Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Lucyna Legut - Nasza zmierzchowa mama

Króciutka opowieść o starości matki autorki, Julii, przeplatana wspomnieniami bohaterki z czasów młodości w jej własnej narracji. Ze względu na ten podział mam odczucia ambiwalentne. Opowieść córki o matce, pełna empatii i czułości, mimo ewidentnych dziwactw i tendencji do zachowań dziwnych, jest urocza i pokazuje mnóstwo miłości. Historyjki wspominkowe, którymi dzieli się starsza pani, są z kolei przerażające - opowiadane nieco beznamiętnie albo nawet z uśmiechem, wszak zabawne i według pani Julii "wesołe", pokazują między wierszami ludzką małostkowość, nienawiść do innych, krańcową biedę, ból i przemoc, czy wreszcie niebezpieczną ignorancję. Dla porównania dwa wyimki:

Prawdopodobnie we wszystkich rodzinach odbywają się jakieś walki, więc i my toczymy tę nie kończącą się, bezkrwawą walkę z talerzykami, oraz ze wszystkim, co jest inne w nas i inne w naszej matce. Wcale nam to nie przeszkadza żyć. My z siostrą ciągle jeszcze rozumiemy, że każdy człowiek ma prawo być inny, nasza matka natomiast jest zdania, że każdy powinien być taki jak ona. Człowiek, który jest różny od niej, zasługuje tylko na jedno określenie „idyjota”.
Jak już było po chrzcinach, po wszystkim, to Zosię kołysał raz dziadek... To była taka łamaga straszna, ten dziadek. To tak kołysał ją prędko, ze złości, bo się darła, że aż kołyskę wywrócił do góry nogami, no to kręgosłup złamała i potem wyrósł jej garb. Miała takie krzywe ramię. Dziesięć lat miała, jak jeszcze żyła. To chłopczyska ją tłukły, bo ich było trzech. A nic tylko po tym garbie. To ona się żaliła Hance:
– Mamo! Tak mnie biją! Boli mnie to ramię...
A Hanka, była przecież waryjat straszny i złośnik, jeszcze ją dotłukła:
– A niek cie biją! To po coś jest tako krzywo??! Niech cię nawet zatłuką! I tak żadnego pożytku z ciebie, bo cie nikt nie weźmie na babę z takim garbem!

Wspomnienia o matce to przyczynek do rozmyślań o starości - o tym, że starsi ludzie, którym szwankuje ciało, w dalszym ciągu chcieliby czuć się potrzebni, mieć na co oczekiwać i - w przypadku matki autorki - umieć bezszwowo wpasować się w aktualne czasy.

Inne tej autorki tutaj.

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 27, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Aleksandra Marinina - Egzekucja w dobrej wierze

W zasadzie już po samym prologu widać, że coś takiego, jak wiarygodność, jest pustym słowem dla autorki[1], poddaje to więc pod wątpliwość wszystkie opisane historie. Ale Marininę nie dla wiarygodności (i logiki) czytam. Kamieńska, emerytowany pułkownik milicji, pracuje w agencji detektywistycznej Jurki Korotkowa. Na zlecenie brata Nastii (i ku jej ogromnej niechęci[2]) lecą na Syberię, gdzie Kamieński planuje budowę pensjonatu, a ekipa śledcza ma sprawdzić, jak wygląda na miejscu przestępczość oraz którą drogą bardziej prawdopodobnie zostanie przeprowadzona magistrala, żeby kupić taniej działkę, która zyska na wartości. Na miejscu - wraz z wyrzutkiem lokalnej milicji - zamiast realizować zlecenie brata, Nastia zaczyna prowadzić prywatne śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw na osobach zaangażowanych w ekologię, bo to ciekawsze. Ekologia w ujęciu post-radzieckim to w ogóle ciekawy temat - ferma futerkowa “nie ma prawa” wyrządzić środowisku szkody, podobnie jak zarządzane przez mera fabryki.

- (...) W latach dziewięćdziesiątych zakłady metalurgiczne i chemiczne podupadły, niczego nie produkowały. Nie było żadnych wpływów do kasy miasta, jedynie dotacje z obwodu, ale tyle, co kot napłakał, więc miasto dosłownie umierało! Pensji i emerytur nie płacono, nie mieliśmy za co żyć. Później przyszli solidni, obrotni ludzie, oba przedsiębiorstwa wykupili czy może wzięli w dzierżawę, nie wnikałem, no i ruszyły z kopyta. Do budżetu popłynęły pieniądze, a z budżetu do nas, prostych obywateli. I jeżeli ktoś mnie zapyta, co jest dla mnie ważniejsze: ekologia, której nie rozumiem i nie widzę na oczy, czy ładna sukienka dla córeczki na szkolny bal, w której będzie księżniczką i spędzi niezapomniane chwile, może najpiękniejsze w życiu, to wie pani, co odpowiem?
– Wiem – Nastia się roześmiała.
– No właśnie – Wołodia kiwnął głową z satysfakcją. – Dlatego choć jestem pewien, że to nie ferma ponosi winę za całe to zamieszanie z ekologami, ale zakłady – jeden albo drugi, a może oba naraz, nie ma to dla mnie znaczenia. Niech sobie mer ratuje, kogo chce, na tym też mi nie zależy. Niech nawet na tym zarabia, to również mam w nosie. Najważniejsze, że prowadzę normalne życie.
Z ciekawostek - Nastia stosuje zasadę mądrości tłumu do wyjaśnienia pewnego zjawiska lokalnym władzom, co Korotkow kwituje określeniem “burżuazyjna pseudonauka”. Redakcyjnie - tłumaczka/redakcja upiera się używać w dopełniaczu nieprawidłowych form imion: Nadi, Wołodi, Nasti zamiast Nadii, Wołodii, Nastii.

Szowinizm:

Z kuchni, oddzielonej od przestronnego salonu rozsuwanymi drzwiami, dobiegł rumor – coś się tam stłukło. Chyba talerz. Anastazja Kamieńska rzuciła szybkie spojrzenie najpierw w stronę brata, a później Korotkowa. Przecież to ich żony są w kuchni i musiały coś rozbić. Korotkow ledwie zauważalnie drgnął, a brat Sasza nawet się nie skrzywił. Wiedział, że tłuczenie naczyń jest specjalnością jego ukochanej żony. Podobnie jak gotowanie. Zdążył się przyzwyczaić.
Skrzydło drzwi się rozsunęło, z kuchni wyjrzała Irina, żona Korotkowa, atrakcyjna ślicznotka o obfitych kształtach. (...) Irina mrugnęła porozumiewawczo do Kamieńskiego i podbiegła do męża, żeby cmoknąć go w czoło. Korotkow nie potrafił się powstrzymać i z widoczną przyjemnością złapał żonę za pośladki. Gest był nieprzystojny i „seksistowski”, ale emanował takim ciepłem, czułością i nieskrywanym męskim zainteresowaniem, że wszyscy mimo woli się uśmiechnęli.
Nagle przyszło jej do głowy, że nawyk „skakania po kanałach”, irytujący większość kobiet, w rzeczywistości jest wspaniałą gimnastyką umysłu, bo zmusza go, żeby się przestawił i przeanalizował nowy materiał. To nic, że proces jest krótki i pobieżny. Ważny jest moment przestawienia się. Tak, nie tylko starożytni byli mądrzy. Mężczyźni instynktownie zachowują się w tej sytuacji rozumniej niż kobiety, które włączają jeden kanał i oglądają cały program od początku do końca. Może dlatego mężczyźni mają bardziej wyćwiczony umysł… Chociaż właściwie nie wiadomo.

[1] Otóż w tymże prologu pojawia się para bohaterów z minimalnym wpływem na akcję, ale wracają w epilogu, żeby skomentować wydarzenia. Prolog:
Mąż doszedł do siebie po udarze (...) Mąż ma jeszcze kłopoty z chodzeniem, ale zejście z pierwszego piętra to wysiłek, któremu potrafi podołać, podobnie jak powrót do domu. (...) Co prawda jego lewa ręka i noga są jeszcze bezwładne, ale i tak widać wyraźny postęp.
Epilog (może miesiąc później):
Wyjazd do sanatorium rehabilitacyjnego okazał się udany, teraz mąż mógł nie tylko zejść na dół, ale i przespacerować się do najbliższego sklepu. Nie wolno mu było tylko dźwigać ciężkich rzeczy, więc przyjął jako zasadę, że podczas gdy żona jest w pracy, on będzie wychodził po zakupy trzy razy. Dzięki temu udawało mu się przynieść niezbędne sprawunki.
Otóż osoba z bezwładną ręką i nogą nie da rady chodzić nawet po płaskim, nie wspominając o schodach (słowa kluczowe: równowaga, zanik mięśni, nie da się w bezwładnej ręce trzymać kuli). Taka to autorka.

[2] Niechęć i narzekanie to w ogóle dwie główne cechy 54-letniej Kamieńskiej. Nie potrafi/nie chce odmówić bratu i Jurce, więc jedzie w delegację, chociaż nie chce. Czy ma pretensje do męża, że jej nie “uratował” od służbowego wyjazdu? Ależ oczywiście. Szczęśliwie daje sobie wytłumaczyć, że świat jest ciekawy i warto go poznawać oraz jak dostaje zlecenie, to warto je zrealizować i dostać wynagrodzenie. W ramach ulepszania swojego życia Kamieńska uprawia autocoaching, rozmawiając z 17-letnią sobą.

Inne tej autorki tu.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 24, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Komentarzy: 3


Mary Kubica - Kobieta znikąd

W opowieści, której powtarza się wątek odejścia, narracja jest dwutorowa. Quinn, dwudziestoparoletnia asystentka, wynajmuje mieszkanie ze współlokatorką. Po powrocie z pijackiej imprezy odkrywa, że jej współmieszkanki Esther nie ma, a ślady, jakie widzi, sugerują przestępstwo. Policja nie jest zainteresowana, Quinn podejmuje więc śledztwo sama, znajdując coraz bardziej niepokojące znaki, że Esther nie była tym, za kogo ją uważano - miała dokumenty potwierdzające zmianę nazwiska, przechowywała listy z pogróżkami, podpisane swoimi inicjałami, szukała nowej współlokatorki, a poprzednia - przed Quinn - umarła w dziwnych okolicznościach. Z kolei Alex, 18-latek z małego miasteczka, został opuszczony przez matkę, kiedy miał 5 lat. Zrezygnował ze studiów mimo otrzymanego stypendium, żeby utrzymać dom i ojca-alkoholika. Podczas pracy w restauracji spotyka dziwną, ekscentrycznie wyglądającą dziewczynę (a ponieważ śledzimy też narrację Quinn, domyślamy się, że to Esther), która zdaje się obserwować dom psychiatry, mieszkającego nieopodal. Alex odnajduje ją w opustoszałym domu, o którym krążą legendy - rodzina mieszkająca w nim straciła w wypadku 5-letnią córkę; chłopak zaczyna dziwnej dziewczynie pomagać, zaprzyjaźnia się z nią, ale wygląda na to, że dziewczyna nie mówi wszystkiego.

Jak większość tego typu thrillerów, czyta się to doskonale, problem jednak pojawia się przy związaniu wątków i zakończeniu. Intryga jest dość niewiarygodna - gnwrzavpmn qmvrjpmlan gb bjn 5-yngxn, Trarivrir, xgóen jpnyr avr hznełn j jlcnqxh, pb ebqmvan jzójvłn zvrfmxnńpbz zvnfgrpmxn, glyxb mbfgnłn jlnqbcgbjnan, ob bxnmnłn fvę cflpubcngxą v zngxn onłn fvę, żr fxemljqmv złbqfmą fvbfgeę, xgóeą olłn Rfgure. Rfgure cb yngnpu, tql qbjvrqmvnłn fvę b nqbcpwv fvbfgel, bqanynmłn wą, jśpvrxłn an zngxę, nyr fmloxb mbevragbjnłn fvę, żr wrw fgnefmn fvbfgen wrfg młlz pmłbjvrxvrz. Ceóobjnłn hpvrp (fgąq mzvnan anmjvfxn), nyr avr mqążlłn - fvbfgen cbejnłn wą v mnzxaęłn j fpubjxh, cb pmlz hcbqboavłn fvę qb avrw v jeópvłn qb zvnfgrpmxn jleójanć enpuhaxv m zngxą. Zakończenie jest niejednoznaczne, trochę pozytywne (chociaż nadludzkim wysiłkiem), trochę nieprzyjemne (osoba pozytywna zostaje ukarana za dobre postępowanie).

Inne tej autorki tutaj.

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 20, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Skomentuj


Barbara Kosmowska - Niebieski autobus

Miśka Pietkiewicz jest dzieckiem z rodziny, którą można by określić jako patologiczną. Pietkiewiczowie mieszkają w zrujnowanym mieszkaniu, którego wątpliwą ozdobą jest kredens pełen butelek z bimbrem; największym marzeniem matki Miśki jest zakup meblościanki, której posiadanie może wywindować ich na szczyt lokalnej elity. Ojciec marzy o możliwościach, jakie dałoby przejęcie kiosku “Ruchu” od Parysiaków, niestety doświadczony jest głównie w produkcji bimbru i jego spożyciu. Babcia Bronia, niegdysiejsza dziedziczka z okolic Wilna, ma znaczenie tylko w okolicy pojawiania się renty, nie ma już tego szacunku, gdy była suflerką w teatrze. Jest też wuj Roman, lokalny lowelas i dystrybutor mienia, znany jednak głównie z częstych pobytów w areszcie. Absurdalnie, Miśka patrzy na świat z pogodą mimo wszystkich niedostatków. Za swój dom uważa rosnący na podwórku kasztan i ma poczucie, że wszystkie patrzące na nią z pogardą dzieci z lepszego podwórka mają tak naprawdę gorzej od niej. Potem, już w czasach licealnych, odkrywa nieco zapuszczony, ale rajsko kolorowy ogród emerytowanego strażaka, pana Sybiduszki, gdzie spędza leniwe popołudnia się z innym społecznym wyrzutkiem, Krzysiem, artystą w zniszczonych butach. Kiedy odjeżdża tytułowym niebieskim autobusem na studia do wielkiego miasta, to właśnie za tym ogrodem (i - na czym się niespodziewanie łapie - Krzysiem) tęskni najbardziej.

Książka składa się z trzech części - dzieciństwa, studiów (z bogatym tłem okresu przemian, chociaż wielka polityka pojawia się tylko aluzyjnie) i wreszcie dorosłości. Miśka widzi dużo, ale potrafi tak przefiltrować przez pryzmat swojej pogody ducha nawet tragiczne wydarzenia, że nie jest to opowieść ponura. Mimo że Kosmowską znam od lat - czytałam “Niebieski autobus” jeszcze na studiach, a było to Naprawdę Dawno, w zamierzchłych czasach przedblogowych, nie mogę powstrzymać się od porównań do Dziuni, chociaż książki są podobne - ta sama epoka, podobne koleje losu, różnią się jednak właśnie tym pozytywnym spojrzeniem na świat. Oczywiście nie jest tak, że Miśka nie widzi złych rzeczy, ale umie się od nich odciąć i odbić, jej obserwacje często są ironiczne, zwłaszcza kiedy przestaje być dzieckiem i wierzyć w Mikołaja (a i wtedy poznaje oczy wujka Romana i czuje zapach bimbru). Dzięki temu opowieść o miasteczku, do którego dociera niebieski autobus, nie jest ani lukrowana (a Miśka nie przypomina rzewnej Pollyanny), ani nie uderza w miękkie za mocno, mimo że nie jest wyprana z emocji.

Inne książki tej autorki tu.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 9, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2


Witold Szabłowski Izabela Meyza - Nasz mały PRL

Czasem jest tak, że zaczynając jakąś książkę, już wiem, czy mi się będzie podobać, czy nie. Tutaj tak było - nie jestem wielbicielką PRL-u, bo pamiętam za dużo - kolejki, wdrukowany strach przed milicją, konieczność “załatwiania” wszystkiego i posiadania “kontaktów”, liczne ograniczenia, niedostępne artykuły na półkach Peweksu. Zupełnie nie wiem, jak należałoby podejść do eksperymentu pt. “przesycony kapitalizmem dziennikarz chce udawać w 2011 roku, że jest w PRL-u[1]”, żeby mnie cieszył.
TL;DR - przez większość lektury czułam irytację i zażenowanie.
Autorzy są młodsi ode mnie, PRL znają z drugiej ręki - od rodziców, starszych znajomych czy ze źródeł pisanych, często sprzecznych i subiektywnych. Udają stanie w kolejce, usiłują zrealizować w sklepie kartki na mięso, kupują “sprawnego” Malucha i równie sprawną pralkę Franię, cwaniakują[2], powielają szkodliwe pojęcia w kwestii wychowania dzieci[3][4], są zdziwieni, że ich przypadkowi sąsiedzi nie chcą z nimi utrzymywać stosunków towarzyskich, a na pożyczanie szklanki cukru patrzą niechętnie, wreszcie z przekąsem opisują, jak ich dawni znajomi, odcięci od nich z braku współczesnych metod komunikacji, odwiedzają ich raz, traktując spotkanie jak facebookowe wydarzenie.

Mam wrażenie, że współautorka miała nieco mniej naiwne podejście, jako że spodziewała się, że to na nią - jak na kobietę w latach 80. - spadnie wszystko związane z prowadzeniem domu: gotowanie bielizny w garze, bo Frania padła; klejenie tygodniowego jadłospisu z dozwolonych kartkami składników (są momenty żenujące[5]); wyczerpujące sprzątanie pastą BHP i szarym mydłem; zajmowanie się dzieckiem. Witek wyraźnie określa, że wzorem socjalistycznych samców, będzie zarabiał na chleb i - poza koniecznością współpracy przy wyżymaczce - raczej się nie będzie angażował (ale obiecuje żonie, że odrobi to po eksperymencie). Więc jak jestem skłonna uwierzyć, że mężczyzna zatęskni do (złudnej) prostoty życia w PRL-u, tak kobieta (sprawdzić, czy nie etnograf) raczej pomysł solidnie wyśmieje.

[1] Takie rzewne pierdoły bardzo mnie nakręcają; powspominajmy śmiertelność dzieci, brak USG (o które w pewnym momencie usilnie zabiega Iza, która bynajmniej nie chce pozostać w kwestii ciążowej opieki zdrowotnej na poziomie lat 80.), watę zamiast podpasek, wyłączenia prądu, kartki na benzynę.

I zaczęliśmy sobie opowiadać, jak to kiedyś kisiel był gęstszy, oranżada bardziej gazowana, a dzieciństwo spędzone w bandzie dzieciaków pod blokiem fajniejsze niż to przed komputerem.

[2]

Nie zwracamy natomiast uwagi na psie kupy ani gumy do żucia przyklejone do parkowych ławek. – Nie nasza ławka, więc co nas obchodzi – słusznie zauważa mój mąż. Próbujemy nawet cwaniakować: ja organizuję sztućce z baru mlecznego, a Witek, będąc w delegacji, budzik i ręcznik. Z hotelu.

[3] Sceny na placu zabaw są pokazywane z taką tezą, że zęby bolą. Z Marianną bawi się tylko zaniedbane dziecko, wypuszczone na plac zabaw bez rodziców. Reszta zazdrośnie strzeże drogich zabawek, a gustownie ubrane pociechy odsuwa od 2-latki w rajstopkach i jej mamy z niemodną trwałą. W ogóle część obserwacji dotyczących dziecka - eksperyment zaczyna się, kiedy Marianna ma dwa lata - jest absurdalna i niedostosowana do możliwości poznawczych dziecka.

Chcę, żeby Marianna była wrażliwa na tych, którzy nie nadążają za kapitalistycznymi zmianami. Na dzieciaki z Brzeskiej, ulicy warszawskich wykluczonych, które codziennie mijamy po drodze do pracy i których rodzice nie mają innego wyjścia, niż żyć w głębokim PRL-u. – Pół roku w PRL-u ją na to uwrażliwi – tłumaczy mi Witek. – A jeśli nabierze kompleksów? Poczuje się gorsza? – zastanawiam się. – Przecież my wszyscy, urodzeni w PRL-u, mamy kompleksy. Po co ją sztucznie wyposażać w taki bagaż?

[4] Tylko brakuje, żeby polecić najlepszy PRL-owski środek wychowawczy, czyli zlanie pasem. Poniższy cytat pojawia się w książce dla zaznaczenia niemocy wychowawczej współczesnych rodziców, mam ogromną nadzieję, że to była wypowiedź ironiczna:

Zofia Milska-Wrzosińska, psycholog: „Kiedyś dzieci były niegrzeczne, teraz mają ADHD, dysleksję, fobię. Coś, co było problemem wychowawczym, uznaje się za chorobę, którą trzeba leczyć.

[5] Pierwszą rzeczą, jaką matki i babki uczyły dziewczęta, była kuchenna ostrożność, w tym wybijanie każdego jajka oddzielnie do miseczki. Takiej wiedzy, jak widać, brakuje autorce.

Robię zaczyn. Wbijam jedno jajo, drugie, trzecie. Piąte jest zepsute. Zauważam to za późno: zbuk umościł się w mące razem z innymi. Wyrzucić? Przecież nie chcę zatruć rodziny. Jeszcze miesiąc temu bym tak zrobiła, ale dzisiaj, w PRL-u, szkoda mi czterech świeżych jaj i drogocennego cukru. Jeżeli wyrzucę ciasto, do końca miesiąca będziemy sobie radzić bez mąki – wykorzystałam już cały przydział. Wkładam więc wszystko do prodiża. Aromat rosnącego ciasta niweluje smród zgnilizny.
Karmi potem tym ciastem nieświadomego męża, dopiero kiedy mu nie szkodzi, pozwala jeść dziecku.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 2, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panie, panowie, reportaz - Komentarzy: 5


Ewa wzywa 07 112-114

Jan Jerzy Koprowski - Śmierć w samolocie #112

Spis osób:

  • Mario - cyniczny Włoch, podejrzewany o przynależność do “wywiadu NATO”
  • Krystyna Nowicka - efektowna szatynka po 30, ale pełna dziewczęcego uroku
  • Hans Deuter - młody blondyn, absztyfikant Krystyny, z RFN-u
  • Stefania Zawadzka - sąsiadka Krystyny na wakacjach, prowadzi regularny tryb życia
  • Jadwiga Brzeska - pilotka biura podróży[1], dawna przyjaciółka Krystyny
  • kapitan Stefan Zawadka - lubi lody bakaliowe i kolekcjonuje zapalniczki
  • doktor Otwinowski - specjalista od chorób zakaźnych, z praktyką w Afryce
  • Jurek - dawny chłopak Jadwigi, podebrany i porzucony przez Krystynę
  • Ewa Stawska - stewardesa podczas pechowego lotu
  • inżynier Kicki - starszy, tęgi, świetnie utrzymany mężczyzna, zna niemiecki
  • dyrektor Jan Widomski - zwierzchnik Krystyny, starszy, niewysoki, dobrze utrzymany pan
  • Zbyszek Strążewski - nieszczęśliwie zakochana ofiara “szczęśliwej śmierci”
  • Nowicka - matka Krystyny, ma ślady dawnej dużej urody
  • Stanisław Nowicki - ojciec Krystyny, emerytowany urzędnik MF
  • doktor Wiśniewski - Zakład Medycyny Sądowej Łódzkiej AM, miły gawędziarz

Piękna Polka[2], Krystyna Nowicka, na wczasach w Bułgarii jest werbowana przez imperialistycznych szpiegów. Niestety ze współpracy nic nie wychodzi, bo dziewczyna traci przytomność w samolocie powrotnym i niewiele później umiera. Lekarz stwierdza egzotyczną truciznę afrykańską, pochodzącą z kwiatu o nazwie “szczęśliwa śmierć”. Kapitan Zawadka podejrzewa pilotkę z biura podróży, której Krystyna odbiła swego czasu chłopaka, ale potwierdzające się w wywiadach informacje o bliskich kontaktach z Hansem z RFN sugerują, że może to przyczyna nagłego zgonu. Jednak im więcej dowiaduje się szczegółów życia zamordowanej, tym więcej potencjalnych wrogów znajduje. Kapitan stosuje metodę panny Marple i szuka podobnych sytuacji z przeszłości, dzięki czemu wykrywa zbrodniarza, ten jednak unika sprawiedliwości.

Się pali: ale nie podczas upałów.
Się zaniedbuje: żonę, bo się męczy w pracy (i się odczuwa irytację, jak żona to wypomni).
Się pije: koniak, napar z mięty.
Bawiąc-uczyć: działanie fikcyjnej trującej rośliny afrykańskiej.

[1]

Nie posiadała tej urody, która przyciąga natychmiast, wzrok mężczyzn. Inteligentny jednak wyraz twarzy, lekko garbaty nos, duże, ciemne oczy, które w połączeniu z ładnie wykrojonymi ustami dodawały jej wdzięku, zwłaszcza gdy ukazywała w uśmiechu piękne, zdrowe zęby, sprawiały, że wzbudzała zaufanie jako miła i sympatyczna osoba. Ubrana była sportowo w modną dżinsową spódnicę i w niebieską, w dobrym gatunku bluzkę z ładnym haftem. “Przyjemny wygląd ułatwia jej nawiązywanie kontaktów, a tym samym wykonywanie zawodu" - myślał kapitan, wprowadzając pilotkę do swego pokoju w gmachu komendy.

[2] Panie ogólnie autor dzieli na atrakcyjne albo sympatyczne, panowie w większości są “dobrze utrzymani”.

Inne tego autora.

Jerzy Romuald Milicz - Wizyta u zmarłej #113

Spis osób:

  • Julia Rutecka (28) - zwana “Wesołą Julką”, dzierżawczyni budki z galanterią damską na Bazarze Różyckiego
  • Ewa Rutecka (5) - córka Julii
  • Wacław Rutecki (42) - były mąż ofiary, mężczyzna w sile wieku, ale postarzały przedwcześnie, z niezmiernie ruchliwą twarzą
  • Bożena Jelska - fryzjerka damska, podobno przyjaciółka Ruteckiej
  • Paulina Sitarzowa - sąsiadka Ruteckiej, podobno widziała zabójcę, energiczna nad podziw emerytka
  • major Bernard Otocki - zastępca naczelnika Wydziału Służby Kryminalnej, nudziarz
  • pułkownik Kazimierz Czapelski - zastępca komendanta Komendy Stołecznej MO, opanowany i układny
  • pułkownik Hubert Burski - ruchliwy i pełen wigoru, o niewyparzonym języku
  • porucznik Bogusław Gawlicz - WSK, młody oficer z werwą
  • Erazm Kuchowicz - sąsiad Ruteckiej, mechanik samochodowy, po wyroku za rozbój
  • Stefan Arbas (34) - kochanek Ruteckiej, taki bardziej lekkoduch, od każdego wycygani forsę
  • Hryńczakowa - sąsiadka Ruteckiej, poduszka z tapczanu i otwarte okno zastępują jej telewizję
  • Prosnak - dostawca towaru dla Ruteckiej, łysy jak kolano
  • Zofia Buzan - krewna denatki
  • Zdzichu Flach (23) - poprzedni kochanek Ruteckiej, wesoły i ładnie gra na akordeonie, młody byczek
  • Tomek Jesion (22) - ładny chłopak, sympatyczny, grzeczny, nie powiem
  • Anna Mirkowska - przyrodnia siostra Ruteckiego, przełożona pielęgniarek
  • Martą Ankiewicz - dziewczyna Jesiona
  • Karina Zadzik - córka zamożnego ogrodnika, aktualna flama Zdzicha Flacha
  • Maksio Mikuta (32) - również kochanek Ruteckiej, wszystko się w nim kobietom podobało
  • Bronisława Kowalska - podobno zleciła wykonawcom morderstwo Ruteckiej, mityczna postać z Gdyni

W wigilię zostaje brutalnie zamordowana kobieta i dziecko, zwłoki zostają znalezione kilkanaście dni później po interwencji przyjaciółki, która oczekiwała na zwrot długu. Milicja po wielu przymiarkach (i niejakich niesnaskach wewnętrznych) wyznacza do prowadzenia śledztwa pułkownika Burskiego, który właśnie wrócił z urlopu zdrowotnego (w wypadku zginęła jego nastoletnia córka, Ewa; oczywiście z winy eks-żony Burskiego, która wysłała córkę do szkoły w Anglii). Poza kilkoma scenami (Burski płacze w ramię kolegi lub wzdryga się, kiedy poznaje imię zamordowanej dziewczynki) nie ma to znaczenia dla śledztwa (a ponieważ to PRL, a nie Coben, tytuł nie oznacza, że ktoś sfingował śmierć córki milicjanta). Wracając do zamordowanych - pani Julia po rozstaniu z mężem prowadziła się dość lekko, milicja robi więc przegląd jej kochanków, przy okazji odkrywając niezwiązaną z morderstwem lichwę, przestępstwa gospodarcze (kradzież materiałów budowlanych), malwersację państwowych pieniędzy oraz lewe kursy ciężarówką. Gdy wreszcie trafia na osobę, która odwiedziła denatkę w wigilijny poranek, słyszy karkołomną historię, że było to morderstwo na zlecenie (co jakby zaprzecza faktowi, że pani Rutecka była w ciąży z mordercą).

Się pije: wino “Złoty bukiet”, ormiański koniak.
Się pali: dobre, bo amerykańskie.
Się je: sajrę z puszki.
Opcje lokalowe: mieszkania są jedno- lub dwupokojowe, naturalnie bez łazienek.

Barbara Gordon - Dolina nocy #114

Spis osób:

  • Stanisław Groń - komendant posterunku w Topolewie
  • Antek Groń - brat, były “leśny”, poszedł precz od żony, dziecka i gospodarki
  • Ewa - bratanica i wychowanka Stanisława, nauczycielka z zasadami
  • Marta Groń - żona komendanta, szykuje herbatę i kanapki dla męża
  • Rysiek Kabat, ps. "Marzyciel" - indywidualny złodziejaszek z sumieniem
  • Andrzej Kotkowski - magister literat-socjolog, dawniej AK, ale nawrócony[1]
  • Banaszczakowie - lokalni potentaci w kradzieżach węgla
  • Jacoń - dozorca, lubi popić, a potem śpi i nie widzi, że kradną
  • “Lewy” - ma melinę i raka płuc
  • Wiktor Bielski - zastępca, nazywany “towarzyszem profesorem”, bo skończył prawo, modelowy mężczyzna[2]
  • Kędziora - milicjant, stary współpracownik Gronia
  • Bogdan Groń - syn Stanisława, według ojca baba, a nie chłopak, mazgaj
  • Zofia Firlejowa - dobrze po sześćdziesiątce, ale trzyma się dziarsko, emerytowana nauczycielka
  • Iwona Wrońska - była żona Bielskiego, kłopotliwa ślicznotka[3]
  • Waldek, ps. "Mały" - od Banaszczaków
  • Mietek, ps. "Prawas" - syn „Lewego", dorabia sobie gładko w melinie ojca wypróżnianiem kieszeni pijanych
  • Tadek, ps. "Badyl" - wysoki i chudy
  • Krzysiek, ps. "Kolumb" - zamożni rodzice po rozwodzie, ale pieniądze nie zastąpią opieki
  • Marek, ps. "Czarny" albo "Cygan" - śniady, włosy ciemne i skręcone jak karakułowe futro
  • Wacek, ps. "Wolny" - jąkała, który koniecznie chciał zostać artystą kowalem, taki grzeczny chłopiec
  • Janusz, ps. "Kamień" - wielkie, rosłe chłopisko z długą, jasną czupryną opadającą mu ciągle na oczy
  • Kajtek, ps. "Kufel" - syn tak zwanej „starej" Kuflińskiej, co ma budkę z lodami
  • Zdzisiek, ps. "Akrobata" - średni od Pawlusów, zwinny był jak piskorz, zręczny jak wiewiórka, chciał iść do cyrku
  • Jacek Karaś, ps. "Pechowiec" - nawet matka na niego doniosła do glin

Tytułowa “dolina nocy” to okres z najmniejszym zużyciem prądu, kiedy wszyscy śpią. Nie śpi tylko komendant Staszek Groń, bo czeka na spotkanie z przywódcą lokalnej bandy złodziejaszków, rozczarowanych życiem w PRL-u. Myśli też o niezakończonej sprawę z przeszłości - jego brat, Antek, był w ugrupowaniu usiłującym przeforsować (celnymi strzałami w zdrajców[4]) własny pomysł na niesocjalistyczną Polskę. Milicjant uratował wtedy brata przed śmiercią lub więzieniem, zaopiekował się bratanicą, ale zadra tkwi do dziś, tym bardziej, że dramatycznie zniszczony życiem brat się pojawił po latach, prowokując druzgoczącą krytykę ustroju[5]. Groń po rozmowie najpierw z bratem, potem z jego córką, zaczyna powątpiewać w chęć zresocjalizowania się “Marzyciela”. Dużo smutnych słów o rozczarowaniu ustrojem i brak happy endu.

[1] Młody chłopak z AK, który za jego namową ujawnia się dobrowolnie, który namiętnie i szczerze w białej koszuli z czerwonym krawatem powiewa szturmówką i śpiewa Międzynarodówkę w pierwszomajowym pochodzie, który pisze, płomienne wiersze i demaskatorskie artykuły najpierw w prasie młodzieżowej, potem partyjnej i literackiej, kończy socjologię, który potem… (....) Wzbierała w nim gorycz i nienawiść. Nienawiść do wszystkich i wszystkiego. I za wszystko, co mu się przydarzyło w życiu, a także za to, czego nie osiągnął. Mówił: poświęciłem najpiękniejsze młode lata budowaniu tego, cośmy wtedy nazywali nowym życiem w naszym kraju. Potem okazało się, że mnie okłamywano, a ja z kolei okłamywałem innych. A teraz nowe życie wyrzekło się mnie…

[2]

Był przystojny i mógł się podobać. Kędzierzawy szatyn z szarymi, uważnymi oczyma, szerokie ciemne, zrośnięte nad nosem brwi, pociągła, opalona twarz. Wysoki, barczysty.
- Niebrzydkich chłopaków milicja teraz zatrudnia, i jeszcze pewnie z wyższym wykształceniem, co? - kpiła dalej. - A karate też się zna?
- Zna się - odpowiedział, uśmiechając się lekko.

[3] ”Mały nosek, ślicznie wykrojone usta, zielone oczy pod ciemnymi brwiami i ogniście rude, długie, proste włosy, bardzo gęste, spływające aż do połowy ramion”; niestety, jej uroda stała się przekleństwem Bielskiego, bo zakochał się w niej i nie zważał na to, że była narkomanką.

[4] Kraska był dezerterem, zdrajcą, kumał się z milicją, to znaczy z tobą, stryju. Od Kraski mieliście podobno różne informacje o podziemiu. Księdza do szkoły nic wpuścił i jeszcze łysego orła, jak on to nazwał, w szkole kazał zawiesić.

[5] - Wiesz co, Antek, nie tobie rachunki Polsce Ludowej wystawiać. Myślisz, że i dziś nie ma takich w kraju i gdzie indziej, co nam kamienie pod nogi rzucają, jak kiedyś twój „Hetman" i jego ludzie, i tacy jak ty? Mówisz o brudach, tylko o brudach. Brudna piana zawsze po wierzchu pływa. Spłynie, nie bój się. Jeszcze tak będzie, jak być miało. Ale to nie na twój rozum.

Się pije: wódkę, bimber, denaturat („dings"), a nawet kradziony z zakładów farmaceutycznych spirytus metylowy, koniaczek, wermut.
Się pali: carmeny (Kotkowski), klubowe (Groń).
Złote myśli: Dobrego i burdel nie zepsuje, a złego i klasztor nie zbawi.
Się mieszka:

Wiktor Bielski darzy serdeczną niechęcią to, na co musi patrzeć codziennie. Ciemnoniebieskie ściany (żeby pająki odstraszyć, one niebieskiego nie lubią), kraty w oknach (bo to parter, złodzieje lubią), siatkowe firanki i pstre zasłony, szafki, szafeczki, półki, półeczki, gięte meble w stylu retro, stolik przykryty ażurowa, szydełkową serwetką i ze szklanym wazonikiem, w którym (ach, ach) śliczne czerwone maki z bibułki. Tapczan dawnej konstrukcji, a więc z materacem, ugniecionym w górki i dołki i z żakardową kapą. na której wymyślny wzór przedstawia pustynię, palmy, piramidy i wędrujących na wielbłądach Beduinów. Do tego na jednej ścianie Maria Magdalena, unosząca pokutniczo oczy ku boskiej światłości (rama złocona, szeroka), na drugiej zaś lasek brzozowy na tle turkusowego nieba, a wśród jadowicie zielonej szmaragdowej trawy żółte kwiatki - czyli wiosna. Co robić, nic się nic poradzi: odnajęty pokój i gospodyni zastrzegła, że niczego nic wolno z niego usuwać.

Inne tej autorki tu.

Inne z tego cyklu tutaj.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 1, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, kryminal, panie, panowie, prl - Kategoria: Czytam - Skomentuj