Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Hugh Laurie - Sprzedawca broni

Z przykrością muszę stwierdzić, że jak uważam, że Laurie jest świetnym aktorem, tak pisarzem - niekoniecznie. Sensacyjna historia o eks-żołnierzu Gwardii Szkockiej, wplątanym w międzynarodową intrygę bogatych ludzi, handlujących bronią i nie wahających się w obronie własnych interesów sprzątnąć kilka bądź kilkanaście niewygodnych osób, jeśli im to tylko przyniesie odpowiedni profit, przypomina w klimacie historie o Bondzie, Jamesie Bondzie i zapewne świetnie da się zekranizować, ale czytanie jej męczy. Mam taki problem ze wszystkimi książkami pisanymi pod Hollywood, pod które można podczas czytania podstawić sobie głosy aktorów z potencjalnej obsady. To się sprzeda, bo Thomas Lang, najemnik z niewyparzoną gębą, przyciągnie do kin panie, z kolei panowie dostaną kilka pokazów jazdy na szybkim motocyklu, sporo bijatyk, zaawansowany technologicznie śmigłowiec oraz trzy piękne panie - córkę bogatego przemysłowca, uroczą pracownicę galerii sztuki i egzotyczną terrorystkę, co to nie zawsze nosi majtki, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć.

#32

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panowie - Skomentuj


Ferenc Máté - Winnica w Toskanii

Poprzednio węgierski pisarz i podróżnik kupował dom we Włoszech, zaprzyjaźniał się z sąsiadami, jadł i pił i oglądał skąpane we włoskim słońcu krajobrazy. Teraz zdecydował się kupić zrujnowane opactwo wraz z przynależną do niego winnicą, wyremontować średniowieczne domostwo (i to jeszcze tak, żeby wyglądało odpowiednio staro) oraz zapuścić kilka szczepów winorośli i produkować doskonałe wino. Sądząc z umieszczonych na końcu książki recenzji z prasy fachowej - udało się.

Jest sielsko i zabawnie - fachowcy remontujący hacjendę to mili, różnorodni i pracowici ludzie, zdarza się mała demolka traktorem czy złe rozplanowanie, ale wszyscy się lubią i jedzą sobie wspólnie toskańskie specjały (lista kilku dość rozbudowanych przepisów na końcu książki). Máté ciepło i często autoironicznie opowiada o tym, że tworzenie od podstaw winnicy, planowanie zakupów, wybór szczepów winorośli, sadzenie, podlewanie i winobranie to ciężki kawałek chleba, ale warto. Mimo poczucia pewnego chaosu w opisywanej historii, dygresyjności, wplatania opowieści o rzeczach codziennych, znajomych i rzeczach przypadkowych, przez co książka robi wrażenie zbeletryzowanych notatek z życia, a nie przemyślanej powieści, zostawia takie miłe ciepełko po przeczytaniu. I jak ostatnio narzekałam na tłumaczenia, tak ta jest przetłumaczona świetnie, z żywym językiem, zgrabnymi frazami i zwyczajnie gładko.

Inne tego autora:

#31

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 14, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, panowie, podroze - Skomentuj


Terry Pratchett - Straż! Straż!

Bardzo Tajemnicze Stowarzyszenie sprowadza do Ankh Morpork najpierw smoka, a potem zaginionego następcę tronu, który smoka pokonuje i wszyscy mają udział w zyskach (poza Patrycjuszem Vetinarim, który ląduje w lochu). Kapitan Vimes ze Straży Nocnej ma jednak pewne wątpliwości, więc z pomocą lokalnej hodowczyni smoków - lady Ramkin, Marchewy - świeżo zwerbowanego do Straży nadmiernie wyrośniętego krasnoluda i ochotnika - bibliotekarza z Niewidzialnego Uniwersytetu szuka śladów przestępstwa.

Pierwsza część z cyklu o Straży Nocnej wprowadza barwnych bohaterów - wiecznie skacowanego bądź malowniczo pijanego kapitana Vimesa, dociekliwego, inteligentnego i ideowego śledczego, który nie ugina się pod naciskami i potrafi powiedzieć "zamknij się" do Patrycjusza, kiedy tego wymaga sprawa. Sierżant Colon jest okrągłym, leniwym i zachowawczym mieszczaninem, typowym obywatelem Ankh. A kapral Nobby jest wprawdzie wzrostu mikrego, ale nadrabia bujną osobowością, głębią przemyśleń i sprytem, zwłaszcza jak przestępca leży, bo wtedy bezpieczniej kopać. Marchewa to zaczątek dywersyfikacji gatunkowej w Straży - dobrze zbudowany młodzieniec, wychowany przez krasnoludów i mimo gabarytów czujący się krasnoludem, dość literalnie pojmuje świat i przepisy, a dodatkowo może służyć jako jednoosobowa bojówka z toporem.

Odlepiając cały dyskowy sztafaż, mamy nagle moralitet o rządzeniu, o manipulacji społeczeństwem w celu uzyskania władzy, narzucania ograniczeń, które - chociaż absurdalne (bo jednak nawet w Ankh zjadanie dziewic przez smoka nie jest specjalnie akceptowalne) - dają się wprowadzić, kiedy ludzie postrzegają je jako mniejsze zło i konieczny kompromis. I krótki poradnik władcy, który wyjaśnia, po której stronie drzwi powinien być rygiel.

Inne książki tego autora:

Cykl "Długa Ziemia" ze Stephenem Baxterem

Ekranizacje:

#30 (mimo że czytam chyba po raz czwarty albo piąty).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 4, 2011

Link permanentny - Tagi: panowie, sf-f, 2011 - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 3


John Berendt - Północ w ogrodzie dobra i zła

Pół godziny przed północą to czas czynienia dobra. Pół godziny po północy jest zarezerwowane dla zła.

Nowojorski reporter przyjeżdża do Savannah i zachwyca się miastem, ludźmi i klimatem. Poznaje (miałam napisać, że ekscentrycznego, ale w zasadzie każdy z poznanych przez niego ludzi jest w jakiś sposób ekscentryczny) prawnika, który prowadzi w domu nieustającą imprezę, piosenkarkę znającą 6000 piosenek, transseksualistę, który śpiewa w nocnym klubie, byłego laboranta-wynalazcę z dostępem do trucizny mogącej opróżnić całe miasto i wreszcie trafia do znanego antykwariusza, mieszkającego w zabytkowym domu, stanowiącego ośrodek życia towarzyskiego miasta. W domu antykwariusza pracuje niestabilny młodzieniec i któregoś dnia miasto obiega informacja, że w wyniku strzelaniny zginął młody człowiek, a pracodawca jest oskarżony o morderstwo. Oś książki to kilka etapów procesu wraz z całą otoczką - miastem, które zatrzymało się gdzieś w przeszłości, voodoo, ciągle obecnymi wyższymi sferami, naciągaczami, cwaniaczkami i starymi pieniędzmi przenikającymi się bezszwowo.

Jakkolwiek czyta się świetnie, tak trochę mi szwankuje kompozycja książki - bardziej sprawdziłaby się jako zbiorek opowiadań, niektóre historie nie łączą się z innymi w taki sposób, żeby złożyć się w ładną całość. To co, czas na film?

#29

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 3, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 3


Fannie Flagg - Daisy Fay i cudotwórca

Lata 50. nad Zatoką Meksykańską. Daisy Fay ma 11 lat i w małym puchatym pamiętniczku opisuje swoje dzieciństwo. Tatę, który nadużywa napoi wyskokowych i kupuje pół baru w miejscowości letniskowej. Mamę, która odchodzi od taty. Przyjaciela ojca, który ochoczo popija i opyla z samolotu okoliczne pola (a czasem i domy) środkiem owadobójczym. Koleżanki ze szkoły podstawowej, te biedniejsze i bogatsze. Kolorową właścicielkę kostnicy i mityczną ciemnoskórą albinoskę. Kilkuletnią córkę właścicieli klubu nocnego, której przed snem trzeba przyklejać uszy. I tak mija kilka lat, ogląd świata z uroczego dziecinno-naiwnego staje się bardziej nastoletnio-cyniczny, ale niestety narracja Daisy Fay nie prowadzi do niczego. Jak kto lubi czytać pamiętniki z klimatem i pokręcone historie rodzinne ozdobione południowoamerykańskim kawałkiem historii, to mu się spodoba. Jak ktoś - jak ja - niespecjalnie, to będzie brnął z rosnącym znudzeniem, a na ostatniej stronie poczuje chęć dopisania "No i?".

#28

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 23, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Skomentuj


Terry Pratchett, Neil Gaiman - Dobry omen

Zdumiewa mnie, jak dobrze jest ta książka napisana, bo mimo koszmarnego tłumaczenia jakoś udało się jej przedrzeć na polskim rynku do klasyki dobrych książek. O tym, czemu tłumaczenie jest koszmarne, pisała Dorota Guttfeld, ja od siebie dodam, że oprócz ewidentnych błędów wynikających z nieznajomości obu języków (odzyskiwanie papieru toaletowego), "uśmieszniania" na siłę z gubieniem sensu, kawałki książki są przetłumaczone tragicznie nieczytelnie (nie wiadomo, kto mówi, nawet czasem znika graficzne wyróżnienie dialogu, zdania nie składają się w całość, ginie kontekst). Mam wrażenie, że oprócz podłego tłumaczenia zabrakło korekty i redakcji. A szkoda, bo duet Gaiman/Pratchett dał to, co miał najlepszego - Gaiman akcję, a Pratchett - język.

Chwilę przed końcem świata Piekło wysyła na Ziemię syna Szatana. Akcję obserwuje dwójka przyjaciół - anioł Azirafal i diabeł Crowley, którzy niespecjalnie są zachwyceni planowanym Armageddonem, bo - umówmy się - świat nie jest taki zły i lepiej go mieć niż nie mieć, a Ostateczna Rozgrywka nie wydaje się być czymś wartym zachodu. W tle pojawiają się ostatni Tropiciele Wiedźm, Czterech Jeźdźców Apokalipsy, Zakon Sióstr Trajkotek, potomkini jedynej prawdziwej przepowiadającej przyszłość (aczkolwiek dość niejasno i z bardzo małą głębią ostrości), kilku sprzedawców telefonicznych oraz banda 11-latków.

(Musiałam przeczytać ponownie, żeby jednak upewnić się, że to Crowley hodował najpiękniejsze kwiaty w Londynie, nie Azirafal).

Inne książki Gaimana tu, a Pratchetta - tuż obok.

#27

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, panowie, sf-f - Skomentuj