Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Terry Pratchett - Na glinianych nogach

Dwóch starszych mężczyzn - skromny kapłan i kustosz Muzeum Chleba Krasnoludów - zostają znalezieni martwi. Nowy nabytek Straży - krasnolud płci żeńskiej, Cudo Tyłeczek, zajmująca się badaniem śladów - odkrywa, że ostatnim obrazem, zapisanym w źrenicach zmarłego, są płonące oczy golema. Niedługo potem do Straży zgłasza się golem Dorfl, przyznający się do zabójstw. Przez Ankh-Morpork przetacza się fala nienawiści w stosunku do glinianych… nie wiadomo czego - stworzeń, przedmiotów, część z nich zostaje zniszczona, część popełnia samobójstwo. Jednocześnie ktoś truje Patrycjusza Vetinariego, Vimes podejmuje więc szeroko zakrojoną akcję, żeby wykryć, kto za tym stoi i jak to robi. Ponieważ Patrycjusz jest chwilowo osłabiony, ankh-morporkska elite planuje kolejną edycję akcji “A może jednak przywróćmy monarchię”; Marchewa w poprzednich tomach okazał się być zbyt prostolinijny i uczciwy do wywierania wpływu na, więc tym razem pada na Nobby’ego Nobbsa, doskonały materiał na diuka Ankh, nieprawdaż.

Oprócz śledztwa pojawiają się wątki równouprawnienia i feminizmu wśród krasnoludów, którzy zakładają, że kobiety mają takie same możliwości jak mężczyźni, pod warunkiem, że nie można ich od mężczyzn odróżnić. Kiedy Cheri (która zmieniła imię, bo jednak Cudo w zestawieniu z nazwiskiem Tyłeczek nie jest bardzo prestiżowe) używa szminki, lakieru do paznokci, pokazuje kolana i, gasp, instaluje w metalowych butach obcasy, nawet Marchewa jest nieco zdegustowany. Pysznym tematem jest emancypacja golemów, które - otrzymawszy wolną wolę - stają się Trudnymi Partnerami W Każdej Dyskusji. Jako cameo pojawia się Ciut Szalony Artur, przedstawiciel Ciut Ludzi w Ankh-Morpork (i niechętny członek Straży pod koniec tomu).

Inne tego autora tutaj.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 14, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panowie, sf-f - Skomentuj


Bernhard Schlink - Lektor

Niemcy, lata 50. Piętnastoletni Michael źle się czuje, wymiotuje na ulicy, pomaga mu przypadkowo spotkana pani Schmitz. Po długiej chorobie Michael idzie z kwiatami podziękować za pomoc i zupełnym przypadkiem (“i tak kilkanaście razy”) nawiązuje z 36-letnią panią Schmitz, Hanną, romans. Oprócz tego, co się na schadzkach robi, Hanna prosi Michaela, żeby jej czytał na głos. Miłość trwa kilka miesięcy, po czym Hanna nagle rzuca pracę, wyprowadza się i znika. Michael długo uważa, że to była jego wina, że za mało ją kochał, za mało był jej wierny w myślach. Dorasta, wybiera studia prawnicze i 8 lat później podczas protokołowania sprawy ludobójstwa dokonanego przez strażniczki z obozu koncentracyjnego, rozpoznaje w jednej z nich Hannę. Mieszają się w jego głowie wspomnienia najpiękniejszych chwil życia (Hanna zakładająca pończochy) z suchą relacją ocalałych świadków, opisujących zachowanie strażniczek obozowych. W trakcie procesu Michael odkrywa, że Hanna jest analfabetką, co może być okolicznością łagodzącą; po rozmowie z ojcem-filozofem nie mówi jednak o tym obrońcy Hanny, która zostaje skazana na dożywocie. Dręczony wyrzutami sumienia, zaczyna nagrywać na kasety czytane przez siebie książki i wysyła je Hannie do więzienia.

To książka pełna kontrastów - mieszczańskie, spokojne życie nastoletniego Michaela, dorastającego do bycia mężczyzną przy Hannie, przedstawione jest na tle Niemiec, próbujących ułożyć sobie na nowo świat po II wojnie światowej. Młodzi ludzie, urodzeni już po wojnie, budują w sobie mechanizmy, pozwalające na złożenie w spójny obraz swoich rodziców (a w przypadku Michaela, również pierwszej miłości) przez pryzmat ich działania podczas wojny.

To, co najbardziej mi utkwiło w głowie, to pytanie, zadane Michaelowi przez starszego mężczyznę: czy to nie dziwne, że akceptowalne albo przynajmniej zrozumiałe jest zabicie kogoś z zemsty, ze strachu, dla pieniędzy, z powodu miłości, na wojnie, w obronie własnej, w afekcie, ale że zbrodniarzami są pracownicy obozów koncentracyjnych (a wcześniej kaci), którzy po prostu wykonywali swoją pracę.

#40/#6

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 13, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Terry Pratchett - Zbrojni

Trafiłam na krótką notkę o tym, jak zmienia się wymowa wczesnych książek już z perspektywy całego cyklu. Stąd wziął mi się pomysł, żeby przejść przez Pratchetta seriami, bo czemu by nie.

Całkiem zgrabna notka o “Straż! Straż!”, którą dla przypomnienia przeczytałam ponownie (książkę, ale notkę też, lubię czytać swoje notki), jest tutaj.

Początkiem “Zbrojnych” są przygotowania do ślubu Vimesa i lady Ramkin, po którym Vimes zostanie dżentelmenem, a nie byle strażnikiem; jest to wyzwanie, na które jednak nie jest gotowy. Chociaż może rzecz zaczyna się od tego, że do Nocnej Straży przyjęto trolla, krasnoluda i… kobietę (w pewnym sensie). Albo jednak początkiem wszystkiego jest miecz, z którym znaleziono małego Marchewę, a który daje asumpt zubożałemu szlachcicowi-skrytobójcy, Edwardowi d’Eath, do poszukiwania prawowitego dziedzica Ankh-Morpork. Epizodycznie pojawia się postać Leonarda z Quirmu, również w pewnym sensie przykładająca się swoim wynalazkiem do przebiegu zdarzeń. Ważne, że wszystkie nitki prowadzą do śledztwa, którego Vimesowi nie wolno przeprowadzić. I, absurdalnie, Vimes wycofuje się, pozwalając ekipie Nocnej Straży na samodzielne detektowanie.

Uśmiechnęłam się pod wąsem, czytając opinię, że ta książka jest ciężka, mimo że ma zabawne dialogi. Jak ma nie być ciężka, jeśli w trakcie ginie smok i kilka osób różnych gatunków, a wszystko dla niespecjalnie dobrze przemyślanej zmiany ustroju? Oczywiście dramatyczne wydarzenia są świetnie równoważone scenami humorystycznymi - wyższą matematyką Detrytusa, wprowadzeniem wynalazków Bezdennie Głupiego Johnsona czy zaprzysięganiem nowych rekrutów do Straży.

Inne tego autora tutaj.

#38-39

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 9, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panowie, sf-f - Skomentuj


Andrzej Sapkowski - Lux perpetua

TL;DR - pierwszy tom tak, pozostałe niech ktoś Wam streści.

Żeby nie trzymać Was w niepewności, to od razu powiem, że srodze mnie tom trzeci (yay! ostatni!) rozczarował, jeszcze chyba bardziej niż drugi. Jakbym miała zarysować fabułę, to Reynevan - na wstępie obłożony ekskomuniką - miota się między obowiązkiem (uczestniczeniem w napadach na kolejne śląskie miasta przez husytów) a potrzebą serca (szukaniem Nikoletty, zwanej też Juttą). W tym celu szantażuje (sprzedajnego kościelnego) i sam jest szantażowany (przez sympatycznego przedstawiciela Inkwizycji), wchodzi w alianse (niechętnie z głupawym księciem litewskim, chętniej z żydowską wojowniczką Rixą), leczy, załamuje się po cb antłrw śzvrepv Whggl v cemrjvqljnyarw Fnzfban (frevb, żnqan m avpu avr wrfg cbgemroan nav avpmrtb avr jlwnśavn, mjłnfmpmn wrśyv pubqmv b gb, xvz olł Fnzfba), wreszcie próbując ratować ikonę Matki Boskiej, ląduje w lochu na trzy lata tuż przed dość nijakim końcem całości. Owszem, gorąco wierzę, że autor odrobił historyczny research należycie, ba, ze sporą przyjemnością łykałam dialogi nasycone sarkazmem i humorem, ale czytałam ten cykl po raz pierwszy i ostatni.

Za dużo polityki, za dużo detalicznych opisów rzezi, za dużo postaci trzecioplanowych, konia z rzędem temu, kto w ogóle był w stanie skupić się na tych wszystkich układach, podchodach, układzikach gęsto omaszczonych religią i pieniędzmi (chociaż akurat wątek Fuggerów miał najwięcej sensu). W ostatnim tomie jest sporo nowych wątków, które są… po nic, na przykład sprawa przejścia przez bród na rzece, gdzie Reynevana jednocześnie indaguje inkwizycja i stronnictwo polskie, ten zdradza (ale ma ważny powód), po czym się okazuje, że nikt brodu nie chronił, więc… po co go pytali? Wyjaśnienie, kim był Pomurnik i co go motywowało, było co najmniej słabe, nie wspominając o zakończeniu typowo deus ex machina (wiem, stanowiącym klamrę dla całości, ale zdecydowanie niesatysfakcjonującym). Oraz absolutnie nie szanuję za pozostawienie wątku Samsona Miodka, wszak cholernie ważnej postaci dwóch pierwszych tomów, bez wyjaśnienia. Co, mam sama sobie wymyślić, kim naprawdę był? Żydem Wiecznym Tułaczem? Archaniołem Gabrielem oskubanym ze skrzydeł? Dybukiem (ha ha)? Rozczarowanie.

Inne tego autora tutaj.

#31

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 21, 2019

Link permanentny - Tagi: 2019, panowie, sf-f - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 5


Harlan Coben - W głębi lasu

Paul Copeland, wdowiec z 6-letnią córką, jest prokuratorem. Oskarża aktualnie w trudnej sprawie o gwałt w kampusie (trudną, bo ofiara jest czarnoskórą prostytutką, a potencjalni gwałciciele to biali chłopcy z bogatych rodzin), nie dziwi go więc, że jeden z ojców oskarżonych studentów zaczyna szantażować Paula jego przeszłością, wyciągając historię jego ojca (dysydenta ze Związku Radzieckiego) i potencjalne nadużycia w fundacji charytatywnej imienia jego zmarłej żony. Jednocześnie odzywa się inna dramatyczna historia z przeszłości Paula - 20 lat wcześniej siostra Paula, Camille, zaginęła na letnim obozie wraz z trójką innych nastolatków, ciał dwojga z nich (w tym siostry) nigdy nie odnaleziono. Paul, który w tym czasie miał pilnować grupy chłopców, obściskiwał się w lesie z aktualną flamą, Lucy; poczucie winy pozostało do dziś. Jakiś czas po zbrodni odeszła matka Paula, zabierając część pieniędzy z ugody z właścicielem obozu. Pamięć o tych wydarzeniach powraca, kiedy nowojorska policja informuje prokuratora, że znaleziono ciało zamordowanego mężczyzny; Paul rozpoznaje w nim przyjaciela siostry, Pereza, który ewidentnie nie zginął w tamtych lasach. Wstrząsa to jego światem, bo daje mu nagle nadzieję, że jego siostra żyje.

Wątków w książce jest wiele, ale niestety jest to książka nastawiona na nieustające zaskakiwanie czytelnika, a nie - jak u Christie czy Doyle’a - pozwalająca na samodzielne odkrycie na podstawie podawanych tropów. Copeland ma charakter pitbulla, nie odpuszcza zarówno w prowadzonym śledztwie, jak i w prywatnej próbie odkrycia, co się stało 20 lat wcześniej, chociaż oczywiście w obydwu przypadkach jest zniechęcany albo szantażem, albo niewiarą otoczenia. Zaskakująco, to całkiem niezła książka, wciągająca i ciekawa, z seryjnym mordercą w tle, dużą polityką, wielką miłością czy wreszcie dość oczywistym pytaniem, czy warto za wszelką cenę wszystko wyjaśniać.

Inne tego autora tu.

#30/#4

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 19, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2019, panowie, kryminal - Komentarzy: 1


China Mieville - Blizna

Wydarzenia z “Dworca Perdido” prowadzą do zawiązania akcji części drugiej. Zimna i samolubna lingwistka Bellis Coldwine, zaprzyjaźniona z Grimnebulinem, który niechcący sprowadził na miasto wysysające życie motyle, ucieka z Nowego Crobuzon, bo boi się, że brutalna milicja powiąże ją - jak pozostałych znajomych Grimnebulina - z niedawnymi wydarzeniami i przymusowo zniknie, jak pozostali. Nie dociera do celu wyprawy, bo jej statek, oprócz pasażerów przewożący prze-tworzonych ludzi-więźniów, zostaje zaatakowany i przejęty przez Armadę, mityczne pływające pirackie miasto na konglomeracie statków. Bellis nienawidzi Armady, w przeciwieństwie do innych pasażerów i uwolnionych więźniów nie chce się zaaklimatyzować; chce za wszelką cenę wrócić do Nowego Crobuzon, a przynajmniej wysłać pisany przez całą podróż list do tajemniczego adresata. Rozpoczyna pracę w bibliotece i wbrew woli zostaje wciągnięta w polityczno-naukową rozgrywkę między lokalnymi ugrupowaniami politycznymi. Kochankowie, sado-masochistyczna para rządząca Niszczukowodami, chcą okiełznać pradawne zwierzę z innego wymiaru, awanka i zmusić go do ciągnięcia Armady (i nie tylko), pozostali władcy (m.in. wampir Brucolac) są dość sceptyczni, zważywszy na koszt przedsięwzięcia.

Ale nie bohaterowie, raczej obojętni w kierunku niesympatycznych (zwłaszcza wielokrotnie ukazywani jako absolutni zwyrole Kochankowie czy antypatyczna Bellis, odrzucająca wszystkich czy tajemniczy Uther, grający do własnej bramki) są siłą tego tomu; nie jest też nią akcja jako taka, mimo że są dwie bitwy, wyprawa badawcza czy wreszcie podróż do Blizny, będącej horyzontem rzeczywistości. To, co zostaje po lekturze, to kreacja światów i stworzeń te światy zamieszkujących oraz mitologia świata pradawnego, po którym zostały tzw. artefakty możliwości (miecz, który istnieje w każdej możliwej przyszłości). Do ludzi, kheprich, vodyanich (absurdalnie, prawie nieobecnych w tym tomie, mimo że akcja dzieje się w zasadzie na wodzie), taumaturgicznie prze-tworzonych ludzi-maszyn dołączają ludzie-kaktusy, salkrikatorianie - ludzie-raki, ludzie-moskity (podzieleni na łagodnych, roślinożernych samców, filozofów i naukowców, niemych, ale potrafiących biegle czytać i pisać oraz krwiożercze samice, zbyt głodne, żeby zrobić użytek z inteligencji) i wreszcie sama Blizna, gdzie zawodzi logika świata. Absurdalnie, mimo znacznej i wyczuwalnej obcości, Mieville wplata płynnie kawałki naszej kultury w egzotyczny świat Bag-Las (“Swoiście pojmowana sakralizacja kobiety. Pogarda skrywana pod maską adoracji”).

Tłumaczenie ma przedziwne kwiatki (“Bellis ledwo zipiała” czy “dostawała już mdłości koloru skały”, a “fizjonomia zapewnia (...) bezpieczeństwo” w kontekście braku krwi/zabezpieczenia strupowatym pancerzem, dzięki czemu kobiety-moskity nie mogły ich wyssać), ale chyba najbardziej przeszkadza mi spolszczenie wszystkich nazw własnych - gryzą mnie Niszczukowody, Tobietwój czy Alozowice przy zachowaniu angielsko brzmiących nazwisk bohaterów.

Inne tego autora tutaj.

#28

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 6, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, panowie, sf-f - Komentarzy: 1