Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Liane Moriarty - Kilka dni z życia Alice / A teraz śpij

Chciałam zacząć od tego, że teraz pojawiła się moda na fugę dysocjacyjną (patrz w kinach "Fuga" - widzieliście?), ale po krótkim sprawdzeniu wyszło, że zarówno Moriarty (2010) i O'Farrell (2012) trafiły do mnie akurat teraz zupełnym przypadkiem. Fabuły obu książek są lustrzanie podobne, więc niestety "Kilka dni" było dla mnie wtórne (trochę szkoda).

39-letnia Alice podczas wypadku na siłowni traci pamięć. Uważa, że ma 29 lat i właśnie jest w pierwszej ciąży. Szokiem dla niej jest to, że jej ukochana siostra (jakże się zestarzała!) jakby ją nie za bardzo lubi, uwielbiany mąż przez telefon jest nie tyle opryskliwy, co zwyczajnie niegrzeczny i bynajmniej nie biegnie do niej do szpitala z kwiatami, a ona sama nie pamięta żadnego z trójki swoich dzieci. Analogicznie jak u O'Farrella, Alice powoli odkrywa (powoli, bo rodzina i przyjaciele - zupełnie inni niż 10 lat wcześniej, czasem tacy, których Alice niespecjalnie lubi - z denerwującą manierą dozują jej informacje o ostatnich 10 latach, po części uważając, że udaje zanik pamięci, po części chcąc jej oszczędzić wstrząsów), że stała się całkiem nieprzyjemną osobą, skłóconą w zasadzie ze wszystkimi i mimo pięknego, odremontowanego ogromnym wysiłkiem domu (jej marzenia) i trójki zdrowych dzieci, była zgorzkniała i ogromnie nieszczęśliwa. Finał jest do przewidzenia - utrata pamięci to druga szansa, pytanie tylko, że nowa-stara Alice z niej skorzysta i po odzyskaniu wspomnień uzna, że warto naprawić to, co zepsuło się w ciągu 10-lecia. Książka jest mniej zabawna niż O'Farrell, ale równie wciągająca.

Główną bohaterką "A teraz śpij" jest Ellen, hipnotyzerka, zajmująca się terapią za pomocą hipnozy; budzi to najczęściej uśmiechy politowania otoczenia, a jej matka, ekscentryczna lekarka, tego nie pochwala. Gdy Ellen poznaje Patricka, wdowca z 8-letnim synem, ma wrażenie, że odwróciła się jej zła passa po nieudanych związkach - Patrick jest miły, szybko się zakochuje, wygląda na stabilnego, ma tylko jeden problem: stalkerkę. Jego była dziewczyna, Saskia, od ponad dwóch lat nie odstępuje go na krok, dzwoni do niego, pisze, czeka pod drzwiami, chodzi do tych samych restauracji i, co najdziwniejsze, nie czuje w związku z tym żadnego zażenowania, nawet gdy Patrick na nią krzyczy. Ellen musi więc poradzić sobie z ciągle obecnym cieniem byłej żony, matki idealnej, rolą macochy, niespodziewaną ciążą i Saskią, która również wkracza w jej życie. Co ciekawe, narratorką pierwszoosobową jest właśnie stalkerka, opisująca swoje motywacje i sposoby pozyskania informacji. Najmniej sympatyczną osobą jest tutaj Patrick, oschły, zmuszający Ellen do klękania na grobie byłej żony (serio!), wprowadzający się do jej domu ze stertą śmieci i ewidentnie nie potrafiący sobie poradzić z sytuacją aż do dramatycznego finału. Nie ukrywam, że absolutnie nie rozumiałam ciśnienia Ellen do kontynuowania związku (wiem, wiem, ciąża i dziecko musi mieć rodziców), bo bez wielkiej wolty fabularnej nie mógł to być dla niej korzystny związek. Ale jeśli czytaliście inne książki Moriarty, to wiecie, że autorka lubi takie zwroty akcji, więc.

Inne tej autorki tutaj.

#2-3

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 20, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panie, 2019, australia - Skomentuj


Marian Keyes - Przerwa

[To nie tak, że nie czytałam, jedynie urwało mi od pisania (ale nie do końca), również dlatego, że nie mam laptopa i podczas ferii w telefonie absolutnie nie chciało mi się wpisywać nic więcej niż instagramowe tagi, ale nie tylko dlatego (bo na przykład się pakowałam albo oglądałam filmy na YT). Nie do końca, bo robiłam niechlujne notatki w notesiku, ale czy będzie z tego pożytek - kto wie?]

Amy jest współwłaścicielką agencji PR-owej, osobą wiecznie zestresowaną, bo rynek nie jest stabilny i co chwila firma stoi na krawędzi. Sytuacja rodzinna też nie wpływa na utrzymanie spokoju - ma ojca z demencją i to na nią najczęściej, jedyną osobę ze zorganizowanym domem, spada konieczność opieki w sytuacjach awaryjnych, mimo że ma czworo rodzeństwa. W domu ma trzy córki - Neeve z poprzedniego, nieudanego związku z niedojrzałym piłkarzem, Kairę z Hugh, ukochanym mężem i Sofie, córkę przysposobioną (dziecko nieodpowiedzialnego brata i lekkomyślnej Łotyszki). Ale nagle dociera do niej, że przecież była absolutnie szczęśliwa aż do momentu, kiedy jej mąż - żeby wydobyć się z przedłużającej się depresji po śmierci ojca i przyjaciela - oświadcza, że zamierza zrobić sobie półroczną przerwę od rodziny i obowiązków i wyjechać do Azji. Amy nie ma żadnego pola do manewru, rozdziera ją straszny żal i poczucie klęski związku, mimo że to nie rozwód czy separacja, mimo że mąż jej nie zostawia dla innej (ale nie wyklucza, że coś się zdarzy[1]). Próbuje, korzystając z PR-owego doświadczenia, mówić o sprawie “językiem korzyści”, ale jej otoczenie - z różnych efektem - widzi prawdę. Oczywiście, jak to u Keyes, w drugim wątku pojawiają się pewne epizody z przeszłości Amy, które stopniowo budują pełny obraz sytuacji.

Umówmy się, może nie jest to literatura wysoka, ale jak to się pysznie czyta. Keyes fantastycznie rozgrywa rodzinę, z jej silnymi i słabymi stronami, przepięknie pokazuje emocje (choć w tym tomie, mam wrażenie, poszła nieco za bardzo w tanią, nabrzmiałą erotykę), pokazuje wielostronność relacji i uwikłanie w konwenans nawet wśród ludzi pozornie “wolnych”; co ciekawe, jej bohaterka jest wtem starsza o pokolenie (w porównaniu z dziewczętami Walshów), co daje autorce ciekawą płaszczyznę do pokazania (potencjalnego) rozpadu związku i wpływu na dzieci. Ciekawy jest też wątek aborcji (przeprowadzanej ukradkiem w Londynie, z wielką akcją odwetową po informacji na kanale Youtube Neeve), zwłaszcza w zestawieniu z wygranym referendum w Irlandii jakiś czas po opisanych wydarzeniach.

[1] I to był ten moment, kiedy mi zazgrzytało. Bo jakoś nie jestem w stanie uwierzyć w jednoczesne zapewnienia o miłości i komunikat “zawieszam naszą przysięgę małżeńską, co będzie, to będzie”. I jakkolwiek autorka próbowała z Hugh robić szarganego sprzecznymi uczuciami świętego, to jednak jej nie uwierzyłam.

Inne tej autorki tutaj.

#1

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 19, 2019

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2019, beletrystyka, panie - Skomentuj


Rachel Cusk - Po. O małżeństwie i rozstaniu

Znam inne książki Rachel Cusk i wbrew niektórym zapowiedziom nie spodziewałam się poradnika. Cusk opisuje, jak w kilkanaście tygodni rozstanie z mężem, ojcem jej dwóch córek, zniszczyło jej życie. Rozwód nie był ani "wyzwoleniem", ani "nową drogą", nową rzeczywistością w rozumieniu rozbitego talerza; przed chwilą był cały, teraz jest rozbity. Kilkanaście stron zajmuje dramatyczna opowieść o ekstrakcji zęba, paralela do innej utraty, której teoretycznie przez odpowiednią higienę i dbałość można było zapobiec. Opis tego, co dzieje się w głowie autorki - utrata pewności siebie jako żony i osoby utrzymującej ognisko domowe, zestawiony jest z archetypami mitologicznymi, filozoficznymi i literaturowymi. Przebudowuje w sobie rozumienie feminizmu i partnerstwa, wszak jedną z przyczyn rozpadu jej związku było partnerstwo - mąż wyraził zgodę na pełnoetatową opiekę nad dziećmi, po czym zmienił zdanie (i odszedł, nie rezygnując oczywiście, ale pozostając "na pół etatu"). I tak naprawdę przebudowuje siebie, jak wcześniej po urodzeniu dziecka, kiedy znikła bezpowrotnie osoba bezdzietna, ze swoim postrzeganiem świata. Teraz nie potrafi już (przynajmniej nie od razu) przejść do perspektywy singla. Musi uwierzyć w siebie jako niezależną jednostkę (nie część rodziny), znaleźć nowy sposób na życie. Musi poukładać świat dzieciom, bo te wcale nie radzą sobie łatwiej z rozwodem tylko dlatego, że rozwody się zdarzają innym. To, co ją wytrąca z równowagi, to przejście ze społecznie cenniejszej roli uczestniczki do roli obserwatorki, na marginesie, patrzącej na rodziny jak przechodzień zaglądający przez oświetlone okna do domów:

Zaczynam zauważać, że znajdujący się tam ludzie wyglądają na zewnątrz. Widzę spoglądające ku oknu żony i matki. Sprawiają wrażenie zadowolonych z życia, szczęśliwych, spełnionych: są dobrze ubrane, atrakcyjne, mają u boku mężów i dzieci. A mimo to, formując ustami słowa kolęd, rozglądają się dokoła. Tak jakby czegoś im brakowało albo coś je zastanawiało. Doskonale pamiętam, jak to było być jedną z nich. Czasami któraś z tych kobiet obrzuca mnie wzrokiem i na chwilę nasze spojrzenia się stykają. Ale zdaje sobie sprawę, że kobieta, która przez moment patrzyła mi w oczy, wcale mnie nie widzi. Nie dlatego, że nie chce czy stara się mnie nie widzieć. Po prostu dlatego, że wewnątrz jest tak jasno, a na zewnątrz tak ciemno, że kiedy jest się w środku, nie widać, co jest za oknem, nie widać zupełnie nic.

Ostatni krótki rozdział książki zaburza harmonię, bo narratorką zostaje Sonia, młoda Litwinka, która po próbie samobójczej przyjeżdża do Wielkiej Brytanii, żeby zostać au pair. Zagubiona w obcym kraju, ze słabą znajomością języka, wchodzi do rodziny na progu rozpadu. Obserwuje osobę, która "ma wszystko" - dom, męża, pracę, dzieci, kontakty - jak zapada się w depresję po rozstaniu z mężem.

Inne tej autorki, a tu można przeczytać skandalizujący artykuł, stanowiący bazę późniejszej książki.

#86

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 31, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, beletrystyka, panie - Skomentuj


John Fowles - Mag

Lata 50. Nicholas Urfe, 25-letni absolwent prestiżowej brytyjskiej uczelni, nie wie za bardzo, co ze sobą w życiu zrobić, wybiera więc posadę nauczyciela angielskiego na greckiej wyspie Phraxos; krótki wywiad z poprzednim nauczycielem tamże budzi jego ciekawość. W międzyczasie wdaje się w nic dla niego nie znaczący romans z Alison, poznaną na przyjęciu australijską stewardesą. Są ze sobą kilka tygodni, ale kiedy przychodzi rozpoczęcie roku szkolnego, Nicholas bez żalu pakuje się i wyjeżdża na wyspę. Czuje się wyalienowany, nie angażuje się w życie szkoły, nie nawiązuje przyjaźni, po części z poczucia wyższości, po części z zawieszenia, poczekalni. To, co budzi go z powrotem do życia, to spotkanie z Mauricem Conchisem, równie tajemniczym, co bogatym mieszkańcem wyspy - przez niektórych oskarżanym o kolaborację podczas wojny. Conchis proponuje mu gościnę, ale na swoich warunkach: Nicholas będzie uczestniczył w opowieści, ale nie będzie mógł zadawać pytań i w każdej chwili będzie mógł odejść, tyle że wtedy nie pozna końca historii. Nicholas traktuje to jako zabawę aż do momentu, w którym pojawia się Lily, aktorka obsadzona przez Conchise’a w różnych rolach - od ducha swojej zmarłej narzeczonej, przez schizofreniczkę leczoną przez Conchise’a-psychiatrę czy wreszcie brytyjską aktorkę, zakochującą się w Nicholasie bez wiedzy zleceniodawcy. Opowieści milionera i gra prowadzona przez niego zaczyna być coraz bardziej dramatyczna, a młody człowiek traci kontrolę nad swoim życiem; jego obsesją staje się wyjaśnienie całej historii nawet kosztem bólu, jakiego przy tym zazna.

Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki. Ani nie polubiłam nihilistycznego Nicholasa, ani Conchise’a, bawiącego się w bliżej nieokreślonym celu w boga i sędziego. Nie wierzę w umiejętność prowadzenia ludzi na uwięzi i grania na ich instynktach z nudów (bo Nicholas nie był pierwszym “obiektem” Conchise’a, był - i owszem - najciekawszym), nie wierzę w oplecenie kogoś siatką ułudy, żeby ten odkrył w sobie coś ważnego. Dużo filozofowania o kondycji ludzkości, która uwolniona z konieczności dbania o byt, popada w egoizm i autoerotykę, tracąc jakiekolwiek zainteresowanie światem, bezinteresownością i budowaniem zdrowych, wzajemnych kontaktów, nie poprawia przyjemności z lektury. I przy tym wszystkim to nie jest zła książka, tylko we mnie zdołała niczego pozytywnego wzbudzić.

Inne tego autora:

#85

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 27, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Kate Atkinson - Transciption

Życie Juliet Montgomery pokazane jest w trzech odsłonach - w 1981 roku niespełna 60-letnia Juliet w dramatycznej chwili przypomina sobie swoją przeszłość: tę z 1940, z czasów, kiedy jako 18-latka pracowała w Secret Service i tę 10 lat późniejszą, kiedy już dojrzała 28-latka była producentką radiową w BBC. Książka zbudowana jest jak lejek - wspomnienia przenoszą Juliet najpierw do 1950 roku, kiedy to spotyka na ulicy Godfreya Toby’ego, kogoś, kto w przeszłości był dla niej ważny, ale teraz jej nie poznał. To z kolei przenosi ją (i czytelnika) do 1940 roku. Jak większość Brytyjczyków, w 1940 roku (kiedy dotarła do Wielkiej Brytanii groźba, że Hitler jednak jest dla nich też potencjalnie niebezpieczny) wciągnęło ją Ministerstwo Wojny i po dziwnej rozmowie “rekrutacyjnej” trafiła najpierw za biuro do obsługi i archiwizowania przychodzących na tony dokumentów, a potem wybrano ją do tajnej akcji. Miała spisywać transkrypcje (stąd tytuł) rozmów agenta MI5 Toby’ego, który udawał agenta gestapo i dzięki temu sprytnemu zabiegowi przechwytywał informacje londyńskiej Piątej Kolumny[1]. Dla Juliet to też wejście w świat fikcji i udawania; szybko zostaje zaangażowana w inwigilację środowiska dam wspierających Hitlera, udając ich sojuszniczkę. I ogromna chęć bycia kochaną przez swojego bezpośredniego szefa, Perry’ego. Na początku 18-latka traktuje to jako przygodę, ale w pewnym momencie dociera do niej, że weszła w świat wojny równie brutalnej co ta na froncie. Po 10 latach, chwilę po wyrywającym ją ze spokojnej równowagi spotkaniu z agentem Tobym, dostaje anonim, który burzy jej spokój całkowicie. Okazuje się, że koniec wojny wcale nie oznaczał ani dla MI5, ani dla Juliet złożenia broni.

Nie wiem, jak Atkinson (a wcześniej Willis czy Morton) to robi, ale wojenny Londyn jest absolutnie realny, codzienne życie - grzanie wody na herbatę, zasypianie z mgłą za oknem, ludzie mijani na ulicy. Również ten powojenny - wczesne lata BBC, egzotyka programów nadawanych na żywo czy na “pół” żywo, które mogły zniknąć na zawsze wraz ze zgubioną taśmą; to też przypomina mi rejwach w opowieściach Willis o organizacji podróży w czasie. Mimo to nie jest to moja ulubiona książka - ma wadę współdzieloną przez chyba wszystkie książki szpiegowskie: dwuznaczność moralną postaci (bo czy zabicie wroga systemu automatycznie zdejmuje z kogoś odium mordercy?), ciągnące się bez końca zależności i uwikłania czy odpowiedzialność za swoje czyny (nawet wykonane jako polecenie służbowe!). I zakończenie. Nie polubiłam zakończenia.

[1] To w ogóle ciekawy wątek - brytyjska szlachta była gęsto spowinowacona z niemiecką (patrz chociażby drzewo genealogiczne rodziny królewskiej), dodatkowo sporo ludzi u władzy uważało, że będzie bezpieczniej dla kraju zostać sojusznikiem Rzeszy.

Inne tej autorki tutaj.

#83

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 1, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


John O’Farrell - Mężczyzna, który zapomniał o swojej żonie

Ogólnie wiadomo, że mężowie z czasem przestają słuchać swoich żon (pozdrawiam!) oraz zapominać o ważnych rzeczach związanych z domem, dziećmi i żoną (rocznica ślubu, zrobić zakupy, powiesić oprawione zdjęcia). Vaughan zapomniał nagle o wszystkim - kim jest, gdzie mieszka, gdzie pracuje, że w ogóle ma żonę i dzieci (zachowując jednak pamięć o otaczającym świecie czy technologii). Zatarła się ta część pamięci, która przechowywała sprawy prywatne. W szpitalu, kiedy już lekarze uwierzyli, że nie symuluje, przypomniał sobie numer telefonu do swojego najlepszego kumpla[1] i zaczął powoli odzyskiwać swoje życie. Nie nastroiło go pozytywnie to, że piękna kobieta, przedstawiona mu jako jego żona, nienawidzi go i właśnie się z nim rozwodzi. Problemy się zaczęły mnożyć, kiedy rozpoczął odkrywać kolejne urywki ze swojej historii, bo okazało się, że był (jest?) osobą antypatyczną, nieprzyjemną i często powodującą konflikty, znienawidzoną w szkole, w której uczył historii. Kiedy z zewnątrz, bez zaangażowania emocjonalnego zaczął oceniać swoje zachowanie np. na filmie nagranym podczas rodzinnego grilla, dotarło do niego, że jego żona podjęła sensowną decyzję o rozstaniu. Czując, że jest zupełnie innym człowiekiem niż był, próbuje więc - mniej lub bardziej zgrabnie - ratować swój związek.

Jest to, jak inne tego autora, książka humorystyczna (ale bez drwiny, serio zabawna[2]), nie spodziewałam się moralitetu i realności zachowania. Pomysł próby odtworzenia swojego życia przez publicznie dostępną stronę w Wikipedii są urocze, podobnie wspomnienia, wyciągane z niepamięci. Trochę scen wzruszających, trochę wymagających silnego kołka do zawieszania niewiary, trochę gorzkich (z dziećmi, świadkami walki rodziców). Nieźli bohaterowie drugoplanowi (wspomniany kolega-moron czy nadaktywna teściowa). Rozwiązanie fabularne finału jest dość karkołomne, ale to nie szwedzki kryminał, tylko angielska klasa średnia.

[1] Który był, oględnie mówiąc, moronem. Wyobraźcie sobie, że Wasz najlepszy przyjaciel traci pamięć, o czym mu mówicie? O swoim życiu prywatnym i wspólnych balangach, kłamiąc co jakiś czas dla zabawy, czy jednak rozpoczynacie od tego, gdzie mieszka, z kim jest w związku, że ma dzieci, umierającego ojca w szpitalu? No właśnie.

[2]

Spojrzeli na siebie, delikatnie potrząsnęli z irytacją głowami i wrócili do szukania podobieństw pomiędzy moim wyglądem a zdjęciem [zaginionej] nastolatki, sikha i Jacka Russella terriera, który jak przynajmniej przyznali, znalazł się w niewłaściwym segregatorze.
Dopiero koło czterdziestki jest czas, by wreszcie złapać oddech, przeanalizować wszystko i zastanowić się, w jakim jest się punkcie i co się osiągnęło. I wtedy zdajemy sobie sprawę, że jest to dalekie od tego, na co liczyliśmy i leniwie oczekiwaliśmy, że samo z siebie się wydarzy. Czterdziestka to Dekada Rozczarowań.

Inne tego autora tutaj.

#82

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 27, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, beletrystyka, panowie - Skomentuj