Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Amos Oz - Opowieść o miłości i mroku

Autobiograficzna opowieść o dzieciństwie autora, jedynego dziecka pary Żydów, którym się udało[1], którzy uciekli do Izraela jeszcze zanim się zaczął Holocaust. Mnóstwo wątków - od zarysu burzliwej historii budującego się Państwa Żydowskiego[1], przez porozumienie i konflikty z sąsiadami, detaliczne opisy co sobotniej wyprawy piechotą do innej dzielnicy, w której mieszkał wuj, znany naukowiec czy drobne incydenty, które się wydarzały w codziennym życiu, dramat wojny, życie w kibucu, pierwsze i kolejne miłości, wreszcie, jak po spirali, do historii swojej rodziny, a konkretnie do wydarzenia formacyjnego dla wtedy 12-latka, czyli samobójstwa matki. Oz oddala się i przybliża do tego wydarzenia, krąży, opowiadając wielokrotnie te same elementy historii, ale za każdym razem dodając nowe szczegóły; to zupełnie nie przeszkadza, widać w tym cel. Są epizody lekkie, wszak większość narracji podawana jest z perspektywy przedwcześnie dojrzałego, wychowywanego w inteligenckim, uniwersyteckim środowisku zarozumiałego i psotnego dziecka, ale całość - im dalej w wydarzenia - robi się coraz bardziej minorowa. Życie w kraju naznaczonym permanentnym konfliktem, również wewnętrznym; w rodzinie, która straciła całą historię i namacalną przeszłość, gdzie o traumie się milczało; wreszcie osobista tragedia dziecka, które całe świadome życie obwiniało się o śmierć matki, dopiero po latach dochodząc do zrozumienia, co było przyczyną.

Ponad 600 stron (w papierze) gęstej prozy, przepięknie złożonej; mam poczucie osiągnięcia czegoś samą lekturą, zaczynałam trzy razy, a przestawałam nie dlatego, że źle się czytało, tylko z powodu smutku, który na początku czaił się przykryty gdzieś codziennością, potem wybrzmiał już otwarcie. Po lekturze przeczytałam pobieżnie o historii Izraela, Palestyny, Mandatu Brytyjskiego, wojen i wrzenia politycznego, które trwa do dzisiaj; nie wiem, czy zrozumiałam lepiej, jak to jest być człowiekiem, którego nikt nigdzie nie chce. Bardzo warto, jak macie kilkanaście spokojnych godzin na lekturę. Jak nie macie, jest film.

[1] Polacy wysyłali Żydów na Madagaskar, świat planował dla nich na przykład kawałek Kongo. Europa krzyczała “Idźcie do domu”, mieszkańcy terenów, na których się osiedlali, odpowiadali “Wracajcie, skąd przyszliście“. Zaiste, udało im się, Ziemia Obiecana.

Inne tego autora:

#37

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 4, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, biografia, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Wszyscy wiedzą (Todos lo saben)

Hiszpańskie wesele w małym miasteczku. Z Argentyny przyjeżdża ciotka Laura (Cruz), siostra matki panny młodej, przywozi nastoletnią córkę i kilkuletniego synka, nie dociera jednak zamożny mąż Laury, Alexander. Zjeżdża się też spora rodzina z okolicy, sąsiedzi i znajomi. Wszyscy znają wszystkich. Laura spotyka się ze swoim dawnym chłopakiem (Paco), jej córka zwraca uwagę na kuzyna Paco, jej równolatka. I kiedy już widz spodziewa się, że będą jakieś romantyczne komplikacje, wesele przerywa burza, awaria prądu (na szczęście zaradzono temu generatorem od Paco), wreszcie okazuje się, że zniknęła córka Laury, która źle się poczuła i poszła się wcześnie położyć. Matka początkowo podejrzewa kiepski żart, ale na łóżku córki znajduje wycinki sprzed lat dotyczące porwania zakończonego śmiercią dziecka, a potem w sms-ie od porywaczy dostaje żądanie 300 tys. euro. Panika, wszyscy się miotają, szukają śladów, wreszcie zaczynają wychodzić wieloletnie animozje - rodzina ma za złe, że niegdyś zakochana w Paco Laura sprzedała mu przed laty nieurodzajną ziemię, na której ma teraz piękną winnicę, patriarcha rodu nienawidzi robotników sezonowych w winnicy, w samej rodzinie są konflikty, a dodatkowo żona Paco wścieka się, że ten tak się angażuje w sprawę zaginięcia. Laura też przestaje być ukochaną córką i siostrą, kiedy okazuje się, że jej mąż zbankrutował i nie mają pieniędzy na okup (ani na wsparcie rodziny).

Nie oczekiwałam aż takiej dramy i wiwisekcji mitu szczęśliwej rodziny wielopokoleniowej. Kontrast sielskości małego miasteczka i pięknie ubranych weselnych gości ze złamanymi ludźmi, których dotknęła tragedia, jest brutalny. Finał, mimo że nikt nie ginie, nie daje też katharsis.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 29, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


U sąsiadów w Puszczykowie, odc. 1

[22.04.2023]

Więc wyobraźcie sobie, że była taka sobota, kiedy nie dość, że było ciepło, to jeszcze świeciło słońce jak z pocztówki. Rodzina mnie zignorowała, wybierając gnicie na kanapie i innych powierzchniach wyściełanych, pojechałam więc sobie na mikrowyprawę do pobliskiego Puszczykowa. Było gorąco, słonecznie, nie dość, że się spociłam (pierwszy raz w tym roku!), to jeszcze umazałam sobie tuż po wyjściu z domu przód sukienki za pomocą kremu przeciwsłonecznego, bo jak raz chciałam być odpowiedzialna, ale niczego nie żałuję. Las, Warta, dawny dom sanatoryjny, zieleń i dzielnica willowa w okolicach Jasnej, Podleśnej i Słonecznej. Bardzo ładnie, będę kontynuować.

Dawny dom sanatoryjny "Rusałka" Warta / Rusałka Podleśna Korzenie nad Wartą / Natura Urząd miasta, willa letnia z 1936 roku

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 28, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: puszczykowo - Skomentuj


The Father

Anne (Colman) wraca do domu, otwiera drzwi, anonsuje powrót, przechodzi z pustego pokoju do pokoju, wreszcie znajduje starego ojca Anthony’ego (Hopkins), słuchającego muzyki w słuchawkach. Dzień jak co dzień, co na kolację, tato, chcę z tobą porozmawiać o zajściu z opiekunką i o moim wyjeździe do Paryża. Kolejny dzień, Anne wraca z zakupami, ojciec wychodzi jej naprzeciw, ale Anne jest inną osobą, której ojciec nie poznaje. W domu pojawia się dziwny mężczyzna, który twierdzi, że jej mężem jego córki, tyle że córka nie ma męża, rozwiodła się lata temu, poza tym jej mąż miał na imię James, a to jest Paul. Kolacja z kurczakiem, ale ojciec jest ciągle w piżamie, przecież jest dopiero rano. Ojciec budzi się w nocy, mieszkanie wygląda zupełnie inaczej, brakuje obrazu namalowanego przez jego młodszą córkę. Brzmi przerażająco, ktoś miesza w głowie starszego pana, to wszystko po to, żeby przejąć jego piękne mieszkanie, poza tym opiekunka ukradła mu zegarek, dlatego ją zwyzywał, wyrzucił i zagroził. Anne wraca z zakupami, mąż odbiera od niej kurczaka na obiad, nowa opiekunka, która wygląda jak druga córka, ale czemu druga córka nie przychodzi od tak dawna… Im dalej w wydarzenia, tym łatwiej się domyślić, mimo zrywanej i achronologicznej jak w “Memento” narracji, że to wszystko miesza się w głowie Anthony’ego, który choruje na demencję.

To jeden z bardziej przerażających, emocjonalnych filmów, jakie ostatnio widziałam. Demencja to mój największy strach przed starością, kiedy własny mózg staje się największym wrogiem, zamazując granicę między rzeczywistością i koszmarem, moje najgorsze wspomnienia z miesięcy odchodzenia bliskiej osoby. Film nieustająco zmienia perspektywę z Anne na Anthony’ego i odwrotnie, widać frustrację obojga. Anthony jest nieustająco zaskakiwany, przestraszony zmianami, nie wie, czy osoba, z którą rozmawia, to rzeczywiście Anne, James czy opiekunka, czy to jego dom, czy dom jego córki, a może w ogóle placówka opiekuńcza. Anne jest sfrustrowana, bo to na nią spada obowiązek i decyzja, jak zapewnić ojcu najlepszą opiekę oraz jest przerażona, jak bardzo choroba zmienia jej ojca. Podejrzewam, że może to nie być coś dla ludzi, którzy na co dzień borykają się z taką sytuacją; samo oglądanie było frustrujące na tyle, że próbowałam szukać drugiego dna, że to rzeczywiście thriller, że na końcu dostanę obiektywną relację, co się naprawdę wydarzyło (spoiler alert: nie). Nie wiem, czy chcę obejrzeć ponownie, ale to bardzo dobry kawałek kina, świetnie zagrany.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 27, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Terry Pratchett - Wolni Ciut Ludzie

Tom pierwszy cyklu o Akwili Dokuczliwej, dociekliwej 9-latce z małej wioski w krainie Kredy. Dziewczynka opiekuje się młodszym bratem, babcia nauczyła ją wszystkiego o owcach oraz o robieniu serów, ale naprawdę chciałaby się uczyć i zostać czarownicą, ale taką dobrą, jak jej babcia, a nie taką, której wściekły motłoch podpala dom i wyrzuca z miasta. Jako że zaczynają się dziać rzeczy dziwne - zniknął syn barona, a materia świata robi się miejscami zbyt cienka, na Kredę przybywa czarownica, Panna Tyk, która wyposaża Akwilę w zestaw porad oraz prawnika zamienionego w ropuchę. Okazuje się to bardzo przydatne, bo gdy znika również mały braciszek, tylko Akwila wie, że musi wyruszyć po niego do krainy Królowej Elfów, a jak wiadomo już z ”Panów i dam”, Elfy wcale nie są miłe, chociaż urocze. Zanim wyruszy zaopatrzona w patelnię, zostaje wodzą małych walecznych ludków i tylko dzięki sprytowi nie wychodzi za mąż.

Nie jest to szczyt formy autora, mam wrażenie, że jest to cykl dla nieco młodszych czytelników, mniej dwuznaczny, chociaż oczywiście z wieloma aluzjami; w finale Panna Tyk przylatuje na ratunek z Nianią Ogg i Babcią Weatherwax. Warto oczywiście przeczytać dla wiedźm, bo im dalej w cykl, tym ich więcej, a dodatkowo Wolni Ciut Ludzie (zwani również Nac Mac Feeglami) to jedni z moich ulubionych bohaterów zbiorowych w Świecie Dysku.

[1] Wiem, wiem, wyszła też tłumaczenie z Tiffany Obolałą, ale rzuciłam się na pierwsze wydanie jak dzik na żołędzie i zostałam z Akwilą[2].

[2] I jak zupełnie mi to nie przeszkadza, to zrobienie z małego Wentwortha “Bywarta” brzmi jak zgrzyt paznokci o szybę.

Inne tego autora.

#36

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 26, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, panowie, sf-f - Komentarzy: 1


Unstable

Zacznę od wstydliwego wyznania - jako nastolatka kochałam się w Robie Lowe, aczkolwiek nie pamiętam, czy dlatego, że widziałam go grającego w czymkolwiek, czy raczej wystarczył plakat w Bravo czy innym Popcornie. I jakkolwiek teraz rzadko się ekscytuję aktorami (nie mówię, że w ogóle, zdarza mi się ciągle), tak uważam, że Rob się uroczo zestarzał i był świetny w “Parks & Recreation”. Świetny jest również w “Unstable”.

Podobnie jak w zbyt wcześnie uciętym ”Better Off Ted, rzecz się dzieje w firmie zajmującej się zaawansowaną nauką. Ekscentryczny Ellis Dragon, utalentowany wynalazca/geniusz jest jednocześnie bardzo niepoukładanym człowiekiem, można go znaleźć przycinającego zieleń albo stojącego nago z wiatrem w genitaliach, by chwilę później wymyślił formułę przełomowej nowinki technicznej. Problem w tym, że jakiś czas temu jego ukochana żona zginęła w wypadku, więc jest nie dość, że niepoukładany jak zwykle, tak jeszcze dodatkowo ciągle przepracowuje żałobę i nie ma woli pracować. Jego przyjaciółka i dyrektor finansowa w firmie próbuje namówić go do powrotu do pracy nad betonem pozyskiwanym z wydzielanego do atmosfery CO2 (tani budulec plus zaradzenie katastrofie klimatycznej w jednym), ściąga więc z powrotem jego syna, który bynajmniej nie chce pracować z ojcem. I wprawdzie z jednej strony jest trochę krindż, bo praca z tzw. geniuszami jest niekoniecznie wdzięczna dla otoczenia, ale z drugiej to świetna historia o ojcowsko-synowskich związkach, a z trzeciej - uwielbiam geekowskie klimaty nieco odklejonych od zwykłego życia naukowców. Bardzo mi się podobało, chcę kolejne sezony.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 24, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Beef

Drobny przedsiębiorca, kontraktor remontowy Danny chce zwrócić w markecie gazowe grille, ale nie może znaleźć paragonu. Zirytowany, nieostrożnie rusza na parkingu i o mało co nie wjeżdża swoją furgonetką w luksusowego białego SUV-a. Kierowca SUV-a wyraża złość głośnym trąbieniem, wywiązuje się awantura z najeżdżaniem na siebie i finalnie pokazaniem środkowego palca, co Danny’ego doprowadza do furii, zaczyna więc biały samochód gonić, nie zwracając uwagi na bezpieczeństwo na drodze. Kiedy ściganemu udaje się uciec, Danny zapamiętuje numer rejestracyjny, żeby już na zimno dokonać zemsty. Kierowcą białego SUV-a okazuje się Amy, bizneswoman, matka i żona, zawzięta i skupiona na rywalizacji, z mężem-artystą. W trakcie kolejnych odcinków pomiędzy eskalacją przemocy, w jaką Amy i Danny się wkręcają, wyjaśnia się, czemu oboje - dzieci azjatyckich emigrantów - nie potrafią odpuszczać i jakie tajemnice skrywają.

Jaki to pyszny, gęsty serial z wieloma rzeczami w tle: rodzinnymi traumami przechodzącymi z pokolenia na pokolenie, rasizmem, stłumieniem w sobie uczuć, żeby zrobić karierę po swoim trupie, o zabijaniu marzeń i źle pojmowanej miłości. Nie chcę wchodzić w szczegóły fabularne, bo każdy odcinek pokazuje, że można jeszcze grubiej i mocniej, aż do absolutnego przegięcia, ale to jeden z lepszych, emocjonujących seriali, jakie ostatnio widziałam. I tylko jeden (mam nadzieję) sezon, więc bez zmęczenia materiału.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 23, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Henryk Gaworski - Jelenie jedzą klejnoty

Maleńka doza sceptycyzmu jest witaminą myśli - [Grot] zakończył trochę zaskakującą metaforą.

Temat myślistwa i polowań jest chyba bliski autorowi, bo to już druga jego książka z tym motywem. Znani z poprzedniego tomu major Grot (konsekwentnie żonaty z panią Danusią, poznaną w trakcie śledztwa) i porucznik Rybacki pojawiają się w małej miejscowości pośrodku lasów, gdzie na polowaniu ktoś zastrzelił redaktora Rolaka. Wprawdzie są poszlaki sugerujące, że to zemsta zazdrosnego męża, z którego żoną Rolak romansował, ale jednak milicja łączy śmierć z szajką przemytników zabytkowych klejnotów. Ale tak naprawdę to opowieść o zakochaniu się porucznika Rybackiego, który nie dość, że na zmianę nienawidzi i wielbi swojego zwierzchnika[1], to jeszcze przez pół roku adoruje magister Wiesię Karaś, trzpiotkę i gadułę, która finalnie okazuje się funkcjonariuszką incognito, w kawiarni naprzeciw apteki podsłuchującą ludzi wymieniających informacje o miejscu ukrycia klejnotów.

Absolutnie nie dziwię się, że Barańczak zjechał tę książkę w “Książkach najgorszych” (ma ktoś może i się podzieli tym kawałkiem? Miałam kserówkę kiedyś, ale diabeł ogonem nakrył). Przede wszystkim rzecz się dzieje pośrodku niczego, w jakimś małym miasteczku, wprawdzie Grot z żoną mają tajną kwaterę dowodzenia w namiocie, ale jakimś cudem Rybacki przez pół roku uwodzi pannę Karaś, więc ewidentnie mieszka w okolicy. Po drugie, powaga opisów (patrz uczucia Rybackiego do Grota[1]), łatwość osądów (zwłaszcza kobiet, chociaż i pegieerowskim pijaczkom czy “kawkującym” urzędniczkom też się dostaje) czy prosystemowe wstawki (łatwość wyjazdu za granicę to zachęta dla kombinatorów) budzą politowanie.

Się pije: kawę z termosu z cukrem w kostkach, cocacolę, sok pomarańczowy, złocisty koniak, “łzy sołtysa” w musztardówce.

Się pali: nałogowo, odmowa pozwolenia na wyciągnięcie papierosa to zrobienie sobie wroga; giewonty i sporty.

Się je: jajecznicę na wędzonym boczku z przysmażaną cebulą, chleb i pomidory, kaszankę i pieczone na ognisku ziemniaki.

Się zbiera: grzyby (co jest istotne dla intrygi).

Szowinizm powszechny: kawę i poczęstunek oczywiście przygotowują panie, chyba że mamy czterech myśliwych, to nagle się okazuje, że nie dość, że gotują, to jeszcze zmywają.
Legenda Karasiówny, tłumacząca, czemu magister farmacji z wielkiego miasta przeniosła się na prowincję, nikogo nie dziwi (oraz czy dziwi i dzisiaj?):

Że niby miałam takiego szatana zazdrości, który groził, że mnie zabije, nie tylko ilekroć ja spojrzałam na innego mężczyznę, lecz także kiedy inny mężczyzna spojrzał na mnie. W tych warunkach życie moje stało się piekłem, z którego były tylko dwa wyjścia: samobójstwo albo ucieczka i rozpoczęcie wszystkiego na nowo, w zupełnie innym miejscu, daleko od gwaru wielkiego świata i od blichtru wielkiej metropolii. Wybrałam to drugie. (...) Aha, zapomniałam powiedzieć, że jeszcze podzieliłam się z nimi moimi obawami, co do tamtego zazdrośnika. Rozpaczałam, że będzie mnie szukał po całej Polsce, bo nie ma nic bardziej strasznego niż urażona męska ambicja, która z mężczyzny robi zwierzę i popycha go do największych podłości.

Panie są albo przepiękne[2] (no chyba że przemycają dzieła sztuki, wtedy “orientalna uroda kobiety nagle przestała na niego działać”), albo żałosne[3] czy to z powodu niedostatków urody, czy to z powodu nadmiaru makijażu. Oczywiście pojawia się wątek “kobieta grożąca oskarżeniem o gwałt”, jeśli mężczyzna nie zrobi tego, czego kobieta chce.

[1]

