Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Spaghetti carbonara - jak NIE robić

Boczek wędzony pokrojony w kostkę, podsmażyć, cebulkę drobno pokrojoną, posolić, żeby się zeszkliła z boczkiem, wlać śmietanę (2x200 18% kwaśnej, co chyba było niejakim blędem), wymieszać, spróbować, wykrzywić się, bo kwaśne i z grudkami, posypać pieprzem, spróbować jeszcze raz, ponownie się wykrzywić, dodać jajko prosto z lodówki, rozbełtać powstający błyskawicznie zółtawy twarożek, spróbować, wypluć, popatrzeć błagalnie na TŻ, czy nie wyrzuci z domu. Nie wyrzucił. Zjadł.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 20, 2006

Link permanentny - Kategoria: Śmieszne - Komentarzy: 2


Inside Man

Uwielbiam filmy z twistem. A już zwłaszcza filmy o napadach na bank. Z jednej strony jest inteligentny czarny detektyw (Denzel Washington) i inteligentny biały detektyw (Willem Dafoe), z drugiej - napadacz na bank (gościnnie Clive Owen, szczęśliwie przez większość czasu w masce, więc nie widać, że jest straszliwie drętwy). Są zakładnicy, tajemnica, niezła kasa, młoda dama z obfitym biustem, podsłuchy i wynalazki jak w gangu Olsena. Bardzo przyjemny film. Na życzenie mogę opowiedzieć ;-)

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 19, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 4


Jak Zuzanka zamawiała szafki.

21 lipca. Pojechaliśmy do salonu BRW w celu dwóch szafek kuchennych. Zamówiliśmy, ETA - 4-6 tygodni, ktoś do nas zadzwoni i będziemy mogli szafki odebrać z salonu niecały kilometr od domu.

22 sierpnia. Krążyliśmy po jednokierunkowych ulicach w Budapeszcie, zadzwoniła pani z BRW. Mając tzw. przeczucie, powiadomiłam, że jestem za granicą i oddzwonię.

26 sierpnia. Jak obiecałam, tak zrobiłam. Przemiła pani potwierdziła, że owszem, dzwoniła, szafki są, ale nie w salonie, a pod Poznaniem, jakieś 15 km dalej. I że wprawdzie nie ma żadnej informacji, że mamy odebrać z salonu, ale ona może kazać je przywieźć na jutro za opłatą 10 zł. 10 zł nie pieniądz, przemiła pani ma zadzwonić, kiedy będą.

18 września. Ponieważ przemiła pani nie zadzwoniła, zadzwoniłam ja. Szafek wprawdzie dalej nie ma w salonie, ale tym razem przemiły pan obiecał, że na jutro postara się je przywieźć. I że zadzwoni.

Będą jutro szafki czy nie będą?

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 18, 2006

Link permanentny - Kategoria: Śmieszne - Komentarzy: 10


Coś się kroi, ja Wam mówię

Znowu wygrałam w Lotto. 16 zł ;-) Wkład własny 6 zł.

Dla małej równowagi - jeszcze raz serdecznie zdrowa życzę pani/panu sejlsowi z firmy Kondor. Znalezienie obuwia tej firmy graniczy z cudem, zwłaszcza w Hali Góreckiej, w której - nie przesadzam - jest z 50 sklepików z butami...

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 18, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


Polska baza noclegowa

Robię rezerwację w Błażejewku. Tak, jest możliwość zrobienia grilla lub ogniska wraz z zapewnieniem za niewielką opłatą prowiantu, na miejscu otwarta stołówka ze śniadaniem/obiadem/kolacją. Trzy dni przed przyjazdem okazuje się, że ogniska nie, bo pani, co organizuje, to nie ma, a bez pani to całkiem nie. Grill? No, jak państwo przywiozą własny grill oraz kiełbasy, to sobie państwo zrobią, bo można. Na miejscu okazało się, że stołówka jest, ale zamknięta. Może będzie otwarta na kolację, ale i to niekoniecznie. Wspomniałam, że ośrodek ma adres email? Niestety, już nie działa. A nawet jakby działał, to pewnie nikt by nie odpowiedzial, bo na miejscu nie ma podłączenia do Internetu, nie można również płacić kartą...

Szczęśliwie jesteśmy w cywilizacji. Wprawdzie w kórnikowej Żabce też nie można zapłacić kartą, ale w jednej z kórnikowych restauracji można. W drugiej - nie wiem, bo była zamknięta. Oprócz tego w miejscowości stricte turystycznej jest jeden bar, przyzamkowe bistro (kiełbaski, kurczaki i gofry), a zaraz obok w Bninie - pizzeria. Normalnie aż kusi, żeby pojechać w tę świetnie wyposażoną Polskę. Ze świetną bazą noclegową, smacznymi, nietypowymi knajpami i poczuć, że jest się w Europie...

Szczęśliwie przynajmniej było ładnie, pewnie jeden z ostatnich ciepłych i słonecznych letnich weekendów. W Błażejewku krążyła wielka, piękna, beżowa suka rasy ze zmarszczoną mordą. Przychodziła co rano, witać się i wyżebrać krakersa (zanim do reszty spleśnieją). Były też kotki, dwa bardzo nieśmiałe czarne i jeden pręgaty, nieśmiały mniej, ale też troszkę introwertyczny (ocierał się o drzewo, mruczał i udeptywał ziemię łapkami, patrząc na buty głaszczącego). Niestety, ciepło ewokuje pojawianie się innych form endemicznych - karków, okurwieńców w motorówkach czy na skuterach wodnych i lądowych. W takich chwilach mam ochotę wystąpić o pozwolenie na broń i dokonać kontroli pogłowia. Albo przynajmniej życzyć im, żeby z tego wyjącego sprzętu spadli i coś sobie połamali.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 17, 2006

Link permanentny - Kategoria: Wielkopolska w weekend - Tag: kornik - Skomentuj


Joanna Szymczyk - Ewa i złoty kot

Jak na okropnie polecany kryminał nowoczesnej Europy, to kiszka straszna. Policjant-informatyk (i straszliwie zakamuflowany system, którym kontaktuje się połowa Interpolu, zaszyty w gierce rpg-owej), zakochany w dziennikarce z brukowego pisemka, Ewie. Ewa jest głupia jak kalafior, wystarczy, że facet jej powie, że ładna, to wyskakuje z gatek, a jak jakaś babka ją pochwali, to już są dozgonnymi przyjaciółkami, z którymi może spić się jak prosię. Ale Ewę, poza wspomnianym policjantem, wszyscy kochają, mimo że podbiera ciuchy, rzyga w łazience, spóźnia się do pracy i ma mnóstwo inwencji, żeby sprawiać kłopoty. Kryminał dość chaotyczny, intryga na pół Unii Europejskiej, handel kobietami, bomby z Białorusi, mnóstwo ludzi udaje kogo innego, a wystarczy, żeby wtrąciła się mała dziennikarka, to nagle wszystko się cudownie rozwiązuje. Mocno takie sobie.

Osobno - o cudownym kocie Błażeju. Świetnie, że został bohaterem książki, ale mniej świetnie, że przez całą akcję jest zasadniczo niekarmiony, kuwetę mu sprzątają, jak sobie przypomną, a większość czasu siedzi sam. Jeśli pani autorka ma kota, to współczuję.

A, zapomniałam wspomnieć o przyjaciółce głównej bohaterki, zapewne alter-ego autorki. Piękna studentka prawa, zdaje egzaminy z dnia na dzień, mimo że w jej domu zaścielił się trup, w wolnych chwilach dorabia jako modelka, do tego jest błyskotliwie inteligentna, porządna, uporządkowana, doskonale zna się na technikach marketingowych, a w szafie ma ciuchy znanych marek. Jakbym była ciut mniej cyniczna, to nawet bym pozazdrościła.

#58

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 17, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, kryminal, panie - Skomentuj


Zwierzęcy magnetyzm

Poszliśmy do sklepu zoo nabyć spyżę i żwirek dla kotów. W sklepie zoo, koło kasy, stał talerz z drążkiem, na którym siedziała piękna, wielka, kolorowa papuga z prawie półmetrowym ogonem. Straszliwie się darła, aż pożałowałam biedne panie, że cały dzień z takim głośnym bydlęciem. Pani stwierdziła, że to rzadkość, że papuga wydziera się, jak jest zdenerwowana. Po czym papuga, do tej pory przestępująca z łapy na łapę, skubnęła TŻ w rękaw, po czym się na niego wtarabaniła i przestała drzeć ryja. I bardzo nie chciała zejść, mimo licznych zachęt od pań sklepowych.

W IKEI mają bardzo przyjemne kotrolki jednorazowe, na oko 3 razy więcej taśmy, a tańsze od tych z Piotra i Pawła. I bardzo smaczne zestawy żarciowe (rostbef z sałatką ziemniaczaną, łososia czy klopsiki z sosem).

Poza tym szlag mnie jasny trafi. Zapadłam na jeszcze jedne butki z firmy Kondor. Firma Kondor poświęciła się na tyle, że mailowo podała mi nazwy centrów handlowych, gdzie ich buty znajdę. I tak łażę od centra do centra, żeby dowiedzieć się, że "takiego modelu to myśmy nie mieli", "to seria letnia, już wycofane", "yyy" lub "przestaliśmy sprowadzać". Argh.

Dzisiejszą nagrodę z zaskoczenia wygrywa kołorkerka, z którą czasem plotkuję w kibelku.

Asia (13:03) Zuza!
Asia (13:03) [link do aukcji, którą obserwuję]
Asia (13:03) jak juz kupisz to pożycz
Niech żyje permanentna inwigilacja.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 14, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj




Barbara Trapido - Świątynie radości

Książka z polecanek od Barbarelli. Nie chwyciło. Cały czas miałam nadzieję, że się okaże, że książka cudowna, świetna i że będę do niej wracać. Ale nie będę. Ot, trochę mniej standardowe romansidło, ale jednak romansidło. Straszliwie cipowata bohaterka (tak cipowata, że miałam cały czas wrażenie, że rzecz się dzieje w czasach wiktoriańskich, a nie w epoce komórek i fast foodów) ma w szkole barwną przyjaciółkę, przyjaciółka nagle znika, niezborne dziewczę (przepraszam, dobrze ułożone, grzeczne, prawe, jedynie jąkające się nieco w stresie) ma żal, dorasta, dalej ma żal, przechodzi przez dwóch facetów, dostaje list od przyjaciółki, jedzie, poznaje kolejnego faceta, pojawia się dwoje dzieci, pointa i koniec. Czyta się nieźle, ale nic więcej. A, jest ognisty seks. Raz (plus kilka pikatnych historyjek, jak to się robi w Chicago).

Inne tego autora:

#57

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 12, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panie - Skomentuj