Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Keith Gessen - Straszny kraj

Rodzice Andrew wyemigrowali ze Związku Radzieckiego, kiedy ten miał 6 lat, a jego starszy brat Dima - 16. Andrew został w Stanach, próbując wejść w świat akademicki, Dima - bardziej obrotny - zdecydował się wrócić i robić już w Rosji interesy. Kariera akademicka niespecjalnie wypaliła, kryzys 2008, Andrew zgadza się na propozycję brata, żeby “na jakiś czas” przeniósł się do Moskwy, bo ich babcia wymaga opieki. Planuje napisać książkę i uważa, że rozmowy z babcią, kobietą inteligentną i wykształconą, dadzą mu świeżą perspektywę. Na miejscu okazuje się, że Dima uciekł i nie planuje wrócić, bo może czekać los Chodorkowskiego, babcia ma pogłębiającą się demencję i twierdzi, że nic z przeszłości nie jest ważne i w ogóle to nie pamięta, za to wymiata w anagramach, nie ma pracy dla kogoś, kogo jedynymi umiejętnościami są znajomość języka angielskiego i kiepska gra w hokeja. Andrew, aktualnie Andriej, próbuje, ale każdym kroku podcina mu skrzydła rzeczywistość - Moskwa jest absurdalnie droga, nie ma przyjaciół, gra w hokeja w mocno amatorskiej drużynie, a próby napisania jakiejkolwiek publikacji nie przynoszą nic odkrywczego. Nawiązuje kontakty z lewicową grupą antyreżimową, po części dlatego, że w grupie jest śliczna Julia, nie do końca zdając sobie sprawę, że nawet pokojowe protesty mogą być odebrane jako antyputinowskie i wpędzić go w kłopoty.

Nie jest to bynajmniej przyjemna ani zabawna książka, jak sugeruje okładka i recenzje. Nawet nie dlatego, że Rosja lat 2008-2010 to trudny kraj, ale dość posępna się czyta opowieść niespecjalnie błyskotliwego bohatera, który - rzucony na głęboką wodę innej kultury i realiów - nie daje sobie rady i nie odnosi sukcesu. Sporo dramatycznych rzeczy jest ledwo zaznaczonych - antysemityzm, pozostawienie sobie samym starych ludzi, osuwająca się w demencję babcia, którą na sam koniec życia Dima planuje przeprowadzić do tańszego mieszkania, bo akurat jest koniunktura, bezkarność pogrobowców KGB, wreszcie dość czarno odmalowana jest rzeczywistość uniwersytecka, gdzie wygrywają pieczeniarze, cwaniacy i ludzie z kontaktami.

#110

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 21, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Erich Kästner - Zaginiona miniatura

Berliński rzeźnik Külz, analog boomera z początku XX wieku, ucieka z domu, żeby odpocząć od prozy prowadzenia sklepu i robienia kiełbas. Trafia do Kopenhagi, gdzie poznaje pannę Trübner, oczywiście śliczną, która zwierza mu się - bo najlepiej zwierzyć się świeżo poznanej osobie - że ma ze sobą cenną malarską miniaturę i boi się, że ją okradną. Zaiste, obserwuje ją, a zatem i rzeźnika, cała szajka sarkastycznych rzezimieszków. Wtem pojawia się jeszcze gładkolicy Rudi Struve, który niezbyt sprytnymi metodami usiłuje pannę poderwać. Po nieudanej próbie upicia Külza i wybadania, czy jest rzeczywiście naiwniakiem czy jednak super cwaniakiem, gang podąża za naszą trójką pociągiem i promem do Warnemünde, gdzie dochodzi do kradzieży najpierw kopii, a potem oryginału miniatury. Akcja przenosi się do Berlina, gdzie w czasie licznych pościgów i zaskakujących zwrotów akcji okazuje się, kto ma oryginalną miniaturę, jak zareagowała żona na powrót rzeźnika, kim jest pan Struve oraz że oczywiście młodzi się w sobie zakochali.

To bardzo leciutki, zabawny kryminał, trochę w stylu cyklu Waltariego. Nikomu nie dzieje się krzywda poza okazjonalnym poturbowaniem w zamieszaniu. Gang profesora Holza jest dość niezdarny, ale za to zabawny:

— Szybciej! — rozkazał. — Nie wszyscy mają tyle czasu co pan.
— Jak wpadniemy na drzewo, nie będziemy szybciej w Warnemünde — zauważył szofer.
— Szybciej! — przynaglał siwobrody pan. — Bez gadania! Zwrócę panu koszt drzewa.
— Po czym poznałeś, że to kobieta, przecież było ciemno?
— Po imieniu — oświadczył pan Achtel cynicznie.

Pan Külz to taki wąsaty wuja z wesela, dzięki czemu jest cała porcja ówczesnego - jakże komicznego, boki zrywać - szowinizmu:

— Nie chciałaby się pani podpisać [na pocztówce]? Moja Emilia będzie zazdrosna, a to jest zawsze bardzo komiczne.
— Niezupełnie. Henryk IV był cesarzem Niemiec, a Henryk VIII królem Anglii. Najbardziej znany był z tego, że często się żenił i kazał stracić kilka żon.
— To były czasy! — powiedział pan Külz i mlasnął językiem.
— Ale kazał swoje żony nie tylko tracić, ale i malować.
— Chyba przedtem! — Külz zaśmiał się głośno i uderzył dłońmi po impregnowanych zielonych spodniach.
— Pan wprawdzie sądzi, że moje przeczucia przeszłyby po pierwszym dziecku. Ale ja już panu powiedziałam…
— Że nie jest pani w stanie tak długo czekać.

Się nosi: pantofelki rozmiar 35.

Się pije: żytniówkę, piwo jasne, beaujolais, koniak, rosół z jajkiem.

Się je: wszystko, od homarów po szwedzkie owoce ze śmietaną (w bufecie na promie), ponczowy tort i placek z czereśni (na balu w Warnemünde).

Się pali: cygara, Lucky Strike.

Się wciera: spirytus mrówczany w bolące nogi.

Rudi Struve powiedział: — Powinniśmy tu zostać. Moglibyśmy zbudować trzy szałasy. Co pani o tym sądzi? Pan Külz robiłby z dzikich królików cielęcą wątrobiankę i sznycle po wiedeńsku. Pani mogłaby zbierać jagody i gotować herbatę z lipowego kwiatu. A z owoców buczyny można podobno piec bułeczki.
— A pan? — zapytała Irena Trübner. — Pan by nic nie robił?
— Ja przynosiłbym węgorze i flądry.
— Łowi pan ryby? — zapytał Külz.
— Nie. Jeździłbym codziennie tramwajem do Warnemünde i kupował ryby w wędzarni.
Roześmieli się i było im bardzo wesoło. Dopóki nie zauważyli, że siedzą w mrowisku.

Inne z tej serii.

#104

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 3, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie - Skomentuj


Jakub Żulczyk - Czarne słońce

Immanentną cechą Gruza jest nienawiść. Nienawidzi każdego, kto jest wrogiem katolickiego rządu i/lub nie jest prawdziwym, białym, heteroseksualnym Polakiem, nie ma problemu więc, żeby zabić czy zniszczyć każdego, jeśli dostanie takie polecenie. Tak naprawdę jednak Gruz może zabić każdego nawet i bez polecenia, bo zwyczajnie lubi przemoc. Jest tylko jedna osoba, którą Gruz bezwarunkowo kocha - to Suchy, jego kamrat i jedyny człowiek na świecie, który w Gruzie wyzwala łagodność i czułość. Tyle że Suchego już nie ma. Ale tego się czytelnik dowiaduje z licznych dygresji, podczas gdy właściwą akcję zaczyna akcja naprawcza - Gruz z ekipą ma wyprostować ideologiczne pewnego reżysera-degenerata. Prostują nawet nieco za mocno, robi się chryja, ekipa ginie, a sam Gruz trafia do więzienia. Dostaje od swojego “prowadzącego” ostatnią szansę - ma przywieźć tajemniczą przesyłkę z obozu dla uchodźców w Republice Karpackiej. Kiedy dociera do niego, co to za przesyłka, jego życie się zmienia. Nie że chce, tylko zostaje założona na niego smycz, której pierwszy raz w życiu nie może zerwać.

To nie tak, że inne książki Żulczyka są miłe, przyjemne i łatwe. Bo nie. To nie pierwszy raz też, kiedy główny bohater wcale nie jest sympatyczną osobą, bynajmniej. Albo gdzie świat przedstawiony to przerażająca, przegięta dystopijna wizja Polski, w której w imię Chrystusa giną ludzie. Ale w innych książkach nie ma: autora, Jakuba Żulczyka, łysola w dresie, jako głosu w głowie głównego bohatera; Matki Boskiej i Jezusa (oraz innych bytów) jako pełnoprawnych bohaterów; wielokrotne sugerowanie, że może te rzeczy się wcale nie dzieją czy rozbijania czwartej ściany. Wierzę, że to - jak sam autor mówi - jego magnum opus, najlepsza książka, z której jest dumny. Ale mnie się może nie podobać, bo serdecznie nie lubię realizmu magicznego, nawet jeśli doceniam wymowę i przymus podzielenia się przerażającą wizją, którą można wyekstrahować z tego, co dochodzi codziennie z mediów. Tak może być, jeśli nikt nie zablokuje nacjonalistów, przemocowców, pieczeniarzy; jestem pełna podziwu (nie zachwytu, oczywiście), jak bardzo mocne są wizje Żulczyka, mocne i niestety prawdziwe. Szanuję, nie rozumiem. Przemęczyłam się czytając, odkładałam i wracałam po kilku minutach, ale finalnie skończyłam i jednak żałuję czasu na lekturę. Z innymi książkami tego autora tak nie miałam, nawet jeśli mi nie leżały tematem.

Inne tego autora.

#103

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 30, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Grzegorz Sobaszek - Wszystkojedność

Barbara, zwana Pyszczydełkiem, jest ładna, ma dobrą pracę, mieszkanie w stolicy, pieniądze, ale nie ma po co żyć - jej ukochany mąż zginął w wypadku (spokojnie, informacja o tym pojawia się na stronie 11). Buja się tak w tytułowej wszystkojedności przez kilka lat, łyka kolejne nie działające leki, wreszcie po półtora roku oczekiwania trafia na Podlasie do “Prałdy”, nietypowego ośrodka dla kobiet. A tu jest dziwnie. Nie ma terapii jako takiej, jest za to praca w kuchni, w ogrodzie, w pralni, codzienne, męczące czynności, każdy, na zmianę. Z rzadka z “pustelni” schodzi gura (feminatyw od “guru”), 18-letnia córka założycielki i mówi rzeczy z jednej strony oczywiste, tu wstaw przewracanie oczami, Barbie już słyszała to setki razy w swojej nieprzepracowanej ciągle żałobie, z drugiej strony - patrząc na wszystkie pokiereszowane życiowo kobiety i jednego geja, którym tradycyjna medycyna nie pomaga, może jest w tym metoda. W leczeniu jednak przeszkadza to, co dzieje się dookoła ośrodka, który - mimo że pośrodku niczego - jest solą w oku lokalnych mieszkańców, bo wcale nie chcą ośrodka u siebie. Nie będą lizbijki pluły im w twarza, więc zdarzają różne szykany, a podczas pierwszej nocy Barbie w ośrodku ktoś podpala przed bramą ludzkie zwłoki. Nie żeby lokalesi narzekali na brak wrogów - tuż obok mieszka Jerzy Majer, aktywista-ekolog, który ma takie hobby, żeby nie wycinać Puszczy Białowieskiej, za nim ciągnie się całe stado wspierających go wolontariuszy oraz nienawidząca go żona i córka. Kolejne zwłoki, z Białegostoku przybywa całkiem niegłupi podkomisarz Ćwik i zaczyna rozplątywać problemy dookoła lokalnych układów.

Już nawet nie będę się egzaltować zbiegiem okoliczności miejsca akcji[1], ale jaka to jest pyszna książka. Napisana świetnym, bezpretensjonalnie ironicznym językiem, a mimo że autor jest mężczyzną, fantastycznie oddaje perspektywę kobiecą na wiele spraw - miłość, rodzinę, odpowiedzialność, cel w życiu. Nawet zniekształcona perspektywa wiecznie pijanego Majera, który chce dobrze, ale wychodzi jak zwykle, doskonale pasuje do dezorganizacji środowisk ekologicznych, które walczą o słuszną sprawę, ale niekoniecznie sensownymi metodami. Oraz o nierówności stron, bo nikt nie obiecywał, że druga strona nie użyje przemocy, kłamstwa czy oszustwa. Idźcie czytać, nie rozczarujecie się.

[1] Otóż rzecz się dzieje tuż obok miejscowości Zwierzyniec i Teremiski, kilka kilometrów od miejsca, gdzie swoje dzieciństwo przeżyła moja matka.

Inne tego autora.

#100

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 20, 2023

Link permanentny - Tagi: kryminal, panowie, 2023 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Erich Maria Remarque - Na zachodzie bez zmian

Uwaga, będę zdradzać fabułę, ale ta książka ma 100 lat, co jest skądinąd przerażające, bo dalej aktualna.

1916. Czterech 19-latków, namówionych przez nauczycieli-patriotów, zaciąga się do wojska, żeby bronić boga, honoru i ojczyzny plus przygoda i splendor. Po przejściu przez wyjątkowo trudne szkolenie z dowódcą-psychopatą (ktoś umarł na zapalenie płuc z powodu wyziębienia, życie), okazuje się, że front wcale nie jest taki, jakiego się wszyscy spodziewali. Przez dwa lata odzyskania i straty kilkusetmetrowego kawałka ziemi, w tę i z powrotem, dziesiątkują oddziały, a ci, którzy nie zginęli od przypadkowej kuli, odłamka czy z powodu bycia w złym miejscu w złym czasie, umierają w szpitalu z powodu zakażenia, z głodu i chorób frontowych. To cały czas są młodzi chłopcy, ale mimo żartów, psot i typowo szczeniackiej brawury - ukraść gęś, spotkać się z francuską wieśniaczką pod osłoną nocy, spuścić łomot nielubianemu zwierzchnikowi - doskonale widzą, jak bezsensowna jest ich walka, śmierć nie zmienia nic, a po drugiej stronie są dokładnie tacy sami ludzie jak oni: studenci, szewcy, zecerzy, ojcowie, mężowie i synowie. W finale książki autor mimochodem wspomina, że główny bohater, Paul, zginął gdzieś w bezimiennym okopie miesiąc przed końcem wojny.

Film odziera książkę z tej intelektualnej próby zrozumienia tego, po co jest wojna, jak ją przeżyć i tego powolnego odkrycia, że to ruletka, gdzie szanse na wygraną są niewielkie i zupełnie nie zależą od wyszkolenia, sprzętu, odwagi czy wysiłku, a bez względu na to, co się stanie, nie da się już wrócić do dawnego, beztroskiego życia. Pozostawia tylko czystą grozę. Paul patrzy na kolejne śmierci przyjaciół, swoich towarzyszy i wrogów, przeraża go odczłowienie i obojętność, z jaką przyjmowane są “straty”, traci instynkt samozachowawczy. Finał jest dodramatyzowany przez pokazanie, jak decyzja o rozejmie, podpisana o 5 rano 11.11.1918, efektywnie ogłaszająca koniec wojny o okrągłej godzinie 11, kosztowało życie kilka tysięcy ludzi. I jakkolwiek doceniam rozmach i drobiazgową precyzję scenografii, kostiumów, efektów specjalnych, tak nie jest to specjalnie odkrywczy ani pierwszy film o tym, że wojna to zło i jakie spustoszenia powoduje również u tych, co przeżyli.

#29

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 30, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam - Tagi: 2023, beletrystyka, panowie - Skomentuj