Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Mira Michałowska - Od kuchni od frontu

Zbiór luźno powiązanych (czasem naprawdę bardzo luźno, typu "dziś opowiem wam o marchewce") dygresji i anegdotek głównie o jedzeniu z bogatego życia pani Michałowskiej, która - z racji posiadania męża-dyplomaty oraz losów wojennych - z niejednego pieca chleb i inne dobra jadła. Historie są czasem irytujące, czasem do bólu encyklopedyczno-pedagogiczne, czasem trącą poprzednią epoką, ale w większości opowiadają o smacznej stronie świata, którego już nie ma - racjonowaniu jedzenia w powojennej Anglii i podwieczorkach u królowej, przyjęciach w ambasadzie czy o tym, co jadały znane postacie z wielkiego świata. Jestem trochę zblazowana, bo "Od kuchni" naprawdę jest urocze i kiedy pierwszy raz czytałam je kilka lat temu, zachwyciło mnie, ale teraz - po przejrzeniu i przeczytaniu kilkudziesięciu doskonałych blogów kulinarnych, w których są i magiczne historie, i piękne zdjęcia - mam trochę wyższe wymagania.

Książka w zasadzie nie zawiera przepisów (poza najkrótszym przepisem na zielonkawą kurę, którą się "bierze, kraje na kawałki i wpieprza do garnka"), ale daje duże pole do uzupełnienia biblioteczki o kanon sztuki kulinarnej - Brillata-Savarina, Julii Child czy Alicji B. Toklas (i tu znowu kłania się współczesne zblazowanie, bo teraz te wszystkie książki są oddalone o jedno kliknięcie).

Inne tej autorki:

#20

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 7, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kulinarne, panie - Komentarzy: 7


Joanna Jodełka - Polichromia

Na Sołaczu, w jednej z zabytkowych willi miejskich, bogato umeblowanej antykami, policja znajduje zwłoki starszego mężczyzny, emerytowanego konserwatora zabytków. Nagie, przysłonięte ręcznikiem z napisem po łacinie. 3 miesiące później - w podpoznańskiej wsi w prawie pustej, rozwalającej się chałupinie - kolejne zwłoki, obdarzone nową łacińską sentencją. A jako że trzy to liczba boska, Maciej Bartol, komisarz poznańskiej policji, spodziewa się trzeciego morderstwa.

Bardzo lubię książki, które dzieją się w Poznaniu - gdy bohaterowie wchodzą do kamienicy na Rybakach, gdy przechodzą przez Park Sołacki, gdy robią zakupy w Starym Browarze czy patrzą w górę na Okrąglak. Każdy rozdział dodatkowo ozdobiony jest szkicem secesyjnej architektury (co wzmaga moją irytację, bo na pewno widziałam już te budynki, tylko nie umiem ich w głowie zlokalizować), niestety bez podpisu. Bardzo lubię też, kiedy książka zaczyna się od przedstawienia jej bohaterów - tu na początku każdego rozdziału są króciutkie notki o poszczególnych osobach dramatu. A już najbardziej lubię, kiedy po skończeniu książki chcę szybko wracać do początku, żeby bogata w wiedzę ostatecznych rozwiązań, przekonać się, jakie podpowiedzi dawał autor czytelnikowi.

Sam kryminał kręci się wokół komisarza Bartola, jego kolegów z pracy, matki i życia prywatnego - jest półtora wątku miłosnego, porcja męskich dyskusji przy kieliszku, wieczny konflikt matka-syn i trochę pozytywistycznego zbawiania świata.

Inne tej autorki:

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 30, 2011

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Moje miasto - Tagi: 2011, kryminal, panie - Skomentuj


Maciej Patkowski - Strzały w schronisku

Przede wszystkim tytuł kłamie, bo nikt w schronisku nie strzelał. Ba, nawet nikt w schronisku nie przebywał, więc albo mi coś umknęło, albo autorowi.

Pułkownik Rybak wzywa młodego oficera, Góralczyka, obwozi po krakowskich ryneczkach i częstuje pomidorami z eksportu (bo krajowe jeszcze niesmaczne). Po czym wysyła go w góry, pod granicę, bo żadna krakowska hurtownia nie sprzedaje straganiarzom ani sklepom pomidorów z Bułgarii, muszą więc być kradzione. I jedzie dzielny młodzian, ze spakowaną przez matkę walizką (koszule, krawat, kalesony, czyste chusteczki) i "tetetką", szukać szajki, która okrada wagony.

I po nitce do kłębka trafia najpierw do gospodarstwa z jedną ładną dziewczyną z eleganckim zegarkiem wątpliwego pochodzenia na ręce, potem poznaje drugą piękną dziewczynę, kierowniczkę szkoły, a na końcu rozgrzebuje sprawę tajemniczego wypadku sprzed roku, w którym zginął niejaki doktor Bayer z Klagenfurtu, a zginął tenże elegancki zegarek i teleobiektyw od trzymanego przez żonę doktora aparatu. I zaczynają się dziać rzeczy przedziwne, milicja robi prowokację - para funkcjonariuszy udaje bogatych Szwajcarów, a oficer Góralczyk ze swoją "tetetką" krąży wokół, żeby schwycić bandytów na gorącym uczynku. Po czym akcja się zagęszcza, jest kolejny trup, jedna panna znika, drugą mają porwać, a oficer porwany przez szajkę cudem umyka śmierci (ach, te monologi wewnętrzne - o chęci życia, o tym, że praca w milicji to front, że jest nagle na pierwszej linii, że przez niego zginął człowiek - poezja), ucieka i trafia do zakonu, gdzie - jak przed wiekami Jan Kazimierz Rex Poloniae u górali z Istebnej - znajduje ratunek i ukojenie. I koniec. I tak zostałam z cienką książeczką i niedosytem, bo nie wyjaśniono, kto kradł te nieszczęsne pomidory i czemu kradzież frywolnego zdjęcia spowodowała śmierć fotografa. I czy oficer Góralczyk pocieszył wdowę z córeczką.

Inne tego autora:

#18

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 25, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl, 2011, klub-srebrnego-klucza - Komentarzy: 4


William Gibson - Rozpoznawanie wzorca

Cayce Pollard zna się na markach - dzięki alergii na te najbardziej znane, umie ocenić, czy nowe logo ma szansę się przyjąć i zostać częścią kultury ulicy. I za to początkowo płaci jej belgijska korporacja Blue Ant, po czym okazuje się, że chce ją pozyskać do wyśledzenia źródła filmów, które od jakiegoś czasu pojawiają się anonimowo w Internecie. Cayce należy do dyskusyjnego forum, na którym analizuje treść i technikę emefów (materiałów filmowych) i prywatnie jest ich groupie. I z banalnego zlecenia robi się taka trochę prywatna krucjata, dodatkowo utrudniana przez nagle pojawiających się wrogów.

Z jednej strony "Rozpoznawanie" mnie zachwyciło. Bo lubię książki osadzone w szeroko pojętym Internecie. Gibson czuje, co to ruch fanowski, jakie możliwości daje sieć, jak łatwo mieć rozsianych po całym świecie ludzi, których łączy coś wyjątkowego, nawet jeśli się nigdy w życiu nie spotkali. Że każda akcja zostawia cyfrowy ślad i zawsze, chociaż to czasem kosztuje, da się wyśledzić. Że sztuka jest trudno odróżnialna od komercji i że łatwo sztukę wziąć i użyć w celu handlowym. Z drugiej - brakuje mi w tej serii elementów science-fiction, jest do bólu realna, bardzo obarczona rozwiniętym potem w "Spook Country" motywem reakcji na 11 września, chociaż jest to cyberpunk na miarę XXI wieku. Cayce i jej ubraniowe "zecapy", pieczołowicie odarte z metek, prawie że chirurgicznie czyste i neutralne mieszkania czy czarny rynek starych komputerów to ładny sztafaż, ale trochę mało, żeby wprowadzić w inny świat. Brakuje też mi gibsonowskiej wielowątkowości - tu jest tylko wątek Cayce, a akcja jest linearna.

Tłumaczenie - nie że złe bardzo, ale słabe. Rolka z papieru ryżowego z farfoclami w środku to sajgonka, a nie sajgonek. Kalki, konstrukcje zgrzytające w zębach i problemy z nomenklaturą. Szkoda, wolałabym kogoś, kto umie tłumaczyć.

Inne tego autora:

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 21, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, panowie, sf-f - Komentarzy: 6


Aleksander McCall Smith - Niebiańska randka i inne odmiany flirtu

Z opowiadaniami jest tak, że trzeba umieć. Czasem fabuły starczy dosłownie na kilkanaście stron i grzechem jest rozsadzać to w powieść, a w opowiadaniu się znajduje świetnie. Czasem opowiadaniami można stworzyć jakiś świat, bez sklejania poszczególnych elementów w spójną treść. Niestety, tutaj jest zwyczajnie słabo, opowiadania są nudne, miałkie, bez pointy, łączy je tylko to, że są o spotkaniach i randkach. Jakby odrzeć z czasem egzotycznego entourage'u (bo i Szwajcaria, Australia, Afryka, Włochy), zostałyby opowiadania klasy harlequinowej - dziewczyna ma iść do szkoły plastycznej, ale poznaje chłopaka, idzie z nim na tańce, śpią ze sobą, on się oświadcza, koniec. Mąż nie chce spać z żoną, żona się irytuje i ucieka z młodszym, koniec. Gruby pan umawia się przez biuro matrymonialne na randkę z grubą panią, ona się obraża, że uważa ją za grubą, ale kiedy obraża go kelner w restauracji, solidarnie z nim wychodzi, koniec. Każde z opowiadań mnie rozczarowało, niektóre znudziły i zostawiły z oczekiwaniem na jakiekolwiek zakończenie, a tytułowe - o dziewczynie, co zaszła w ciążę z aniołem - zostawiło z wielkim napisem #wtf nad głową.

#16

Inne tego autora tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 19, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, opowiadania, panowie - Skomentuj


Jo Nesbø - Czerwone gardło / Trzeci klucz / Pentagram

Czytelnictwo w narodzie wzrasta, jak nie ma nielimitowanego dostępu do internetu. Wakacje spędziłam w taki sposób, że poganiałam TŻ-a, żeby szybciej czytał, bo jego książki okazały się być fajniejsze (moje wyszło, że są psychodeliczne i nie mają akcji). Ale to tak dygresyjnie.

Każdy z tomów może być czytany oddzielnie, ale w tle przewijają się powracające wątki, zyskuje więc czytanie po kolei i hurtem. Dużo stron przyjemnej rozrywki (wyjątkowo bez mordowania dzieci).

Harry Hole to człowiek z przeszłością, niestabilny alkoholik, ale jednocześnie świetny śledczy, specjalista od zbrodniarzy seryjnych. Ze swoją współpracowniczką i przyjaciółką Ellen szuka człowieka z nietypowym karabinem, którego podejrzewa o możliwość zorganizowania zamachu. W międzyczasie poznaje Rakel, rozwódkę z synem. Kiedy w trakcie śledztwa okazuje się, że w przemyt broni zamieszane są środowiska nazistowskie i tajemniczy Książę, ginie Ellen. Hole wpada w kolejny dół i rozwikłuje sprawę zamachu oraz walczy o utrzymanie związku z Rakel, ale ogarnia go obsesja.

W "Trzecim kluczu" krystalizują się podejrzenia Harry'ego co do osoby Księcia, który prawdopodobnie pracuje w policji. Pojawia się błyskotliwa techniczka Beate, z dooskonałą umiejętnością rozpoznawania twarzy. Rakel chwilowo przebywa w Moskwie, gdzie trwa proces o prawo do opieki nad synem, a Harry trochę wbrew swojej woli umawia się na kolację z ekscentryczną eks-kochanką, urywa mu się film, a rano dowiaduje się, że kobieta nie żyje. Mimo że jej śmierć zostaje uznana za samobójczą, coraz więcej poszlak wskazuje na Harry'ego, który prywatnie prowadzi już dwa śledztwa - w sprawie zabitej koleżanki i prawdopodobnie zamordowanej eks-kochanki, a oficjalnie - szuka przestępcy napadającego na banki. Drugoplanowo pojawia się mistrz manipulacji - cygański organizator napadów na banki, a śledztwo naraża bliskich Harry'ego[1].

"Pentagram" jest dość śmieszny z jednego względu - znak ten pojawia się na miejscu kolejnych zbrodni (znowu potencjalnie seryjny morderca!), a jego sens wyjaśnia dopiero przypadkiem napotkany prawosławny batiuszka (a mówimy o kraju, z którego pochodzi Black Metal, Burzum i podpalanie kościołów). Poza tym jest uczciwa intryga - giną młode kobiety, morderca odcina im palec, a w zamian ofiarowuje diament w kształcie gwiazdy. Przestępca jest sprytnym psychopatą, sporo tropów jest mylących, a Harry'emu wreszcie udaje się znaleźć dowody na to, że znienawidzony przez niego współpracownik jest Księciem[2].

[1] W każdym tomie Harry obrywa w życie prywatne - a to ojciec wybranki jest wplątany w paskudną sprawę, a to cygański przestępca grozi mu, że jak nie rozwiąże sprawy zabójstwa jego siostrzenicy, to zagrozi Rakel i Olegowi, a w finale - wróg Harry'ego bierze Olega jako zakładnika. Finał "Pierwszego śniegu" (tom 5) też odbywa się kosztem Rakel i Olega. Przyznam, że ja bym się jednak zastanowiła nad perspektywami związku.

[2] Problem z rozpoznaniem Księcia jest delikatnie rozdmuchany, ja się domyśliłam za trzecim razem, jak pojawiła się informacja, czego słucha w samochodzie pewien policjant.

Inne tego autora tu.

#13, #14, #15

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 15, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie - Komentarzy: 2