Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

O ekranizacjach komiksów

Jesse Custer, kaznodzieja z małego miasteczka w Teksasie, ma rzadką umiejętność - umie wydobyć z siebie taki, głos, że wszyscy, którzy go usłyszą, są mu posłuszni. Efekty są różne - niby Custer używa głosu w celu czynienia dobra, ale jego motywy są czasem dość dwuznaczne. Wplątuje się w walkę z lokalnym biznesmenem, który ma szczególny powód niechęci do kościoła; walka kończy się dość słabo dla całego miasteczka. Po wizycie dwóch nieco niezbornych serafinów dowiaduje się, że wstąpiło w niego Genesis, Głos Boga; byt, który powstał w wyniku nielegalnego pożycia intymnego anioła i diabła. I że Bóg przekazał opiekę nad bękartem służbie, a sam zniknął. W towarzystwie byłej dziewczyny, pyskatej i bardzo przedsiębiorczej Tulip i wampira Cassidy'ego udaje się na poszukiwanie Boga, żeby powiedzieć mu trzy słowa.

"Preacher" to jeden z tych seriali, w których obejrzałam pilota, znęcona przez TŻ-a, że ekranizacja fajnego komiksu, a potem wbijałam zęby w kanapę, kiedy następny odcinek. Zgadzam się z wieloma zarzutami - że przez cały pierwszy sezon nie ma akcji (wydarzenia w komiksie zmieściły się w cieniutkim zeszycie), że tylko klimat, ale i tak uważam, że warto obejrzeć chociażby dla samych obrazków. I dla Cassidy'ego i Tulip (serio, komuś przeszkadza, że Tulip nie jest biała jak w komiksie? Proszę. Jak będę duża, chcę być jak filmowa Tulip).

Tytułowy Luke Cage pojawił się już epizodycznie (ale z jakim wdziękiem) w roli kochanka Jessiki Jones. Chronologicznie rzecz się dzieje już po wydarzeniach z 1. sezonu "Jessiki" - Luke Cage mieszka sobie w Harlemie, wykonuje prace wprawdzie niskopłatne (sprząta w zakładzie fryzjerskim i jest barmanem w klubie), ale satysfakcjonujące jego potrzebę zwyczajności i nie wymagające używania nadludzkiej siły, zwłaszcza że do wyrwania atrakcyjnej panny wystarczy, że ma dobrą gadkę i solidne mięśnie. Niestety, świat nie pozwala mu cieszyć się spokojem: lokalny mafiozo przypadkowo powoduje zabicie fryzjera, przyjaciela Cage'a, motywując go do wzięcia sprawy odzyskania dzielnicy w swoje ręce. Łatwo nie jest, bo wracają demony z przeszłości Luke'a, które wiedzą, jak pokonać go mimo niezniszczalności. Po stronie sojuszników są dwie damy - uczciwa policjantka, Misty, która nie wiedzieć czemu Cage'owi wierzy oraz pielęgniarka Claire, która pomagała mu wyzdrowieć po postrzale w ostatnich odcinkach "Jessiki".

Nie jest to serial gładki i łagodny, bo trup ściele się gęsto i raczej nie jest to śmierć cicha i sprawiedliwa; ale czy którykolwiek współczesny serial na bazie komiksu taki jest? Świat współczesny i inni bohaterowie Marvela są malowniczo wpleceni w akcję, a dialogi do tego są całkiem niezłe.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 19, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2


J. K. Rowling - Harry Potter i Książę Półkrwi / Insygnia Śmierci

Harry Potter i Książę Półkrwi

Szósty rok w Hogwarcie - niepokój o wyniki egzaminów, przerwanych brutalnie przez wizje Harry'ego, okazuje się być nieuzasadniony; wszyscy dostają na tyle dobre oceny, że mogą kontynuować naukę. Ponieważ Snape wreszcie został nauczycielem Obrony przez Czarną Magią, Harry może kontynuować naukę eliksirów; tym łatwiej mu to przychodzi, że dostaje od nauczyciela stary podręcznik z mnóstwem cennych notatek. Hermiona jest sceptyczna, bo obawia się, że podręcznik może należeć do kogoś niebezpiecznego; pół tomu prowadzi śledztwo, kim jest Książę Półkrwi, poprzedni właściciel książki. W tle Harry robi słodkie oczy do Ginny Weasley, a Ron obściskuje się z Lavender Brown, co budzi demony uśpione do tej pory w statecznej Hermionie. Młody Malfoy coś knuje i to przede wszystkim stanowi oś całej książki, kończącej się dramatycznie Mrocznym Znakiem nad Hogwartem i śmiercią jednej z ważnych postaci.

Nie ukrywam, że po raz pierwszy podczas czytania cyklu się wzruszyłam (śzvreć Qhzoyrqber'n). Pierwsze młodzieżowe miłości potraktowane są nieco powierzchownie, ale główna oś fabuły tym razem jest potraktowana bardzo serio.

Harry Potter i insygnia śmierci

Voldemort już otwarcie rządzi światem - jego ludzie opanowali Ministerstwo Magii i sam Hogwart, gdzie pod rządami Snape'a panują tortury, a nauka raczej jest pretekstowa. Ekipa Harry'ego po przerwanym przez Śmierciożerców ślubie Billy'ego i Fleur musi się ukrywać, żeby nie narażać bliskich, bo Voldemort zaplanował dla Pottera szybki i nagły koniec. Z elementów wspomnień, którymi podzielił się z Harrym Dumbledore, młodzi czarodzieje wysnuli wniosek, że muszą szukać albo dwóch z trzech Insygniów Śmierci (Pelerynę już mają, został Kamień Wskrzeszenia i Czarna Różdżka), albo siedmiu horkruksów, w które zaklął kawałki swojej duszy Voldemort. Jest barwnie - włamanie do Ministerstwa Magii, kilka zdrad, zwątpienie, wielka bitwa o Hogwart, kilka znaczących śmierci i wreszcie finał.

Tak, to jest tom, dla którego się przemęczyć przez kilka pierwszych - wzruszający, mocny, z uczciwym i wiarygodnym twistem na koniec, wcale nie takim oczywistym.

Inne tej autorki tutaj.

#72-73

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 13, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, sf-f - Komentarzy: 5


Make rogal, not war

Próby były dość traumatyczne. Nie, nie, nie! Czerwoni nie mieszają się z białymi! Każdy pamięta, czy jest czerwony czy biały, tak? Proszę nie gadać, tylko śpiewać. Na cztery, nie na dwa. Patyki podają rytm! Raz-dwa-trzy-cztery! Rodzice wchodzą po czterech - Wiel-ko-pol-ska! To-jest-na-sza-Wiel-ko-pol-ska! Dzieci z piosenką wchodzą po czterech. Bębny nie gadają! Patrzcie na patyki, patrzcie na rytm, nie słuchajcie, bo się rozjedziemy! Spanikowana po kilkunastu powtórzeniach przemarszu przez szkolne podwórko, wcisnęłam fuchę ze skandowaniem TŻ-owi, a sama z boku, idąc z aparatem przez tłum wzdłuż Świętego Marcina, obserwowałam, jak moja córka pierwszy raz idzie w paradzie. Moja mała córka, na którą patrzy całe miasto.

Moje miasto, pachnące rogalami. Mimo zimnego listopada kolorowe.

GALERIA ZDJĘĆ. A tu wspomnienia z 2011 i 2013.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 11, 2016

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: poznań - Komentarzy: 5


Całkiem nieśmieszne

Baskets

Chip Baskets jest klaunem, ale takim nie do końca udanym - próbował studiować we Francji na prestiżowej klauniej akademii, ale nauczyciele i koledzy wyśmiewali go, bo nie mówił po francusku (i z paru innych powodów, z których nie najmniej ważnym był, że byli pełni pogardy dla Amerykanina). Wrócił do rodzinnej Kalifornii ze świeżo poślubioną Penelope, której jednak nie przedstawił mamie i bratu, tylko umieścił w motelu. Szybko się okazało, dlaczego - Penelope zgodziła się na ślub tylko po to, żeby przyjechać i zostać w Stanach, a nie z miłości, czego Chip nie może pojąć. Niestety, jest wiele rzeczy, których nie pojmuje - czemu jego brat bliźniak odniósł sukces, a on w roli klauna w lokalnym rodeo jest ciągle poniewierany za grosze, czemu matka traktuje go jak nieudacznika i bardziej kocha adoptowanych braci, DJ-ów jeżdżących po świecie z Chemical Brothers albo czemu agentka ubezpieczeniowa Martha pozwala mu sobą poniewierać (nietrudno się domyślić, że jest w Chipie zakochana, a jeszcze bardziej oczywiste jest to, że bez wzajemności).

To bardzo smutny serial komediowy; Chip jest melancholijnym Arlekinem, na siłę wtłaczanym w role slapstikowe. Duet Louis C.K. i Galifianakis stworzyli refleksyjną historię z szeregiem życiowych porażek, gdzie - owszem - są miejsca, w których się śmieję, ale to taki śmiech z gatunku "Może przyjdzie dzień, że Chip się z tego będzie śmiał, ale raczej nieprędko".

One Missisipi

Tig Notaro, prowadząca radiowy program performerka po podwójnej mastektomii, wraca z LA do domu w Mississipi, żeby być z matką, która po wypadku zapadła w spiączkę. Matka umiera, a Tig zostaje, żeby spakować rzeczy matki w domu z bratem-nieudacznikiem i ojczymem z OCD. W tle zawieszone i ciągle nieprzepracowane wspomnienie o molestowaniu przez dziadka, życie matki okazuje się zupełnie inne niż Tig zapamiętała, a i sama Tig ma sporo własnych problemów, z którymi musi sobie poradzić.

Absurdalnie, to bardzo pogodna historia o wychodzeniu z choroby i odbudowywaniu siebie już po czterdziestce. Część wątków (śmierć matki, rak piersi) jest autobiograficzna, część może i niekoniecznie, ale i tak całość jest szczera i wzruszająca. Tutaj również producentem był Louis C.K., tym razem w duecie z Diablo Cody (m.in. United States of Tara).

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 10, 2016

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Dave Eggers - Krąg

Mae Holland dostaje dzięki przyjaciółce pracę w najbardziej pożądanej korporacji na świecie - w Kręgu. Mae Holland rzuca się w wir - odpowiada na zapytania klientów, uczestniczy w życiu towarzyskim kampusu, zarywa noce, żeby wbić się do top2000 najpopularniejszych w firmie, posłusznie łyka chip pozwalający na kontrolę jej parametrów życiowych, wreszcie zgłasza się jako ochotniczka na "przezroczystą" - zakłada kamerę, żeby transmitować całe swoje życie. Bądź jak Mae Holland. Chyba że jednak mierzi Cię myśl o tym, że cały świat Cię obserwuje, wyraża podziw lub dezaprobatę, każdy Twój krok podlega surowej ocenie, nie masz ani odrobiny prywatności (poza krótką przerwą na toaletę), a wszystkie swoje wybory podejmujesz ze świadomością, jak zostaną ocenione. Ku zgorszeniu Mae jej rodzice i były chłopak sprzeciwiają się, żeby włączyła ich w swój "stream", nawet jeśli w zamian ojciec Mae dostanie kompleksowe leczenie swojego stwardnienia rozsianego, na które go nie stać w ramach ubezpieczenia. Do tego dochodzi tajemniczy mężczyzna, który pojawia się na terenie kampusu i sprawia, że Mae robi rzeczy, które chce ukryć.

Zgrabna dystopia, pokazująca całkiem prawdopodobny scenariusz absolutnego monopolu informacji - co by mogło się stać, gdyby wszystkie informacje, jakie każdy człowiek zostawia codziennie (płatności, miejsca logowania, listy zakupów, choroby, zdjęcia, e-maile, widok z kamer przemysłowych) zostały zgromadzone w jednym miejscu i publiczne. Protagoniści szafują argumentami: gdyby każdy wiedział, że jest obserwowany, zachowywałby się znacznie lepiej niż mając świadomość anonimowości. Nie byłoby przestępstw, przekupstwa, ludzie nie byliby porywani i zabijani. Co to jest tajemnica; czy świat bez tajemnic nie byłby prostszy, czy znacie jakąkolwiek tajemnicę, która przyniosła korzyść tym, przed którymi jest skrywana? Antagoniści zadają proste pytanie: skąd mamy wiedzieć, jak wykorzystacie informację?

Inne tego autora.

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 6, 2016

Link permanentny - Tagi: 2016, sf-f, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Olga Rudnicka - Były sobie świnki trzy

Trzy zaprzyjaźnione panie, mężatki, nienawidzą swoich mężów i trzeba przyznać, że mają powody - panowie są bogatymi palantami, zdradzają je również z profesjonalistkami (co samo w sobie nie jest złe, bo są też obrzydliwi i lepiej, żeby swe chucie realizowali poza domem) i nie zawahają się, żeby w razie rozwodu zostawić bez grosza przy duszy, bo damy podpisały intercyzy. Tu niestety zaczyna się ten dwuznaczny moralnie aspekt, bo żadna z pań nie kochała swojego męża, wszystkie wyszły za mąż dla pieniędzy. Kiedy jedna z nich zachodzi w ciążę z kochankiem (wspominałam o dwuznaczności moralnej?), decydują się na wspólne uśmiercenie małżonków. Pierwsza z nich zabija swojego męża przypadkiem, rzucając w niego przedmiotami podczas kąpieli, jednym z przedmiotów jest włączona do prądu suszarka do włosów. Ponieważ autorka darzy swoje bohaterki sympatią, to takie mrugnięcie okiem do czytelnika, że ach, przecież mogła nie wiedzieć. Do akcji wkracza policjant po przejściach (zdradzony przez poprzednią flamę) oraz rzutka prawniczka, szantażowana przez jednego z inkryminowanych mężów, ponieważ na studiach zarabiała jako kurtyzana. Policjant chce przyszpilić żony, zwłaszcza że po śmierci pierwszego niebawem ginie i drugi, a prawniczka planuje samodzielnie zabić szantażystę, który - oprócz możliwości zniszczenia obiecującej prawniczej kariery - stręczy ja swoim kumplom i to darmo.

Waham się, czy jest to książka bardzo zła czy tylko zła. W założeniu zabawna komedia pomyłek jest dość przerażającym eksperymentem na zdrowym rozsądku.

Inne tej autorki tutaj.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 6, 2016

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2016, panie, kryminal - Skomentuj


Ostatnia rodzina

Nie lubię filmów z tezą, niestety sfabularyzowana "historia" rodziny Beksińskich do nich należy. "Historia", bo - mimo prawdziwości pokazanych epizodów i oparcia na faktach oraz materiałach z archiwum rodzinnego - brakuje w niej rzetelności. Wybrano tylko sceny pasujące do tezy - rodzina przeklęta, sami to na siebie sprowadzili, ich wszystkich trzeba by leczyć. Chyba najbardziej zła w swojej wymowie była jedna ze scen, w której syn rzuca ojcu, że jest taki jaki jest, bo ojciec go nigdy nie uderzył. Megalomania i egocentryzm ojca, dwie umierające seniorki trzymane na uboczu, zdominowana, apatyczna matka i wreszcie niestabilny syn, marginalnie określany jako geniusz, ale w filmie pokazany raczej jako psychicznie chory, który gibie się jak pierdolony rezus. W filmie pojawia się dialog o homeostazie, której poczucie miał ojciec, a zabrakło synowi, ale to jest mój główny zarzut do filmu - absurdalnie zabrakło właśnie tego, 90% życia, która upływa spokojnie, bez wahań nastrojów. Zabrakło tła, które wyjaśnia sens wyborów postaci, epizody podobierane są co najmniej idiotycznie - katastrofa samolotu, cięcie, żebranie o miłość u odchodzącej kobiety, cięcie, wyjazd rodzinny do ruin zamku, cięcie, demolowanie kuchni. Wyobraźcie sobie, że z waszego życia wybierzecie 10 sytuacji, w których rzucaliście przedmiotami, rozstawaliście się z ówczesną miłością życia, krzywdziliście kogoś, byliście skrzywdzeni, pijani lub krańcowo załamani, mówiliście rzeczy w celu wywołania skandalu lub zirytowania kogoś. To właśnie o tym jest "Ostatnia rodzina" i dlatego wyszłam z kina zmęczona, oszukana i z poczuciem manipulacji.

Bardzo mnie ten film zmęczył, wieloma rzeczami - nieuchronnością scenariusza (wszak wiadomo, jak się skończyło), manierą aktorską Ogrodnika, bolesną ohydą architektury i wzornictwa lat 70. i 80. Absurdalnie uważam jednak, że warto go obejrzeć, ale jako uzupełnienie innych źródeł (felietony Tomasza, książka M. Grzebałkowskiej, audycje wspomnieniowe, książka W. Weissa).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 5, 2016

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Zagubieni

1938. W Monachium[1] podpisano układ, w myśl którego Kraj Sudetów przeszedł z rąk czeskich w niemieckie. To dla Czechów taka trauma jak dla nas wrzesień 1939, chociaż chyba nawet gorzej, bo mimo powszechnej mobilizacji nie zaczęli się bronić przed okupantem. 2008. Do Pragi przyjeżdża francuski dyplomata i w geście dobrej woli pokazuje papugę należącą do dygnitarza - Edourda Daladiera, który w 1938 roku podpisał monachijski układ. Pavel, zgorzkniały dziennikarz, zirytowany absurdem sytuacji, porywa papugę i szybko się orientuje, że mówiąca papuga to źródło doskonałego skandalu - nie dość, że mówi głosem Daladiera, to jeszcze nie ma dobrego mniemania o Czechach, a Fuhrera sławi dość intensywnie. Wywiady, skandale, odwołanie dygnitarza, zaognienie na linii Czechy-Francja, policja w pogoni za dziennikarzem... Tyle że nagły przeskok do 2014 zupełnie zmienia odbiór całości - gb 40% svyzh anxeępbartb cemrm raghmwnfglpmaą rxvcę svyzbją j xbcebqhxpwv m Senapwą, avrqbxbńpmbartb m cbjbqh oenxh ohqżrgh. V b glz wrfg jłnśpvjl svyz - wnx jlwść m ebmtemronartb cynah m tbqabśpvą v łntbqalz hśzvrpurz zvzb qmvrwąplpu fvę pmnfrz qenzngój.

Mnie się ogromnie to podobało - uwielbiam czeski dystans do wszystkiego, umiejętność łagodnego śmiania się ze swoich wad (w tym narodowych) bez popadania w moralizm czy głupkowatość. "Rok diabła" już mnie oswoił z tym, żeby nie wierzyć w rzeczywistość z ekranu, a jednak dalej się daję łapać w pułapkę kinowej iluzji.

[1] Bardzo mnie cieszy czeska nazwa i to nie dlatego, że język czeski jest taki zabawny, ale dlatego, że jest urocza - Mnichov.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 3, 2016

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj



Marian Keyes - Kobieta, która ukradła moje życie

Zwyczajna 38-letnia kobieta z Dublina, Stella, zostaje z dnia na dzień sparaliżowana - zapadła na rzadką chorobę. Życie jej całej rodziny się zmienia - ona ląduje w szpitalu, może ruszać tylko powieką, a resztę fizjologii załatwiają za nią maszyny. Rodzina - mąż i dwójka nastoletnich dzieci, siostra i rodzice - niespecjalnie są w stanie się nią zaopiekować, a ich wsparcie nie jest wystarczające. Jedyną osobą, która odnajduje w niej człowieka, jest jej neurolog, dr Taylor. Łatwo się domyślić, że zaczyna ich oboje coś łączyć; wprawdzie tuż przed wyleczeniem atrakcyjny (choć żonaty) doktor znika, ale po jakimś czasie wraca do życia Stelli, wysyłając jej wydrukowaną książkę z jej wypowiedziami z czasu paraliżu. Niespodziewanie książka staje się sławna, Stella rusza na podbój Stanów, gdzie chcą ją promować. Problem w tym, że nie jest ani autorką (nie jest w stanie napisać drugiej książki), ani nie jest wystarczająco szczupła, żeby odnieść sukces.

Usiłowałam znaleźć jakieś dobre punkty tej książki, ale ciężko mi szło - oprócz bardzo złych (o czym niżej) wzorców, jest zwyczajnie miałka. Niby dwuwątkowa - Stella opowiada o o tym, jak się wszystko zaczęło - stłuczce z udziałem doktora Taylora, chorobie i zmianach w jej życiu, przeplatając to współczesnością, z której wiadomo, że nie ma happy endu. Tyle że obie narracje wyglądają jak przypadkowo sklejone. Rodzina nie przypomina genialnej rodziny Walshów z poprzednich tomów - w założeniu zabawna - jest nijaka z tendencją do bycia niesympatyczną (serio - żona, matka, córka, siostra leży sparaliżowana w szpitalu, a wszyscy nader chętnie opuszczają wymuszone 15-minutowe wizyty, mając pretensję do Stelli, że zachorowała; dopiero po poleceniu przez doktora ojciec zaczyna zostawać na dłużej i córce czytać książki). Nawet teoretycznie zabawne scenki w prowadzonym przez Stellę i jej siostrę salonie kosmetycznym nie zapadają w pamięć. Wątek miłosny oraz doklejone na ślinę i taśmę klejącą zakończenie, niestety celują w grupę docelową "50 twarzy Greya" lub ten trochę frywolniejszy nurt harlekinów. Wiadomo, dalej się dobrze czyta, ale wolę wrócić do poprzednich tomów.

Z wielu powodów jest to książka bardzo zła. Bohaterka, sparaliżowana, mogąca ruszać tylko powieką, w dalszym ciągu usiłuje mikromenedżować dom, w którym mieszka mąż-patafian i dwoje nastolatków (tak, pytają sparaliżowaną o to, gdzie są jakieś skarpetki oraz jak znaleźć lokatorów do wynajmowanego mieszkania), co jeszcze nie jest najgorszą rzeczą, jaką robi. Kiedy rozstaje się z mężem, który jej zwyczajnie nie kocha, ale mimo to ściąga na siebie nienawiść dzieci, jedzie do nowego domu męża i dzieci (bo z tej obrazy się od niej wyprowadziły), żeby - uwaga - zrobić im zakupy, ugotować i posprzątać, bo mąż nie umie zetrzeć syfu z blatu w kuchni, o obsłudze pralki i zmywarki nie wspominając (cudowna scena - matka pokazuje 16-letniej córce, jak wcisnąć guziki na AGD, co córka kwituje "o, nie wiedziałam, że to takie łatwe"). Nie idźcie tą drogą.

Tłumaczenie też nie najlepsze - bohaterka na potęgę obżera się ciasteczkami Jaffa zamiast delicjami, a w salonie kosmetycznym specjalistki usuwają paniom zaskórniaki.

Inne tej autorki tutaj.

#69

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 30, 2016

Link permanentny - Tagi: 2016, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 1