Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Maja

Lubię cykliczność

Przez ostatnie trzy dni nie wychodziłam z domu, irytując się czekaniem bądź patrzeniem na czynności Złotych Rączek (i zupełnie serio chcę niniejszym pochwalić firmę SPAW, która już po raz kolejny czyni cuda, ratując mnie przed zimnem i zarośnięciem brudem, a do tego zatrudnia sympatycznych i kompetentnych pracowników, którym zależy), więc tym bardziej ucieszyłam się po pierwsze z dnia wolnego od zamieszania związanego z pracami budowlanymi, po drugie z tego, że na Rynku trwał Festiwal Rzeźby Lodowej. Jakoś zrósł mi się z grudniowymi świętami na tyle, że bez chociaż jednego rzutu oka na cudności wycinane piłą, nożem, tasakiem czy przygrzewane żelazkiem mam poczucie niekompletności w grudniu. Tym bardziej się cieszę, bo wygrała jesienna rzeźba z liśćmi, która mi się podobała najbardziej.

Mimo że zimno było obrzydliwie, a śnieg zmienił stan skupienia z iskrzącego puchu na szarobiałą breję, Rynek zimą jest miejscem uroczym. Tłum uśmiechniętych ludzi, stoiska z pajdą chleba ze smalcem ("z dodatkami?", po czym nagle się orientuję, że na chlebie ląduje smażona kiełbacha, cebula i ogórki kiszone), grzanym winem, pasiastymi sweterkami z Ameryki Południowej, dużo dzieci i miłych psów (tu pozdrawiamy panią od trochę większej Mai i biszkoptowej Bezy). I zaciszna Cafe Behemot z nowym szyldem (kot mruga oczami!), gdzie dziecko moje rozpostarło swój urok i pozyskało misia od właściciela (boję się myśleć, co będzie pozyskiwać za parę lat, mrugając kilometrowymi rzęsami i zarzucając złotymi loczkami).

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 12, 2010

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 5


Domowe varia

Ostatnio po domu krążą balony. Te nadmuchane nie budzą jakoś entuzjazmu, za to te płaskie i owszem, bo można je nadmuchiwać i nimi piszczeć bądź dawać do ręki, żeby dmuchały albo puszczać i patrzeć, jak lecą. Streszczam dziś rano TŻ-u sytuację na froncie balonowym, a konkretnie że są totalnie zaplute od ciągłego dmuchania. TŻ precyzuje: "Mamy w domu zaplute balony reakcji".

Opowiadam bajkę (serio! z pamięci!). Że Czerwony Kapturek, las, wilk, babcia. A dlaczego, babciu, masz takie wielkie zęby? Babciu, dlaczego w ogóle masz zęby? Skojarzenia to przekleństwo.

Jak wspomniałam, sanki przyszły. I owszem, połowicznie sukces. Maj uśmiechnięty, pomrukiwał otulony kocykiem, tylko raz przygrzmocił w zaspę (ale wyszedł z uśmiechem i czerwonymi policzkami), za to ja po naprawdę krótkiej rundzie po wsi (niecałe 2,5 km) czułam się jak po rajdzie Paryż-Dakar, spocona i jednocześnie zmarznięta, z obolałą szyją od patrzenia, czy dziecko jeszcze siedzi na sankach i cała w stresie, co będzie, jak zleci. Nie jestem fanką sanek.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 8, 2010

Link permanentny - Kategorie: Maja, Moje miasto - Skomentuj


Jak wykryłam w sobie lokalną patriotkę

Jadę z Majem windą, dosiada się pani w wieku słusznym oraz dwóch panów, z czego jeden z siwą brodą. Pani objaśnia Majowi, że pan wygląda jak Mikołaj i że przyniesie niedługo prezenty. Zupełnie nie wiem sama, skąd wyrwało mi się "Tylko że pani wie, tu jest Wielkopolska, tu prezenty przynosi Gwiazdor". Pani zachichotała, wyraziła aprobatę, po czym po wyjściu z windy wzięła mnie na stronę i szepnęła, że Gwiazdor Gwiazdorem, ale niedługo mi dziecko przyniesie 6. grudnia wyczyszczone buty i mogę twierdzić, że Mikołaja nie ma, ale prezent się będzie należał.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 30, 2010

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 8


O mnie: Jestem mamą

Kiedyś przechodziłam na tą informacją w portalach do porządku dziennego, ewentualnie pochichotawszy czasem.

Teraz podziwiam.

Bo ta deklaracja oznacza: jestem niewyspana (zwykle; tak, wiem, moje dziecko sypia do 9 albo i dłużej), obiegłam mieszkanie piętnaście razy podczas ubierania się (i nie tylko się) na 20-minutowy spacer, jem śniadanie i piję kawę w czasie drzemki dziecka, właśnie wdepnęłam na klocek z ostrymi krawędziami, mam plamy na czystych przed chwilą jeszcze spodniach, odkurzałam dziś mieszkanie i już nie widać, nie jestem w stanie odgruzować kuchennego stołu...

I miałam jeszcze tak długo, ale jakoś od dwóch dni czuję się niesamowicie zen przez śnieg za oknem. Hipnoza? Wspomnienie dzieciństwa, spędzanego w ciepłym domu? Więc zamiast marudzić zerknę tylko, czy Maj dalej śpi z wypiętą pupą (śpi) i pstryknę następną planszę Bejeweled Blitz.

Ale na portalach nie będę wpisywać, że jestem mamą. Co mi mają inni zazdrościć.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 29, 2010

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 8


Po piętnaste - zmiany

Zamiast wiaderka kąpielowego - prysznic, a wiaderko ewoluowało do funkcji stołeczka. Zamiast szczebelkowego łóżeczka - łóżeczko z otwieranym bokiem, pozwalającym na samodzielne wypełzanie (i wpełzanie, i wypełzanie, i wpełzanie...). Dziś zamiast uniwersalnego "tata" już nieśmiałe "mama", jutro trzeba będzie zacząć używać elegantszego "do kroćset" czy "niech to wciórności" zamiast zwykle używanych rzeczowników w funkcjach przecinkowych, bo małe uszka wszystko słyszą, a budzący się intelekt doskonale przetwarza, dzięki czemu nie ma prokrastynacji (bo stwierdzenie "za chwilę odkurzę" oznacza nagłe pojawienie się małego człowieka pod szafą i wywlekanie z łomotem piekielnej machiny). I, od zawsze to sobie wyobrażałam: idę ja, idzie TŻ, a pomiędzy nami drobne kroczki stawia córka, ściskająca nasze dłonie ciepłymi łapkami. I to jest ten kawałek, którego już nie muszę sobie wyobrażać na progu 16. miesiąca razem. Za 3 godziny minie 15 miesięcy.

PS Jak kto zdjęcia, to wiadomo, gdzie pytać.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 25, 2010

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 4