Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Reni Eddo-Lodge - Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry

Eddo-Lodge pokazuje w zbiorze swoich esejów smutną rzeczywistość niebiałych Brytyjczyków - bez względu na to, gdzie się urodzili (a sporo z nich jest rodowitymi Brytyjczykami, których tym bardziej boli uprzejma propozycja, żeby “wrócili do siebie”), nigdy, jeśli nie wprowadzi się w rzeczywistości społecznej zmian, nie będą równoprawni białym Brytyjczykom. Punktem wyjścia dla autorki jest feminizm, ale nie ograniczający się do równouprawnienia kobiet, a równouprawnienia wszystkich - kobiet, mężczyzn, czarnych, brązowych, pełnosprawnych i niepełnosprawnych, heteroseksualnych i z całego spektrum LGBT+. To, w jaki sposób odbierani są ludzie o innym niż normalny (sic!) kolor skóry - „domyślny znaczy biały. Czarność oznacza, że ktoś jest »inny«, a co za tym idzie – podejrzany”; ”Mówią nam, że czarni aktorzy i aktorki w rolach głównych bohaterów są nierealistyczni” - wymaga zrezygnowania z “białego przywileju” i rasizmu wbudowanego ze strachu i w obawie o utratę tożsamości przez białych. Efektem takiej budowy społeczeństwa jest klasizm, gdzie tylko szczególnie zdeterminowane jednostki mogą wskoczyć poziom wyżej, przy czym zawsze będą określani “jak na niebiałego jest całkiem…”. Obserwacje wsparte są o rys historyczny - skąd się wzięła Czarna Brytania: kolonializm, niewolnictwo, wcielanie “poddanych korony” do brytyjskiej armii na frontach I wojny światowej jako opcji na awans społeczny.

Tytuł jest przewrotny - to nie autorka chce przestać dyskutować, tylko biali nie chcą być (jeszcze) partnerami do dyskusji. Próba zmiany istniejącego systemu to dla nich utrata wszystkiego, na co pracowali ich przodkowie - przodownictwo białej rasy, a na to nie można pozwolić, bo jak.

Do książki dołożone jest posłowie Moniki Bebako o ksenofobii (również w stosunku do zakorzenionych w kulturze Żydów, bo ciemnoskórych jest znacząco mniej) w polskiej tożsamości.

#63

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 20, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, reportaz - Skomentuj


Better Things

Sam Fox jest aktorką i samotną matką, zarabia na dom i byłego męża (który miał lepszego adwokata i to on dostaje alimenty zamiast łożyć na córki) i wychowuje swoje trzy córki w Los Angeles. Wchodzi właśnie w wiek średni, co oznacza, że przestaje być widzialna dla przemysłu rozrywkowego, kto chciałby oglądać kobietę w okolicy menopauzy. Do nieustającego martwienia się o byt dochodzi kwestia opieki nad matką - narcystyczną Phil, skrajnie nieodpowiedzialną hoarderką. Dookoła kręcą się przyjaciele i znajomi. Serial nie ma w zasadzie jakiejś konkretnej akcji, to taki uroczy snuj o kobiecej perspektywie na wiele rzeczy: feminizm, menopauzę i kryzys wieku średniego u kobiet (na który nie pomaga kupno nowego samochodu i 30 lat młodszy partner), przepracowanie rozwodu, relacji damsko-męskich czy wreszcie burzliwego wchodzenia dzieci w okres dojrzewania. To też opowieść o codzienności - gotowaniu, walce z zatykającym się sedesem, odbieraniu dzieci z zajęć, radzeniu sobie z coraz bardziej niesprawną fizycznie seniorką czy wreszcie ze swoimi problemami zdrowotnymi

