Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o polska

Wielkopolska w weekend - Gołuchów

Gołuchów leży ponad 100 km od Poznania, więc raczej to wyprawa na cały dzień. Toteż przygotowałam się jak na wyjazd na wakacje, oczywiście okupując wycieczkę na pół dnia radosnym raisefieberem dzień wcześniej. Jeśli, drogi czytelniku, mieszkasz w innym miejscu niż Poznań, to możesz mieć bliżej. Albo dalej. Sam ustal swój raisefieber.

Bardzo chciałam, bo w Gołuchowie jest zamek przez duże Z. Wielkie, historyczne nazwiska - Leszczyńscy, Czartoryscy, Działyńscy, ale bez jakichś spektakularnych legend o damach i huzarach, pomykających o północku w stroju niedbałym. W zamku obrazy, meble, gobeliny, tapety i oryginalna stolarka. Niestety, konsekwencją tego jest zwiedzanie z kustoszem w grupach, z gnieceniem się w małych salkach, okrzykami, że proszę nie dotykać eksponatów i krzywymi spojrzeniami, jeśli ktoś się za bardzo o zabytkowy parapet oparł. Ciężko znaleźć chwilę, żeby w pomieszczeniu nie było ludzi, może w tygodniu, bo w weekend niespecjalnie. Zamek prześliczny - pełen koronkowych zdobień, baszt, schodów i krużganków, z zewnątrz wygląda na większy niż może to sugerować liczba oglądanych pokojów.

Park - wielki, zadbany, pachnący o tej porze roku lipą i jaśminem. I aż prowokuje, żeby urządzić w nim piknik. Oczywiście na bramie wisi wielki zakaz biwakowania, pod który pewnie można by podciągnąć rozłożenie koca i wyjęcie butelki mineralnej. Więc uznajcie, proszę, poniższe rozważania za teoretyczne. Bo przecież.

Dalej jestem fanką pikników, ale na każdym kroku tak trochę mi się wyobrażenia rozmijają z rzeczywistością. Bo mam w głowie Piknik Idealny. Ze śnieżnobiałym obrusem, porcelaną, bukiecikami kwiatków na koszu piknikowym i wyrafinowanym zestawem łatwych do spożycia potraw. Po czym za każdym razem koc się zawija i nabiera czarnoziemu, meszki i komary dziabią znienacka, brakuje mi krzeseł i stołu, kosz piknikowy jest ciężki i trzeba się z nim dowlec w piękne okoliczności przyrody (bo jakoś zawsze znajdują się kawałek dalej, bo kto by chciał jeść przy asfalcie), porcelan trzeba spakować bez zmywania (albo używać naczyń jednorazowych), a do tego skądinąd urocza niespełna dwulatka tratuje clou pikniku, biegając po kocu bez zwracania uwagi, na co się wchodzi. Po czym, kiedy jestem błogo objedzona i dożeram już z czystego łakomstwa którąś muffinkę, a wokół jest miło i unoszą się ciepłe słowa, dojrzewam do myśli, żeby ten piknik powtórzyć. Dla ciekawych - menu na blogu obok.

I zupełnie serio nie polecam odwiedzania zagrody dla żubrów, mieszczącej się "zaraz przy" zamku. "Zaraz przy" oznacza 1,5 km piechotą, a na końcu się okazuje, że zwierzęta (żubry, dziki, daniele, konie polskie) są schowane w stajenkach gdzieś na przeciwległym końcu zagród. 1,5 km w jedną stronę z niechętną czemukolwiek niespełna dwulatką to nie jest ta wisienka na czubku, której się człowiek na zakończenie miłego dnia spodziewa.

Dla Poznaniaków kwestie portfelowe:
* 10 zł bilet wstępu do zamku (we wtorek darmo, ale w poniedziałek zamknięte),
* 7 zł bilet wstępu do Muzeum Leśnictwa,
* żubry i park - darmo.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 14, 2011

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: gołuchów, polska - Komentarzy: 5



Magnolie w Kórniku

W zasadzie to chciałam napisać, że w słoneczny dzień, kiedy się ma krótką spódnicę, a na uszach słuchawki z Faith No More, to się idzie przez świat jak dumny kot z zadartym ogonem[1], ale nic specjalnego z tego nie wynika, więc zamiast tego pokażę kawałek kórnickiego arboretum.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] O, taki o, jak u ^wonderwoman.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 26, 2011

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: polska, kornik, ogrod-botaniczny - Komentarzy: 6


A day off

Uznajmy, że ten tydzień przepracuję w 100%, mimo że dziś była praca w terenie i ograniczyła się do leniwej rozmowy, jedzenia, fotografowania kwiatów i przejażdżki uazem. I chociaż nie jestem fanką wyziewów z diesela, zawisania prawie w pionie na zboczu piaszczystego roku i samochodów bez pasów, przewietrzyłam sobie głowę.

(Six Feet Under?)

Kwiatuszki tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 20, 2011

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: dąbrówka-kościelna, polska - Skomentuj - Poziom: 2


Wielkopolska w weekend - Szreniawa

Zanęcił mnie jarmark wielkanocny. I że festyn dla dzieci. I że zwierzątka. A że przy okazji muzeum, pałacyk, plener - czemu nie. Zapewne rzecz się rozbiła o moje oczekiwania - spodziewałam się kameralnego targowiska, niedużego terenu, kilku domów "z epoki" i łatwego dostępu do mnóstwa małych zwierzątek. Zamiast tego trafiłam w miejsce, gdzie na parkingu stały autokary, przed biletowanym (niedrogo, ale jednak) wejściem kłębił się tłum, a na rozrytym remontem sporym terenie stała jakaś setka typowych straganów ze wszystkim i niczym. Oriflame, Tupperware, smutny pan pokazujący mycie brudnego dywanika cud-pianą, chleb ze smalcem, dekupaż, dekupaż, bazie, dekupaż, trochę ekologicznych wędlin i nalewek, piłki z folii aluminiowej, owiązane gumką, wiatraczki i foliowe balony. Zamiast domków - hangary z maszynami, wielkie stodoły i srodze śmierdząca obórka, w której zapach niestety przyćmiewał urodę małych kózek i świeżo wyklutych prosiąt. Dworek, choć odremontowany, to zamknięty do zwiedzana. Młodzieży się podobało, bo małe kurczątka można było brać do ręki, a sympatyczną białą kozę pogłaskać po szczeciniastym pychu, a potem wybrać najładniejszy wiatraczek w paseczki. Dla mnie - przemysł, a nie folklor.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 16, 2011

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: szreniawa, polska - Komentarzy: 7