Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Małgorzata Kalicińska - Dom nad rozlewiskiem

Potrzebowałam czegoś nieskomplikowanego w uszach do pestkowania śliwek na korzenne powidła, wylosował się właśnie “Dom” i już w pierwszym rozdziale narratorka zachwyca się dojrzałą śliwką i marzy o smażeniu powideł w tytułowym domu na Mazurach. Wiadomo, przypadek (a może nie?), ale dałam na wejściu duży kredyt zaufania, chociaż pamiętałam dużo opinii walcujących autorkę na płasko. Więc w Kalicińskiej są dwa wilki - jeden ironiczny, sarkastyczny, a nawet cyniczny, który opisuje celnie hipokryzję pracy w agencji reklamowej, a wcześniej w telewizji, nieudany związek bez miłości, takie sobie życie erotyczne oraz zanikanie społeczne i zawodowe kobiety po 40. Niestety, jest też drugi wilk - pal diabli, że czułostkowy, ckliwy, egzaltowany - niestety też boomerski, rasistowski, klasistowski, pełen hipokryzji i zwyczajnie głupi. Podpisuję się pod wszystkimi zarzutami krytyków, a nieco zalet tej książki - kilka ciekawych historii, opowieść o ratowaniu się z kryzysu w życiu, wielopokoleniowej miłości matki do córki, przyjaźni - jest skutecznie stłamszonych przez ogrom wad, żenujących opinii, jakie autorka wkłada w usta bohaterki czy rzeczy zwyczajnie szkodliwych (np. nazywanie boreliozy wymysłem farmaceutów, wszak kiedyś ludzi gryzły kleszcze i żyli albo sugerowanie, że zapuszczenie barszczu Sosnowskiego w ogródku, bo taki ładny). Jeśli tego byłoby za mało, akcję powieści przeplatają opisy gorącego seksu i detaliczne przepisy kulinarne, bo bohaterka od razu po zejściu z penisa siada do siekania i pieczenia.

Imienniczka autorki, Małgorzata[1], po redukcji w agencji reklamowej, nie umie sobie znaleźć miejsca w życiu. Teściowa doradza jej, żeby odwiedziła matkę, która opuściła córkę, gdy ta była nastolatką. Małgorzata jedzie więc na Mazury, zatrzymuje się po drodze, żeby się wysikać na śniegu, po czym natychmiast nawiązuje z matką doskonały kontakt, bo okazuje się, że to nieżyjący już ojciec matkę wywalił z domu z powodu zdrady i zakazał się kontaktować, wszystko wybaczone. Bohaterka decyduje się zamieszkać z matką i z przyszywaną ciotką, Kaśką, osobą z niepełnosprawnością intelektualną. Na początku dorabia sobie przez internet pracami zleconymi, po czym wpada na pomysł rozbudowy domu w pensjonat. Rozstaje się w zgodzie z mężem (ona go zdradzała podczas pracy w agencji, on - jak się okazało - sypiał ze swoją szefową, proszę przechodzić), na miejscu nawiązuje intymne kontakty z dentystą Januszem, Janusz okazuje się być alkoholikiem, zostawia go, spotyka się incydentalnie z kimś innym, ale wraca do Janusza, który obiecuje nie pić. Do pensjonatu zjeżdżają się wszyscy - córka z przyjaciółmi, mąż z nową flamą, narzeczony matki, ci lepsi sąsiedzi (o gorszych za chwilę), sielska atmosfera, namaszczone rozmowy po świt (“- O! Zobaczcie! - woła Konrad. - Bociek! / - Marysiu! Złap się za cipkę! - mówię szybko. - Złap się, bo inaczej...wiesz, ten dureń dzieci roznosi”). Koniec tomu pierwszego.

Przeczytałam, żebyście Wy nie musiały. Jakie to złe. Małgorzata zachwyca się wsią spokojną, wsią wesołą, ale z pozycji “pani z miasta”; mieszkańcy są dobrzy, choć prości (przy czym partnerami dla pani z Warszawy mogą być tylko napływowi, nie prostacy z okolic) albo, kontrastowo, śmierdzący alkoholicy, podłe plotkary czy przemocowcy i przestępcy, chętnie wyciągający rękę po cudze, bo PGR nauczył ich tylko kradzieży. Wyśmiewa pomysł młodych w kwestii otwartego związku, mimo że chyba każda z głównych postaci ma na koncie ukradkowe romanse. Szydzi z lokalnych pijaczków, ale sama spożywa niesamowite ilości alkoholu - naleweczki, pysznie chłodzące piwo, dobrze schłodzoną wódeczkę na trawienie, koniaczek do rozmowy - nawet wtedy, kiedy już wie, że jej kochanek ma problem alkoholowy (ale to co innego!). Z jednej strony twierdzi, że siła tkwi w kobietach i kobiecej sztamie, ale bez żadnych oporów nazywa wszystkie młode koleżanki z pracy i potencjalne podrywki znajomych panów “cipciami”. Jakkolwiek historia opóźnionej intelektualnie Kaśki[2], odebranej od patologicznego ojca-alkoholika, ma pozytywny wydźwięk, tak bardzo gorzko brzmi spokojna opowieść o ukradkowej sterylizacji, żeby się “głupie” nie mnożyło. Ćwierć książki zajmują fatfobiczne rozważania bohaterki na temat tego, że na domowej kuchni “apetycznie przytyła”, pod tym kątem analizuje wszystkie napotkane kobiety, wyrzucając im zapuszczenie. W planach pensjonatu uwzględniane są tylko osoby starsze lub bezdzietni, bo najgorsze są “wychowywane bezstresowo” drące ryja bachory[3], których Małgorzata nienawidzi. Jest sporo rozważań o tym, jak bardzo cierpi duma bohaterki, że musi “usługiwać” byle komu, prowadząc pensjonat; na szczęście przyjmują tylko ludzi na poziomie, którzy awansują do rodziny, więc nie ma ujmy na honorze. Jest tęsknota za szlachtą i ginącym świecie przedwojennych majątków (“Zastępy podkuchennych robiących setki pierogów, kołdunów? Wielkie kuchnie całe w mące i śmiechach? Szpikowe kluseczki do rosołu? Zupę rakową?”). Jest pochwała pielęgniarki, która w klasztorze opiekuje się erotycznie staruszkami za pomocą zręcznej dłoni (cytat mogę okazać na życzenie, ale ostrzegam, to jest mocno krindżowe). Wreszcie, wspominałam o rasizmie? Proszę, dwie zabawne scenki:

Z cukierni vis-a-vis McDonalda wysypuje się grupa Niemców. Głośno krzyczą po niemiecku, gestykulują i zajmują całą ulicę. Przystajemy. Piotr wchodzi w tłum z podniesionymi rękoma i woła:
- Nicht schissen!
- Sorry... - któryś przeprasza po angielsku i uśmiecha się.
Robi się cicho i Niemcy milkną. Szybko wchodzą na frytki i hamburgera, nie wiedząc, czym może ich ugościć Kraków. Profani. Kilka osób klaszcze. Piotr kłania się i ma na twarzy minę chłopczyka, który wie, że narozrabiał.
Peter - ten skośnooki kurdupel [Holender pochodzenia azjatyckiego] (...) powiedziałam już rozwścieczona namolnością tego dupka.(...)
- Mamo, Tomek! Ten mały żółtek ciągnie mnie do łóżka!
Tomasz był rozbawiony:
- I co? Pytasz się tatusia o zgodę?
- Tomasz! - Dałam mu ścierką po plecach. - Z takim konusem?! Pijanym, małym, holenderskim krasnoludkiem? Zwariowałeś?! Za kogo mnie masz?
- Widzisz, jakie robisz wrażenie?
- Na konusie. Pijanym Tamagoci. Pewnie wszystko ma na bateryjkę. Kurczak. Japoński kogucik.
- Masz rację, Gosiu. - Tomasz wstał do wyjścia. - Oni są do bani w te klocki. (...) Owszem, mówiła, że napaleni na Europejki, ale jak króliki - robią to bez finezji.
- Nie chcę z królikiem i to jeszcze miniaturką! On mi sięga do sutka! Karzełek. Idę spać.(...) Karzełek-królik Peter, puścił mi oczko przy śniadaniu. Ale głupol!

Nie planuję następnych tomów, jeśli ktoś z Was czytał, poproszę o pobieżne streszczenie, zwłaszcza tomu trzeciego, bo słyszałam, że jest jeszcze gorzej, a tego nawet w audiobooku nie dam rady, mimo uroczej Marty Klubowicz.

[1] Zdrabniana na wszystkie możliwe sposoby, od takiej “Gonisi” kwas mi podchodził do gardła. Ale to moja prywatna fobia.

[2] Z postacią Kaśki w ogóle jest taki problem, że nie wychodzi poza rolę bezwolnej służącej, która wykonuje polecenia, albo - posadzona przez telewizorem - bez zrozumienia ogląda migający ekran.

[3] Państwo Kwintowie są w porządku, bo wprawdzie ona bez skrępowania karmi niemowlę dużą, białą piersią, ale dziecko w ogóle nie płacze i jak się okazuje, to ludzie Wysoko Moralni:

Starsi państwo popatrywali na nowo przybyłą rodzinę z zainteresowaniem, zastanawiając się, czy obecność ich będzie miła czy dręcząca. Zaniemówili, kiedy Piotr nakrył do stołu, podał śniadanie żonie i Józiowi, po czym usiadł i złożył dłonie, oni też i zmówili cicho modlitwę! Potem radośnie wzięli się do jedzenia. Pani Wanda miała wielkie oczy pełne uśmiechu, a Bogdanowie zerkali z uszanowaniem. Z naszych tu nikt nigdy nie modlił się przed posiłkiem. Nawet w niedziele nie chodzili do kościoła. Wcześniej Tadeuszowie podobno chodzili. Teraz w niedzielne poranki odmawiają modlitwę w pokoju. Pan Staś jest niewierzący, pani Wanda owszem. Sama jeździ do kościoła. W tygodniu.

#103 / #1

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 24, 2022

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Komentarzy: 1


Siri Hustvedt - Wspomnienia przyszłości

Przyznam się do nieogaru, ponieważ rzuciłam się na ebooka na promocji jak wilk na owieczkę, myśląc, że to odpowiedź żony Knausgårda na “Moją walkę”, ale do myślenia dało mi, że 63-letnia autorka opisuje kilka miesięcy z roku 1979. Więc owszem, żona, ale Paula Austera. Żona Karla Ove to znacznie młodsza Linda Boström (Knausgård).

Przewrotnie zaczęłam od nuty przypisania, bo książka jest zaprzeczeniem tezy, że jedyna wartość kobiety to bycie “przy mężu”, nawet tak znanym jak Auster. Siri, zwana ze względu na miejsce pochodzenia Minnesotą, ma 20 lat i w Nowym Jorku rozpoczyna studia i pisarską karierę. Mieszka w malutkim mieszkanku po sąsiedzku z ekscentryczną Lucy, którą podsłuchuje przez ścianę. Poznaje przyjaciół na całe życie, z którymi prowadzi wielogodzinne rozmowy, gdzieś przewija się przyszły mąż Walter, znany fizyk (co pozwala podejrzewać, że jednak bohaterka nie do końca jest tożsama z autorką), doznaje traumy, wreszcie fascynuje się postacią ekscentrycznej dadaistki, baronowej Elsy von Freytag-Loringhoven. A wszystko to odtwarza na bazie pamiętnika, który znalazła przy porządkowaniu domu 90-letniej matki, dzięki czemu może z perspektywy 40 lat skonfrontować swoje wspomnienia ze świeżymi notatkami ze wspomnianego okresu. Dużo przeskoków między wtedy i teraz, wprowadzania fikcyjnych obserwatorów, dygresji i rozważań nad feminizmem, rolą kobiety w literaturze i nieco sarkastycznych obserwacji o seksualności.

Nie rzuciło mnie na kolana, za dużo zabawy formą i analiz literackich z pozycji erudycyjnej, ale te fragmenty o życiu Minessoty w 1979, z szaloną sąsiadką-wiccanką, przyjaciółkami poetką i striptizerką, były ciekawe.

#98

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 3, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, biografia, panie - Skomentuj


Ruth Rendell - W matni

Guy i Leonora znają się od dziecka, mimo że pochodzą z różnych sfer - on dorastał na patologicznym blokowisku, ona w dość zamożnym domku inteligenckiej rodziny. Do pewnego momentu są nierozłączni, potem sytuacja nieco się zmienia - Guy zaczyna dorabiać się na początkowo nielegalnym biznesie (narkotyki, wymuszenia, ochrona) i staje się znacząco bardziej zamożny niż idealistyczna Leonora, która wybrała studia i życie nauczycielki. Problem w tym, że zamiast z zachwytem powitać propozycję chłopaka, żeby wzięli ślub i zamieszkali w pięknym domu z dziełami sztuki, pozwolić się obwiesić biżuterią i ubrać w piękne stroje, dziewczyna woli ubogie życie w wynajmowanym na spółkę z innymi dziewczynami mieszkanku. Guy ciągle łudzi się, że to faza, że musi poznać inne obszary życia, zanim dojrzeje do małżeństwa, przecież spotykają się więc raz w tygodniu na przyjacielskim lanczu, on dzwoni do niej codziennie, ona czasem odbierała, aż pewnego dnia pozorny spokój burzy wiadomość, że jest od dwóch lat w związku z kimś innym, a za kilka tygodni planują ślub. Guy zaczyna analizować całą sytuację i uznaje, że ktoś musiał ukochaną nastawić przeciwko niemu, planuje więc rozwiązanie ostateczne w postaci usunięcia szkodnika z życia dziewczyny.

Czytelnik od razu widzi, jak bardzo zaburzony jest postrzeganie sytuacji przez Guya; Leonora jest dla niego zwyczajnie uprzejma, oczywiście z perspektywy lat 90., kiedy książka była pisana, oznacza to, że nawet jak mówi “nie”, to mówi “tak”. Niestety, jak pokazuje druga część opowieści, metoda Leo na “uspokojenie” Guya - obowiązkowe spotkania co tydzień, zgadzanie się na codzienne telefony - nie jest specjalnie mądra, podobnie jak pozwalanie na pocałunki i wyznawanie miłości. Finał nie jest zaskakujący, aczkolwiek kilkukrotne zwroty akcji nie pozwalają się domyślić, kto zostanie ofiarą. Dodatkowo to studium psychozy, również indukowanej alkoholem, dość przerażające.

Inne tej autorki.

#97

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 31, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, kryminal, panie - Skomentuj


Ruth Rendell - Drzewo dłoni

TW: śmierć małego dziecka.

Lata 80. Benet jest samotną matką, wychowuje dwuletniego Jamesa. Mimo że jej rodzice od lat mieszkają w Hiszpanii, na temat wnuka się nie mówi, bo wstyd, że nieślubny. Gdy matka dziewczyny, zwana Mopsą (sic!), przyjeżdża w celu zrobienia badań lekarskich, trafia na moment, kiedy James zaczyna chorować; ponieważ jest osobą, oględnie mówiąc, niestabilną emocjonalnie, nie jest wsparciem dla córki. Bardzo szybko sytuacja staje się dramatyczna - James ma krup i mimo starań lekarzy nie udaje się go uratować. Benet jest załamana, tymczasem Mopsa odzyskuje dobry humor, opiekuje się czule córką, aż wreszcie przyprowadza małego chłopca, twierdząc, że obiecała, że się nim zaopiekuje pod nieobecność rodziców. W drugim wątku pojawia się Barry, młody pracownik fizyczny, zakochany w nieco starszej od niego Carol, matce trójki dzieci. Carol wprawdzie nie jest matką roku, dwoje starszych trafiło do opieki społecznej, matkę odwiedzają raz na kilka miesięcy, najmłodszy Jason jest z kolei przerzucany między matką Carol a płatnymi opiekunkami. Barry próbuje zorganizować dla dzieci Carol dom, ale jednak skupiony jest na ukochanej, nie dziwi czytelnika więc, że w pewnym momencie mały Jason znika, a podejrzenia policji kierują się właśnie w stronę Barry’ego. Tu oczywiście można dodać dwa do dwóch, dalsza akcja pokazuje, przed jakim dylematem staje Benet - oddać porwanego przez chorą psychicznie matkę chłopca, narażając ją i siebie na kłopoty czy udać, że los tak chciał, zwłaszcza że mały Jason ewidentnie był bity i krzywdzony przez ewidentnie niewydolnych rodziców. Pojawia się jeszcze trzeci wątek - hochsztaplera Terrence’a, znajomego Carol, który utrzymuje się z bycia żigolakiem zamożnych wdów.

Kryminał jest świetnie napisany, napięcie dobrze dawkowane, z psychologicznego punktu widzenia całość jest dość naiwna, ale to nie przeszkadza w lekturze. Zakończenie nieco rozczarowuje, bo autorka zagrożenie dla Benet - konsekwencje porwania dziecka oraz szantaż ze strony ojca Jamesa, Edwarda - rozwiązuje dziwnym trickiem: xgbś mnovwn Rqjneqn v Pneby, xvrql cynahwą fmnagnżbjnavr Orarg, jvęp qmvrjpmlan zbżr fcbxbwavr jlwrpunć mn tenavpę, cbfłhthwąp fvę cnfmcbegrz mznełrtb Wnzrfn. Wątek Terrence’a też kończy się dość idiotycznie i przypadkowo.

Inne tej autorki; przeczytałam ponownie "Zabić mandaryna" i "Maskę".

#94-96

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 29, 2022

Link permanentny - Tagi: kryminal, panie, 2022 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Aleksandra Boćkowska - Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL

Pod koniec książki autorka konstatuje, że “opowieść o luksusie w PRL okazuje się w dużym stopniu opowieścią o smutku i biedzie. Po pierwsze luksus trudno było sobie wyobrazić - konsumpcyjnych pokus było niewiele. Po drugie pieniądze, zupełnie inaczej niż dziś, nie dawały poczucia stabilizacji. Przeciwnie - w każdej chwili mogło się coś przytrafić”, co w zasadzie powinno być mottem tego reportażu. W efekcie II wojny światowej i PRL-u zniknęły różnice statusowe i majątkowe, wszyscy mieli równie mało, w sklepach za wszystkim trzeba było stać, a niezbędne rzeczy się “załatwiało”, odstawało w kolejkach albo uzyskiwało metodą łapówki. W takiej sytuacji każda w miarę normalna rzecz miała szanse stawać się tytułowym “luksusem” - łazienka w mieszkaniu, telefon, prochowiec, koszula non-iron, elektroniczny zegarek, pomarańcze czy banany. Reportaż rozpoczyna rozprawienie się z mitem zamożności marynarzy w Gdyni, uznawanych za ówczesną elitę - mogli bez ograniczeń wyjeżdżać z Polski i mogli przywieźć rzeczy, których dostępnych nie było. “Bezeci”, czyli pozbawieni majątków, ale bogaci w etos arystokraci, z wielkimi, przedwojennymi nazwiskami skontrastowani są z nuworyszami przy władzy, którzy głosząc równość jednak zachowywali dla siebie to, co lepsze. Nowoczesna, rozwijająca się za sprawą wojewody Śliwińskiego Piła, hotel “Kasprowy” na Gubałówce, Saska Kępa jako ostoja zamożnej inteligencji, prywaciarze i badylarze oraz czyhający na nich domiar; z jednej strony to budujące przykłady, że nawet w gospodarce niedoboru było można, ale też w tle czai się mroczne wspomnienie tajnych służb, donosicielstwa, patrzenia, czy ktoś za bardzo się nie wychyla z ostentacyjnym bogactwem.

Męczyłam tę książkę długo, jedna z tych, którą zaczynałam, odkładałam, czytałam ponownie. Nie jest zła, ale w zestawieniu z setkami kryminałów z epoki, gdzie właśnie pozorny powiew luksusu był motywacją do działalności przestępczej, mało dla mnie odkrywcza.

#93

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 26, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, panie, reportaz - Skomentuj


Lauren Groff - Wyspa kobiet

Wiek XII, czasy krucjat i burzliwych wojen w Europie. Na tronie Anglii i Francji zasiada kobieta, Eleonora Akwitańska, ale to nie ona jest właściwą bohaterką książki. Nastoletnia bękartka Marie, przyrodnia siostra króla (nie ważne, że z gwałtu), brzydka, za wysoka i niezgrabna, chodzi za królową jak wierny piesek, ale jej miłość nie jest odwzajemniona. Gorzej, królowa z niej otwarcie szydzi, a potem wysyła ją do zapyziałego klasztoru w Anglii, żeby tam niewygodna dziewczyna o dziwnych, nienaturalnych skłonnościach do innych kobiet, dokonała żywota. Klasztorem rządzi niewidoma ksieni, panuje okrutny głód, spowodowany ubóstwem, zakonnice są dziesiątkowane przez choroby, a dodatkowo nad nowicjuszkami znęcają się nieprzyjemne nadgorliwe funkcjonariuszki zakonne. Marie, początkowo zamrożona w środku, chora z miłości do odrzucającej jej królowej, usiłuje wyrwać się z zakonu, śle list za listem, ale w pewnym momencie dociera do niej, że nic nie zmieni jej losu. Nagle budzi się w niej organizatorka i opiekunka, zaczyna reformować klasztor, do którego ściągają równie jak ona dziwne kobiety. Ma widzenia, podczas których wpada na ryzykowne pomysły typu budowa labiryntu, dzięki któremu kobiety są chronione przed zewnętrznym, nieprzyjaznym światem czy sposoby na uzyskanie pieniędzy na rozwój (i podatki).

To utopia o średniowiecznym świecie dla kobiet, gdzie - dzięki wyrzuconej poza nawias Marie - mogły znaleźć spokojną przystań i ujawnić swój potencjał. Zabezpieczone przez głodem, gwałtem i przemocą, mogą albo zostać w klasztorze, albo zostają ożenione na dobrych warunkach. Jest to, zaskakująco, powieść homoerotyczna, oczywiście na miarę średniowiecza. Postaci historyczne mieszają się ze zmyślonymi, Eleonora Akwitańska i Maria z Francji żyły w tym samym czasie, obie dokonały żywota w klasztorach, ale czy ich losy tak się układały, jak opisuje Groff - nie wiadomo. Bardzo wciąga, ale nie jest to raczej moja ulubiona powieść tej autorki.

Inne tej autorki.

#92

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 22, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj