Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Seriale

Brand New Cherry Flavor

Lata 90. Lisa Nova (świetna rola Rosy Salazar, znanej z doskonałego ”Undone”), początkująca reżyserka, autorka jednego krótkometrażowego filmu, przybywa do Los Angeles i usiłuje uzyskać finansowanie do nagrania filmu na podstawie króciaka. Lou Burke, znany producent, początkowo jest zachwycony, ale kiedy Lisa odrzuca jego niewyrafinowane awanse, zabiera film, usuwając Lisę z roli reżysera. Pokrzywdzona i wściekła dziewczyna zgadza się na umowę z poznaną na jednym z przyjęć dziwną kobietą, Boro - w zamian za pewną ofiarę, Boro rzuci na Burke’a klątwę. Od tego momentu jest dziwnie i coraz dziwniej. Cierpi zarówno Burke, jak i Lisa - dookoła nich giną ludzie, pojawiają się jadowite pająki, samozapłon, płatni mordercy, a w wynajętym przez dziewczynę mieszkaniu pojawia się tajemniczy właz, przez który coś się chce z zaświatów przedrzeć. Wspominałam o tym, że Lisa wymiotuje małymi kociętami, a kiedy zirytowana odmawia kolejnej daniny dla Boro, na jej boku tworzy się kolejny otwór, którym wychodzi kociak? Mimo że Lisa próbuje klątwę zatrzymać, pojawiają się zombie, przedwieczny biały jaguar i Mary, nieco uszkodzona bohaterka filmu Lisy, która - dla odmiany - usiłuje zemścić się na niej.

To nie jest film dla ludzi wrażliwych, miejscami ociera się o przegięty gore z tryskającą krwią, miejscami to absurdalna groteska. Trochę przypomina mi klimat nieudanego “Mulholland Drive” Lyncha, ale tu nie ma żadnego udawania czy ułudy, zwyczajnie dzieją się nadprzyrodzone i niesamowite rzeczy, kupujesz to, albo nie. Podobało mi się, ale niekoniecznie polecam, zwłaszcza jak ktoś nie lubi horrorów.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 26, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Jenny Han - The Summer I Turned Pretty

Fabuła historii o Belly, 16-latce zakochanej w braciach - synach najlepszej przyjaciółki swojej matki, jest dość prosta. Obie rodziny, a konkretnie matki - Susannah z synami Jeremiahem i Conradem oraz Laurel, matka Belly i Stevena (bo tatusiowie "pracują", odwiedzają tylko czasami), od zawsze spędzają wakacje w domku przy plaży na wyspie Cousins. Dzieciaki dorastają razem, Belly - jedyna dziewczynka - snuje się za chłopakami, nieco pomiatana i wyszydzana, kocha się też od lat bez wzajemności w najstarszym Conradzie, aż do tego konkretnego lata, kiedy to okazuje się być piękna[1] (urósł jej biust, zamieniła brzydkie okulary na szkła kontaktowe oraz zdjęła aparat z pięknych zębów). Zwraca na nią uwagę i dotychczasowy kumpel, Jeremiah, śliczny jak budyń z soczkiem i o nieskomplikowanej osobowości golden retrievera, i Conrad, wymarzony, super inteligentny, choć posępny i humorzasty. Poszczególne sezony serialu - aktualnie dwa - odpowiadają książkom, na których serial jest oparty - tytułowej "Tego lata stałam się piękna" (sezon 1), "Bez ciebie nie ma lata" (sezon 2) oraz "Dla nas zawsze będzie lato" (mam nadzieję na sezon 3). Przed Belly trudna decyzja - kogo wybrać, kogo kocha bardziej i kto bardziej kocha ją. Zdecydowanie można z nastolatkami, chociaż moja osobista nie była zainteresowana.

Uwaga, wchodzimy w strefę spoilerów. Nie są dramatyczne, ale jak chcecie oglądać lub czytać, to idźcie to zrobić, a potem wróćcie.

Zaczęłam od serialu, który jest z jednej strony prześliczny, bo są w nim śliczni ludzie, śliczne miejsca, jest cukierkowo i hallmarkowo, a do tego zaniedbany w książkach drugi plan jest rozbudowany - praca i życie osobiste Laurel, ogromna, ważna historia przyjaźni Laurel i Susannah, nowa dziewczyna ojca, ciotka Julia i walka o dom, stosunki między panem Fisherem a jego synami, ale z drugiej strony są tak idiotyczne anachronizmy jak bal debiutantek, wokół którego snuje się akcja pierwszego sezonu; nie było tego w książce pisanej naście lat temu, we współczesnej ekranizacji jest absurdalnie słabym tropem, zwłaszcza że serial jest jednocześnie bardziej woke[2]. Przyznam, że gdybym zaczęła od książek, to pewnie nie byłabym tak zainteresowana, bo są dość płaskie, takie harlequinowate soft team dramy. Serial dokłada komplikacji i zwyczajnie przyjemnie się ogląda ładnych młodych ludzi. Teraz obiecane spoilery - w sezonie pierwszym Belly ląduje z wymarzonym Conradem, ale sezon drugi rozpoczyna się już po tym, jak się rozstali i do gry wraca Jeremiah. I tu uważam, że twórcy serialu zrobili dobrą robotę, bo po pierwszym sezonie byłam zdecydowanie Team Jeremiah, ale po drugim już się nieco łamię, czy jednak nie zmienić na Team Conrad. Podejrzewam, że to pokłosie lektury tomu 3, gdzie Belly i Jeremiah są w związku, ale proza życia wchodzi za mocno i sielanka się kończy.

[1] Nie będę się pastwić na tym konceptem, ale serio jedyną przesłanką do zbudowania intrygi jest ładność Belly. Póki była "brzydka" (oczywiście nie była, tylko była dzieckiem, do jasnej), wszystkim przeszkadzało, że jest marudna, donosi na brata, jest humorzasta i roszczeniowa. Chłopaki Fisherów też są idealnie piękni w amerykański sposób, nawet za piękni, jak dla mnie, raczej do popatrzenia niż do zakochania (oraz oczywiście aktorzy są tak młodzi, że to byłoby nieprzyzwoite; jednocześnie nie mówię, że 40-letniego Gavina Casalegno bym za drzwi wyrzuciła).

[2] Obsada nie jest jednolicie biała! Laurel jest z pochodzenia Koreanką, Belly i Steven - w połowie. Jedna z dziewczyn Conrada jest czarna, druga - brązowa, Steven umawia się m.in. z półkrwi Azjatką, zaś Belly całuje się z półkrwi Latynosem. W książkach nie ma o tym słowa, mimo że autorka jest w połowie Koreanką.

#106-108

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 17, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


7 żyć Lei

Głównym bohaterem serialu jest kanion Verdon, tzw. przełom Rodanu (zerknijcie sobie w obrazki w Sieci, zrozumiecie o czym mówię). W tych pięknych okolicznościach przyrody 17-letnia Lea idzie na nieudaną imprezę muzyczną w plenerze, nadużywa substancji i w zasadzie już ma dość życia, ale wtem trafia na szkielet z charakterystyczną bransoletką. Nagła trzeźwość, policja, przesłuchanie, powrót do domu, wreszcie sen. Lea budzi się rano, ale nie jest sobą - jest Ismaelem, 17-latkiem z 1991 roku, a na nadgarstku ma charakterystyczną bransoletkę. Na początku jest zagubiona, ale kiedy przeżywa dzień w skórze chłopaka, jak się okazuje przyjaciela swoich rodziców, o czym nie wiedziała, zaczyna rozumieć, że dostała szansę na uratowanie jego życia, zwłaszcza że jej działania w przeszłości mają wpływ na teraźniejszość. 7 nocy, 7 dni w skórze różnych osób z 1991 roku pozwala jej odkryć, co złego zdarzyło się czerwcowej nocy 30 lat temu i jaki to wpływ miało na jej rodzinę.

Nie jest to “Dzień świstaka”, bo za każdym razem Lea przeżywa inny dzień, ale motyw jest podobny - tylko ona zna przyszłość, a nikt w przeszłości jej nie wierzy. Trochę to film dla nastolatków, bo sporą część zajmuje eksploracja seksualności w ciałach innych, również autoerotyki, czasem bywa zabawnie, czasem refleksyjnie. Jest też o przyjaźni i o samoświadomości, zwłaszcza dość wzruszający finał, gdzie Lea musi zdecydować, kto zasługuje na to, żeby żyć.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 28, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Informacja zwrotna

Wtem nowy serial w oparciu o prozę Żulczyka, więc jeśli nie chce Wam się czytać książki, to jest to legitna opcja. Serial jest bardzo kameralny, ale grający główną rolę Jakubik jest fantastyczny i wiarygodny zarówno w bólu dziecka DDA, ojca, którego syn zaginął, jak i w brutalności osoby niepoczytalnej z powodu mózgu zepsutego alkoholem. A jak już obejrzycie serial, to jednak rozważcie, czy nie wziąć książki do ręki, bo mimo wszystkich zalet serial jest płytszy. Wprawdzie sporo historii zza kamery opowiada voiceover głównego bohatera, ale znika spora część jego życiowych rozkmin, radzenia sobie z byciem oszukanym i skrzywdzonym przez chyba każdego, kogo napotkał w życiu, manii prześladowczej i racjonalizacji własnego krzywdzenia i traktowania przedmiotowo innych, bo już nie ma w głowie żadnych hamulców.

Mimo że czytałam książkę raptem 2 lata temu, przeczytałam sobie ponownie, bo kto bogatemu zabroni.

#101

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 21, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Skomentuj


Freud

Kojarzycie takiego typka, Freuda? Sprowadzanie wszystkiego do seksu, myślenie w niewłaściwy sposób o matce, pomyłka, siwa broda, nadużywanie kokainy. No. To ten serial mniej więcej jest o tym. Młody Sigmund usiłuje zadziwić wiedeńskie środowisko naukowe pokazem hipnozy jako metody leczniczej, w tym celu stosuje skuteczne środki typu oszustwo i mistyfikacja. Niespecjalnie mu wychodzi, ale niechcący wpada w krąg dziwnych ludzi, którzy z niewiadomych przyczyn popełniają brutalne zbrodnie. Ktoś wypatroszy kochankę, ktoś obetnie palce u nóg młodszej siostrze, inny zagryzie rodziców; to wszystko widzi też Fleur, młoda Węgierka, która zapada w kataleptyczny stan, kończący się epilepsją. Doktor Freud próbuje tę tajemnicę rozwikłać z medycznego punktu widzenia, przypadkowo wezwany do pierwszego miejsca zbrodni komisarz Kiss - z perspektywy prawa.

Zanim przejdę do wad, jest jedna niebagatelna zaleta - scenografia. Bez pudła rozpoznałam ratusz w Libercu, sporo scen kręcone jest w Pradze, a klatka schodowa Freuda to już jest poezja. Niestety, to tyle. Serial jest przede wszystkim rozdmuchany do 8 odcinków za pomocą licznych scen halucynacji, komentujących akcję piosenek w podłym szynku, do którego większość bohaterów uczęszcza czy długich, często niewiele wnoszących reminiscencji. Twórcy też niekoniecznie doszli do porozumienia, czy ma być na serio, czy jednak czasem nie puścić oka do widza, pokazując ewidentną szyderę, więc why not both; nie pomaga to na zaangażowanie i tłumi jakiekolwiek emocje. Żonglowanie nadnaturalnymi wydarzeniami - duchem z węgierskich legend czy nadnaturalnymi umiejętnościami i jednocześnie mozolną próbą przekonania środowiska naukowego do nowoczesnych metod, że mędrca szkiełko i oko, zupełnie ze sobą nie gra. Na to dołożona jest kwestia żydowska (Freud był Żydem) oraz węgierska (osią jest próba odzyskania niepodległości Węgier spod austriackiego płaszcza Franciszka Józefa I). Biedni są bardzo biedni, szlachta zdegenerowana i oddająca się lubieżności, pojedynkom i zakazanym rytuałom, a biedni mieszczanie próbują w tym całym pierdolniku prowadzić normalne życie. Podsumowując, niekoniecznie.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 15, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Bodies

2023. W zapyziałym londyńskim zaułku policja znajduje nagiego, martwego mężczyznę, postrzelonego w oczodół (“fachowa robota”). Na ręku ma nietypowy tatuaż, a w głowie - mimo braku rano wylotowej - nie ma kuli. Inspektor Hasan rozpoczyna śledztwo, w którym pojawia się jej więcej pytań niż odpowiedzi, dodatkowo pojawia się presja, żeby aresztować pierwszego podejrzanego i nie drążyć. Akcja przenosi się do 1941 roku - ta sama sytuacja, w tej samej alejce znaleziono identyczne zwłoki; tu śledztwo prowadzi sierżant Whiteman, któremu głos w słuchawce wydaje polecenie wyciszenia tematu. Znowu skok do 1890 roku, jak się domyślacie, ten sam zaułek i te same zwłoki, a mimo pewnych poszlak inspektorowi Hillingheadowi ktoś wytrąca z ręki wszystkie dowody. Wtem akcja przenosi się do 2053 roku, do prawie że orwellowskiej antyutopii z dyktatorem Mannixem[1] u władzy, po raz kolejny pojawiają się dziwne ciało, ale tym razem detektyw Maplewood odkrywa, że mężczyzna jeszcze żyje. Dyktator, jak się okazuje, wie o tym i zleca detektyw śledztwo, tłumacząc, że Defoe, postrzelony mężczyzna, to naukowiec i uczestnik antyrządowego spisku. Wtem okazuje się, że Defoe żyje i ma się dobrze, co oznacza, że jest dwóch identycznych ludzi. A nawet więcej, patrząc wstecz.

Tak, to historia o podróżach w czasie i pysznych paradoksach, świetny serial do dyskusji z ekranem, a jednocześnie doskonała historia kryminalna. Mój ulubiony wątek to chyba ten najstarszy, od spotkania na miejscu zbrodni między inspektorem a wścibskim fotografem, od razu wiedziałam, jak się to spotkanie zakończy i nie byłam rozczarowana. Nie do końca wszystkie decyzje bohaterów są racjonalne, ale jest i na to sensowne wytłumaczenie, wszak spiritus movens całej pętli to fxemljqmbal anfgbyngrx, jznarjebjnal cemrm fvrovr j cemlfmłbśpv j fgenfmyvją moebqavę. Bywa wzruszająco, ale dialogi czasem nadrabiają sarkazmem. Leciutki cliffhanger sugeruje, że może to nie koniec, ale jak na razie to dobrze skomponowana, jednosezonowa całość. Bardzo przyjemna do obejrzenia.

[1] Tommy z “Przekrętu”. Skojarzenia to przekleństwo.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 6, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj