Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Joanna Bator - Rok królika

Julia Mrok, poczytna pisarka mrocznych powieści historyczno-romansowo-kryminalnych, decyduje się zniknąć, bo narasta w niej podejrzenie, że jej dwóch kochanków - Aleksander i Al (sic! może to znaczące, ale jest w końcu tyle imion...) - chcą ją zamordować. Dyskretnie wybiera pieniądze z banku, kupuje nową tożsamość, pozoruje śmierć, farbuje włosy, zakłada brązowe szkła kontaktowe, żeby ukryć blond włosy i zielone oczy, i jedzie przed siebie. Jeśli już to gdzieś czytaliście, to macie rację: “Zawiązaniem fabuły jest jej ucieczka po upozorowanej śmierci do Włoch, gdzie na tarasie wynajętego domu, z obciętymi i przefarbowanymi włosami, jeszcze pełna przerażenia po tym, co się stało, próbuje posklejać siebie samą” (tak, to “Pani wyrocznia”). Julia przeobraża się w Annę Karr, której siłą napędową stają się, ulubione również przez Julię, nagłówki tabloidów. Do Ząbkowic Śląskich przyciąga ją królik-morderca, w którego wstąpiła dusza zmarłej staruszki, rzucający się ludziom do gardła i terroryzujący miasto. Anna planuje rozwiązać tę tajemnicę, a przy okazji przypadkowe znaki - spotkanie blondynki Sandry, zdjęcie bliźniaczek-sierot, które rozdzielono, nieskładna opowieść menela Konkursowego Dziadka - każe jej właśnie w Ząbkowicach szukać śladów własnej przeszłości, zagubionej w domu dziecka. I ponownie, jeśli już gdzieś to czytaliście, to macie rację: “Alicja, pochodząca z Wałbrzycha dziennikarka, wraca po latach do miasta, z którego uciekła po rodzinnej tragedii - śmierci siostry, a potem ojca. (...) Odkopując historię dzieci, odkrywa też swoją własną” (to już własna fabuła Bator, Ciemno prawie noc).

To nie tak, że jestem rozczarowana, ale nie sposób nie zauważyć, że “Rok” jest połatany z kawałków mniej lub bardziej rozpoznawalnych, dodatkowo nieco rozepchany pisaną przez Annę powieścią, w którą wplata każdego napotkanego człowieka - poparzoną właścicielkę hotelu, chłopca-mężczyznę z zajęczą wargą, niesamowicie podobną do niej Sandrę, która może być jej alter ego/zaginioną przed laty bliźniaczką. Miasteczko jest małe, ale nieustająco się w nim błądzi; ma urząd, w którym każdy przyjezdny musi się zarejestrować, ale po kafkowsku nigdy nie jest czynny, reorganizacja, formularze się właśnie zmieniają, a dodatkowo zalało im piwnicę. Motyw tsunami, przypadkiem pojawiający się w dramatycznej narracji w mediach, zupełnie zignorowany w małym miasteczku, to powidok po reportażowym “Rekinie z parku Yoyogi”.

Tak jak to już zauważyła dees, to historia o kobietach dla kobiet, chociaż może nie do końca w typowym, przyjaciółki-na-zawsze ujęciu. Julia stroni od kobiet, jej uszkodzone ucho nie drga na historie, które opowiadają, woli zdecydowanie historie mężczyzn. Anna w Ząbkowicach wpada w sam środek Spa pod Królikiem, ultra-kobiecej spółdzielni terapeutycznej, głównie dla mężczyzn, których życie naznaczone jest stratą. Mierzi ją przyjaciółkowanie, miękkie zdrobnienia, oblepiające i rozlewające się jak biust kucharki-psycholog Basi; ale mimo niechęci Anna widzi siłę tych kobiet.

Żeby było jasne - to jest świetnie językowo napisana książka, wciągająca do ostatniej strony. Nie jest też tak traumatyczna jak “Ciemno prawie noc”, ale nie tak dobra, nie chcę jej czytać ponownie, po części nieco rozczarowana zakończeniem, po części wspomnieniami po zgrabniejszej poprzedniej powieści.

Inne tej autorki tu.

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 3, 2020

Link permanentny - Tagi: panie, 2020, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Mary Roach - Osobliwe życie nieboszczyków

Roach wybiera różne tematy, czasem anegdotyczne, wszystkie związane jednak ze śmiercią, zwłokami czy pochówkiem - badania naukowe ciał lub preparatów, crash-testy z użyciem zwłok (jako najbliższych anatomicznie żywemu człowiekowi), rozkład, ekologia pochówku, szacunek dla zmarłych i przesądy związane ze zwłokami, trochę groteski typu eliksir z mumii czy te mniej oficjalne karty z historii patologii, czy wreszcie tabu związane ze śmiercią. Pomijając garść ciekawych historii typu ustalanie przyczyn katastrof lotniczych na podstawie uszkodzeń ciał pasażerów, to, co mi głównie zostało po lekturze dziś, to pełen prawdopośrodkizmu stosunek do medycyny i kuchni chińskiej (czy szerzej - azjatyckiej), słynnej z przetwarzania wszystkie, co da się złapać (historycznie również ludzi). Autorka jest pełna podziwu do przedsiębiorczości Azjatów przez wieki, zwracając białemu człowiekowi uwagę, że pies różni się od krowy tylko społecznie, zaś kość słoniowa na fortepiany czy wątroba tygrysa na leki na potencję to ten sam sposób utylizacji fauny. Wiem, minęło prawie 20 lat od wydania książki (2003), świat się nieco zmienił, zwłaszcza przez ostatnie pół roku, ciekawa jestem, czy dziś również takie podejście by autorka miała; szybki skan Internetu znalazł tylko najświeższe felietony z 2016. Szkoda.

Wadą tej książki jest zupełnie niepasujący sposób pisania, mieszający reportaż z pamiętnikiem (autorka z upodobaniem do relacji wciska niepotrzebne szczegóły typu “przed wejściem do kostnicy chciałam iść na kawę i coś zjeść, ale nie mogłam znaleźć miejsca parkingowego w okolicy, więc zaparkowałam dalej i jak już doszłam na miejsce, to było za późno na szukanie kawiarni”, kogo to obchodzi, serio, jak się czyta o metodach badania czasu rozkładu zwłok czy średniowiecznych preparatach z nieboszczyków). Przeszkadzało też mi skakanie z tematu na temat, czasem zamykając jeden i przechodząc do drugiego dygresyjnie, przy czym przejście było oczywiste tylko dla autorki (typu “kiedy wracałam do domu i popatrzyłam na niebo, przypomniało mi się…”).

Inne tej autorki tutaj.

#53

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 1, 2020

Link permanentny - Tagi: 2020, panie, popularnonaukowe - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


Karin Fossum - Czarne sekundy

9-letnia Ida, rezolutna i śliczna, wybiera się na nowym rowerze do kiosku po gazetę dla dziewcząt i gumę do żucia. Matka jest niespokojna, ale to raptem 5 kilometrów, nie ma powodu, żeby zabraniać tej odrobiny samodzielności. Tyle że mija godzina, półtorej, Ida nie wraca. Spanikowana matka zaczyna szukać dziewczynki, niestety ślad po niej zaginął. Policja pojawia się już trzy godziny później, uruchamia szeroko zakrojoną akcję poszukiwawczą, ale bez rezultatów - nie ma żadnego śladu, nie ma ciała dziecka, zniknął też rower. Sejer ze swoim współpracownikiem Skarrem sprawdzają wszystko - lokalnych przestępców (zwłaszcza o predylekcji do dzieci), rodzinę, potencjalnych świadków, ale dopóki matka małej Idy nie znajdzie jej roweru u innego dziecka, nie ma żadnego punktu zaczepienia aż do momentu, kiedy 10 dni później zamrożone ciało Idy, zawinięte w kołdrę i przebrane w elegancką koszulę nocną zostaje znalezione na poboczu drogi.

Mimo trudnego tematu to mało traumatyczna lektura; raczej trzyma czytelnika w napięciu, co się wydarzyło tego feralnego dnia. Autorka - niezależnie od śledztwa - podsuwa czytelnikowi różne tropy - stłuczka samochodu 18-letniego kuzyna Idy, staranowanego przez za szybko jadący samochód, dystrybucja narkotyków w warsztacie samochodowym czy wreszcie dziwne zachowanie Johannesa, autystyka, który potrafi tylko mówić “nie”.

Inne książki tej autorki tutaj.

#52 (nie wychodzę, więc czytam; w poprzednich latach “roczny limit” najwcześniej zrobiłam w maju 2014, kiedy nie performowałam w korporacji).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 29, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, kryminal - Skomentuj


Lauren Groff - Fatum i furia

“Fatum” to opowieść Lancelota - od wspomnień z dzieciństwa, przez związek z Mathilde, największą życiową miłością. Od dziecka zwany Lotto, bo imię nawet jak na amerykańskie Południe było zbyt pretensjonalne. Po nagłej śmierci ojca (udar w wieku 46 lat), wyrwał się matce spod kontroli, wszedł w narkotyki i łatwą erotykę, bo mimo trądziku był gładki i wygadany, po aresztowaniu za nieobyczajność opiekuńcza matka wysłała go do szkoły z internatem, a potem na studia. Dziedzic fortuny (wytwórnia wód mineralnych), nagle został wydziedziczony, gdy oznajmił, że się ożenił w wieku lat 23. Aspirujący aktor, nieodnoszący sukcesów, stawał się coraz bardziej zgorzkniały mimo wsparcia żony, utrzymującej dom; sytuacja uległa zmianie, kiedy odkrył w sobie geniusz dramaturga. “Furia” to dwukierunkowa - przeplatająca chronologicznie wspomnienia Mathilde oraz akcja podjęta tam, gdzie skończyło się “Fatum” - druga strona medalu w narracji żony. Opiekuńczej, mówiącej zawsze prawdę, skupionej na dobrostanie Lotta, zajmującej się jego finansami, zarządzaniem dorobkiem, gdzieś tam między wierszami cierpiącej z powodu braku akceptacji ze strony teściowej i niemożności zostania matką. Tyle że nie.

Nie jest to obraz z dwóch kamer, jak było w “The Affair”, ale dopiero po tym, jak niektóre sytuacje, opisywane przez męża, zostaną wyjaśnione przez żonę, można mieć pełen obraz tego, co się przez lata wydarzyło. Jest ogromna różnica, jak bohaterowie postrzegają samych siebie i jak są postrzegani przez partnera, jak wiele słów nie zostaje wypowiedzianych, jak wiele zostaje tajemnicą. Autorka świetnie opisuje wielostronność zdarzeń, brak jedynej prawdy, odcienie szarości sytuacji, kiedy każde z partnerów wchodzi z inną wiedzą i doświadczeniem. Lotto i Mathilde nie żyją też w próżni, dookoła nich krążą przyjaciele i wrogowie, rodzina, a przeszłość kładzie się czasem szarym cieniem na współczesności. Uprzedzam też, że opisy pożycia intymnego zaczynają się już na drugiej stronie, to jest ten typ książki; jednocześnie nie jest to tani erotyk.

Inne tej autorki:

#51

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 27, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, beletrystyka, panie - Skomentuj


Yrsa Sigurðardóttir - Lód w żyłach/ Spójrz na mnie

Lód w żyłach. Matthew, niemiecki kochanek Thory, załatwia jej zlecenie analizy potencjalnego odszkodowania za zerwanie umowy z firmą wydobywczą na Grenlandii. Trzech pracowników firmy zaginęło, a pozostali odmówili powrotu, twierdząc, że dzieją się jakieś nadprzyrodzone rzeczy. Thora zachowuje się idiotycznie, wrzucając do walizki losowe rzeczy, przez co ląduje w Arktyce ze szpilkami czy jedwabną bluzeczką. Zabiera też Bellę, bo jej wspólnik chce się pozbyć głupiej sekretarki chociaż na kilka dni. Tym razem Bella się nie przydaje w ogóle i w zasadzie nie odgrywa żadnej roli poza okazjonalnym wychodzeniem na papierosa. Na miejscu prawnicy, informatyk, geolożka i lekarz znajdują porozkładane po biurkach pracowników ludzkie kości, a w chłodni zamrożone zwłoki z ogromną dziurą w klatce piersiowej. Mimo niechęci lokalnych mieszkańców odkrywają nie tylko losy zaginionych pracowników, ale też przyczynę śmierci córki samotnego łowcy oraz powód wymarcia wszystkich mieszkańców wsi 100 lat temu - tak, załatwiła ich rcvqrzvn telcl uvfmcnaxv, cemljyrpmbarw cemrm avrbfgebżalpu ovnłlpu. Przypadek?

Koloryt lokalny: Thora prowadzi sprawę zmiany imienia rozwodnika, którego eks-żona wyszła za mężczyznę o tym samym imieniu. Poza zmianą imienia klient nalega, żeby zmienić patronimik u obojga dzieci, żeby było jasne, kto jest ich ojcem.

”Spójrz na mnie“ ma dość ciekawą, wielowątkową fabułę. Do Thory wprowadzają się jej niegdyś zamożni rodzice, którzy tuż przed kryzysem wzięli ogromny kredyt na nieruchomość w Hiszpanii i żeby utrzymać się na powierzchni byli zmuszeni sprzedać mieszkanie. Matthew nie ma pracy (redukcje), więc snuje się za Thorą w roli asystenta. Prawniczka otrzymuje zlecenie rewizji procesu Jakoba, upośledzonego młodego człowieka z zespołem Downa, skazanego za podpalenie domu opieki; w pożarze zginęło 4 pensjonariuszy i pracownik domu. Co ciekawe, sprawy nie zleca niezamożna matka Jakoba, tylko współosadzony w psychiatryku Josteinn, psychopata skazany na dożywocie za czyny pedofilskie; stwierdza, że skoro i tak nie wyjdzie nigdy na wolność, może zużyć spadek na pomoc komuś (oczywiście pod koniec wychodzi, że wcale nie był taki bezinteresowny). Thora szybko odkrywa, że w placówce opiekuńczej działo się dużo dziwnych rzeczy, o których nikt nie chce mówić, chociażby fakt, że pensjonariuszka w śpiączce była w ciąży. Jedną z ofiar był autystyk, syn wpływowego pracownika Ministerstwa Sprawiedliwości, jego ojciec niby pomaga w śledztwie, ale nie do końca. Dodatkowo pojawia się drugi wątek - rodzina szuka pomocy u egzorcysty, ponieważ uważa, że opiekunka ich syna, którą jakiś czas wcześniej ktoś potrącił i zostawił na śmierć na drodze, przychodzi jako duch do ich domu. Napis na szybie, identyczny z napisem, jaki autystyk zostawiał na każdym swoim rysunku, pozwala wyjaśnić oba wątki.

Bella pojawia się epizodycznie - psuje ekspres do kawy w biurze (rzucając w niego czymś twardym, bo ją denerwowało bulgotanie), po czym wypija całą kawę rozpuszczalną oraz domaga się podwyżki, bo papierosy zdrożały.

Inne tej autorki tu.

#43-44

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 12, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, kryminal - Skomentuj


Shirley Jackson - Loteria

Wiecie, co myślę o opowiadaniach, nie zdziwi Was więc moje rozczarowanie, kiedy “Loteria” okazała się być tomem opowiadań. Z podtytułu (”... czyli przygody Jakuba Harrisa”) i powracającego motywu postaci z tym nazwiskiem, przez chwilę miałam nadzieję, że opowiadania się ze sobą połączą. Ale jednak nie, każde jest o czymś innym - narzeczonym, który obiecał ślub i zniknął, agencji literackiej, która cienko przędzie, wyczekiwanym wyjeździe do Nowego Yorku, który przerodził się w koszmar czy humorystyczna opowieść o pracy w firmie R. H. Macy. Ale to nie tak, że rozczar, bo kilka z opowiadań jest napisanych doskonale i zostaje po nich nowa ścieżka w głowie.

“Renegat” to suczka pani Walpole, oskarżona o zagryzienie kur sąsiada. Pomocni bliźni sugerują różne rozwiązania, od wepchnięcia w gardło zepsutego jajka po przywiązanie do psa martwego, śmierdzącego kurczaka, aż odpadnie. Oraz oczywiście zabicie zwierzęcia, bo nie może chodzić swobodnie. W “Ogrodzie pani MacLane” do miasteczka wprowadza się nowa sąsiadka, wdowa MacLane z synkiem; młodsza pani Winning jest zachwycona, uwielbia ją i spędza z nią coraz więcej czasu. Wszystko się zmienia, kiedy pani MacLane chce uporządkować ogród i zatrudnia ciemnoskórego pana Jonesa. Tak się nie robi. Wreszcie tytułowa “Loteria”, w miarę świeżo wydana w formie komiksu z ilustracjami wnuka autorki: w małym miasteczku co roku odbywa się loteria, w której biorą udział wszystkie rodziny mieszkające w okolicy. Dzień loterii to święto, wszyscy zbierają się na placu, dorośli, dzieci, chorzy oczywiście mogą zostać w domu, ale ktoś za nich będzie losował. Dyskusje o tym, że w niektórych z okolicznych wsi zrezygnowano z tej tradycji, ludzie są tym faktem oburzeni, chociaż nie pada informacja o celu loterii. Wreszcie zostaje wyciągnięty ten los, fmpmęśyvjvrp mbfgnwr hxnzvravbjnal, a wszyscy się rozchodzą, żeby spotkać się za rok.

Inne tej autorki tutaj.

#40

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 30, 2020

Link permanentny - Tagi: 2020, panie, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj