Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o sf-f

Terry Pratchett - Kolor magii / Blask fantastyczny

Sarkałam swego czasu, że Pratchetta warto zacząć czytać nie chronologicznie, a od momentu, kiedy odkrył fabułę, ale to było takie marudzenie kogoś, kto z ogromnej sterty fajnych lektur wybiera największe perełki. Zapomniałam, jaką przyjemnością była lektura pierwszych tomów, gdzie zachłysnęłam się pratchettowską elokwencją (chociaż jeszcze nie do końca autor odkrył, ile humoru można umieścić w przypisach) i pomysłowością w kreacji świata. Od razu podpowiem też, że - jakkolwiek każdy z tomów jest nieco inny w klimacie, “Kolor” to takie bardziej heheszki, “Blask” jest dojrzalszy i nieco bardziej cierpki - to stanowią całość.

Do Ankh Morpork przybywa Dwukwiat, turysta z Imperium Agatejskiego. Jest to wydarzenie bez precedensu, z dwóch powodów - istnienie Imperium Agatejskiego jest z pewnym względów ukrywane przed mieszkańcami Ankh Morpork, a dodatkowo idea, że ktoś dla przyjemności mógłby chcieć przyjechać zobaczyć ulice miasta, jest dość niespotykana. Rincewind, nieudany mag, w którego pamięci zagnieździło się jedno ekspansywne zaklęcie, opiekuje się Dwukwiatem, przekonanym o tym, że hojnie sypane złoto i status “ja tylko zwiedzam”, zapewnia mu nietykalność, co jest według bardziej doświadczonego Rincewinda nieco naciągane. A Dwukwiat chce zobaczyć wszystko - bójkę w tawernie, Dzielnicę Uciech, superbohaterów, smoki, driady, świątynie zapomnianych bogów i bardziej egzotyczne miejsca, które opisywane są w niepołączonych ze sobą rozdziałach. “Blask” ma nieco bardziej spójną linię fabularną - wypadający poza Dysk Dwukwiat i Rincewind, za którymi podąża Bagaż, mobilna skrzynia z drewna magicznej gruszy, muszą dostarczyć na Uniwersytet jedno z 7+1 zaklęć z magicznej księgi Octavo, żeby powstrzymać niechybnie mający nastąpić za sprawą czerwonej gwiazdy koniec świata.

Ogromnie podziwiam inwencję PTerry’ego, który w tych pierwszych tomach przemycił Antropomorficzną Personifikację, mieszkającą z przybraną córką Isabel w Czarnym Ogrodzie (w jednym z dialogów pojawia się też Mort), Bibliotekarza, Patrycjusza, Gildie, Trolle, Wiedźmy i to wszystko, co składa się na dyskowe continuum. Mam wrażenie jednak, że pomysł połączenia Imperium Agatejskiego z Chinami powstał nieco później, a Dwukwiat jest takim archetypowym azjatyckim turystą, nadużywającym obrazkowego pudełka.

Inne tego autora.

#64/65

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 27, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panowie, sf-f - Skomentuj


Isaac Asimov - Pozytonowy detektyw

Książka w wersji Iskier z 1960 roku nosi błędny tytuł “Pozytronowy detektyw”, w innych wydaniach poprawiony już na “Pozytonowy”.

Bliżej nieokreślona, ale daleka przyszłość. Ludzkość w większości wyemigrowała na inne planety, gdzie żyje “w luksusie na słabo zaludnionych, a pełnych robotów światach”. Ci, co pozostali na Ziemi, mieszkają w ciasnych miastach, a w zasadzie w wielopiętrowych ogromnych hangarach, żeby uniknąć niefiltrowanego promieniowania i nieoczyszczonej atmosfery (stąd oryginalny tytuł “The Caves of Steel”). Detektyw Lije (Elijah) Baley zostaje poproszony o śledztwo w sprawie morderstwa dokonanego w eksterytorialnym Kosmopolu, należącym do Przestrzeńców, podczas którego - z przyczyn dyplomatycznych - ma współpracować z… robotem, R. Daneelem Olivawem. Robot jest androidem, nieodróżnialnym na pierwszy rzut oka od człowieka, ale że Ziemianie robotów nienawidzą, sprawa jest bardzo trudna. Lije przykłada się jednak do swojej pracy, podejrzewa wszystkich - swojego partnera-robota, Przestrzeńców (którzy mogli chcieć spowodować skandal dyplomatyczny), wreszcie odkrywa istnienie wśród Ziemian frakcji niechętnych bliższym kontaktom z Przestrzeńcami.

To w mniejszym stopniu kryminał (chociaż oczywiście też), ale raczej antyutopia pokazująca przyszłość z rozwarstwionym społeczeństwem żyjącym w świecie wiecznego niedoboru, gdzie klasa pozwala na dostęp do lepszego jedzenia i mieszkania, zaś praca - zabierana przez roboty - jest towarem deficytowym. Równie ważne co znalezienie mordercy jest dla Elijah udowodnienie, że robot - nawet wyposażony w ogromną bazę danych i lepsze możliwości przetwarzania informacji - nie jest równie dobrym śledczym, co człowiek. Finał jest dość przewrotny, z wieloma wcześniejszymi zmyłkami w fabule.

Technikalia: ludzie żywią się przetworzonymi drożdżami, nieliczne hodowle zwierząt dostarczają pożywienia luksusowego. Na Ziemi żyje 8 miliardów ludzi, stłoczonych w wielomilionowych miastach, ze wspólnymi jadalniami i łazienkami, przemieszczających się za pomocą ruchomych chodników o różnej prędkości (w tym ekspresowych). W zależności od “zaszeregowania” zawodowego, rodzinom przysługuje prawo do dziecka, własnej łazienki, lepszego jedzenia czy biletu na solarium.

Inne z tej serii.

#61

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 19, 2021

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, sf-f, 2021 - Skomentuj


Connie Willis - Księga Sądu Ostatecznego

2054. Kivrin, studentka historii, podejmuje się pierwszej w historii kolegium podróży do Średniowiecza, do bezpiecznego roku 1320. Ma spędzić tam dwa tygodnie w okresie Bożego Narodzenia i wrócić 28 grudnia. Mimo że jest zaszczepiona na wszystkie znane wtedy choroby, merytorycznie przygotowana i ma dobrą legendę, jej mentor, pan Dunworthy, jest niespokojny, bo cała akcja odbywa się dość pospiesznie, a pan Gilchrist, zastępujący dziekana, który na urlopie, znany jest z lekkomyślnych i czasem populistycznych decyzji. Już po transferze do Dunworthy’ego przybiega Badri, technik zajmujący się koordynatami przenoszenia w czasie i usiłuje wyjaśnić, że jest problem, niestety jest już na tyle chory, że traci przytomność, zanim mu się to udaje. Technik jest pacjentem zero szybko rozprzestrzeniającej się epidemii grypopodobnej choroby, co jest jednym z powodów zamknięcia laboratorium podróży w czasie, drugim jest okołoświąteczny rozgardiasz i brak osoby decyzyjnej; Gilchrist, jak wspomniałam, nie życzy sobie przerywać eksperymentu, bo prestiż. Dunworthy miota się więc, usiłując znaleźć dziekana (podobno łowi ryby gdzieś w Szkocji) pośród odizolowanego Oksfordu, gdzie coraz więcej ludzi zapada na niespotykaną wcześniej chorobę, zaczyna brakować papieru toaletowego i jajek, dzwonniczki z Ameryki są wściekłe, bo przepadają im koncerty, William Gaddson ukrywa się przed nadopiekuńczą matką, a doktor Ahrens próbuje uzyskać szczepionkę, żeby zapobiec kolejnym śmierciom.

Kivrin przez jakiś czas po przeniesieniu jest zachwycona sielankowym krajobrazem zimowej nocy i ciszą, oznacza miejsce transferu, po czym malowniczo upozowuje się, żeby zostać uratowana. Niestety zaczyna czuć się bardzo źle, początkowo zrzuca winę na skutki przeskoku, ale w pewnym momencie traci przytomność. Uratowana przez rycerza Gavyna i dowieziona do domu żony jego pana, Eliwys, symuluje utratę pamięci, bo w gorączce nie była w stanie używać automatycznego translatora i mówiła w sposób niezrozumiały dla ludzi z XIV wieku. Próbuje się wpasować w życie, ale coraz więcej rzeczy przestaje jej pasować do zapamiętanych z historii faktów, wreszcie dociera do niej, że nie trafiła do roku 1320, a do 1348 - początku pandemii Czarnej Śmierci. To samo odkrywa Dunworthy i już wie, że Kirvin nie wróci do współczesności, bo przy zamknięciu laboratorium zniknęły parametry jej transferu.

Nie wiem, jak Willis to robi, ale musiała być świadkiem opisywanych wydarzeń w obu liniach czasu, tak rzeczywisty jest jej opis bałaganiarskiego środowiska naukowców w okresie świątecznym, tak wstrząsający jej świat w czasie pandemii dżumy. Jej opisy oksfordzkiej epidemii są żywcem skopiowane z mediów AD 2020, jedyne wyjaśnienie jest takie, że to zagubiona podróżniczka w czasie, udająca pisarkę i spisująca swoje obserwacje z licznych podróży.

Pierwszą osobą, jaką spotkali, była stojąca przed wejściem do kliniki kobieta w płaszczu przeciwdeszczowym, z tablicą opatrzoną napisem: PRECZ Z IMPORTOWANYMI CHOROBAMI. Towarzyszący jej mężczyzna w masce na twarzy otworzył im drzwi i wręczył przemoczoną ulotkę.
Dunworthy najpierw poprosił recepcjonistkę, by zawiadomiła Mary o ich przybyciu, a potem przyjrzał się ulotce. Wydrukowany tłustą czcionką nagłówek wzywał: WALCZ Z GRYPĄ! GŁOSUJ ZA WYSTĄPIENIEM Z UE! Poniżej znajdował się tekst następującej treści: “Dlaczego te Święta musisz spędzić z dala od najbliższych? Dlaczego musiałeś wbrew swojej woli zostać w Oxfordzie? Dlaczego grozi ci niebezpieczeństwo, że zachorujesz, a może nawet umrzesz? Dlatego, że Unia Europejska zmusza nas, byśmy wpuszczali do Anglii zarażonych cudzoziemców, my zaś nie mamy w tej sprawie nic do powiedzenia. Pewien indyjski emigrant, nosiciel śmiertelnie niebezpiecznego wirusa...”
Dunworthy spojrzał na odwrotną stronę mokrego świstka. “Głosując za wystąpieniem z UE, głosujesz za zdrowiem! Popieraj Komitet na Rzecz Niezależności Wielkiej Brytanii”.

Czytam tę książkę już chyba po raz czwarty, pierwszy raz w czasie pandemii, przez co jest jeszcze bardziej przejmująca. Za każdym razem nie umiem utrzymać suchych oczu, gdy Kivrin usiłuje zachować przy życiu ludzi, którzy ją uratowali - Rosamundę, małą Agnes, Eliwys, mieszkańców wioski czy wreszcie ojca Roche’a, ubogiego świętego o twarzy złoczyńcy. Ani wtedy, gdy doktor Mary Ahrens słania się ze zmęczenia, a pan Dunworthy poddaje się i zapada w chorobę. Za każdym razem mam za złe, że autorka nie zdobyła się na napisanie jeszcze jednego rozdziału (co by szkodziło, wszak i tak polskie wydanie ma 884 strony), zostawiając bohaterów w migotaniu okna transferowego i niepozamykane wątki.

To jedna z listy moich ulubionych książek.

Inne tej autorki tutaj.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 9, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panie, sf-f - Skomentuj


Margaret Atwood - Testamenty

Podchodziłam do lektury z mieszanymi uczuciami, bo co można jeszcze powiedzieć o Gileadzie po tym, co padło w “Opowieści Podręcznej”. Jak widać z serialu, którego pierwsze dwa sezony poprzedziły wydanie książki, można dużo. “Testamenty” są trójgłosem, zapisem lub nagraniem dla przyszłych pokoleń. Agnes Jemima, wychowana w Gileadzie córka Komendanta, pokazuje perspektywę uprzywilejowanej dziewczynki, największego skarbu kraju. Daisy, kanadyjska nastolatka, dowiaduje się, że nie jest córką swoich rodziców, ale uratowanym z Gileadu dzieckiem i los kieruje ją do tego miejsca ponownie. Wreszcie ciotka Lidia, jedna z najgroźniejszych Ciotek Założycielek, organizatorka misji rekrutacyjnych Perłowych Dziewcząt, bezlitosna dla Podręcznych, z krwią na rękach, okazuje się mieć swoją tajemnicę. Dwie niespodzianki - kim jest Daisy i jaki ma związek z inną bohaterką - są dość oczywiste dla oglądającego serial. Wątek ciotki Lidii kieruje w stronę dość niespodziewaną, bo pokazując, jak wygląda gileadzka polityka od środka, jakie są metody nacisku na niepokornych czy wreszcie ile zostało z ideałów założycielskich.

I przy całym moim szacunku dla autorki i jej niesamowitego zmysłu wzbudzania dreszczy jednym zdaniem, to nie jest najlepsza książka. Wyprawa Daisy jest niepotrzebna, intryga związana z powrotem Małej Nicole niezrozumiała, rozbudowany wątek pokazujący drżenie posad Gileadu przy wcześniejszej permisywnej polityce reszty świata, po kilkunastu latach powszechnej wiedzy o ludobójstwie i gwałtach na Podręcznych, jest dość naiwny. Dało się to ograć w pierwszej części, po kilku latach od Zmiany, z wąską perspektywą Fredy, ale nie po kilkunastu. W zestawieniu z tym epilog z końca XXII wieku nie odstaje klimatem aż tak, jak w pierwszej części.

Inne tej autorki tutaj.

#26

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 15, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, panie, sf-f - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Jasper Fforde - First Among Sequels

Dziurawe sito mojej pamięci sprawiło, że odczułam długą przerwę, jaką miałam od lektury ostatniego tomu cyklu (prawie 8 lat, nie spodziewałam się, że aż tyle!), mniej więcej pamiętałam bohaterów poprzednich tomów, ale akcji - zupełnie nic[1]. 52-letnia Thursday mieszka w Swindon z rodziną - uratowanym z łap Goliatha Landonem i trójką dzieci. Pracuje w firmie o dźwięcznej nazwie ACME, zajmującej się instalacją wykładzin i dywanów, trochę nuda, ale zarabia na życie, podczas gdy Landon pracuje z domu, usiłując napisać książkę. Tyle że nie do końca to prawda - ACME jest przykrywką, Thursday w dalszym ciągu jest agentką literackiego oddziału Spec-Opsów, śledząc i unieszkodliwiając uciekinierów ze świata literackiego. Ale i to nie jest jedynym zajęciem Thursday, która w dalszym ciągu znika na całe dnie w Świecie Literatury, gdzie pracuje jako jedyna przedstawicielka Świata Zewnętrznego w ramach Jurysfikcji. A, i jeszcze zarabia na nielegalnym handlu walijskimi serami (chociaż ten wątek mógłby być bardziej rozbudowany, chyba że wróci w kolejnej części). Osią tego tomu jest odkrycie, że czas się kończy, a ochoczo korzystający z możliwości podróżowania w czasie Chronostrażnicy dowiadują się, że nikt nie wynalazł możliwości cofania się w czasie, więc wszystko, co robili do tej pory, nie miało prawa się wydarzyć. Sytuację ma uratować syn Thursday, Friday, który został/zostanie Chronostrażnikiem, tyle że wcale tego nie chce mimo próśb i gróźb, również ze strony samego Fridaya (tego, który został/zostanie Chronostrażnikiem; skomplikowane, jak wszystkie zabawy z czasem). Pobocznie, Thursday szuka Felixa8, sługusa złej Aornis, który ma wobec niej złe zamiary i przygotowuje do pracy w Jurysfikcji kadetki - Thursday5 (fikcyjną wersję występującą w nieudanej powieści “The Great Samuel Pepys Fiasco”) i, niespodziewanie, Thursday1-4 (fikcyjną wersję z tomów 1-4, niezbyt zgodną z rzeczywistością, bo rozwiązłą i brutalną).

Czego mi brakuje z poprzednich tomów, to więcej alternatywnego świata realnego z początków cyklu - wojna o Krym i konsekwencje polityczne, imperium Goliatha odgrywa tu rolę poboczną. Mroczny epizod na Dylemacie Moralnym jest dość ponury, ale chyba najbardziej nie fair jest wyjaśnienie, czemu córka Thursday, Jenny, nie pojawia się w tym tomie. Pojawia się za to dodo Pickwick, ale zdecydowanie za mało, tyle że dostaje pasiasty kubraczek, wydziergany przez Thursday5 na drutach.

[1] I serio, znowu muszę przeczytać całość, a tylko dwie pierwsze po polsku. Ratunku.

Inne tego autora tu.

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 14, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panowie, sf-f - Komentarzy: 5


Terry Pratchett - Wiedźmikołaj

Audytorzy wynajęli Skrytobójcę do tajemniczego, acz intratnego zlecenia. Pan Herbatka (Herr-bat-ká), którego boją się nawet inni Skrytobójcy, ma już gotowy plan, angażujący ślusarza, maga, czterech spryciarzy i porwaną Wróżkę Zębuszkę. Śmierć domyśla się, że sprawa dotyczy Wiedźmikołaja - jowialnego grubasa w czerwonym płaszczu, który w saniach zaprzężonych w cztery wieprze roznosi dyskowym dzieciom prezenty w Noc Strzeżenia Wiedźm, a ponieważ odczuwa imperatyw zachowania ciągłości wydarzeń, wraz z nieco niechętnym Albertem rozpoczyna odwiedziny w dyskowych domach. Susan, wnuczka Śmierci, niechętnie odrywa się od bycia postępową (bo z pogrzebaczem) guwernantką i wraz z O, bogiem kaca (niestety po polsku to nie brzmi tak ładnie jak oryginalne “Oh, god”) udaje się na poszukiwanie zaginionej Wróżki Zębuszki, żeby trafić do Zamku Kości.

Dużo prześlicznych scen odbywa się na Niewidocznym Uniwersytecie, gdzie nadrektor Ridcully odkrywa zabite gwoździami drzwi do łazienki zaprojektowanej przez Bezdennie Głupiego Johnsona, skok mocy thaumaturgicznej powoduje powstanie wielu jakże potrzebnych stworzeń (wspomnianego O, boga kaca, Pożeracza Skarpetek, Gnoma Kurzajki czy Wróżki Dobrej Zabawy), a Myślak Stibbons dokłada do HEXX-a rozszerzenie w postaci pluszowego misia. Nie zapominajmy też o tym, co wydarzyło się w Ankh-Morpork, gdzie Śmierć w roli Wiedźmikołaja uszczęśliwił mnóstwo dzieci (rodziców już niekoniecznie, podobnie jak właściciela sklepu) oraz Nobby’ego Nobbsa.

Inne tego autora tutaj oraz o ekranizacji.

#11

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 24, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panowie, sf-f - Skomentuj