Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o polska

W drodze - Kutno

[14.08.2013]

Gdzieś na obrzeżach umysłu mam wspomnienie, że przy okazji którejś przesiadki wyszłam z dworca w Kutnie do miasta, bo miałam czas. Ale że było to raczej w zapyziałym PRL-u, więc i tak nie pamiętam. Ale serio - czasem powątpiewam, czy poza dworcem istnieje w ogóle jakieś miasto.

Ze sporym zaskoczeniem powitałam fakt, że WTEM (to WTEM to takie nieraptowne, bo remont był w 2011) na dworcu w Kutnie jest jak w Europie - dworzec jest wyremontowany i czysty, z podjazdami dla niepełnosprawnych, toalety są pachnące (płatne 2 zł, ale i tak warto), a całość zdecydowanie jest miłym akcentem w połowie podróży skądś-dokądś. Kult się zdezaktualizował (fakt, nie byłam tam w nocy, ale myślę, że i wtedy nie wychodzą upiory).

PS W kiosku na dworcu są znaczki i pocztówki z dworcem. Zaczęłam nowy trend wysyłania pocztówek z dworca w Kutnie.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 15, 2013

Link permanentny - Tagi: polska, kutno - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Komentarzy: 6


Toruń, w zamieci

Znowu byłam jedynym gościem (no, jednym z dwóch, bo tym razem z A.) hotelu, więc na śniadanie była osobista obsługa z ogromnym talerzem dóbr wszelakich - kulki z twarożku, pasty jajecznej, pasztety, wędliny i sery, nawet z pomidorami i ogórkami. Tylko sok "pomarańczowy" ze sztucznej pomarańczy. A w pokoju japoński sedes, bałam się wcisnąć jakikolwiek guzik mimo tłumaczenia rozwieszonego na ścianie opodal. Może dlatego, że Japonia Japonią, a papier toaletowy niespecjalnie spływał? Ale - co na plus - nie zmarzłam. Hotelowi Solaris daję gwiazdeczkę. I jeszcze jedną małą za ażurowe schody na piętro oraz lokalizację u stóp najbardziej chyba monumentalnego kościoła w mieście. Co z tego, jak z taksówki do taksówki. Może następnym razem.

Zaczytałam się ponownie w "Nie licząc psa"; nieustająco myślę przy tym nad fenomenem swojej niepamięci, który pozwala mi czytać już raz przeczytaną książkę jak za pierwszym razem. I jak za pierwszym razem mieć uciechę z anegdoty o Lewisie Carrollu, który łaskawie zachwyconej "Alicją" królowej Anglii przesłał swoją następną książkę. O wielomianach. Co najlepsze, mając dziury w fabule, doskonale pamiętam, że najważniejszy jest zawsze kamerdyner.

Zamieć była w centrum, na obrzeżach już tylko surowy Hitchcock.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 11, 2013

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, toruń - Komentarzy: 1


Pałuki w weekend - Lubostroń

Znęcona miniaturą w skansenie, wybrałam pałac w Lubostroniu na rodzinny obiad. Bo i ładnie, i restauracja z menu na www. Restauracja rzeczywiście urocza i to, co w menu, smaczne i świeże (oraz - co ciekawe - nie czeka się latami). Niesamowity, wielki park, a w środku mały, uroczy pałac z figurą Atlasa na dachu. Na zwiedzanie trzeba się umawiać, więc jedynie zapukaliśmy do ozdobnych drzwi. Po okolicy, dla odmiany po niemiecko-polskim zalewie w Biskupinie, krążyła grupa radosnych Holendrów. Wyglądali na zachwyconych.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 4, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, lubostroń - Skomentuj


Pałuki w weekend - Wenecja

Znacznie ciekawsze od stert drewna w Biskupinie jest Muzeum Kolejki Wąskotorowej zaraz obok, w miejscowości o szumnej nazwie Wenecja (przynajmniej się polansuję, że byłam na wakacjach we Włoszech). I dla mnie, i dla młodzieży. Bo do lokomotyw i wagonów można wejść, można dzwonić dzwonkiem, jest też plac zabaw (oczywiście w formie pociągu). Od sympatycznej pani ze straganem, jednocześnie obsługującej agencję pocztową, można do godziny 16 otrzymać uroczy stempel z pociągiem na pocztówce. Wprawdzie Maj akurat był nastawiony tym drugim frontem do klienta i odmawiał udziału w pocztówce, ale w końcu - na widok lokomotywy - zmienił zdanie i zdeponował pocztówkę w skrzynce.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 24, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: polska, wenecja - Komentarzy: 1


Pałuki w weekend - Biskupin

(Miała być jeszcze Wielkopolska, ale WTEM się okazało, że to już nie Wielkopolska; jestem geograficznie zdezorientowana).

Obowiązkowy punkt na trasie każdej wycieczki Szlakiem Piastowskim; punkt, bo na obejście wystarczy godzina i można jechać dalej, żeby coś zrobić z pięknie zaczętym dniem. Oprócz sterty drewna, symbolizującej przedpiastowską osadę, jest pełne zaplecze turystyczno-cepeliowskie: lody z automatu, wiatraczki, rzeźba w drewnie i wyploty z wikliny oraz restauracje pod namiotami z kuchnią lokalną, a także z kebabem i pizzą. Jak się wstrzeli w rozkład jazdy, można kolejką wąskotorową pojechać do Muzeum Kolei w Wenecji, ale wstrzelenie się nie jest specjalnie łatwe, bo kolejka jeździ rzadko. Młodzież wstępnie zachwycona, bo wiatraczek, dużo miejsca do biegania, zające i koniki, które można pogłaskać po pychu (dla starszych - młodziankowie odziani w samodział, symulujący ludność tubylczą z epoki, pewnie i na głaskanie się można umówić). Poniewczasie młodzież zachwycona mniej, ponieważ w trakcie rozrywek zagubiony został piesek o ksywie Szczeniaczek, ukochany pluszak. Przez chwilę poczułam się jak bohaterka serialu, szkoda tylko, że była to Świnka Peppa - w jednym odcinku zginęła zabawka George'a i rodzice Świnki szukali jej metodą przeglądania zdjęć (bo w międzyczasie zdążyliśmy opuścić skansen i popłynąć do Wenecji). Historia ma happy end, zdyszana matka znajduje pluszaka na stoisku z pamiątkami w samym środku osady.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 24, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: polska, biskupin - Komentarzy: 2


Beżowo i szaro

Kraków mnie nie uwiódł. Ale i nie zniechęcił. Nie jestem pamiętliwa i wybaczę niedługo, że cały czas padało, a jak już przestało padać, to byłam zbyt zmęczona trenowaniem zwinności i piciem kolejnych kaw (które powstrzymywały mnie przed powrotem do łóżka), żeby gdziekolwiek iść. Więc.

Mimo wcześniejszych nielicznych i wyrywkowych wizyt w Krakowie, okazało się, że mam w głowie plan centrum (a koło Starbucksa przeszłam mimo, bo jestem ciapa). Wiem, gdzie Kleparz, gdzie Brama Floriańska i którędy na Rynek. Po wąskich, szarych uliczkach, Rynek pozwolił odetchnąć przestrzenią, nieliczne ogródki niknęły na płaszczyźnie bruku. O 19 zabrzmiał hejnał, kiedy w ogródku restauracji Europejska piłam gorącą herbatę Paris, grzejąc się w cieple lamp. Nie odkryłam magii, ale miły letni wieczór, nawet przetykany przelotnymi deszczami, jest miły.

Kilka notatek na przyszłość: jak się chce dziecku wysłać pocztówkę, to trzeba albo jechać ze znaczkiem, albo wiedzieć, gdzie jest poczta. Nie znalazłam estetycznie nieobrzydliwej pamiątki z Krakowa - a przecież ładnego metalowego Smoka Wawelskiego by można bez problemu zmajstrować. Zabrakło mi rozeznania w kwestii sympatycznych restauracji i pewnie przeszłam obok kilku, w których było warto. I już tak zupełnie na marginesie - straciłam chyba umiejętność samotnego cieszenia się światem. Muszę z kimś. Choćby po to, żeby zapytać, czy smakuje.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 16, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, krakow - Komentarzy: 2