Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o polska

O widokówkach oraz o tym, że warto do Mosznej

[21.07.2013]

Wszystkie chyba widokówki, jakie zachowały się z bujnych lat 60., 70. i 80., pokazywały słoneczny dzień, błękitne niebo, obłoczki, a poniżej soczystą zieleń (chyba że jesień, wtedy złoty, rudy i czerwony). Chmurki rozwieszone w równych rządkach jak na sznurze do bielizny, złote pola, miękkie jak sierść labradorka. I potem się pamięta, że kiedyś tak cały czas było, a nie tylko przez kilka lipcowo-sierpniowych dni. Dlatego, kiedy jest taki weekend, że całe niebo wygląda jak materiał do miliona instagramów, to jest to czas, żeby jechać w świat. Ten dalszy, ale jednak cywilizowany (jest autostrada!).

W województwie opolskim do łez doprowadziły mnie dwujęzyczne tablice. Do łez ze śmiechu, albowiem jak głęboko rozumiem sens dopisywania na tablicy, że Strzeleczki to Klein Strehlitz, a Zielina to Zellin, tak pójście na łatwiznę i robienie z Kujaw Kujau czy z Mokrej Mokrau to jest takie bardziej wyjście na leniucha. Tym bardziej wyczekiwałam, jak się będzie nazywać marketingowo dwuznaczna Moszna (odrzuciliśmy sugestię z sali, że może będzie to Das Wuur, za to stawialiśmy na przechrzczenie jej na Moschnau); Moschen nas zupełnie nie zaskoczyło. Nawet brew nie drgnęła.

Więc pomijając lingwistyczną pułapkę (bo lokalizacja zamku odmienia się nie tak, jak homonim), naprawdę warto zakochać się w Mosznej. Wprawdzie nie ogarniam jak pacjenci Centrum Terapii Nerwic Moszna-Zamek leczą sobie te nerwice z setkami turystów w pałacu parku i przylegającej stadninie, ale może - jak celnie zauważyła H. - trzymają ich w lochach i wypuszczają, jak wyjdą ostatni turyści. Bo są lochy, chociaż ich z zewnątrz nie widać. Widać za to wieże. Mnóstwo wież, każda inna, a niektóre ściany ze spokojem mogłyby robić za hanzeatyckie kamieniczki. Na ścianach wmurowana zwierzyna (dziki, bardzo zaskoczony niedźwiedź), z okna malowniczo zwisa szkielet, na podwórku lew wyglądający nawet dość godnie i drugi - tak już zupełnie głupio. W parku przeważnie komary, mimo upału, więc albo się idzie w słońcu i smaży jak na patelni, albo gryzą. I jest oranżeria, ale zamknięta. Chociaż może to i dobrze przy 32 stopniach celsjusza.



Obok zamku jest stadnina, w której trzymają pełnokrwiste, półkrwi oraz małe kotki i ostronosa. Konie jak konie, wiadomo. Ale serio, to jest trudne. Bo najpierw nie mogłam się odkleić od klatki z dwoma radosnymi ostronosami (ciekawość: 10), które wystawiały z klatki łapeczki, wspinając się na wysokość niewysokiego nosa i bardzo chciały się zaprzyjaźnić (nawet z dziećmi[1], które kopały w klatkę[2]). Bardzo, bardzo, bardzo chcę ostronosa, nawet jeśli trochę śmierdzi i jest hałaśliwszy od rozpędzonego Szarszyka oraz marudniejszy od kota Koki. Ale, wracając do trudne, chwilę potem, jak już obejrzałyśmy z Majem konie, w tym czempiona o imieniu Roman, to zupełnie przypadkiem wpadłam na trzy małe kocięta, parkujące opodal stajni. Takie małe, nawet nie dwumiesięczne, z zadartymi ogonkami, jeden szary makowczyk, dwa białe w rudo-czarne łatki. I wyznam, że to nawet nie było tak, że ja chciałam dokonać catnappingu, tylko córka ma, okazuje się, ma również gen zachwytu małymi łapeczkami, miękkim futerkiem oraz obficie na okoliczność emituje słowa pełne słodyczy pod adresem. Więc trudne, bo nie wiem, czy fajniejsze były kotki, czy ostronosy. Czy zamek ze szkieletem.


Wstęp do wszystkiego płatny, oddzielnie do zamku, oddzielnie do stadniny (rząd wielkości 4-6 zł od łebka, są bilety zbiorcze), ale warto - małe zoo urocze, w stadninie przeraźliwie tania kawiarnia i plac zabaw (ale nie dotrwaliśmy, co nie dziwi, bo jak ktoś utknie przy małych kotkach, to wiecie jak jest).

Strona zamku i GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Nie wiem, co to, ale nie chytaj!

[2] Serdecznie pozdrawiam niesfornego chłopca i jego olewczą mamusię, wróżę synkowi karierę w egzekwowaniu długów czy innym zajęciu, w którym przydaje się ręka szybsza od rozumu.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 22, 2013

Link permanentny - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: polska, moszna - Komentarzy: 6





O zaletach zmiany rozkładu PKP

Kolej dzieli miasto na część lepszą i gorszą. Jest miasto właściwe i "za torami". W Poznaniu oddziela Jeżyce od Centrum, nie wiem natomiast, jak jest w Toruniu. Zdumiewa mnie jednak, że nie wiedziałam, że najlepiej na starówkę wysiadać na stacji Toruń Miasto, bo się wysiada wprost tam, gdzie się chce, tylko z drugiej strony.

Nie byłam w Toruniu od 12 lat chyba. Wszystko jest nowe, nowe sklepy, nowe restauracje, nowe pomniki (a pomniki są urocze), strefy parkowania. A jednocześnie wszystko jest takie same jak wtedy, kiedy obładowana materiałami papierniczymi udawałam się na nauki plastyczne. Księgarnia Hobbit, gołębie, kasztanowce, ławeczki i bruk.


(Tutaj w 1964 r. realizowano zdjęcia do filmu "Prawo i pięść")

Nie wiem, czy tęskniłam za Toruniem, ale miło było wrócić. Znalazłam restaurację kreolską, chatkę z piernikami i widziałam, jak wózkowa matka atakuje wózkiem kierowcę samochodu (mam nadzieję, że wózek nie zawierał zawartości adekwatnej, bardzo proszę). Tyle w temacie dyskursu społecznego. Dodatkowe podziękowania dla PKP, dzięki przestawieniu pociągu o półtorej godziny poszłam na spacer i przeczytałam dwie książki (wcześniej wyjazd do Torunia składał się z jazdy taksówką, pociągiem, taksówką, jazdy w biurze, taksówką, pociągiem i zwykle TŻ-em, który czekał na mnie ze stęsknionym Majem).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 27, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, toruń - Komentarzy: 3