Sam (grana przez fantastyczną Pamelę Adlon[1]), elokwentna i ironiczna, nie jest kopią męskich bohaterów (a takie zarzuty padały między innymi dlatego, że serial produkował i w dwóch pierwszych sezonach pisał scenariusz Louis CK). Mimo wielu lat w showbiznesie - grze w filmach, podkładaniu głosów, w teatrze - ciągle musi udowadniać, że jeszcze się nadaje (i czasem przegrywa sromotnie, kiedy bardziej znane nazwisko pojawia się na afiszu albo musi uczestniczyć w castingu do dubbingu postaci, którą grała przez 10 lat i… zostaje zastąpiona przez technikę cyfrową). Uczy swoje córki szacunku dla siebie samych, bo chociaż w ten sposób może naprawić zaniedbania z czasów swojego dorastania z, oględnie mówiąc, skupioną na sobie matką. A łatwo nie jest, bo każda z córek jest inna; najstarsza Max daje matce w kość swoim dorastaniem, młodsza Frankie, androgyniczna artystka, chce się uwolnić z domowej nadopiekuńczości, wreszcie najmłodsza Duke jest jednocześnie najbardziej urocza, ale też najbardziej potrzebuje wsparcia. W tle pojawia się duch zmarłego ojca Sam, bon vivanta, który ją zawsze wspierał, dopóki był; dialogi Sam z ojcem są urocze. W ogóle uwielbiam serial za dialogi - ostre, mądre, gdzie bez konwenansów mówi się o miesiączce, śmierci, depresji, strachu i samotności.

Bardzo się cieszę na kolejny - piąty - sezon.

[1] Jak już wspominałam na FB, totalnie mogłaby mnie grać w serialu o moim wspaniałym życiu.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 19, 2020

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Elizabeth von Arnim - Elizabeth i jej ogród

W 1896 roku do majątku Nassenheide pod Szczecinem przyjeżdża z pruskim mężem i trójką małych dzieci Elizabeth, Brytyjka pochodzenia australijskiego. Małżeństwo nie jest zbyt udane, bo mąż jest sztywny w poglądach na życie i role społeczne, Elizabeth cieszy się więc, że jej pan wyjeżdża często w interesach, zostawiając ją sama z największą, nawet przed dziećmi, miłością - ogrodem. Tu metodą prób i błędów, bo ziemia kiepska, światło niekoniecznie korzystne, a dodatkowo kolejni ogrodnicy mają swoje przyzwyczajenia inne niż fanaberie nieco egzaltowanej dziedziczki (jeden nawet jest chory psychicznie), usiłuje z zaniedbanego gąszczu zrobić kwiatowy raj. W recenzjach czytałam, że to “najnudniejszy kawałek książki, bo co kogo obchodzi sadzenie i odmiany róż”, więc jeśli ktoś się nastawia w tym pamiętnikarskim zapisie - od maja do kwietnia kolejnego roku - na wyrafinowaną akcję, to się rzeczywiście rozczaruje. Elizabeth fantastycznie opisuje swoje starania ogrodnicze, często autoironicznie, swój zachwyt przyrodą, która jest dla niej ratunkiem od oschłego męża (jak potem można przeczytać w źródłach, pozbawiającego ją na mocy pruskiego prawa zarobków za napisane książki) czy konwenansami.

Między wierszami jednak jest sporo o realiach epoki, przedstawianych często w ostrych opiniach męża Elizabeth, nie bez powodu zwanego Gniewnym. Niżej urodzeni powinni znać swoje miejsce w hierarchii, zarabiając grosze za pracę dla państwa i ciesząc się jak dzieci z drobnych prezentów, kobiety są od rodzenia dzieci, do czego są przystosowane tak, że nie czują bólu, tylko przyjemność, poza tym trzeba je regularnie bić, wtedy porządek świata będzie utrzymany. Elizabeth opisuje sąsiadkę, drobną bogobojną Niemkę, która twardą ręką trzyma swoją służbę, nie szczędząc im wychowawczych razów, oczywiście tylko dla ich dobra. Unika znajomych ze swoich sfer, buntując się przeciwko “bywaniu” w wielkim świecie, tego samego chce dla swoich córek, bo naturę i ogród ma w większym poważaniu niż splendor. Wymuszone przez znajomych przewlekłe wizyty (zwłaszcza przypadkowych ludzi - nieprzyjemnej Minory) są do przetrwania tylko dzięki poczuciu humoru i ucieczce w ogród.

Jest kilka wydań tej książki na rynku, ja mam to (link niesponsorowany); w środku piękne ilustracje ogrodów i kwiatów. Mogłabym oczywiście zrobić zdjęcie, ale nie zrobiłam, a książkę pożyczyłam mamie.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 17, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, beletrystyka, panie - Skomentuj


Cytadela albo co się zmienia w niespełna dwa miesiące

[14.03.2020, dzień liczby Pi]

Chwilę przed tym, zanim nie było można. Wczesna wiosna, raczej chłodno, spotkałam A., ale grzecznie minęłyśmy się w odległości. Nikt nie spodziewał się lockdownu przestrzeni spacerowych, przemykania się w ukryciu do sklepu (byle nie po alkohol poniżej 70%, bo to nie jest towar niezbędny do życia, a wirusa nie odkazi), mandatów za myjnię samochodową i jazdę na rowerze czy kontrolę poziomu paliwa przed tankowaniem na stacji benzynowej. Moi decydenci, tacy rozważni i zapobiegliwi. Tyle że nie.

[6.05.2020]

Chwilę po, jak już było można. Późna wiosna, ciepło, choć wietrznie. Zablokowane place zabaw, ludzie raczej w rodzinnych grupkach, dwa buldożki wyrywają sobie patyk w ferworze radosnej bieganiny, kwitną kasztanowce, wiśnia i tulipany, bo jakiś czas temu pojawił się piękne i kolorowe Letnie Ogrody Cytadeli. Psychicznie czułam się jak wypuszczona z więzienia, chociaż zapewne promile i tak w powietrzu. Nie będzie tu narzekania na ani na powszechny obowiązek noszenia maseczek wszędzie, chociaż bardziej przemawia opcja z zakładaniem maseczki tam, gdzie większe skupiska ludzi i zamknięte przestrzenie, ani na noszenie maseczki wszędzie, tylko nie na nosie i ustach; fajnie było wyjść z domu.

GALERIA ZDJĘĆ.

PS Oraz powiedzcie, jak to jest - wszyscy chodzą na Cytadelę i widzą liczne wiewiórki. A ja nigdy. Na Sołaczu tak, owszem, ale na Cytadeli - nie, niente, nada, nicht. Przecież jestem sympatyczna, pachnę dość przyjemnie i mogłabym mieć orzechy w kieszeni (nie miałam, ale mogłabym mieć!).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 16, 2020

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: cytadela - Komentarzy: 2


Kristina Ohlsson - Wyścig z czasem / Papierowy chłopiec / Ostatnia sprawa Fredriki Bergman

Aktorami “Wyścigu z czasem” są Alex, Fredrika i Eden, szefowa Sapo, komórki do spraw walki z terroryzmem (Peder został zwolniony z policji po wydarzeniach z poprzedniego tomu). Po serii fałszywych ostrzeżeń o podłożonych bombach władze elektryzuje informacja z samolotu, który właśnie opuścił Sztokholm i kieruje się do Nowego Jorku, że na pokładzie jest bomba, która zostanie zdetonowana przy próbie lądowania, chyba że Szwecja zaniecha wydalenia z kraju mężczyzny, podejrzewanego o terroryzm, a USA zamknie tajne więzienie w Afganistanie. Problem w tym, że USA nie przyznaje się do tego więzienia, a negocjacje z terrorystami nie są mile widziane w żadnym kraju (a tak naprawdę nie ma z kim negocjować - samolot nie może wylądować w USA, bo zostanie zestrzelony, albo skończy mu się paliwo). Dla Alexa sytuacja jest tym trudniejsza, że na pokładzie samolotu drugim pilotem jest jego syn, a pierwszy pilot zachowuje się co najmniej podejrzanie. Drugim wątkiem są podejrzenia w stosunku do Eden, która przed laty miała romans ze szpiegiem z Mosadu, co w aktualnej sytuacji stawia pod znakiem zapytania jej przydatność dla Szwecji.

W ”Papierowym chłopcu” wraca wątek Izraela - ktoś zabija celnym strzałem nauczycielkę w sztokholmskiej gminie żydowskiej, a niedługo potem dwóch 10-latków z tej gminy zostaje uprowadzonych, a następnie zastrzelonych na polu golfowym. W obu przypadkach na miejscu zbrodni zostają znalezione kartonowe torby z narysowanymi twarzami. Rodzice chłopców nie współpracują mimo tragedii, więc to Alex z Fredriką muszą wyjaśnić wpływ legendy z izraelskiego kibucu na współczesność. Eden, która odżegnuje się od wydarzeń, zostaje w nie wplątana przez postać swojego byłego kochanka z Mosadu i - jak się okazuje - ojca jej córek. Peder wraca do akcji, ale nie pracuje w policji, tylko zostaje szefem ochrony we wspomnianej ciężko doświadczonej gminie żydowskiej.

”Ostatnia sprawa Fredriki Bergman” okazuje się być bardzo osobista dla Alexa i Fredriki. Przypadkowe morderstwa łączą trzy rzeczy - zamordowani otrzymują przed śmiercią książkę “Chcę wszystko naprawić”, sprawca zostawia list do Alexa oraz ofiary mają coś na sumieniu - czyjąś śmierć lub zaniedbanie, które do śmierci doprowadziło. Tropy już po raz kolejny prowadzą do Spencera, męża Fredriki, który - śmiertelnie chory - zostawia dwuznacznie sformułowany testament, w którym przyznaje się do przestępstwa i do chęci naprawienia tego. Autorka oczywiście wprowadza mylne ślady, dodając wątek zaginionej rodziny, która zamiast w Australii wylądowała uwięziona w zabezpieczonym z zewnątrz domu, dodatkowo też pojawiają się protokoły z przesłuchań post factum, kiedy wiadomo, że coś poszło źle. Mam wrażenie, że przez to dokładanie zmyłek książka jest dość chaotyczna, a od ¾ domyślałam się, kto będzie mordercą.

Redakcja lub tłumaczenie ostatniego tomu są niespójne z resztą cyklu - jedna z córek Eden, Dani, staje się synem, a wspomniane miejsce morderstwa z “Papierowego chłopca” zostało pomylone z miejscem z “Na skraju ciszy”. Drobne rzeczy, ale przeszkadzają.

Inne tej autorki tutaj.

#59-61

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 12, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, kryminal - Komentarzy: 6


Ewa wzywa 07 55-56-57

Jerzy Edigey - Gang i dziewczyna (Tajemnice jasnych “Warszaw”) #055

Spis osób:

  • Bożena Pautecka (24) - instrumentariuszka i pielęgniarka, żyje dzięki futrzanej czapie
  • Janina Ruszczykowa - spostrzegawcza mieszkanka z ul. Bukowej
  • Heniek Ruszczyk (14) - syn Janiny, szybki w nogach
  • starszy sierżant Włodzimierz Ciupała - pierwszy na miejscu wypadku
  • doktor Zygmunt Lepiński - zakochany w Bożenie
  • Stanisław Rogoziński - inżynier z gazowni, właściciel owczarka alzackiego o imieniu “Facet”
  • porucznik Stanisław Szafranowski - zwany „kolekcjonerem", zbiera raporty o przestępstwach
  • plutonowy Władysław Rogowski - asystent Szafranowskiego
  • major Krzyżewski - KW Wrocław, też mu kradną jasne “Warszawy”
  • major Wołodkiewicz - prowadzi dochodzenie w sprawie wypadku Pauteckiej
  • Krystyna Orłowska - pielęgniarka, pracowała trzy lata wcześniej z Pautecką
  • Zbigniew Drzewicki - kłopotliwy narzeczony Pauteckiej, niebieski ptak, ale przystojny
  • Janusz i Antoś - koledzy Zbyszka, ubrani na bogato, ale bez gustu
  • Władek - również kolega, do tego zwany “zawodowym podrywaczem”
  • Iwona - mewka z Ermitage’u

Zima 1970, Wejherowo. Najpierw województwie gdańskim, potem również we wrocławskim znikają samochody marki “Warszawa”, do tego należące do instytucji państwowych. Milicja jest bezradna, kolekcjonuje tylko kolejne zgłoszenia; dzieje się tak do czasu, aż do Trójmiasta przybywa major Krzyżewski, który na podstawie doświadczeń wrocławskich szuka części wspólnej spraw. Wtem jasna “Warszawa” wjeżdża we wracającą do domu pielęgniarkę, która cudem przeżywa. Ewidentne jest, że to nie wypadek, tylko celowe działanie. Major Krzyżewski prosi więc atrakcyjną, choć poobijaną Bożenę, żeby spróbowała opisać, co się dziwnego zdarzyło ostatnimi czasy w jej niby zwyczajnym życiu. Dzięki pisanym w trzeciej osobie notatkom pielęgniarki (gdzie między innymi komentuje swoją urodę, ech) udaje się rozbić gang i odkryć, co się działo z zaginionymi “Warszawami”.

Się pije: Courvoisier i żytniówkę.

Inne tego autora tutaj.

Ryszard Szczerba - Alibi #056

Spis osób:

  • kapitan Jan Smolak - spokojny i flegmatyczny, siwiejący i z przedwczesnymi zmarszczkami
  • inżynier Jacek Werenda (29) - właściciel “garbusa”, spowodował wypadek na Wybrzeżu Gdyńskim
  • sierżanta Pawlak - drogówka
  • porucznik Władysław Janikowski, kierownik grupy techniczno-dochodzeniowej
  • sierżant Mrozek - spec od fotografowania miejsca wypadku
  • Krzysztof Terecki (44) - właściciel volvo, zamożny rzemieślnik
  • Alicja Kowalska - denatka
  • inżynier Zieliński - alibi Werendy
  • Terecka - zirytowana żona
  • doktor Feliński - niemalże dwumetrowy chirurg, w przeciwieństwie do wzrostu i tuszy łagodny i pogodny jak dziecko
  • Janeczka - sekretarka wydziału drogowego
  • Joanna Wikler - kochanka Werendy, technik chemii, skromna, ale elegancka mężatka
  • „Heniek”, „Rysiek” i “Bolek” - wywiadowcy
  • Jan Fronczek - chwilowo za granicą, użycza mieszkania Wiktorowi
  • Wiktor Smalec (22) - niby ważny redaktor, a tak naprawdę handluje walutą, taki bardziej nowoczesny z wyglądu

Na milicję zgłasza się inżynier Werenda, cały roztrzęsiony, ponieważ właśnie przejechał mężczyznę, który wtargnął mu nocą pod koła. Okazuje się, że pechowy przechodzień, Terecki, wcześniej rozwalił własny samochód i półprzytomny wbiegł na ulicę. Koło uszkodzonego samochodu Tereckiego znaleziono martwą niezidentyfikowaną, młodą dziewczynę. Co ciekawe, jej odciski palców znaleziono na samochodzie Werendy, chociaż ten ostatni twierdził, że nigdy jej nie widział. Sprawę mógłby wyjaśnić oczywiście Terecki, ale jak na złość stracił pamięć. Obaj panowie prowadzili pod wpływem, co nie pomaga, a dodatkowo Werenda ewidentnie kłamie co do swojego alibi. Co ciekawe, nikt też nie szuka denatki; dopiero po długich poszukiwaniach przez dzielnicowych znajdują się jej rodzice. Pogrzeb - i jak zwykle w takiej sytuacji - milicja na podstawie obserwacji tych, co przyszli (i nie przyszli) znajduje zbrodniarza.

Się pali: giewonty, piasty.
Się pije: koniak (a potem wsiada za kierownicę[1]).
Bawiąc-uczyć: autor wyjaśnia, na czym polega stereofotogrametria.

[1]

Dwa kieliszki i zaraz po wódce - niespodziewanie lekceważąco przerwał mu dyrektor. - Byłem niedawno we Francji. Gdyby tam tak reagowano jak u nas na wypicie kieliszka alkoholu, to o każdym kierowcy dałoby się powiedzieć, że jest „po wódce”.

Inne tego autora tutaj.

Zenon Borkowski - Śmierć przeszła obok #57

  • podprokurator - dobija do trzydziestki, obiektywny w małym miasteczku
  • Helena Pykowa (37) - kierownik wydziału zakupu żywicy w Destylarni
  • Jan Pyka - architekt powiatowy
  • Teresa - sekretarka prokuratora, jaskrawo wymalowana brunetka, wdowa
  • prokurator Soliński - cierpi od lat na wrzodową chorobę dwunastnicy
  • Stanisław Nehrebecki - brat zaginionej
  • Tadeusz Ochocki - ginekolog, animuje życie towarzyskie w miasteczku
  • Ochocka - internistka, żona Tadeusza, przyjmuje podprokuratora na kwaterę
  • major Wierzbicki - Biuro Kryminalne KG, okulary podkreślają jego stałe zatroskanie, charakterystyczne dla intelektualistów
  • Cudzikowski - prezes GS, partner szachowy Pyki, nie uznaje kobiet jako partnerek
  • Strzelecka - farmaceutka, zaskakująco piękna, kruczoczarne włosy i złocistomiodowe oczy
  • Ksawery Drążyk (ps. Ucho) - stroni od mokrej roboty, ale chętnie przytula znalezione rzeczy
  • Bożena Kalińska - farmaceutka, eks-znajoma Strzeleckiej, kochanka Pyki, blond loki

Mąż zgłosił zaginięcie żony, przez co automatycznie stał się podejrzanym (“it’s always the husband”). Jednak przez półtora roku milicja nie znalazła żadnych śladów wyjaśniających zniknięcie Heleny Pykowej, która spakowała ogromną walizkę i wyjechała do matki, ale nigdy tam nie dotarła. Anonimowy podprokurator zjawia się w miasteczku i nagle zaczynają wychodzić różne detale - znajduje się porzucona walizka, Pykowa nieskutecznie leczyła się na bezpłodność, zarówno ona jak i mąż miewali romanse, wreszcie jej przyjaciółka - Strzelecka - stwierdza, że już jej nie obowiązuje pewna tajemnica. Do wyjaśnienia sprawy przydaje się wiedza z przeszłości (czasy okupacji), ale - mimo wykrycia przestępstwa - organy nie są zadowolone (ząż emrpmljvśpvr pupvnł mnovć żbaę, nyr mnzvnfg "pheenel" jfgemlxaął wrw zvrfmnaxę cbenżnwąpą, jvęp wą glyxb marhgenyvmbjnł, żban hpvrxłn m cemlwnpvółxą, n j mnxbcnarw jnyvmpr mnzvnfg mjłbx olłl xnzvravr. Cenjvr mnzbeqbjnan żban m cbzbpą oengn zbgljhwr zvyvpwę qb jmabjvravn śyrqmgjn, nyr betnal pmhwą fvę cemrm avą bśzvrfmbar).

Się zamawia: rozmowę telefoniczną na awizo.
Się podróżuje: z ogromną walizką, kufrem podobnym do szafy, co mógł ważyć nawet 30 kilo(!).
Się wspomina: sprawę Gorgonowej (trochę bez związku).
Się pali: klubowe.
Bawiąc-uczyć: działanie mieszanki SPC (porażającej układ nerwowy).
Seksizm codzienny: Ruszanie biodrami przez sekretarkę to “odpryski fali seksu w powiecie”.
Przysłowia mądrością narodów: Każdy ma taką żonę, na jaką go stać, mawiają muzułmanie.

Inne tego autora tutaj.

Inne z tego cyklu tutaj.

#58

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 10, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panowie, prl, kryminal - Skomentuj


Breeders

Paul (Martin Freeman) i Ally (Daisy Haggard, możecie ją kojarzyć z “Episodes”, szefowa działu komedii, która nigdy się nie śmiała; tu się śmieje) wychowują dwójkę dzieci - 3-latkę i 7-latka. I w zasadzie to właśnie serial o tym, jak być rodzicem. Czasem przejaskrawiony, czasem bardzo prawdziwy (“jak chcesz go udusić, to weź kołderkę w tygryski, jest cięższa”), zabawny i posępny jednocześnie. Jak walczyć z absurdalnymi dla dorosłego strachami dziecka, jak położyć dzieci spać, kiedy nie chcą (i żeby żona nie wezwała policji), jak (nie) radzić sobie z balansowaniem między karierą a rodziną, jak być dorosłym dzieckiem nieodpowiedzialnego/narcystycznego rodzica, wreszcie co zrobić, kiedy świat się wali z powodu choroby dziecka. Trochę o rolach w związku - kto sobie radzi, kto nie, kto jest lepszym organizatorem i dlaczego, czy wreszcie czemu się wrzeszczy na dzieci, które się kocha najbardziej na świecie.

Odpowiadając na powtarzające się pytanie - tak, polecam, zwłaszcza rodzicom. Nie rodzicom też, jeśli lubią komedie brytyjskie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 9, 2020

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Kristina Ohlsson - Niechciane

W większości kryminałów sprawę rozwiązuje doskonale współpracująca i zaprzyjaźniona ze sobą ekipa. U Ohlsson tak nie jest - Alex Recht, szef ekipy - jest doświadczonym rutyniarzem, irtytują go jego podwładni: chłodna i pozbawiona emocji Fredrika, analityczka z wykształceniem uniwersyteckim, która usiłuje oddzielać życie prywatne od sprawy oraz Peder, słabo panujący nad sobą i swoimi popędami. Wymusza szacunek w sposób czasem dość niewyrafinowany[1], co nie pomaga na stosunki w zespole. Peder jest zazdrosny o Fredrikę i jej udział w śledztwie, bo jego marzeniem jest zaprzyjaźnić się z szefem na tyle, żeby razem chodzili na piwo. Jednocześnie rozsypuje się jego życie prywatne, bo zaczął zdradzać żonę z przypadkową koleżanką z pracy, motywując sobie to faktem, że żona cierpi na przewlekłą depresję, a jemu się coś od życia należy. Z Fredriką, mimo że go wkurza, też by się przespał, bo jest atrakcyjna, chociaż wycofana[2]. Fredrika z kolei jest po przejściach - w wieku 15 lat uczestniczyła w wypadku, po którym nie mogła już grać na skrzypcach, co przekreśliło jej karierę skrzypaczki. Dodatkowo spotyka się z żonatym i 15 lat starszym od niej profesorem uniwersyteckim, co raczej ukrywa przed światem. W pracy irytuje ją wszechobecna pogarda dla eksperckiej wiedzy akademickiej.

Tak źle sklejony zespół szuka zaginionego dziecka - z pociągu w wyniku zbiegu okoliczności znika 6-letnia Lilian. Jej matka jest w separacji, bo ojciec dziecka kilkukrotnie ją brutalnie pobił, a sprawy umorzono tylko dlatego, że miał alibi od znajomych. To oczywiście daje policji asumpt do szczegółowego przyjrzenia się jego osobie, tym bardziej, że jest nieuchwytny (mimo nagłośnienia informacji o zaginięciu dziecka), a na jego służbowym komputerze znaleziono treści drastyczne. Sytuacja się komplikuje, kiedy matka otrzymuje w paczce włosy i ubranie dziecka. Dziewczynka niestety się znajduje niedługo później, martwa, naga i z napisem “Niechciana” na czole. To nie kończy listy zgonów w tym tomie, a finał, w którym Alex ulega poparzeniu, jest bardzo emocjonalny.

[1] – Na pewno nie zaszkodziłoby ci, gdybyś odnosiła się z szacunkiem do umiejętności i doświadczenia, które posiadam. Od wielu lat szukam zaginionych dzieci, więc uwierz mi, wiem, co robię.

[2] Fredrika, mimo tych krytycznych uwag pod jej adresem, była wyjątkowo pociągająca. Miała idealną cerę i duże, piękne, niebieskie oczy. Niebieskie oczy w połączeniu z ciemnymi kolorami dawały wręcz powalający efekt. Jej ciało wyglądało, jakby należało do dwudziestolatki, a postawa i spojrzenie były jak u bardziej dojrzałej kobiety. Piersi też wyglądały jak u kobiety dojrzałej. Peder łapał się czasem na nieprzyzwoitych myślach o Fredrice. Podejrzewał, że stowarzyszenia studenckie i studenckie puby przeobrażały wielu młodych ludzi w świetnych partnerów seksualnych. Wyobrażał sobie, że ona też do nich należała.

Inne tej autorki tutaj.

#55-57 (przeczytałam też “Odwet” i “Na skraju ciszy”, albowiem szczęśliwie nic nie pamiętałam).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 6, 2020

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2020, panie, kryminal - Skomentuj


O tym, że Botanik jednak zamknięty

[3.05.2020]

Zupełnie nie rozumiem tej akcji z Ogrodem Botanicznym w Poznaniu. Bo niby miał być otwarty, ale jak w niedzielne przedpołudnie podjechaliśmy, to jednak okazało się, że do odwołania nie. Smuteczek. TŻ zarządził wycieczkę objazdową do Gołusek, żeby chociaż trochę koloru odzyskać. Mam wrażenie, że podjechaliśmy od innej strony niż poprzednio albo tulipany były wysadzone w innym miejscu, gorzej dostępnym. Do tego burzowe chmurki, drobny deszczyk przegonił mnie z pola.

GALERIA ZDJĘĆ oraz zdjęcia z 2014.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 5, 2020

Link permanentny - Kategorie: Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: goluski - Skomentuj


Joanna Bator - Rok królika

Julia Mrok, poczytna pisarka mrocznych powieści historyczno-romansowo-kryminalnych, decyduje się zniknąć, bo narasta w niej podejrzenie, że jej dwóch kochanków - Aleksander i Al (sic! może to znaczące, ale jest w końcu tyle imion...) - chcą ją zamordować. Dyskretnie wybiera pieniądze z banku, kupuje nową tożsamość, pozoruje śmierć, farbuje włosy, zakłada brązowe szkła kontaktowe, żeby ukryć blond włosy i zielone oczy, i jedzie przed siebie. Jeśli już to gdzieś czytaliście, to macie rację: “Zawiązaniem fabuły jest jej ucieczka po upozorowanej śmierci do Włoch, gdzie na tarasie wynajętego domu, z obciętymi i przefarbowanymi włosami, jeszcze pełna przerażenia po tym, co się stało, próbuje posklejać siebie samą” (tak, to “Pani wyrocznia”). Julia przeobraża się w Annę Karr, której siłą napędową stają się, ulubione również przez Julię, nagłówki tabloidów. Do Ząbkowic Śląskich przyciąga ją królik-morderca, w którego wstąpiła dusza zmarłej staruszki, rzucający się ludziom do gardła i terroryzujący miasto. Anna planuje rozwiązać tę tajemnicę, a przy okazji przypadkowe znaki - spotkanie blondynki Sandry, zdjęcie bliźniaczek-sierot, które rozdzielono, nieskładna opowieść menela Konkursowego Dziadka - każe jej właśnie w Ząbkowicach szukać śladów własnej przeszłości, zagubionej w domu dziecka. I ponownie, jeśli już gdzieś to czytaliście, to macie rację: “Alicja, pochodząca z Wałbrzycha dziennikarka, wraca po latach do miasta, z którego uciekła po rodzinnej tragedii - śmierci siostry, a potem ojca. (...) Odkopując historię dzieci, odkrywa też swoją własną” (to już własna fabuła Bator, Ciemno prawie noc).

To nie tak, że jestem rozczarowana, ale nie sposób nie zauważyć, że “Rok” jest połatany z kawałków mniej lub bardziej rozpoznawalnych, dodatkowo nieco rozepchany pisaną przez Annę powieścią, w którą wplata każdego napotkanego człowieka - poparzoną właścicielkę hotelu, chłopca-mężczyznę z zajęczą wargą, niesamowicie podobną do niej Sandrę, która może być jej alter ego/zaginioną przed laty bliźniaczką. Miasteczko jest małe, ale nieustająco się w nim błądzi; ma urząd, w którym każdy przyjezdny musi się zarejestrować, ale po kafkowsku nigdy nie jest czynny, reorganizacja, formularze się właśnie zmieniają, a dodatkowo zalało im piwnicę. Motyw tsunami, przypadkiem pojawiający się w dramatycznej narracji w mediach, zupełnie zignorowany w małym miasteczku, to powidok po reportażowym “Rekinie z parku Yoyogi”.

Tak jak to już zauważyła dees, to historia o kobietach dla kobiet, chociaż może nie do końca w typowym, przyjaciółki-na-zawsze ujęciu. Julia stroni od kobiet, jej uszkodzone ucho nie drga na historie, które opowiadają, woli zdecydowanie historie mężczyzn. Anna w Ząbkowicach wpada w sam środek Spa pod Królikiem, ultra-kobiecej spółdzielni terapeutycznej, głównie dla mężczyzn, których życie naznaczone jest stratą. Mierzi ją przyjaciółkowanie, miękkie zdrobnienia, oblepiające i rozlewające się jak biust kucharki-psycholog Basi; ale mimo niechęci Anna widzi siłę tych kobiet.

Żeby było jasne - to jest świetnie językowo napisana książka, wciągająca do ostatniej strony. Nie jest też tak traumatyczna jak “Ciemno prawie noc”, ale nie tak dobra, nie chcę jej czytać ponownie, po części nieco rozczarowana zakończeniem, po części wspomnieniami po zgrabniejszej poprzedniej powieści.

Inne tej autorki tu.

#54

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 3, 2020

Link permanentny - Tagi: panie, 2020, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj