Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o beletrystyka

Lauren Groff - Wyspa kobiet

Wiek XII, czasy krucjat i burzliwych wojen w Europie. Na tronie Anglii i Francji zasiada kobieta, Eleonora Akwitańska, ale to nie ona jest właściwą bohaterką książki. Nastoletnia bękartka Marie, przyrodnia siostra króla (nie ważne, że z gwałtu), brzydka, za wysoka i niezgrabna, chodzi za królową jak wierny piesek, ale jej miłość nie jest odwzajemniona. Gorzej, królowa z niej otwarcie szydzi, a potem wysyła ją do zapyziałego klasztoru w Anglii, żeby tam niewygodna dziewczyna o dziwnych, nienaturalnych skłonnościach do innych kobiet, dokonała żywota. Klasztorem rządzi niewidoma ksieni, panuje okrutny głód, spowodowany ubóstwem, zakonnice są dziesiątkowane przez choroby, a dodatkowo nad nowicjuszkami znęcają się nieprzyjemne nadgorliwe funkcjonariuszki zakonne. Marie, początkowo zamrożona w środku, chora z miłości do odrzucającej jej królowej, usiłuje wyrwać się z zakonu, śle list za listem, ale w pewnym momencie dociera do niej, że nic nie zmieni jej losu. Nagle budzi się w niej organizatorka i opiekunka, zaczyna reformować klasztor, do którego ściągają równie jak ona dziwne kobiety. Ma widzenia, podczas których wpada na ryzykowne pomysły typu budowa labiryntu, dzięki któremu kobiety są chronione przed zewnętrznym, nieprzyjaznym światem czy sposoby na uzyskanie pieniędzy na rozwój (i podatki).

To utopia o średniowiecznym świecie dla kobiet, gdzie - dzięki wyrzuconej poza nawias Marie - mogły znaleźć spokojną przystań i ujawnić swój potencjał. Zabezpieczone przez głodem, gwałtem i przemocą, mogą albo zostać w klasztorze, albo zostają ożenione na dobrych warunkach. Jest to, zaskakująco, powieść homoerotyczna, oczywiście na miarę średniowiecza. Postaci historyczne mieszają się ze zmyślonymi, Eleonora Akwitańska i Maria z Francji żyły w tym samym czasie, obie dokonały żywota w klasztorach, ale czy ich losy tak się układały, jak opisuje Groff - nie wiadomo. Bardzo wciąga, ale nie jest to raczej moja ulubiona powieść tej autorki.

Inne tej autorki.

#92

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek sierpnia 22, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie - Skomentuj


Dave Eggers - Hologram dla króla

Alan Clay, starzejący się konsultant z kiepską opinią, dostał życiową szansę od firmy Reliant - ma przygotować prezentację hologramowego połączenia z Londynem dla króla Abdullaha, władcy Arabii Saudyjskiej; kiedyś znał bratanka króla i liczy, że da mu to jakieś fory w przetargu. To wielkie wyróżnienie i ogromna okazja, problem w tym, że na miejscu okazuje się, że reklamowane jako najnowocześniejsze miasto, KAEC, to trzy budynki pośrodku pustyni z niewielką szansą na dokończenie wiecznej budowy[1], zamiast prestiżowej sali konferencyjnej firma Alana zostaje umieszczona w namiocie ze szwankującą klimatyzacją i kiepskim wifi, a dodatkowo nikt nie ma czasu, żeby z Reliantem rozmawiać, nie wspominając o tym, że król jest dość zajęty, a o jego planach na dany dzień pracownicy Alana dowiadują się jako ostatni, mają czekać w gotowości, aż może któregoś dnia król się pojawi. Doprowadza to Alana do szału, rzuca się więc w rozpamiętywanie wszystkich swoich życiowych porażek - rozwodu, utraty kolejnych posad, utraty zdolności kredytowej przez kartę Banana Republic, braku oszczędności, przez co nie może zapłacić za studia córki, pogardy ze strony ojca, wreszcie rosnącego guza na karku. Zaprzyjaźnia się Jusufem, kierowcą wożącym obcokrajowców, dzięki czemu poznaje Arabię od mniej formalnej strony oraz trafia do szpitala na usunięcie rozgrzebanego po pijaku guza. Prezentację finalnie się udaje przeprowadzić, po czym w zasadzie następuje koniec książki.

Można książkę odbierać jako studium porażki na różnych poziomach - osobistym (Alan i jego przyjaciel Charlie) i ogólnonarodowym (KAEC i ludzie żyjący w Arabii Saudyjskiej pod twardymi rządami monarchy absolutnego), można - absurdalnie - potraktować ją jako dającą nadzieję, że z każdej sytuacji da się znaleźć wyjście (również ostateczne, jak Charlie), a nieudane podejścia najwyżej zasypie pustynia. Czyta się bardzo dobrze, ale jak w przypadku innych książek tego autora, trudno powiedzieć, po co ta książka została napisana.

[1] I rzeczywiście - po śmierci króla projekt został zarzucony.

Inne tego autora.

#87

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 5, 2022

Link permanentny - Tagi: 2022, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Zofia Bystrzycka - Zamknięte oczy

Karol Kresz ma 41 lat i jest urzędnikiem. Kiedyś był ambitny i po linii Partii, teraz przejrzał na oczy i raczej jest zniechęcony i widzi wszystko tylko w czarnych barwach. Julia Kreszowa ma 34 lata i jest aktorką. Niezbyt dobrą, ale jeszcze młodą i ładną, chociaż to ostatni dzwonek dla niej (sic!). W domu Kreszowie się mijają, ona nie słucha jego narzekania, on nie słucha jej opowieści o teatrze. Wisi nad nimi, a w zasadzie nad Julią, niewypowiedziany żal o to, że Karol sześć lat wcześniej pozwolił jej na aborcję. Powtórzę, on jej pozwolił: “Wchodziła w zawód aktorki — ciąża przerwałaby jej pracę na wiele miesięcy. Więc właściwie sama dziecka nie chciała — ale teraz wiedziała tylko to, że Karol mógł je uchronić od zniszczenia. Gdyby bardzo chciał, gdyby kazał jej uwierzyć, że to dziecko jest im potrzebne do miłości. Ale Karol milczał, właściwie nie miała z nim trudności. Pytała go z wahaniem ukrytym pod decyzją, a on od razu uznał, że inaczej być nie może. Mówił nawet, że jeszcze zdążą, że na razie dziecko powikła im życie”. Jak się łatwo domyślić, ona trafia na swojego dawnego kochanka, Tadeusza, z którym wdaje się w namiętny romans, on zaczyna rozmawiać ze swoją sekretarką, myszowatą panną Jadzią, bo tylko ona go rozumie. Uczucie Julii do zaborczego Tadeusza jednak szybko wysycha, użala się więc nad mężem, który wygląda na chorego i do ich związku wraca dawne przywiązanie.

Niestety, nie jest to kryminał! W międzyczasie autorka miota się między przedstawieniem udręki Karola, który nie jest szanowany w swoim biurze, a detalicznym opisywaniem szczegółów pracy w teatrze - intryg, przygotowań do premiery, humorzastego reżysera, który sypia z jedną z aktorek, zakrapianych imprez i miłostek. Zapewne może to być ciekawe dla tych, którzy pamiętają przełom lat 50. i 60. oraz potrafią odszyfrować postaci ludzi teatru - nieutalentowaną młodą aktorkę, która zawraca głowę staremu, przebrzmiałemu gwiazdorowi, dobrą aktorkę z brzydkimi nogami, apodyktycznego reżysera, starą damę, której wiek już się nie liczy, bo ma szacunek; mnie oba światy znudziły. Podobnie jak przemyślenia na temat “zdobywania” kobiet i różnicy między miłością a prostytucją. Ja przeczytałam, wy już nie musicie.

Się robi zakupy: oczywiście tylko kobiety, wystają długo i cierpliwie w kolejnych sklepach, a w efekcie kupują niewiele i kiepskiej jakości, przez co mężowie z dezaprobatą skrzywią usto nadobne.

Się je: zupę w domu, sałatkę i wędlinę na bankiecie, buraczki, “płaskie mięso w wieńcu jarzyn”, keksy, jabłka.

Seksizm powszedni: kult młodości - kobiety tylko wtedy są wartościowe, kiedy są młode.

„Powinna się trochę malować — pomyślał inżynier. — Dziewczyna, która dzisiaj nie podkreśla twarzy, wygląda na chorą wśród tych wszystkich kolorowych kobiet".

Inne z tej serii.

#78

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 10, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panie, z-jamnikiem - Skomentuj


Jaroslav Rudiš - Koniec punku w Helsinkach

Trzy przecinające się historie, które w zaskakujący sposób się łączą w finale, ale nie aż tak zaskakujący, żeby było to magiczne. Ole, właściciel baru o nazwie Helsinki w bliżej nieokreślonej niemieckiej miejscowości w dawnych NRD, współcześnie boryka się z problemem lokalowym i ze swoim życiem - nieumiejętnością bycia w związku, życiowymi porażkami, brakiem kontaktu z nastoletnią córką. Utrzymuje tylko przyjaźń z coraz bardziej odklejonym od rzeczywistości Frankiem, który przypomina mu o dawno zapomnianych czasach - byciu punkiem w latach 80. w socjalistycznych Niemczech. Ole wchodzi w dygresję za dygresją, a za swoje niepowodzenia życiowe obwinia jedną sytuację, kiedy pogranicznicy rozdzielili go z anonimową Czeszką, nazwaną przez niego Nancy. Druga historia to pamiętnik “Nancy” (w finale wyjaśnia się, skąd się wziął), nastolatki z Jesenika lat 80., punkówy z kogutem na głowie, skłóconej z rodzicami i szkołą, fanki Sex Pistols, której marzeniem był związek z nieco starszym od niej Helmutem i koncert Toten Hosen. Trzecia, najkrótsza, to strumień świadomości nastolatki współczesnej, anarchistki, zbuntowanej przeciwko ludziom atrakcyjnym, a atrakcyjni teraz są wszyscy nawet ci, którzy w latach 80. byli “pancurami” i walczyli z systemem muzyką, ćpaniem i abnegacją. Anarchistka ukradkiem sadzi rośliny w betonowej dżungli, sprejuje napisy, ale też eskaluje, podpalając samochody. Ole przypadkiem na nią wpada (i wtedy wyjaśnia się, żr gb wrtb póexn) i to daje mu sumpt do próby odnalezienia “Nancy” i odkupienia swojego zaniedbania.

To nie tak, że współczesna historia zastępowalności pokoleń i mentalnej zmiany w pojmowaniu anarchii jest nieciekawa, ale clou tej książki to zapis bujnych lat 80. w ujęciu czeskim, z zamkniętymi granicami, polską “Trójką” jako źródłem muzyki alternatywnej, sprowadzaniem płyt przez rodzinę w Reichu, wąchaniem kleju, służbą zastępczą i obowiązkowym wojskiem, od czego nie zwalniały poglądy. Finał, jak wspomniałam, nie jest cudownym zbiegiem okoliczności - Ole udaje się na poszukiwanie “Nancy”, ale dociera tylko do gospodarstwa przy granicy, gdzie w stodole spędził z Nancy jedyną noc przed rozstaniem, znajduje jej panczurowski plecak, a w plecaku pamiętnik. Czy będzie szukał dalej i czy znajdzie, tego autor nie wyjaśnia.

Językowo świetne, z naleciałościami językowymi właściwymi do epoki (dwujęzyczna Czeszka z lat 80. stosuje mieszankę z niemieckim, współczesna nastolatka dokłada już słowa angielskie), natomiast błędne i niestety wielokrotne użycie słowa "boruta" zamiast "poruta" za każdym razem mnie otrząsało i kazało zadawać pytanie, gdzie był redaktor.

Inne tego autora.

#77

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 5, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Paweł Huelle - Weiser Dawidek

Gdańsk, lata 50. Wojna jeszcze rezonuje we wszystkim, wszędzie gruzy i - jak się dobrze poszuka - można znaleźć niewybuchy czy ukrytą broń. Trzech chłopców - Piotr, Szymon i bezimienny Heller (narrator) - są brutalnie przesłuchiwani przez nauczyciela-psychopatę, kierownika szkoły i milicję, dorośli chcą poznać szczegóły ostatniego dnia, kiedy zniknęli ich towarzysze zabaw - Weiser Dawidek[1] i Elka od Wiśniewskich. Elka znajduje się kilka dni później, ale żadnego śladu po Weiserze nie ma, co nie do końca jest dziwne, bo chwilę przed zniknięciem niespodziewanie wybuchł ładunek, który Weiser próbował odpalić ku uciesze swojej i kolegów. Narracja przeplata się między wydarzeniami tego ostatniego lata - morzem pełnym cuchnących, martwych ryb, nudzie wakacji, dorosłymi krążącymi między pracą, knajpą a kościołem, wspomnianym już przesłuchaniem i refleksją narratora po latach, przez które nieustająco sam szukał odpowiedzi, co się rzeczywiście stało z Weiserem. Bo zniknął i nie został po nim nawet strzępek ciała, ale Heller nie wierzy, że przypadkowy wybuch mógł chłopca zabić, nie po tym, jak widział, że Weiser umie lewitować, że poskromił w zoo dziką panterę, że samodzielnie wygrał mecz z chłopakami z koszar, że umiał robić cuda z eksplozjami i jak nikt znał się na broni. Problem w tym, że żaden z jego przyjaciół nie chce o Weiserze rozmawiać, nawet po latach - Piotr nie żyje, znamiennie zastrzelony podczas zamieszek w 1970, Szymon wyjechał i jest gdzie indziej, a Elka, która z Weiserem była najbliżej, mieszka w Niemczech i już jest zupełnie inną osobą niż ta dziewczynka w czerwonej sukience.

Zapewne nie do końca zrozumiałam geniusz tej książki, jej starotestamentowe odniesienia, bogatą mitologię, ten dyskurs o ulotności i subiektywności pamięci, o dorastaniu i utracie dziecięcej naiwności i wiary, że jest ktoś taki jak Dawidek, który wszystko potrafi, nawet rzeczy niewyobrażalne. I o inności, gdzie wśród zwykłych polskich dzieciaków pojawia się ktoś ewidentnie obcy, kto jako jedyny nie chodzi na religię, ale zamiast pariasem staje się w nudne, puste wakacje osobą najbardziej pożądaną, niesamowitą. Na poziomie typowo literalnym to dygresyjna opowieść o dorastaniu w powojennej rzeczywistości, gdzie życie dzieci było całkiem odklejone od świata dorosłych, a ten nie do końca zrozumiały świat obserwowany był przez dzieci jak kino - pijany pan Korotko, nauczyciel M-ski oddający się dziwnym praktykom seksualnym w ukryciu łąk i pól, natrętna, zabobonna religijność proboszcza Dudaka skontrastowana z mistycyzmem Żółtoskrzydłego, uciekiniera z lokalnego domu wariatów, prawie że ukamienowanego przez tłum, konflikty między robotnikami z portu a wojskowymi. Oranżada w krachli, czerwona lepsza niż żółta, ale dopóki nie otworzysz butelki, nie wiesz, na jaką się trafi.

Nieustająco uwielbiam, jak Huelle potrafi w język. Zupełnie nie nuży mnie powtarzanie tych samych fraz i motywów, dokładnie słyszę tę narrację w głowie czasem, ten bieg nieuporządkowanych, surowych myśli, gdzie dialog przecina nagle wspomnienie albo coś nawraca uparcie i pcha się na pierwszy plan, mimo że nie chcę już o tym myśleć. Jak on to zgrabnie umie zapisać, że wydaje się to tak łatwe i naturalne, nic tylko usiąść i spisać swoją historię. Tyle że to jednak nie takie łatwe, więc pozostaję w zachwycie. Nb. zaczęłam czytać Huellego w Boże Ciało, w dzień, w którym zaczyna się akcja książki. Przypadek?

[1] Powidoki mam tu po szkole, gdzie nazwisko zawsze przed imieniem.

Inne tego autora tu.

#75

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 25, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Patrick deWitt - Bracia Sisters

Są książki, o których od początku wiesz, że będą rozczarowaniem, ale jednak przez nie brniesz, bo może jednak coś zaskoczy miło. W końcu autor nagradzany, ląduje wysoko w rankingach, krytycy się prześcigają w pochwałach, padają słowa typu "dekonstrukcja", "mistrzowski hołd", "wyrafinowany humor"... No to tutaj to nie jest ta sytuacja, podobnie rozczarowana byłam niektórymi filmami, które dostały Oskara. Mam jeszcze drugą książkę tego autora, "Podmajordomusa Minora" i tak się zastanawiam, czy oddać bez czytania.

Dwóch braci - Eli i Charlie Sisters - jedzie do Kalifornii ze zleceniem, mają zabić złodzieja, który podobno okradł ich szefa, złowrogiego Komandora. Po drodze mają różne przygody - upijają się, kogoś okradają, ktoś ich okrada, spotykają się z przypadkowymi ludźmi, co zwykle kończy się zabiciem rozmówców, a przynajmniej ich ciężkim pobiciem, Eli ma różne rozkminy oraz czasem startuje do pań, Charlie rozkmin raczej nie ma, za to ma szybką rękę i krótki loncik. Docierają do Kalifornii, po rozmowie z poszukiwanym celem decydują, że jednak zabicie człowieka jest nieuzasadnione, więc dołączają do niego, co jednak ma pewne konsekwencje. Najpierw wzbogaceni, potem okradzeni, wracają do rodzinnego domu. Koniec. Serio, patrzyłam na ostatnią kartkę i zastanawiałam się, po co ja to czytałam; nie będę streszczać wszystkich podłych rzeczy, które bohaterowie zrobili bez żadnego powodu, wszystkich drastycznych opisów typu odcinanie ręki, umieranie w męczarniach czy okaleczanie zwierzęcia, to pewnie ten sławetny czarny humor.

#74

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 20, 2022

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2022, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2