Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Seriale

Wielka woda

1997. Wicewojewoda wrocławski Kuba Marczak, zaniepokojony stanem wody w Odrze, zamawia ekspertyzę u swojej dawnej znajomej, hydrolożki Jaśminy Tremer. Niestety, ekspertyza sugeruje, że jeśli władze miasta nie podejmą żadnej akcji, to wezbrane wody zaleją nie tylko okoliczne miasta i wsie, ale i Wrocław. Problem w tym, że nikt poza Marczakiem i dyrektorem największego szpitala we Wrocławiu się tym faktem nie przejmuje, lokalny kolektyw naukowy (składający się z białych starych mężczyzn), twierdzi, że to bzdury i że jakoś to będzie, a poza tym wizyta Ojca Świętego i manewry NATO. Spoiler alert - woda jednak zalewa Wrocław, co pewnie pamiętacie, jeśli byłyście świadome wydarzeń w tym czasie. Serial pokazuje kilka z serii krytycznych pomyłek w zarządzaniu, które sprawiły, że mimo wczesnego ostrzeżenia nastąpił kataklizm na niespotykaną wcześniej skalę: brak przepływu informacji, bagatelizowanie złych scenariuszy, tupolewizm, politycznie ważne regaty, przez które nie została spuszczona woda ze zbiornika retencyjnego, stare mapy, na podstawie których podejmowano decyzje, brak aktualizowanych planów ewakuacji, harmider informacyjny, warcholstwo i wiele innych. Na to nakłada się poziom osobisty - serial opowiada o przeszłości Kuby i Jaśminy oraz ich rodzinach; Andrzeju, mieszkańcu fikcyjnej wioski Kęty, który stał się prowodyrem sprzeciwu grupy blokującej wysadzenie wałów, które potencjalnie mogło uratować miasto, ale zalać nieprzygotowaną na to wieś; o mieszkańcach Wrocławia, którzy stracili z dnia na dzień wszystko.

Absolutnie nie będę czepiać się niczego (no może poza tym, że Marczak wygląda jak polski Ron Swanson) - genialna scenografia, świetna, dramatyczna akcja, bohaterowie nie z papieru, jedną z głównych bohaterek jest kobieta, której zadaniem nie jest ani bycie ładną, ani bycie obiektem uczucia, do tego ma poglądy i umiejętności, a do tego doskonale sportretowane zostały polskie układy i układziki w czasach burzliwych przemian końca lat 90. Nie ukrywam, że nie raz i nie dwa się wzruszyłam, patrząc na ludzką ofiarność i chęć niesienia pomocy w sytuacji dramatycznej, tak było wtedy; szkoda, że do dziś całe to pospolite ruszenie zostało sprowadzone do hasła z negatywną konotacją “brzydki jak z kontenera dla powodzian”. Czy serial daje nadzieję, że nauczyliśmy się czegoś na swoich błędach? Absolutnie nie. Czy warto obejrzeć? Absolutnie tak.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 12, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


Przynęta

4-odcinkowa brytyjska miniseria o prowokacji policyjnej w latach 90., na faktach. W parku, w biały dzień, ktoś brutalnie zabija młodą kobietę, Rachel, na oczach jej dwuletniego syna. Śledztwo przez rok nie przynosi aresztowania, chociaż policja ma jednego podejrzanego, Colina; pasuje do nakreślonego przez psychologa wzorca, był oskarżony o przemoc seksualną, mieszka w okolicy, jest samotny. Niestety, nie znalazły się dowody na to, że to on. Sadie, agentka incognito, ma udawać nieco zaburzoną dziewczynę, zafascynowaną zbrodnią i krwią, żeby namówić Colina do wyznania zbrodni. Wymiana listów, spotkania, ona opowiada o tym, że była satanistką i piła krew zamordowanej dziewczyny, on coraz bardziej się rozgrzewa, opowiada historię z dzieciństwa, kiedy to podobno zabił równolatkę (ale nie ma po tym śladów w kartotekach), ale ciągle zaprzecza, że miał coś wspólnego ze śmiercią Rachel.

Przyznam, że spodziewałam się jakiegoś dramatycznego twistu, ale to raczej historia nieudolności policji i chwytania się wątpliwych środków dla osiągnięcia celu oraz - znany już np. z “Donniego Brasco” - koszt wchodzenia w rolę przestępcy. Sadie traktuje tę akcję jako punkt zwrotny swojej kariery, jako że mimo ogromnego ryzyka, na jakie się wystawia podczas akcji undercover, jest zawsze pomijana na liście tych, którym sprawy zawdzięczają rozwiązanie. Problem w tym, że zainwestowanie tak dużo z siebie w kreację osoby zaburzonej, a dodatkowo wątpliwości, czy aby na pewno to, co robi, jest etyczne, nie znikają, kiedy sprawa jest zamknięta.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 27, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Ogrodnicy

Skusiłam się, zanęcona udziałem Olivii Colman i nazwiskiem Willa Sharpe'a w czołówce. I powiem Wam, że to jest dziwny serial, coś pomiędzy teatrem telewizji a filmami Charliego Kaufmana. Oparty na faktach - małżeństwo na skutek zbiegu okoliczności przyznaje się do morderstwa rodziców żony i ukrycia ich zwłok w ogródku kilkanaście lat wcześniej. Ale sama intryga nie jest na tyle istotna, co analiza tego, co ich (albo jedno z nich) do zbrodni skłoniło, czy była to zbrodnia w afekcie, czy zaplanowana, jak wyglądało ich życie przed i po. Nie wiem, na ile serial wiernie oddaje fakty, bo że realia, to zdecydowanie nie, ale osoba Susan, córki zamordowanych, jest co najmniej zastanawiająca. Kobieta po poważnej traumie, żyjąca w krainie wiecznej ułudy, oszukująca również męża, żeby nieco umilić mu niezbyt udane życie, nie wydaje się kryminalistką, raczej kimś, kto wymaga opieki, również psychiatrycznej. Mąż, ewidentnie w spektrum autyzmu, wydaje się postępować wedle własnych zasad, ale jest dość bezradny w zetknięciu z życiem codziennym.

Jak wspomniałam, to dziwny serial, zostawił mnie z mocno mieszanymi uczuciami. Zmęczył formą - składającymi się dekoracjami, umownością scen, mocno filtrowanym obrazem, onirycznością i przejaskrawieniem. Miałam poczucie, że umyka mi przez to treść.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 22, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Never Have I Ever

Devi Vishwakumar miała traumatyczną pierwszą klasę - podczas szkolnego koncertu umarł jej ojciec, a niedługo potem 15-latka straciła władzę w nogach na kilka miesięcy, przez co stała się znana w szkole, ale nie w ten dobry sposób, tylko jako “ta biedna dziewczyna”, “nieruchalna”, “kujon na wózku”. Po odzyskaniu zdrowia fizycznego, Devi zdecydowała, że chce swoje życie zmienić, stać się popularną dziewczyną, a uzyska to dzięki związkowi z najładniejszym chłopakiem w szkole, Paxtonem. Wraz z równie niepopularnymi przyjaciółkami - egzaltowaną Eleanor i nieco androgyniczną Fabiolą - podejmują różne, czasem bardzo karkołomne przedsięwzięcia, żeby dotrzeć do celu. Devi, jak się łatwo domyślić po personaliach, nie jest wiotką blondyną w typie czirliderki, tylko amerykańską Hinduską[1], ale jednak to nie etniczny wygląd jest jej problem, a temperament i nieprzewidywalność. Potrafi rzucać rzeczami, zawodzić przyjaciół i rodzinę, skręcić awanturę z niczego, zaproponować pożycie intymne obiektowi pożądania (a potem uciec), rywalizuje ze wszystkimi, zwłaszcza bogatym kujonem Benem, do tego bez wahania kłamie i oszukuje. I tak jak udało się jej podnieść z choroby psychosomatycznej, tak jej psychika jest w dalszym ciągu rozsypana po śmierci ojca. W tym celu chodzi do psycholożki, która usiłuje pomóc okiełznać chaos w głowie nastolatki.

Serial jest ewidentnie skierowany do młodzieży, ale bawi mnie nader. Kwintesencja wszystkich miłosnych dramatów w liceum, konflikt z nadopiekuńczą matką (i babką), ale też samotność osoby innej niż reszta - te motywy są bardzo oklepane, ale podane w świeży, zabawny, ale nie slapstikowy sposób. Zdecydowanie bardziej do mnie przemówił niż podobny tematycznie ”Sex Education”; tu też pojawiają się wątki określenia własnej orientacji, problemów zdrowotnych czy odrzucenia. Jedyny chyba problem miałam z aktorem grającym Paxtona, który nie dość, że jest młodszą wersją Jamesa Franco, jest prawie 30-latkiem grającym 17-latka.

[1] Przy czym, oczywiście to subiektywne, aktorka jest przepiękna - ma śliczną twarz, obłędne włosy, z czasem jej figura rozwija się w tę stronę, że na jej widok biskup wybiłby głową dziurę w witrażu, że sparafrazuję Chandlera. Nie wiem, naprawdę, skąd pomysł, że Devi jest “nieruchalna”.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 15, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Sandman

Z jednej strony mój stosunek do Gaimana jest, oględnie mówiąc, skomplikowany. Czytam, często z przyjemnością, bo umie chłopak pisać, jest niespodziewanie, eklektycznie, nikt tak nie umie w łączenie rzeczy, których wcześniej inni ze sobą nie łączyli. Jednocześnie po lekturze nie zostaje mi zwykle albo nic, albo takie smętne “meh”, żadnych emocji. Z drugiej strony równie skomplikowany stosunek mam do samego “Sandmana”: od lat wszystkie chyba wydane w Polsce tomy oczekują na półce, bo przeczytałam jeden czy dwa, potem - zmęczona oczekiwaniem na wydanie kolejnych - odłożyłam sprawę, jak wyszedł kolejny, zapomniałam, co czytałam, w efekcie nigdy nie przeczytałam w całości. Teraz, skoro serial, mam przynajmniej pretekst, żeby wreszcie kultowy komiks nadrobić, a żeby się nie przepracować, to wybrałam sobie opcję czytania w tempie oglądania, dla mnie i mojej coraz krótszej pamięci optymalną.

Najpierw komiks - dla porządku zanotuję, że przeczytałam 4 i ½ tomu - “Sen Sprawiedliwych”, “Nadzieję w piekle”, dwa tomy “Domu Lalki” i pół “Krainy snów”[1]. Wspomniałam, że kultowy? Więc niestety, jak to u Gaimana, wyszłam z lektury raczej z poczuciem, że o co ten cały hałas. To jest przyzwoita, ciekawa historia, należycie wielowątkowa, problem w tym, że… miałka. Zabawa mitami, element nadnaturalny zestawiony z ludzkim życiem, nikt się niczemu nie dziwi, niby te dwa światy są ze sobą połączone, ale nikt nie wnika, czemu coś się stało. Dodatkowo niektóre wątki w komiksie mocno się zestarzały, są niektóre dialogi, od których wiało krindżem. Możliwe, że zweryfikuję moją opinię po przeczytaniu kolejnych tomów, ale to trochę potrwa.

Dlatego nie ukrywam, że jestem zachwycona, jak kreatywnie serial podszedł do otrzymanego materiału. Wygładził krindż, dopisał fabułę tam, gdzie jej zabrakło, czasem zwyczajnie nieestetyczne rysunki zastąpił świetnymi aktorami. Niestety, najsłabsza jest postać głównego protagonisty - Króla Snu, Morfeusza - jeśli go nie ma, są emocje, wzrasta moje zainteresowanie tym, co się dzieje, kiedy wchodzi Morfeusz, zaczynam tracić zainteresowanie. I tak, za najlepszy epizod uznaję ostatni, składający się z przepięknie animowanego, przejmującego “Snu tysiąca kotów” i mrocznej “Kalliope”. Fabuła pierwszego sezonu to trzy powiązane ze sobą historie - przypadkowe uwięzienie Morfeusza przez ezoteryka Burgessa i w efekcie uśpienie na 70/100 lat grupy ludzi, w tym Unity Kincaid; poszukiwanie przez Króla Snu skradzionych mu artefaktów; wreszcie, próba przywrócenia świetności Królestwa i walka z Wirem Snów, a przy okazji przywrócenie do świata snu zbiegłych pod nieobecność władcy marzeń i koszmarów sennych.

PS Oczywiście nie przeszkadza mi, że postacie białe w komiksie grają czarni aktorzy czy że zamiast Johna Constantine’a jest Johanna, a Gwiazda Zaranna czy Lucienne grane są przez kobiety. Niestety, moja przyjaciółka H. zepsuła mnie bezpowrotnie, mówiąc, że rolę Pożądania (Desire) gra Agata Kornhauser-Duda i niestety to mi przysłaniało wszystko podczas oglądania, więc nie umiem docenić uroku tej osoby, której nie umiem prawidłowo zdeklinować (Mason Alexander Park).

[1] Czemu pół, zapytacie. Albowiem, zanim wyjdzie kolejny sezon, zapomnę, co przeczytałam i będę czytać ponownie, a trochę szkoda mi czasu.

#99

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 10, 2022

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2022, komiks, panowie - Komentarzy: 2


Somebody Somewhere

Małe miasteczko w Kansas. Sam, która chciała zostać piosenkarką, wraca do domu, żeby opiekować się swoją umierającą siostrą Holly. Po jej śmierci sypia na kanapie w rodzinnym domu, wyszydzana przez bardziej ogarniętą życiowo siostrę i pogardzana przez matkę-alkoholiczkę. Jedyną wspierającą osobą jest ojciec, również nieco odklejony od głównego nurtu życia. W nierokującej, nudnej pracy Sam poznaje Joela, znajomego z liceum, który wprowadza ją do lokalnego świata queer, gdzie - jak się okazuje - Sam odnajduje swoje miejsce. Metafora “Czarnoksiężnika z Krainy Oz” staje się dość oczywista, kiedy pojawia się tornado i mały piesek. Jest trochę piosenek, ale nie nachalnie, trochę zabawnie, trochę smutno, taki sympatyczny snuj o tym, że czasem trwa, zanim się znajdzie swoje miejsce w życiu. Niekoniecznie, ale można, jeśli akurat nie ma nic innego.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 20, 2022

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj