Jim skutecznie pozwala na przełamywanie pierwszych lodów w każdym nowym miejscu. Bardzo miła leniwa wakacyjna lektura, można na podstawie kolejnych miejsc planować wakacje (aczkolwiek rzecz rozpoczęła się w 1998 roku, nie przywiązywałabym się do pomysłu traktowania opowieści jako przewodnika).

Mimo tego czytało się topornie - wiadomo, ostatnio okoliczności przyrody niesprzyjające, ale mam wrażenie, że to również zasługa tłumaczenia i redakcji (bo korekta to na 100% przysypiała w trakcie). Do tego brakowało mi zdjęć, zwłaszcza że Terry opisuje, co fotografował, a miejsca, w których był, są malownicze. Na szczęście dobra Bogini dała internet i zdjęcia z wyprawy francuskiej można obejrzeć na stronie wyprawy.

[1] Skwarki?! Ma ktoś oryginał? Czym ci dziwni ludzie psa naprawdę karmili? Chipsami? Chrupkami? Smażonym bekonem?

[2] Ozdobioną gustownymi kwiatuszkami, a jak.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 5, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panowie, podroze - Komentarzy: 3