Rybacki zdążył już dość dobrze poznać majora i miał o nim wysokie mniemanie. Wyrobił je sobie podczas kilku akcji, w których brał udział pod komendą Grota, ale jednocześnie to wysokie mniemanie nie przeszkadzało mu żywić do starszego kolegi owego rodzaju uczuć, jakie potocznie nazywa się mieszanymi. Denerwowała go - a w tym zdenerwowaniu wyraźną rolę grały elementy męskiej zazdrości - permanentna i nieskazitelna elegancja majora, który zarówno w mundurze noszonym rzadko, jak i w ubraniu cywilnym noszonym najczęściej, wyglądał jak spod igły. Ubranie, koszula, krawat, buty, skarpety - wszystko było tak dobrane, że nic innego nie mogło być na ich miejscu i w innym zestawieniu. Tego porucznik nie mógł zrozumieć, a nie rozumiejąc - wybaczyć. Wiele razy próbował go w elegancji naśladować, wiele razy był przekonany, iż mu się to udało, ale jego przekonanie trwało tylko do momentu, dopóki nie spotkał majora. Wtedy znowu widział, że Grot jako arbiter elegantrium był niedościgniony, że wszelkie próby dorównania mu były śmieszne i nieodwołalnie skazane na niepowodzenie. Również pewne maniery Grota, jak na przykład zwyczaj skubania palcami górnej wargi, nie nastawiały porucznika przychylnie. Poza tym Rybacki uważał, że major działa w określonych sytuacjach zbyt arbitralnie i że za mało liczy się ze zdaniem swoich podkomendnych. Przy tych wszystkich zastrzeżeniach porucznik oddawał starszemu koledze wszelkie honory jako temu, któremu nie zdarzył się jeszcze niewypał (...)
Opanowanie Grota było równie absolutne, jak jego niesłużbowa elegancja, którą porucznik dopiero teraz zauważył. Koszulka polo, zamszowa marynarka, flanelowe spodnie o barwie sosnowej kory i takiegoż koloru skórzane kamasze świadczyły o tym, że major Grot przyjechał tutaj raczej nie bezpośrednio z komendy. (...)
Grot nawet na zakrętach niewiele zmniejszał szybkość. Prowadził pewnie, spokojnie, bez przesadnej ostrożności, lecz i bez niepotrzebnej brawury. Porucznik zauważył ze zdziwieniem, że samochód także można prowadzić z wdziękiem, jeśli ten wdzięk posiada się na co dzień. Szpileczka zazdrości znowu ukłuła go w serce. (...)
(...) doskonale pamiętał te nie do opisania, niepowtarzalne emocje towarzyszące każdemu skokowi [spadochronowemu]. Od kilku lat wszelkie wrażenia zastąpiły mu emocje współpracy z majorem Grotem, a chociaż były one zupełnie innego rodzaju, to jednak towarzyszący im stopień napięcia mieścił się w podobnej skali.

[2] W drzwiach sekretariatu stanęła właśnie pani Grażyna z plikiem papierów w ręku, jak zwykle uśmiechnięta i jak zwykle w obcisłej sukience, która nieprzyzwoicie dokładnie, wręcz prowokacyjnie, opinała jej wysmukłą figurę. (...) Kiedy zatrzasnęła za sobą drzwi pokoju, odwrócił się z uczuciami wprawdzie mieszanymi, jednak z wyraźną przewagą złości. Pani Grażyna - nie pamiętał jej nazwiska, ale wiedział, że miała dwadzieścia sześć lat, że była inżynierem leśnikiem i pełniła tutaj, mimo młodego wieku, funkcję adiunkta - podobała mu się o wiele bardziej, niżby sobie życzył. Kilkakrotnie próbował smalić do niej cholewki, ale, jak dotychczas, nie mógł się pochwalić nawet cieniem sukcesu.

[3] (...) wkoziołkowała pani Rzęsa, księgowa nadleśnictwa. Właśnie wkoziołkowała, nie weszła. Kto choć raz widział jej krótkie, beczułkowate nogi, na których bez przerwy kołysał się okrągły tułów, ten miał wrażenie, że pani księgowa nie chodzi, lecz koziołkuje na podobieństwo dziecinnej wańki-wstańki, która nawet postawiona na głowie, po kilku gwałtownych przechyłach wraca w końcu do jako tako normalnej pozycji, dopóki ktoś czy coś znowu jej z tej pozycji nie wytrąci.

[4] Dziewczyna była ładna, choć niepotrzebnie w pretensjach. Fioletowa szopa włosów, fioletowy makijaż oczu, równie fioletowe paznokcie, usta pod grubą warstwą amarantowej szminki - wszystko to było zbyt wyzywające, aby mogło się podobać normalnemu człowiekowi. Obrazu dopełniała spódniczka ledwie zakrywająca pupę i przezroczysta bluzka, spod której prześwitywało gołe ciało. Panna Janina Wykrot okazała się stanowczo nie w guście porucznika Rybackiego.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#35

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 22, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Michael Žantovský - Havel od kuchni

Bogato ilustrowana zarówno zdjęciami potraw (w stylu lat 70. i 80.), jak i zdjęciami Havla i jego rodziny i przyjaciół, to nietypowa książka kucharska. Nietypowa, bo oprócz potraw - mocno mięsnych, bynajmniej nie fit, skomplikowanych, wieloskładnikowych i ze sporą dozą czeskiego bravado - zawiera sporo anegdot z życia byłego więźnia sumienia, dramatopisarza i humorysty oraz prezydenta, spisanych i zebranych przez jego współpracownika, również dyplomatę. I jak część kulinarna jest raczej do pominięcia, bo naznaczona historyczną gospodarką niedoboru[1] (mocno ograniczony repertuar warzyw, w zasadzie brak owoców, tylko podstawowe przyprawy), tak anegdotki o tym, jak się w Czechosłowacji gotowało, są zabawne. Havel był wielbicielem śmietany, złośliwcy sugerowali, żeby zabierać go z kuchni 10 minut przed końcem gotowania, bo inaczej zaprawi dowolną potrawę półlitrowym kubkiem tłustego kremu. Czasem w przepisach pojawiają się didaskalia dotyczące resztek dla psów czy rozwiązywania problemu potraw dla dzieci, które sobie coś w spiżarni znajdą w międzyczasie. Wzruszające są listy z więzienia, gdzie Havel kilka miesięcy naprzód planuje idealne święta albo jak spędzi pierwszy dzień na wolności, z uroczymi passusami typu “potem pewnie mnie zemdli (chociaż wszystkiego będę starał się jeść i pić bardzo mało)”. Jest trochę o sławnych ludziach, z którymi polityk się spotykał, trochę o zwyczajach typu zupowe spotkania ze współpracownikami, sporo życzliwości i nostalgii autora za tamtymi burzliwymi czasami.

Raczej do niej nie wrócę, trafia na stosik “na sprzedaż”.

[1] Zabawny wydaje się kontrast między polską a czechosłowacką gospodarką niedoboru. Jadało się kraby i kawior z bratniego ZSRR czy ślimaki - wszak łatwo uzbierać.

#34

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 17, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, biografia, kulinarne, panowie - Komentarzy: 2


Kawałki Poznania - odcinek 13

[wrzesień 2022 - kwiecień 2023]

Późna jesień-zima-przedwiośnie to czas na przeczekanie. Bez wychodzenia z domu, bo dzień się kończy wraz ze zmrokiem, a przynajmniej tak twierdzi moja głowa. Nie lubię tego, nie chcę tak, ale poza drastyczną zmianą klimatu nie widzę zupełnie opcji, co z tym zrobić.

Fort Colomb Street art (KAWU) / Uniwersytet Ekononiczny Plac Wolności, jesień Do jeżdzenia (Łazarz) / Do latania (Półwiejska) Mural, Słowackiego Nowe (eko-mural, Jeżyce) / Stare (plac Kolegiacki) City nocą Żelazko nocą Plac Wolności, jarmark bożonarodzeniowy Grunwaldzka / Stary Browar Plac Wolności, zimno i ciemno Święta / Święta, plac Wolności Naddtorze, ale z ładnym niebem Wiosna, Collegium Minus / Stary Browar Wilda, Różana Zielona, podwórko / plac Bernardyński Rynek Bernardyński, w deszczu

GALERIA ZDJĘĆ i więcej kawałków Poznania: listopad 2020 (1), listopad 2020 (2), listopad 2020 (3), grudzień 2020 (4), luty 2021 (5), maj 2021 (6), maj 2021 (7), październik 2021 (8) luty 2022 (9), marzec 2022 (10), październik 2022 (11) i styczeń 2023 (12).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 16, 2023

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj