Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Ewa wzywa 07 109-111

Marek Rymuszko - Sprawa osobista #109

Spis osób:

  • prokurator Borowy - narrator, tańczy wyjątkowo podle
  • Ela - robi doktorat ze zobowiązań, nadzwyczaj miła dziewczyna i z zasadami
  • Tosiek - były woźny sądowy, aktualnie szatniarz w Watrze, ma głos dudniący niczym karabin maszynowy
  • Grażyna - była żona prokuratora, projektantka mody, eksplodowała pomysłami (nieistotna dla fabuły)
  • porucznik Łabędzki - wezwany przez GOPR do wypadku, ma podejrzenia
  • Michał Stępień - GOPR, specjalista od najtrudniejszych albo najmniej wdzięcznych akcji
  • doktor Sęporek - patolog, nie ma podejrzeń
  • Andrzej Zwoliński - reporter sądowy, kolega ze studiów Borowego
  • porucznik Roman Żaczyk - zwany żartobliwie Colombo, ale nie lubi tego przezwiska
  • Stanisław (ps. Kalaput) - zatrzymany z pierścionkami ze skoku w Aninie
  • Marzena Czajko (ps. Baluba) - wskutek różnych nieporozumień towarzyskich miała na przedzie wybite kilka zębów[1]
  • Jan Antolak (ps. Toni) - stary łobuz i szczwany paser
  • Czesterfield - nazywany tak nie wiadomo dlaczego, utrzymuje z Balubą tzw. stosunki[2]
  • Docent - sąsiad Zwolińskiego, umie zwęszyć okazję i zorganizować sobie alibi
  • Anna Siedlecka - długowłosa narzeczona Zwolińskiego
  • Szef (zwany Starym) - ma węch psa gończego
  • Chrobik (albo Chwaściński) - kombinator z Bukowiny, procesował się ze Zwolińskim
  • Marta[3] - sekretarka w redakcji
  • Janusz Zimecki - notariusz, kolega Borowego i Zwolińskiego ze studiów
  • Maciej Amerski - redaktor, współpracownik Zwolińskiego, analizował warunki pracy polskich załóg budujących cukrownie w Iraku[4]
  • Stanisław Chamuczyński - wynajmuje obcokrajowcom lokale za dewizy
  • Marian Gajsztler - przedwojenny właściciel posesji Jasielska 8
  • Jan Nowak - niespodziewanie brat Chamuczyńskiego, również dokonuje machlojek z mieszkaniami
  • Mirosław Górny - syn Nowaka i Górnej, właściciel mieszkania, w którym nie mieszka
  • Anna Górna - matka Mirosława, żona Nowaka, kobieta postawna, o wyzywającej, mimo czterdziestu paru lat, urodzie
  • Józef Kaczyński - wraca z emigracji z USA i nieszczęśliwie zażywa środki nasenne ze skutkiem letalnym

Prokurator na “dobrowolnym wygnaniu” w Zakopanem odkrywa, że turysta, który uległ wypadkowi w Sylwestra[5], to jego dawny znajomy, dziennikarz. Podczas śledztwa w sprawie włamania, kradzieży i gwałtu w odnalezionych u włamywaczy fantach znajdują też rzeczy nieżyjącego Zwolińskiego. Niepełnosprytni włamywacze przyznają się, że nadano im mieszkanie po nekrologu w gazetach, ale twierdzą, że mieszkanie było już wcześniej przeszukane. Prokurator upiera się więc, że jego znajomy nie zginął przypadkiem, a został zamordowany. Metodą odpytywania kolejnych znajomych i współpracowników Zwolińskiego udaje się zrekonstruować sprawę, nad którą pracował, a która spowodowała, że stał się niewygodny. Zaskoczka fabularna - zbrodniarzem jest jfcóyal manwbzl cebxhengben v qrangn m pmnfój fghqrapxvpu, pupvjl abgnevhfm. Brakiem zaskoczenia jest natomiast, że prokurator przyatakowuje z przesłuchaniem dziennikarza na lotnisku po powrocie z długiego wyjazdu zagranicznego i nie pozwala mu nacieszyć się rodziną, tylko każe mu robić wizje lokalne (a potem bez skrupułów angażuje go w śledztwo).

Się pije: koniak.
W zdenerwowaniu się mówi: słowa typu “kurcze”.
Bawiąc-uczyć: wyłuszczone prawo własności lokalowej i zasady spekulacji nieruchomościami.
Estetyka: Usiadłem przy stoliku z serwetą we wściekle kolorowe pasy. Taki deseń mógł wymyśleć jedynie ktoś, kto był chory psychicznie.

[1] Na szczęście szczerby układały się w miarę symetrycznie, co w jakimś stopniu łagodziło uciążliwość estetyczną objawiania przez nią życzliwości.

[2]

Jak sobie przypominam, Czesterfield przyszedł do mnie koło godziny trzeciej po południu i zaproponował mnie odbycie stosunku płciowego. Ja się na tę propozycję zgodziłam i odbyłam stosunek płciowy z Czesterfieldem. Następnie Czesterfield wyciągnął przyniesione ze sobą pół litra wódki, którą wypiliśmy. Na moją propozycję, żeby Czesterfield dał mnie coś w zamian za stosunek płciowy powiedział on, że chwilowo jest bez forsy, bo cały bank trzyma Kalaput. doradził, żeby zgłosić się po wypłatę do Kalaputa. Ja nie traktowałam tego jako żart, gdyż współżyłam także z Kalaputem, od którego otrzymywałam kilkakrotnie różne prezenty. (...) Następnie udałam się do Kalaputa na ulicę Brzeską, którego zastałam w domu. Była to godzina siódma albo ósma wieczorem. Razem z Kalaputem wypiliśmy około pół litra wódki, a następnie Kalaput jeszcze ćwiartkę, ale już beze mnie, bo czułam się pijana. Po wypiciu tego alkoholu Kalaput zrobił mnie dobrze, po czym zasnął.

[3]

Ciemnowłosa sekretarka uśmiechnęła się na mój widok. Była na oko w szóstym miesiącu ciąży. Boże, kto tak skrzywdził tę piękną dziewczynę? - przemknęło mi przez myśl.

[4] Reportaże Amerskiego były równie budujące, jak nasze eksportowe osiągnięcia.

[5]

Orkiestra po raz któryś z kolei tej nocy grała „Ramaya".(...) Trzeba było dużej sztuki, żeby na sylwestra do „Watry" ściągnąć właśnie tę trupę [Stasiek i Jasiek], tylko pozornie rozrywkową, w rzeczywistości zaś dramatyczną, co z każdą godziną stawało się coraz bardziej oczywiste. Facet, tłukący w bębny, miał oblicze krasnoludka po dużej wódce i z trudem utrzymywał rytm, wyznaczany improwizacją zaplutego saksofonu. Pianista, tępo wpatrzony w pierwszy z brzegu stolik, przy którym kiwała się sennie rozłożysta blondyna, przebierał palcami po klawiaturze w sposób niekoniecznie zgodny z linią melodyczną forsowaną przez basy. Te ostatnie obsługiwał najwyraźniej skołowany grubas. Jeśli chodzi o wokalistkę, to zamilkła definitywnie w okolicach północy; jej chrypnący z minuty na minutę głos już znacznie wcześniej sygnalizował owo szczęśliwe w istocie rzeczy wydarzenie.

Tadeusz Kwiatkowski - Turysta #111

Spis osób:

  • kapitan Smulski - interesuje się odmianą nazwisk i wynikami śledztwa
  • porucznik Tomaszek - wysoki, barczysty, przywykły do noszenia munduru
  • Franciszek Piwiński - zachciało mu się mleka nad ranem, bo we krwi 1.6 promila
  • sierżant Zdobycz - pisze na maszynie jednym palcem
  • Dańda - przystojny młody człowiek czuły na wdzięki kobiece[1]
  • Wieczorek - przyjaciel Piwińskiego z Różanej
  • Złotowska - lokatorka z Różanej, starsza pani, głucha, ale co trzeba, to słyszy
  • Jan Możdżeń - roznosiciel mleka, nie uczył się, bo rękami więcej zarobi niż głową
  • Bolek Siwiec - taki chudy, że same kości
  • plutonowy Zięba - bobruje w krzakach za dowodami
  • Wojciech Paliwoda - nie zna się na psychologii 10-latków
  • Staszek Paliwoda - syn Wojciecha, znalazł zwłoki i nie tylko
  • dozorczyni - wścibska baba oraz nie sprawia najlepszego wrażenia
  • Sroczyński - ślusarz, fachowiec od delikatnego otwierania drzwi
  • doktor Baryczko - patolog
  • Janina Barabasz - nogi i inne części ciała miała w najlepszym wydaniu, przyrodnia siostra Siwca
  • Kurt Breitner - wojenny lokator Złotowskiej, Gestapo, szrama na lewym policzku i brodawka koło ucha

Piwiński, słomiany wdowiec, udał się do kolegi na przyjęcie. Nad ranem, wracając z promilami do domu, połaszczył się na mleko, niestety zaprawione cyjankiem. Lokatorzy domu, w którym Piwiński spędził ostatni wieczór, skarżyli się, że mleko dostali 2 godziny później niż zwykle. Pani Złotowska się nie skarżyła, bo jakiś czas potem okazało się, że też nie żyje (uderzenie butelką w głowę), podobnie jak roznosiciel mleka, załatwiony cyjankiem w salami. W mieszkaniu Złotowskiej ktoś wykuł dziurę w ścianie i prawdopodobnie zabrał coś cennego. Idąc tropem roznosiciela, milicja znajduje niemiecką zapalniczkę i informację o białym mercedesie, co prowadzi do niejakiego Kurta Breitnera, obywatela RFN, w czasie wojny zatrudnionego w Gestapo, a aktualnie leżącego w ciężkim stanie po wypadku samochodowym w szpitalu. Sprawa kilku morderstw się wyjaśnia, ale zadra po okupacyjnej przeszłości zostaje[2].

Się pali: Tomaszek w samochodzie (ale dmucha dymem przez okno).
Się je: salami (którego milicjanci nie widzieli od kilku lat).
Się pije: Żywiec (bo upał, ale nie na koszt państwa).
Złote myśli: My dzisiaj pracujemy opierając się na nauce, aparaturze i wszelkich zdobyczach technicznych. Kojarzenie jest dobre, ale na podstawie danych naukowych!

W hallu komendy Tomaszek przystanął.
- No i jak będzie?
Dańda podniósł i opuścił ramiona.
- Będzie, jak będzie.

[1]

Wprawdzie charakter jego zawodu wykluczał jakikolwiek wpływ uroków kobiecych na jego pracę, lecz porucznik nie mógł się oprzeć fascynacji tak piękną dziewczyną.
W południe zadzwoniła do Dańdy Janina Barabasz. (...)
- Umówimy się na randkę, dobrze?
- W biurze pracuję.
- A więc w jakiejś pobliskiej kawiarence.
- Po godzinach pracy.
- Ależ z pani służbistka!
- Przecież mam do czynienia z oficerem milicji.
- Nie jesteśmy tacy straszni. Chyba się pani przekonała. (...)
Odłożył słuchawkę. Nie krył przed sobą, że ucieszył się telefonem od tej dziewczyny. Podszedł do otwartego okna i tak ustawił szybę, by móc zobaczyć w niej swoje odbicie. Przygładził włosy i mrugnął wesoło sam do siebie.
Na szczęście nad morale milicji czuwa kapitan:
- Nie należy wierzyć nikomu. Nieraz trzeba sprawdzić i dziesięć razy to, co mówią świadkowie, aż wyjdzie szydło z worka - kapitan najwyraźniej nie miał najlepszego humoru. - To pewnie ładna kobieta, co?
Tomaszek spojrzał z ukosa na Dańdę. Uśmiechnął się.
- Chyba tak.
Kapitan pokiwał głową i westchnął.
- W waszym wieku wierzy się bardziej kobietom. Ale wbijcie sobie do głowy, że dla milicjanta nie ma ładnych kobiet, oczywiście wśród tych, które łączy coś z dochodzeniem. Nie ma! - klepnął Dańdę po ramieniu. - Ładna jest?
Dańda, nieco zbity z tropu, przyznał półgłosem:
- Ładna.
- I sprawa załatwiona. Ładna nie może kłamać, nie może oszukać. Oj, chłopcy, chłopcy!
Niechcący dotknął kolanem jej uda. Zrobiło mu się gorąco. Chciał jej wierzyć, ale może Smulski miał słuszność, że urodziwe dziewczyny mają większe szanse, by kłamać i zdobyć zaufanie? Podobała mu się i wszystko, co mówiła, wydawało mu się wiarygodne.

[2]

- Przegranych nazywa się zbrodniarzami. Zwycięzców bohaterami - uśmiechnął się Breitner - macie słuszność. Czytałem o kolegach, którym wytoczono procesy. Cóż, byli przecież tylko wykonawcami poleceń swych władz, a odpowiadali, jakby od nich zależało tępienie wrogów. (...) Nie mam do dziś dnia poczucia winy. Byłem żołnierzem.
- Żołnierzem? Gestapowcem. To chyba coś innego?
- Och, to są niuanse, które wy tylko rozróżniacie. Wszyscy Niemcy byli żołnierzami i walczyli dla dobra swego kraju.

Inne z tego cyklu tutaj.

#6 (przeczytałam też po raz kolejny EW110).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 15, 2021

Link permanentny - Tagi: kryminal, panowie, prl, 2021 - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


Craig Rice - Róże pani Cherington

Czasem mam ochotę batożyć pokrzywami autorów[1] okładek, na przykład w tym przypadku. Autorów tytułów[2] również, bo zamiast Nieprzetłumaczalej Gry Słów można było nie zdradzać tytułem intrygi. Otóż wbrew zalotnej (bądź odciętej) skąpo odzianej nodze na okładce, jest to kryminał familijny. Amerykańska prowincja, lata 40., samotna matka, Marian Carstairs, utrzymuje się z pisania kryminałów i wychowuje trójkę inteligentnych dzieci. Dzieci są świadkami wystrzałów w willi obok, wpadają na pomysł, że zatają przed policją cenne informacje, dzięki czemu ich matka będzie mogła rozwikłać sprawę i być sławna. Matka niestety nie współpracuje (ponieważ wypala kolejne paczki papierosów, pisząc książkę), biorą więc sprawy we własne ręce, dodatkowo próbując wyswatać matkę z przystojnym policjantem. Nie jest to lektura edukacyjna dla dzieci, chyba że celem jest nauczenie, jak odwracać uwagę policji, włamywać się na miejsce zbrodni, ukrywać dowody bądź udzielać pomocy poszukiwanym przez władze.

Dzieci jest trójka: 10-letni Archie, 12-letnia April i 14-letnia Dina. Archiego, którego dodatkową zaletą jest to, że zawsze ma pieniądze na coca-colę, wspomaga w utrudnianiu śledztwa jego banda podwórkowa, składająca się z niesamowicie brudnych i sprytnych chłopców. April ma zdolności aktorskie, a Dina ratuje kolejne dni gotując obiad. W ogóle dużo się w kuchni dzieje. A to pieczona indyczka, a to klops z sosem, a to krem cytrynowy, umilające kolejne przesłuchania i wpuszczanie w maliny. Najwdzięczniejszym obiektem do oszukiwania jest sierżant O'Hara, który wychował własne dziewięcioro dzieci, więc i z tymi da sobie radę. Tyle że nie.


[1] Wiesław Rosocha.

[2] Nie wiem, czy za tytuł polski (w oryginale zabawne dwuznaczne Home Sweet Homicide) była odpowiedzialna tłumaczka, czy tzw. redakcja, ale Maria Skibniewska niestety nie jest zbyt dobrą tłumaczką w ogóle. Po książce walają się "frytki z ziemniaka", trzymane w spiżarni za słoikami, ciasto ozdabiają "merengi" (zgadzam się, to słowo występuje w słownikach, ale to były zwykłe bezy), a gofry piecze się na "żelazku do wafli". Dzieci pijają w kawiarni "syrop słodowy" z czekoladą i bitą śmietaną, brzmi to przeraźliwie, ale nie udało mi się tego przetłumaczyć na angielski.

#1

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 3, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj


Ryszard Ćwirlej - Błyskawiczna wypłata

Czerwiec 1982. Cała Polska czeka na rozpoczęcie pierwszego mundialowego meczu z polską reprezentacją (Viva Espana i Antoni Piechniczek), tylko sierżant Słomiany czeka na miłe tête-à-tête z panią Krysią na jej działce. Okazuje się jednak, że oprócz tego przestępcy czekają na konwojowane przez sierżanta worki z pieniędzmi na wypłaty dla "Ceglorza"[1] i zamiast na mecz i na działkę trzech milicjantów[2] i jeden bandyta trafiają do kostnicy, a pieniądze (50 albo 100 milionów, w zależności od tego, kto opowiada) znikają. Ekipa poznańska rozpoczyna śledztwo, ku nieskrywanemu żalowi Teofila Olkiewicza, który właśnie zbierał się z kolegami na solidną wypitkę. Zastrzelony przestępca okazuje się być zwykłym szuszwolem z Chwaliszewa, a nie żadnym mega-gangsterem, stąd wniosek, że ktoś tę akcję zaplanował "z góry". Trop wiedzie do wystających pod Peweksami koników, zrzeszonych w różnych gildiach; Mirek Brodziak wykorzystuje swoje stare kontakty i zaczyna środowisko infiltrować. Trochę celowo, trochę przypadkiem - trafia na piękną Asię, w której się kochał w szkole, a teraz - za rozsądną opłatą - kochało się pół Poznania, bynajmniej nie platonicznie. Jednocześnie w Pile zostaje znaleziony "samobójca", powieszony na strychu swojej kamienicy. Kapitan Szwarc odkrywa, że to były oficer SB. Chwilę potem z jeziora wyłowiony zostaje kolejny SB-ek, tym razem z wydziału paszportowego, który - jak się okazuje - wydawał dokumenty z ekskluzywnymi wizami lekką ręką i bezzwrotnie[3] zamieszanym w sprawę przestępcom. Teoś udaje się więc do Piły, żeby sprawę rozpracować. Wprawdzie w nocy widzi Hitlera w swoim pokoju i ma chwilę załamania (obiecuje abstynencję), ale rano mu przechodzi. Tylko kac zostaje.

Mam trochę poczucie, że fabuła szwankuje - wiadomo, wszystko, co złe można zrzucić na SB, ale poza tym panuje wszechresortowy bałagan. Całość ratuje krajobraz letniego Poznania i dzielny Teofil, który nawet korzysta z uroków pozamałżeńskiego pożycia intymnego.

[1] Aka Zakłady im. Hipolita Cegielskiego.

[2] W tym sierżant Pluta, zamieszkały w Suchym Lesie.

[3] Bo po co komu paszport w domu, jeszcze zgubi.

Inne tego autora tu.

#126

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 17, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Skomentuj


Mariusz Czubaj - Kołysanka dla mordercy

Rudolf Heinz podleczył sobie reumatyzm, ale z kolei przestało mu się układać i z synem-studentem, i w pracy, z szefem-palantem. Oddala się więc szybko do Warszawy na prośbę swojego kolegi, żeby pomóc w sprawie tak na oko seryjnego zabójcy. Ofiarami są bezdomni menele, kręcący się po obrzeżach miasta, ale jeden z nich okazuje się być dawnym ochroniarzem w firmie bogatego biznesmena, który całkiem niedawno przeniósł się na łono Abrahama. Heinz dużo pije, słucha muzyki, oprócz śledztwa męczy się z faktem, że jego eks-współpracownica, Gotycka Jolka, umiera na nowotwór. W tle toczy się wątek osadzonego w psychiatryku mordercy-podpalacza, którego schwytał, prawie przy tym tracąc życie, Heinz. Epizodycznie pojawia się wnuk Zygi Maciejewskiego, również policjant.

Dużo wątków, ale lektura niespecjalnie wciąga. Irytowały mnie powtarzające się wstawki, że Heinz był już o krok od odkrycia, ale jednak nie tym razem. Już miał coś na końcu języka, ale jednak nie złapał.

Inne tego autora tutaj.

#125

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 11, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Skomentuj


Zygmunt Miłoszewski - Gniew

Olsztyn, miasto 11 jezior. Poza tym jest zakorkowany, jesiennie zabłocony, brzydki tam, gdzie oryginalnie germańską architekturę zastąpiła ta z PRL-u i później. W tym mieście prokurator Szacki codziennie stoi w korkach i wymyśla, jak bardzo brutalnie skrzywdzi osobę odpowiedzialną za korki i złą organizację ruchu ulicznego. Stoi w korkach codziennie, mimo że do prokuratury ma przez ulicę, z domku aktualnej konkubentki, Żeni; stoi, bo kursuje po całym mieście - tu przemówienie w szkole, tu trup. Trup w pierwszej chwili zabytkowy, może i poniemiecki, ale szybko się okazuje, że świeżutki, taki niespełna dwutygodniowy, tylko sprytnie spreparowany. Szacki odrywa się więc od zachwytu swoją garniturową elegancją i irytacją tym, że 16-letnia córka znowu nie przygotowała obiadu, chociaż była jej kolej, zaczynając mozolną pielgrzymkę po świadkach, rodzinie, znajomych, prosektorium (gdzie pojawia się ekstrawagancki acz kompetentny doktor Frankenstein i piękna doktorantka, sugerująca strojem, że pod fartuszkiem ma tylko pończochy i może bieliznę). Po czym, jak już wie, jak bardzo brutalnie został uśmiercony denat, ginie (zostaje porwana?) jego córka, a on już się orientuje, że to ostateczna rozgrywka i wymierzona w niego broń.

Ten, zapowiadany przez autora jako ostatni tom[1], podobał mi się chyba najbardziej. Szacki dalej jest irytujący, chociaż mniej niezdarny niż w poprzednich tomach. Może to wpływ partnerującego mu asesora Falka, równie elegancko wygarniturowanego i jeszcze bardziej sztywnego, może to wpływ miasteczka z dziedzictwem i jeziorami. Rozwiązanie intrygi niestety siada fabularnie, dodatkowo - mimo że sprawnie przeprowadzone, bo i napięcie jest, i klimat, i dramat - jest tak niewiarygodne, że nie wiem.

[1] Jasne, wierzę, przecież nie można osadzić akcji tomu czwartego gdzieś pomiędzy.

Inne tego autora tu.

#113

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 30, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Komentarzy: 10


Henning Mankell - Ręka

Naprawdę, oprawianie tego opowiadanka w książkę to zbrodnia na portfelu czytelnika. Nie dość, że opowiadanie oparte jest na pretekstowości - Wallander szuka mordercy sprzed 50-70 lat - to w cenie pełnoprawnej książki czytelnik dostaje kwity z pralni i to dość podłego gatunku. Z przyjemnością przeczytałam streszczenia książek, listę głównych postaci i głównych miejsc występujących w powieściach Mankella, ale ponad połowa książki to indeks alfabetyczny osób oraz lista nazw ulic i miejscowości. Bardzo cenię książkę elektroniczną, bo jest spora szansa, że do opowiadania wrócę, a książka papierowa zdecydowanie nie miałaby szans zajmować miejsca na półce.

Inne książki tego autora tutaj.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 26, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, opowiadania, panowie - Komentarzy: 3