Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Z głowy, czyli z niczego

O chrypie

Plecy mnie bolą, ale tak, że najlepszym przyjacielem moim stał się Voltaren (mimo groźby niepożądanych objawów typu krwawa biegunka), dzięki czemu przespałam noc i siedziałam na krześle bez zmieniania pozycji co 30 sekund. Ale ja nie o tym. Cotygodniowe podsumowanie projektu, reprezentacja Polski (ja), USA, Indii i Niemiec. Plus połączenie konferencyjne o kwestionowalnej jakości, konkretnie z trzaskami. Polska chrypi zmysłowym sznaps-barytonem, USA ma za złe, Indie pokasłują, a Niemcy - również z chrypą i zamierającym, słabym głosem, zgadzają się na wszystko (nie poprosiłam o reparacje, bo jednak nie do końca dowieźliśmy w projekcie to, co mieliśmy dowieźć, więc znaj proporcję). A na to wszystko trzeszczący skype. Jeszcze mam nerwowe tiki.

Za to w przyszły czwartek wstaję o 4:30, żeby wsiąść w samolot o 6:45. Mam nadzieję, że naprawię kręgosłup do tego czasu, albo że nie zabiorą mi na bramce najlepszego przyjaciela.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 25, 2018

Link permanentny - Kategoria: Z głowy, czyli z niczego - Komentarzy: 2


O dopisku

W jednym z pokojów w pracy wisi tablica, na której siedzący opodal zapisali Różne Ważne Rzeczy typu terminy czy listę osób uczestniczących w projekcie w ramach trzech organizacji. Między innymi moje dane. I tak sobie ta tablica wisiała, czasem zerkałam na nią kątem oka, aż wreszcie zauważyłam, że ktoś przy moim imieniu i nazwisku dopisał "mgr inż.". Nikt się nie przyznał, a ja węszę jakąś grubszą szyderę.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 4, 2017

Link permanentny - Kategoria: Z głowy, czyli z niczego - Skomentuj


Śniłomisię

(Wiem, sny są mega nudne, można nie czytać).

Śniło mi się, że pan od regałów miał mi przywieźć pizzę na Podolany (800 m od domu). Pan przyjechał, pobrałam pizzę, po czym zaproponował, że pokaże mi nową szafkę, więc wsiadłam z nim do samochodu i pojechaliśmy. Szafki mi nie pokazał, ale za to mnie zawiózł na pętlę tramwajową na Dębcu (20 km od domu). I wracałam przez całe miasto, z tą wystygniętą pizzą.

Czy ja mogę zamiast tego mieć normalne sny? Nadzy mężczyźni? Podróże? (no dobrze, Dębiec też egzotyka, zwłaszcza że oddzielała go od miasta spora rzeka z ładnym mostem) Nie zimne jedzenie?

[EDIT: nie 20 km, tylko 14, oraz za rzeką jest Starołęka, Dębiec jeszcze po tej stronie Warty.]

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 21, 2011

Link permanentny - Kategoria: Z głowy, czyli z niczego - Komentarzy: 1


Bez tytułu: 2010-09-22

Brakowało mi takiego poranka od dawna. Żeby wstać, wykąpać się, przejrzeć pobieżnie pocztę i RSS-y, zrobić makijaż, powybrzydzać nad bluzką i dopiero zobaczyć, że reszta domowników życzy sobie zacząć dzień. Potem słońce, kawa z "Merkurego" wprawdzie na wynos, ale gorąca i smaczna, trochę pochwał, zakupy na Rynku Jeżyckim i smaczny cytat, prawie jak z "Madagaskaru 2":


"- Szanowny panie - przemówił - (...) ponieważ konieczność podejmowania decyzji zawsze mnie przeraża (...), pragniemy zdać się od tej chwili na pana i podporządkować się pańskiej woli. Obieramy pana naszym wodzem.
Filimario wzruszył się.
- Doskonale - powiedział bardzo zadowolony. Zawsze lepiej popełniać omyłki pod rozkazami jednego człowieka, bez dyskusji, niż żeby każdy mylił się na własną rękę, tracąc czas i energię na puste słowa.

Wiecie, skąd to?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 22, 2010

Link permanentny - Kategorie: Z głowy, czyli z niczego, Fotografia+ - Komentarzy: 3


Wiosna, nie?

Słońce świeci na tyle silnie, że nie można chodzić bez okularów przeciwsłonecznych (jakoś dziwnym trafem są zwykle czyściejsze niż niesłoneczne, ciekawe, czemu).

Pachnie powietrze. Mlecze rosną. Bez zakwitł na Wyspiańskiego. Z parku Wilsona dobiega wieczorem śpiew ptaków i zapach świeżo ściętej trawy. Wieczorem jest jasno i dalej ciepło na tyle, że można nosić vintage bluzkę z krótkim rękawem (szytą w czasach studenckich przez mamę[1]).

Słońce zachodzi, malując bezchmurne niebo na interesujący odcień różu (bardziej w kierunku amarantu). Niechętnie zgodzę się, że wiosna ma pewną wyższość nad latem - ludzie nie są spoceni i jacyś tacy bardziej stonowani niż latem.

I taką małą tęczę na ścianie widziałam.

[1] Czasach studenckich mamy, nie moich.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 24, 2008

Link permanentny - Kategoria: Z głowy, czyli z niczego - Tag: park-wilsona - Skomentuj


Śniło mi się

... że byłam z Hanką w jakiejś niesamowicie słonecznej miejscowości ze skałkami, zachodami słońca, egzotycznymi budynkami i dużo kotów. Czego sobie i wszystkim życzę. Wprawdzie ciągle coś gubiłam (a to torbę, a to zakrywatko od aparatu, obiektyw 18-70 mi się zapodział i miałam tylko 50mm), ale i tak było dobrze. Tyle potem się obudziłam, bo była ogromna burza z grzmotami i tyle po śnie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 12, 2008

Link permanentny - Kategoria: Z głowy, czyli z niczego - Komentarzy: 1