Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Maja

O zaskoczeniach

Madame śpiewa piosenkę. Jest niezaprzeczalna melodia, są wyróżnialne słowa, zdecydowanie powtarzalne zdarzenie, więc nie twórczość własna. Jest to piosenka, którą śpiewają w placówce dla małego Frankiego, którego tata jest Brytyjczykiem. Śpiewają ją po angielsku. Jakiś czas temu rozróżniałam tylko melodię, teraz zaczęły się wyodrębniać frazy. Dziś, podczas kąpieli, szybko zgooglałam. I wtem okazało się, że dziecko me od kilku miesięcy śpiewa przebój:


to stop the train
in case of emergency just pull down the chain
just pull down the chain
penatly for improper use 5 pounds

Wyznam, że zaskoczenie moje byłoby chyba tylko większe, jakby śpiewała "Bilet miesięczny na okaziciela" na znaną melodię.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 25, 2013

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 1



A w Poznaniu...

... błyszczące baloniki.

... parada rycerzy, dam sypiących pierzem (bez smoły), zwierząt, wozów i koloru.

... cukiernie sprzedające nawynos ogromne rogale marcińskie.

... flagi przy oknach, na balkonach, w rękach dzieci.

... kawa i świetne kanapki na Taczaka 20, dla mnie łosoś z kaparami, rukolą, ogórkiem i lekko kwaśnym sosem, dla TŻ grillowana kanapka z kurczakiem, pomidorem i zieleniną, którą wyjadał mu Majut, na zmianę informując, że pysne oraz że smakuje jak siano ("a gdzie ty próbowałaś siana, kochanie?"). Taczaka 20 to zagospodarowana brama, malutka knajpka na dosłownie kilka stolików z letnim potencjałem na więcej na ulicy. Adapter z płytami, pod sufitem rower, Fritz Kola, słychać "Diamonds&Pearls" Prince'a, certyfikowane rogale, tort bezowy z granatami i specjalność zakładu - Przysmak Generała Taczaka (czekoladowe ciasto, mascarpone, karmel). Gwarnie, zacisznie i miło. Jak na spotkaniu, na którym wprawdzie się nikogo nie zna, ale za chwilę można poznać.

Powtarzam się jak co roku - to jest kwintesencja radości z tego, że mieszkamy w Polsce. Przyjeżdżajcie do Poznania; z dziećmi, obcokrajowcami, dziadkami i zwierzęciem. We have rogale.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 11, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Za 4 dni Świętego Marcina

Rok temu tak; w tym roku podobnie, tylko: trasa ciut dłuższa, bo Kaponiera jeszcze bardziej rozryta, młodzież nieco bardziej jęcząco-rozhulana. Ale rycerz był, złoty orzech czeka na otwarcie jutro, a w drodze do domu znowu wyskoczyły na drogę dziki. Szczęśliwie jeden samochód przed, ale i tak. Znowu nie nosiły odblasków, szczeciniaste ssyny.

Dialog z tylną kanapą:
- A z przodu ciężarówki jest szoferka. Bo na kierowcę też mówi się szofer. Naprawdę.
- Akulat.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 7, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


Wielkopolska w weekend - Goraj

Mieliśmy najpierw pojechać do pałacu w Lubaszu, bo było po drodze, ale okazało się, że nie wiadomo, gdzie jest. Jest kościół na wypasie, jest dworek z restauracją, ba - nawet ośrodek wypoczynku i sportów wodnych. Wikipedia nawet emituje zdjęcie i współrzędne geograficzne, węszę więc spisek, że nie ma żadnych kierunkowskazów, a zapytani lokalni zapewne patrzą w niebo, mówią: "O, klucz ptaków, odlatują do ciepłych krajów" i odchodzą pogwizdując i tylko czasem spoglądając podejrzliwie przez ramię. Zgaduję, bo nie pytaliśmy; z tylnego siedzenia dobiegało tylko marudne "Daleko jeszcze, papo Smerfie?"


Więc Goraj. Neorenesansowy pałac inspirowany zamkiem Varenholz w Westfalii, tak ładnie inspirowany, nie trzeba mieć dewiz, żeby było ładnie. Dookoła buki wysypały złotoczerwonymi liśćmi, spomiędzy liści wyglądają stokrotki, z okien pałacu słychać polski rap, bo to internat Zespołu Szkół Leśnych. Podobno jest urocza biblioteka, ale nie próbowałam wchodzić do środka.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 20, 2013

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: goraj, polska - Komentarzy: 3


Ciocia Zła Nowina

Do placówki edukacyjnej mam stosunek pozytywny z lekkim zabarwieniem neutralnym, albowiem nie egzaltuję się najnowszymi osiągnięciami pedagogiki, nie uczęszczam (i nie planuję) na warsztaty o tym, jak bardzo wyrzucenie komputera i telewizora ubogaci me życie i sprawi, że uzyskam nową jakość kontaktu z dzieckiem (oraz stracę pozostałą pulę punktów sanity). O szyciu lali i wplataniu w życie codzienne rytuałów ludyczno-religijnych nie wspomnę; mogę smażyć konfiturki czy wykonać kostium na bal przebierańców, znam swoje granice. Ale plusów jest więcej, nieletnia jest zaopiekowana, szczęśliwa, śpiewa, chce chodzić, ma przyjaciółki, męża (na jeden dzień, ale zawsze), ciocie się o nią troszczą. Lubię ciocie. Poza Ciocią Złą Nowiną.

Ciocię Złą Nowinę trzeba wymijać, uśmiechając się niezobowiązująco, albowiem przy jakiejkolwiek sugestii dostępności, CZN a) rozpoczyna wykład metodyczny, b) wskazuje niedociągnięcia i poważne wady wychowawcze, c) informuje wprost o problemach, szkoda tylko, że wyssanych z palca. Normalnie wymijanie CZN nie jest problemem, bo CZN nie jest opiekunką dziecka mego, obsługuje inną grupę, ale czasem bywa obok na placu zabaw czy zajmuje się zbiorczo grupami podczas trybu świetlicowego. Z takich przelotnych kontaktów dowiedziałam się więc już, że: moje wtedy 3-letnie dziecko jest niesamodzielne i powinniśmy wstawać pół godziny, a jak trzeba to i godzinę wcześniej, żeby dać dziecku czas na samodzielne ubieranie się rano i ignorować prośby o pomoc, bo POWINNO JUŻ UMIEĆ (moja delikatna sugestia, że w sytuacji kryzysowej to równie dobrze moglibyśmy się i nie kłaść, bo motywacja do samodzielnego ubierania się rano jest tak niska, że i kilka godzin nie starczy, nie padła na żyzny grunt), moje wtedy 3,5-letnie dziecko ZDECYDOWANIE POWINNO wymawiać już literę "r" i skoro tego nie umie, to czas najwyższy inwestować w logopedę, kazała odebrać zdrowe dziecko z powodu "apatyczności", wielokrotnie tonem pełnym egzaltacji tłumaczyła mi oczywistości typu, że jak dziecko jest zmęczone, to marudzi i "rodzic musi to zrozumieć" itp.

Dziś na CZN natknęłam się wchodząc do placówki. Zapalił się błysk w oku i usłyszałam, że dziecko me - rano zdrowe (i mam tu na myśli zdrowe-zdrowe, a nie glut-do-pasa-gorączka-zbita-lekiem-a-te-wypieki-to-rumieńce) - ma "okropny, okropny mokry kaszel" i najlepsze co mogę zrobić, to zabrać je do domu i nie przyprowadzać do poniedziałku, aż wydobrzeje. Oczywiście nie może jechać w piątek na wycieczkę z pieczeniem ziemniaka. Od 15:30, kiedy to z dzieckiem mym obskoczyłam stare zoo, plac zabaw, zbieranie kasztanów i liści oraz drogę do domu, a potem picie, jedzenie i oglądanie Ciekawskiego Dżordża, nie kaszlnęło ani razu. Będąc złą matką zamierzam jutro zalogować dziewczę do placówki, bez względu na to, co CZN na ten temat sądzi.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 9, 2013

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 11 - Poziom: 2