Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o reportaz

Reni Eddo-Lodge - Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry

Eddo-Lodge pokazuje w zbiorze swoich esejów smutną rzeczywistość niebiałych Brytyjczyków - bez względu na to, gdzie się urodzili (a sporo z nich jest rodowitymi Brytyjczykami, których tym bardziej boli uprzejma propozycja, żeby “wrócili do siebie”), nigdy, jeśli nie wprowadzi się w rzeczywistości społecznej zmian, nie będą równoprawni białym Brytyjczykom. Punktem wyjścia dla autorki jest feminizm, ale nie ograniczający się do równouprawnienia kobiet, a równouprawnienia wszystkich - kobiet, mężczyzn, czarnych, brązowych, pełnosprawnych i niepełnosprawnych, heteroseksualnych i z całego spektrum LGBT+. To, w jaki sposób odbierani są ludzie o innym niż normalny (sic!) kolor skóry - „domyślny znaczy biały. Czarność oznacza, że ktoś jest »inny«, a co za tym idzie – podejrzany”; ”Mówią nam, że czarni aktorzy i aktorki w rolach głównych bohaterów są nierealistyczni” - wymaga zrezygnowania z “białego przywileju” i rasizmu wbudowanego ze strachu i w obawie o utratę tożsamości przez białych. Efektem takiej budowy społeczeństwa jest klasizm, gdzie tylko szczególnie zdeterminowane jednostki mogą wskoczyć poziom wyżej, przy czym zawsze będą określani “jak na niebiałego jest całkiem…”. Obserwacje wsparte są o rys historyczny - skąd się wzięła Czarna Brytania: kolonializm, niewolnictwo, wcielanie “poddanych korony” do brytyjskiej armii na frontach I wojny światowej jako opcji na awans społeczny.

Tytuł jest przewrotny - to nie autorka chce przestać dyskutować, tylko biali nie chcą być (jeszcze) partnerami do dyskusji. Próba zmiany istniejącego systemu to dla nich utrata wszystkiego, na co pracowali ich przodkowie - przodownictwo białej rasy, a na to nie można pozwolić, bo jak.

Do książki dołożone jest posłowie Moniki Bebako o ksenofobii (również w stosunku do zakorzenionych w kulturze Żydów, bo ciemnoskórych jest znacząco mniej) w polskiej tożsamości.

#63

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 20, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, reportaz - Skomentuj


Olga Gitkiewicz - Nie zdążę

To smutna historia o tym, że całkiem sporo Polaków ma wszędzie daleko. Wraz z upadkiem PRL-u i monopolu państwowego na transport w 1989 rozpoczął się stopniowy spadek liczby połączeń (słynne “wygaszanie”), a za tym postępujący spadek pasażerów. Sporo reportażu[1], trochę doświadczeń własnych i wywiadów, dużo niegospodarności i zamiatania problemów pod dywan przez kolejne rządzące ekipy, korporacyjny bełkot zasłaniający indolencję i niechęć do rozwiązań; to wszystko pokazuje obraz społeczeństwa, w którym każdy może liczyć tylko na siebie. Albo - jak dzieci i młodzież - rodziców, którzy zawożą i przywożą ze szkoły, osoby bez prawa jazdy - na ludzi dobrej woli, żeby dostać się do lekarza lub sklepu. Tam, gdzie to zawodzi, rośnie grupa ludzi wykluczonych.

Nie chcę streszczać książki ani wypisywać celnych obserwacji (a jest ich sporo!), nie mam też recept na naprawę sytuacji, ale mogę za to zachęcić do przeczytania. Zwłaszcza że książka pięknie wydana, na bardzo miłym w dotyku papierze.

[1] Nie spodobała mi się tylko humoreska? zabawa formą? w stylu zajdlowskim (czy w stylu finału “Opowieści Podręcznej”), gdzie to etnografowie przyszłości spierają się nad kształtem Cesarstwa Pekap. Zbędne w zestawieniu z resztą książki.

#25

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 28, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, reportaz - Komentarzy: 3


Olga Drenda - Duchologia

Autorka o swojej pracy - szerokim spektrum z wycinków rzeczywistości z okresu transformacji między upadkiem PRL-u a połową lat 90. XX wieku:

Zdałam sobie sprawę, że wspomnienia z lat 80. i 90. są pełne zakłóceń. Taka jest oczywiście sama ich natura, skłonna do fałszerstw i zmyłek – ale dlaczego w pokoleniowej pamięci siedzi tak wiele napędzanej technologią grozy? Czy to dlatego, że pamiętamy poprzez obraz pełen „duchów”, powidoków, rozdwojeń, jak w skłonnym do implozji aparacie telewizyjnym Rubin?

Dla mnie to był koniec szkoły podstawowej, liceum i początek studiów, czyli też okres gwałtownych zmian i życiowo, i geograficznie (przeprowadzka z prowincjonalnego, małego Włocławka do metropolitalnego, wielkiego Poznania), i społecznie. To, co działo się wokół mnie, rejestrowałam jako normalne, wszak wszystko się zmieniało - ceny (galopująca inflacja!), oferta sklepów, to, co teraz nazywa się identyfikacją wizualną, dostęp do wielkiego świata najpierw z pomocą VHS, chwilę potem - telewizji satelitarnej (czy jej namiastki dla niemówiącym innym językiem niż polski w postaci programu “Bliżej świata”). Do dziś pamiętam subskrypcje na rzadkie książki, wyczekiwane latami “Zrób Sam Vademecum”, z którego najbardziej zaczytałam tom o projektowaniu wnętrz w okresie braku wyboru (schowki i podesty w małych przestrzeniach, fotele Kon Tiki, futrzaki, słomiane maty czy zastępowanie durnostojek pustymi opakowaniami - puszki po kakao “z darów”, puszki po piwie czy kartony po proszku do prania).

Nie chcę streszczać poszczególnych rozdziałów - o postrzeganiu Polski przez zagranicznych reporterów, o rozwoju pewnej wersji ruchu New Age (Kaszpirowski w oficjalnym obiegu), rozjeździe między aspiracji w kolorowych czasopismach i telewizji (śp. babcia marzyła o oglądaniu “Dynastii” w kolorze) a życiem codziennym, zwłaszcza w małych miastach, pirackich-niepirackich kasetach bez hologramu i ich konsekwencjach dla rynku muzycznego; to był świat codzienny, wtedy nie chwytało się dziwności i nieprzystawania tego wszystkiego do siebie wzajemnie. Jeśli pamiętacie cokolwiek z tamtego okresu, to lektura obowiązkowa.

Inne tej autorki:

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 21, 2020

Link permanentny - Tagi: 2020, panie, reportaz - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Marcin Kącki - Białystok. Biała siła, czarna pamięć

Białystok. Miejsce na styku różnych krajów, gdzie obok siebie żyli Polacy, Ukraińcy, Białorusini, Żydzi i Tatarzy. To tu Ludwik Zamenhof wymyślił esperanto, żeby ułatwić porozumienie w neutralnym języku. Miasto, które nazywa siebie europejską stolicą kultury i miastem wielokulturowym. Tyle że takim nie jest, wbrew hasłom.

Początek zmiata z nóg - Żydzi, wywożeni do Treblinki, świadomi już tego, że jadą na śmierć, próbują ratować niemowlęta i dzieci, wyrzucając je z okien jadącego pociągu. Liczą na to, że ktoś dzieci uratuje, zaopiekuje się nimi i przeżyją, że uda się ukryć je przed Niemcami. Ale mieszkańcy okolic nie zaryzykują dla ratowania Żyda, wolą wydać te dzieci, których nie zastrzelono od razu przy torach. Oficjalnie wiadomo o jednej uratowanej i ukrytej dziewczynce, żyje do dziś. Na jej klatce schodowej ktoś maluje swastyki. I jak myślałam, że po tym początku nie przeczytam nic bardziej szokującego, myliłam się. Celowo zapomniana i ignorowana przeszłość, blokowanie jakichkolwiek inicjatyw związanych z historią Żydów (i w mniejszym stopniu, ale również, z kulturą prawosławną), obecny także w innych nurtach prawdopośrodkizm (może i wydawaliśmy Żydów, ale oni ukrzyżowali Pana Jezusa!) i dążenie do źle pojętej “równości” (jeśli ONI stawiają pomnik żydowski, to my stawiamy katolicki), czy wreszcie niemaskowana niczym nienawiść, wywodząca się z wielopokoleniowego przekazu o mniej lub bardziej wyimaginowanej krzywdzie Prawdziwych Polaków, to wszystko sprawiało, że spoglądałam na kalendarz (tak, książka była wydana w 2015, nie w 1955) i kręciłam głową z niedowierzaniem. Ruchy faszystowskie, mocne podziały, wspierani finansowo kibice terroryzujący miasto, podpalane zabytki, uznanie swastyk za “azjatyckie symbole szczęścia” (“MSWIA po pół roku działań przygotowało raport, chwaląc się, że do końca 2013 roku przeszkolono wszystkich policjantów (...), by rozpoznawali przestępstwo z nienawiści albo nauczyli się, jak wyglądają swastyki”), manipulacja statystykami, dewocyjny katolicyzm również na uczelni wyższej (“Ale czy pan jest w łasce?” i “jedyna w Polsce pracownia zajmująca się cudami (...) Pracownia Badań i Dokumentacji Zjawisk Mirakularnych”).

Kącki szuka śladów po wymordowanych nie-katolikach, odwiedza Sokółkę z “oficjalnie” uznaną przez naukę (patrz wyżej) krwawiącą hostią, czyta tablice pamiątkowe i akta prokuratorskie. Rozmawia z osobami zaangażowanymi w ratowanie tego, co zostało z zamazanej przeszłości, z przedstawicielami władzy i Kościoła, z ludźmi, którzy próbowali, ale się poddali. Pokazuje, że nie ma niegroźnego nacjonalizmu oraz do czego prowadzi rasizm, ksenofobia i brak tolerancji.

Inne tego autora tutaj.

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 20, 2019

Link permanentny - Tagi: 2019, panowie, reportaz - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


Kamil Bałuk - Wszystkie dzieci Louisa

Mężczyzna o (zmienionym) imieniu Louis był w latach 80. dawcą nasienia w Holandii. Na skutek kilku czynników - nieokreślonego prawodawstwa w kwestii anonimowości dawców, braku kontroli klinik, dzięki czemu dochodziło do niedozwolonych praktyk podczas zapładniania, rewolucji seksualnej czy wreszcie autystycznego mężczyzny, owładniętego poczuciem misji spłodzenia jak najwięcej potomków - urodziła się bliżej nieokreślona liczba spokrewnionych ze sobą dzieci. Brązowookich, o ciemniejszej skórze, nie podobnych do danych anonimowych dawców, opisanych w "paszportach dawcy". W poszukiwaniu biologicznego ojca dwójka z nich, nastoletnich, wzięła udział w programie telewizyjnym, w wyniku czego zaczęły odnajdywać się kolejne dzieci o podobnym garniturze genów. Zgłosił się wreszcie, mimo wysiłków kliniki, dawca, tytułowy Louis, z pochodzenia Surinamczyk; nadzwyczaj chętny do poznania swoich licznych potomków.

Autor reportażu na barwnym tle Holandii lat 80., z samotnymi z wyboru matkami, opisuje ewolucję koncepcji dawstwa nasienia - od pełnej anonimowości, do warunkowej, wreszcie do uporządkowania tego kawałka medycyny regulacjami Unii Europejskiej. Odrębnymi historiami są opowieści dzieci z dawstwa: o odkrywaniu prawdy o swoim pochodzeniu, czasem skrywanej, przewadze biologii nad wychowaniem i odwrotnie, więziach łączących pół-rodzeństwo ze sobą, czy wreszcie ich stosunku do człowieka, którego komórka stała się zaczątkiem ich istnienia. Trzecia perspektywa to historia samego Louisa, człowieka w spektrum autyzmu, który nie mając realnych szans na trwały związek z kobietą, wybrał inną metodę rozsiania swoich genów.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 5, 2019

Link permanentny - Tagi: 2019, panowie, reportaz - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Mariusz Szczygieł - Kaprysik. Damskie historie

Krótka - na zaledwie cztery reportaże - książeczka sprzed kilku lat, napisana z typowo Szczygłowym zaciekawieniem światem. Tym razem o kobietach[1]. Najbardziej chyba ujęła mnie pani Janina Turek, kompulsywnie zapisująca całe swoje życie. Zapisująca, podsumowująca, zliczająca - wszystko kosztem życia na co dzień. Smutna historia o samotności. Druga - poszukiwanie pań spisanych eleganckim charakterem pisma na znalezionej w kawiarni karteczce - to prawie że kryminał. Panie urodzone w latach 30., niektóre znane, niektóre nie. Gdzieś się kłębi wątek żydowski, pojawia się Hanna Krall, a rozwiązanie jest dość zaskakujące. Pozostałe dwie historie - o damie, fotografującej się w stylowych aranżacjach i wokalistce Tercetu Dziewiątkowskiego - niespecjalnie mnie zainteresowały.

[1] Nie, nie zapomniałam o jeszcze jednym reportażu o kolejnej kobiecie, późniejszym niż te w tomiku. Reportażu, który dokonał wiele szkód. Trochę mi to jednak kładzie się cieniem na twórczość Szczygła.

Inne tego autora tu.

#17

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 3, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, reportaz - Skomentuj