Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Zmiany, zmiany

Wybraliśmy łóżko. Już po 5,5 roku mieszkania i spania na materacu. Teraz tylko pozostaje poczekać, aż będziemy mieli wolne ponad 2k zł. I już za 4-6 tygodni będziemy mieli dwie nowe szafeczki do kuchni. Z szafeczkami śmiesznie, bo jak je kupowaliśmy, to nazywały się Ola Mat. Aktualnie nazywają się Siódme Niebo. Ciekawe, jak się będą nazywać za 6 tygodni.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 21, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


Pierwsze Prawo Urlopu

Mogą być upały przez miesiąc. Ale w weekend zwykle jest chłodniej i bywa, że nie ma słońca. Żeby oszukać system, wzięłam urlop w piątek. Jest chłodniej i nie ma słońca, które miało nieco przykryć opalenizną moją szlachetną bladość.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 21, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 8


To ja, twój Przykry

Kupiłam sobie w Duce kinky tarkę, taką jak ma Nigella. Pierwszą krew poczuła, kiedy ścierałam czosnek. Nie wiem, co gorsze - pieczenie w palec czy oblizanie startego palca ze świeżutkiego, ostrego czosnku. Dobrze, że nie trzeba ścierać ostrej papryczki. Mogłabym nie przeżyć.

W Fabryce dzień jak co dzień. Migrujemy cały system z jednej bazy na drugą, sporo różnic funkcjonalnych, więc trzaskamy skrypt za skryptem, przeróbka, testowanie, poprawianie bugów, następny skrypt i tak od półtora miesiąca. Nuda, panie, trzaskam mechanicznie, co jakiś czas poziewując na rozgrzewkę, bo jeszcze zimno). Nie ma nowych projektów, pozostała część firmy na nasz widok spluwa, bo wszyscy chcą, żebyśmy im coś zrobili.

Nieco ożywiło się od wczoraj, bo przyszedł marketing z informacją, że podpisali umowę z pewnym bankiem na pewną usługę. Obie strony się wypromują, zaszczyty, kwiaty, miljony (dla marketingu) i w ogóle (umowa już podpisana zresztą, wiecie). A dla nas to tylko kilka linijek kodu. Za każdym razem, jak słyszę "kilka linijek kodu", uszka stają mi na baczność. Grzecznie został poinformowany, że nie robimy nowych projektów do końca migracji, do września. Ale skoro to kilka linijek, niech przyśle DOKŁADNIE opisaną specyfikację. Ustaloną z marketingiem i działem technicznym firmy siostry, która pośredniczy między nami a bankiem. Potem już było tylko weselej. Przyszedł kołorker techniczny z firmy siostry i objaśnił nam, jak to ma technicznie wyglądać. 10 linijek kodu okazało się być przeróbką trzech dość integralnych elementów serwisu (z co najmniej dniem na testowanie zmian, bo odkręcanie w razie pomyłki to grób i mogiła). Żeśmy się pośmiali, zwłaszcza że kołorker od jutra idzie na urlop. Wraca trzy dni przed moim urlopem. Potem przyleciał marketing z firmy siostry z trzema wydrukami stron, na których czerwonym mazaczkiem dopisał po linijce tekstu, która miała wizualizować zmiany. A nie, z czterema. Na czwartym był dopisek "Nie wymaga zmian!". Że luz, spoko, 10 linijek kodu, damy radę, kolega techniczny zrobi dziś, a my sobie to szybciutko machniemy w poniedziałek-wtorek, się wrzuci i umowa uratowana. Ponownie objaśniliśmy z kolegą technicznym, że nie luz, się nie machnie. Że nie robimy nowych projektów, odmawiamy tym, tym i tym, a tamtym to już w ogóle. Aktualnie sprawa utknęła na przygotowaniu kompletnego opisu planowanych zmian. Nasz marketing udaje, że go nie ma, pozwalając, żeby wyjaśnianiem zajmował się marketing firmy-siostry, prywatnie tłumacząc wyżej wymienionemu, że ci z działu technicznego to straszne zwisy męskie, wszystko utrudniają, a my tu przecież mamy podpisaną umowę. Na 27 lipca start. I co teraz. I niech mi ktoś jeszcze powie, że marketing jest potrzebny i zaludniają go inteligentni, mili i doskonale zorganizowani ludzie. Pogryzę.

Szczęśliwie - urlop. Do wtorku. Pomijając planowaną na sobotę cokwartalną wizytę w domu rodzinnym - będzie leniwie.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 20, 2006

Link permanentny - Kategoria: SOA - Skomentuj - Poziom: 3


Syberia

Ja wszystko rozumiem. Ludzie mają różną tolerancję na temperaturę (nic to, że kolega siedzący w koszulce i permanentnie narzekający, że tu duszno i zaduch znowu poszedł chorować do domu). Ludziom może nie przeszkadzać, że w pracy wieje zimnem. Ale nie rozumiem ludzi, którzy siedzą w polarze i się trzęsą, a patrzą na mnie krzywo, jak narzekam, że można by było do cholery coś z tą klimą zrobić i majstruję przy prztyczkach, co do których mam dziwne poczucie, że nie działają. Sami nie pójdą, będą się dalej trzęśli w polarze.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 19, 2006

Link permanentny - Kategoria: SOA - Skomentuj


Bu

Nie działa ekspress do kawy.
Po oku lata mi taka kropka. Krople do oczu nie pomogły.
Pieprzone biuro rachunkowe, któremu od paru lat płacę za wypełnianie PIT-ów (proszę mi nie tłumaczyć, że wypełnianie PIT-ów jest proste i zapewnia urokliwa rozrywkę na zimowe wieczory, lepszą niż zabawa w remizie, bo PIT-ami się brzydzę i nie zamierzam czytać trzystu milionów rubryczek, żeby w trzech wpisać to i owo) nie umiało przeczytać zdania "minimalna kwota odliczenia 500 zł" i dzielnie wpisało w rybryczkę 350 zł i oddało PIT-a, inkasując z uśmiechem pieniądz. Nawet nie mam siły iść ani dzwonić do tego biura, żeby powiedzieć, że przez ich głupotę musiałam wlec się przez pół miasta w upał, rozmawiać z bucowatą i nadętą urzędniczką i czekać na zwrot moich 115 zł nadpłaty następne trzy miesiące...

Szczęśliwie ekspress do kawy zaczął działać.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 18, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


Jabłka Adama

Tak od 1/4 filmu miałam już ugruntowaną opinię i utrzymała mi się ona do końca filmu. Opinia brzmi "Ojapierdolę". To bardzo dobry film, ale nielekki. Siwa, nie oglądaj. A już w ogóle nie z Byśkiem. Do parafii przyjeżdża wypuszczony warunkowo nazista. Na, nazwijmy to, rekonwalescencję. W parafii jest już były tenisista - alkoholik i gwałciciel, arabski terrorysta, dość specyficzny pastor i kobieta w ciąży. TŻ mi wytłumaczył, że to taka - trudne słowo - alegoria księgi Hioba. Czy wszystko, co się dzieje w życiu, wychodzi na dobre, czy wręcz przeciwnie i od czego to zależy. Mocne.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 16, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Keep away

Połowa lipca. Rano 21 stopni celsjusza. Lato miało być, nie? Ale za to wczoraj znowu wygraliśmy pod Grunwaldem.

Właśnie wyrżnęłam z kolejnej sukienki okurwiale gryzącą wszywkę z nazwą firmy. Dalej nie rozumiem sensu istnienia tych pętelek pod pachami (albo w okolicach pasa w spódnicy), ale jeszcze bardziej nie rozumiem, po co do delikatnej i cienkiej bluzeczki ktoś wszywa przy szyi albo z boku, na wysokości talii sztywną, drapiącą metkę z dumnym napisem "Made in China/Trendi Fashion Company", w najzłośliwszym wydaniu za pomocą sztywnej żyłki wędkarskiej. Bluzka się podrze pod pachą. Odedrze się ramiączko sukienki. Puści na szwie na obrąbku na dole. Ale metka zostanie do usranej śmierci, albo i dłużej. Przy okazji przejrzałam leżące w okolicy bluzki, jedna (aktualnie śpi na niej kot) ma piękną metkę, którą chyba zostawię, bo jest niegryząca i nieiwazyjnie przyszyta na dole. Metka głosi, że bluzkę wyprodukowała firma "Keep Away From Fire" (dla hablających po hiszpańsku - MANTEGNA APARTADO DEL FUEGO).

Nie powiem od kogo dostałam wczoraj sms-a treści: "Aaaaaa właśnie widziałam faceta w całości, oprócz twarzy, porośnietego FUTERKIEM!".

Jak przystało na niedzielę, zdrzemnęłam się (znaczy: poszłam poczytać komiks, ale oko mi trochę opadło). Czy ktoś może mi wyjaśnić, czemu najpierw mi się śniło, że kolega P. kazał nam z TŻ adoptować niemowlę, które - jeśli nie adoptujemy - to zostanie deportowane do Indii, a tam wiadomo, co się robi z niemowlętami płci żeńskiej. Zaraz potem byłam w liceum, miałam lekcję wuefu z dwiema babami i wyszła kwestia, czemu nie mam stroju do cwiczeń (bo niby skąd?) i skąd mam tyle nieobecności (no, w pracy siedzę, nie?). I kazali mi siedzieć w szatni.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 16, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2


Do radioactive cats have 18 half-lives?

Przełączanie się między kanałami TV daje czasem upojne wrażenia. Oglądam kątem oka prezydenta i jego brata premiera (albo odwrotnie), następny rzut oka - Reni Jusis z jakimś chyba sławnym gładkim przystojniakiem prosi zebraną publiczność o brawa dla występujących na jakiejś tam podróbie Opola. TŻ często przyprawia mnie o traumy, zapując po kanałach, gdzie Cezary Pazura nagle pomyka po byłej Jugosławii.

Byliśmy w hurtowni kociego żarcia na Obornickiej. Bez rewelacji, niestety. Zółtych gimpetów serowych (zwanych śmierdziuchami) nie ma, kotżarcie jak w większości sklepów - tańsze i większy wybór (np. foremki Athena) jest w Geancie. Żwirek sporo tańszy. W ramach robienia kotom funu, wyszło, że kupowanie Sheby krewetkowej kotom to marnowanie nie dość, że finansów (no, te 2,40 jakoś przeboleję), ale i powietrza (wali straszliwie ohydnym skisłym rybskiem, jak ogólnie lubię zapach kotpuszek, to ta zabija) i wykładziny (kotek siorbnął trochę, pognał na balkon do sąsiadów zagryźć trawką, wrócił i zwomitował na wspomnianą wykładzinę, która wprawdzie i tak jest do wyrzucenia, ale zawsze). I niech mi ktoś powie, czemu w misce leży prawie nietknięte żarcie do momentu, aż jeden nie wyjmie sobie ryjem kawałka, nie zaniesie na wykładzinę, żeby tam skonsumować. Wtedy drugi za nim idzie i usiłuje mu z paszczy ten kawałek wyjąć, przy okazjonalnym warczeniu pierwszego. Miska, przypominam, cały czas zawiera żarcie. Aktualnie jeden kot siedzi w postaci czujnego kłębka w kącie i patrzy, jak drugi wyjmuje żarcie z miski, idzie na wykładzinę i zaczyna jeść, wtedy ten zaczajony idzie na zwiad do tego jedzącego, słychać warczenie i tak dalej...

Wczoraj podczas wizyty u kołorkera, jednym z dyżurnych tematów (oczywiście poza pracą, bo o czym mogą rozmawiać cztery osoby z jednej firmy, nawet biorąc pod uwagę, że dwie pozostałe nie są, ale SĄ W TEMACIE) było zagadnienie, czemu jeden z kolegów przed wyjściem z psem na spacer prasuje świeżą koszulę i się w nią przebiera, a dopiero potem na spacer wychodzi. Ochotniczo zgłosiłam się, żeby śledzić na okoliczność jakiejś kochanki. Ogólnie było uroczo, a kolega od zmiany koszuli nawet się nie obraził, jak został nazwany jełopem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 16, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj


Dogs have owners. Cats have staff.

Jest zimno. Wieje z balkonu. A miały być upały, nie? Jestem ciepłolubnym zmarzluchem, zaraz pójdę po ciepłe skarpetki, a tymczasem zamknęłam drzwi na balkon. To sygnał dla kotów, od godziny malowniczo upozowanych na kuchennym krześle/fotelu obrotowym TŻ, że należy ziewnąć, wstać, przytruchtać pod zamknięty balkon i zacząć piszeć, patrzeć wyczekująco i/oraz skrobać łapą w szybę. Bo kot musi wyjść teraz i zaraz.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 14, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj


Bogów na dysku nie tyle się czci, co obwinia.

O poranku radio poinformowało, że wymyślono nowy typ dzwonka do drzwi. Oprócz dzwonka, który po naciśnięciu dzwoni (klasyczny), był już dzwonek, który po naciśnięciu wydaje odgłos pukania. Teraz najnowszy trend to mechanizm, który - po zapukaniu - uruchamia dzwonek za pomocą sprytnego czujniczka, który pobudzają do życia wibracje powstałe przy pukaniu.

Zapadłam dzisiaj na autogłupawkę. Nalewałam gulasz, wzięłam łyżkę wazową, zwaną chochelką i na TŻ-cie sprawdziłam za pomocą przyciagnięcia za ramię, jak to jest mieć hak zamiast ręki. Jako że to był mój pierwszy dzień z hakiem, przez dłuższą chwilę miałam problemy ze sobą.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 14, 2006

Link permanentny - - Skomentuj - Poziom: 2