Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Koty

Kawiarnie jak grzyby na deszczu

Dzisiaj zaprowadziliśmy Reputaka do Chimery (herbaciarnia z deserami, śniadaniami i daniami bardziej obiadowymi) na rogu Żydowskiej i Dominikańskiej. Ale w zasadzie to chciałam tylko pokazać szyld Cafe Bemehot (zaraz obok, na Kramarskiej).


Ciekawe, czy mają prymusy.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 12, 2008

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 3


Mru, którego nie ma

Za wcześnie na to, żebym mogła pisać o kocie Herze. Jest mi niewymownie smutno z wielu powodów - że ją zawiodłam, obiecując, że będzie dobrze. Że zostawiłam ją leżącą na metalowym stole u weterynarza, a nie zabrałam do domu, mimo że poza jakąś porcją energii był to ten sam kot co 10 minut wcześniej. Że wróciłam do domu z pustym pojemnikiem i nie umiałam powiedzieć kotu czarno-białemu, gdzie jest drugi kot. Że nie umiałam jej pomóc, żeby została z nami dłużej. Że się starałam za mało, a za same starania nie ma nagrody.

Nie jest lżej z poczuciem, że nie można było inaczej. Że kot, który wczoraj odszedł, nie był tym dobrym i szczęśliwym kotem sprzed kilku miesięcy, tylko bardzo chorym, zmęczonym i bardzo obojętnym na to, co się będzie z nim dalej działo, strzępkiem stworzenia. Że oszczędziłam kotu prawdopodobnie bolesnej i powolnej śmierci. Że było to mniejsze zło. Kurwa mać. Mniejsze.

Cholernie mi jej brakuje. W nocy słyszałam niepewne kroki gdzieś w głębi domu, których tak naprawdę nie słyszałam, bo kot czarno-biały spał koło mnie. Głaszczę kota czarno-białego, słucham jej mruczenia, wącham futro, daję się polizać po przedramieniu. Rozglądam się, czy zza załomu korytarza nie wyjrzy czarny pyszczek kota leżącego podwoziem do góry. Wydawało mi się, że oswoiłam się przez ostatnie miesiące z myślą, że kota nie będzie. Nie można się z tym oswoić. Ostatnio takie poczucie sprzeciwu wobec nieuchronności losu miałam po nagłej śmierci Dzikka, po której nie mogłam się pozbierać przez długie tygodnie. Nie pomagają słowa. Nie można tego sobie przemyśleć, poukładać i odłożyć. Można się tylko nauczyć żyć bez. Bo nie ma innego wyjścia.

Hera była z nami prawie siedem lat. Była naszym pierwszym kotem. Oswoiliśmy ją i byliśmy za nią odpowiedzialni. Wiem, że popełniałam błędy. Podejmowałam złe decyzje. Ale mam nadzieję, że kot wiedział, że to z niewiedzy i braku doświadczenia, a nie z braku miłości.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 9, 2008

Link permanentny - Kategoria: Koty - Komentarze wyłączone


Ciut lepiej

Bo było mocno ciut gorzej. Kot przestał jeść jeszcze bardziej niż zwykle, głównie posiorbywał część płynną z karmy, którą dostawał, osowiał (mówiłam, że koty mają sporo wspólnego z sowami) i zaczął bardziej niż zwykle wachlować żebrami przy oddychaniu. Podczas wizyty u weterynarza zrobiło się bardzo minorowo, bo wyszło, że z planowanej operacji i kontynuacji chemioterapii nici, albowiem kot ma w płucach płyn i w zasadzie oddycha siłą przyzwyczajenia, a nie płucami. Dodatkowo na rentgenie nie widać nic, więc nie wiadomo, czy kot ma przerzuty, czy "tylko" stan zapalny. Zasadniczo serca nawet nie widać, chociaż w przypadku kota to dość oczywiste, bo kot ma głównie żołądek w środku. Do tego kot ważył wszystkiego 3,55 kg, co na kota, co sięgał i do 7-miu w szczytowej formie, jest bardzo smutne. Long story short, kotu lepiej. Wprawdzie nienawidzi mnie, bo wpycham tabletki i daję ohydne (próbowałam) lekarstwo w kroplach (jak to wet stwierdził - kot opanował robienie pienistego ślinotoku on-demand i jest z tego dumny), ja nienawidzę siebie, bo dla ulżenia kocim oskrzelom trzymam temperaturę jakichś nędznych 19 stopni plus wietrzę, co oznacza, że chodzę i nieledwie śpię w polarze.

Hanka wysnuła teorię, że kot to robi, żeby przykuć uwagę TŻ-ta, który szlaja się po obcych landach i zaniedbuje codzienną porcję drapania za uszkiem. Jeśli taki był cel, to metodę sobie kot obrał dość skuteczną i timing ma co najmniej perfekcyjny.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 5, 2008

Link permanentny - Kategoria: Koty - Komentarzy: 2


Dzielna byłam...

... i kot był dzielny. Dzisiaj ostatni dzień z wenflonem w tym miesiącu, wprawdzie kot właśnie zaczął wcześniej wymiotować (zwykle zaczyna o 2 w nocy), ale może szybciej zacznie się lepiej czuć. Nie chwal dnia przez zachodem, ale ten etap leczenia był znacznie lepszy niż poprzedni - bez ataków, bez częstych wymiotów i, co za tym idzie, z mniejszym spadkiem wagi - tym razem pół kilo (jakby mi ktoś powiedział półtora roku temu, że będę chodzić za grubym czarnym kotem z miską, żeby Coś Zjadł, to bym wyśmiała). Marzec - relaks. Kwiecień, czwarty etap. Niestety, nie oznacza to, że po czwartym etapie koniec leczenia i wielki sukces. Sukces jest o tyle, że bez chemioterapii kota by już nie było. Guzy rosną, ale zwalniają znacznie podczas leczenia. Co będzie po kwietniu - zobaczymy po kwietniu.

Kot czarno-biały też dzielny (a w zasadzie egoistycznie olewający - przychodzi mru, ale bardziej interesuje go pełna miska) i nie mogę się doczekać, aż wróci do domu, przyjdzie położyć się obok poduszki i położy na mnie swoją futrzaną łapę.

A ja jestem dzielna, bo poszłam do D. powiedzieć, że nie chcę już popychać klawiatury, pisząc kolejne pętle for w projektach tworzonych ze zgniłych liściów i słomy. Rzygam tym, robię to od siedmiu lat i do białego wkurwu doprowadza mnie, kiedy są przyjmowani nowi, którzy na wejściu zaczynają od rzeczy ciekawszych niż to, w czym ja nieustannie dłubię. Bo-ring. Ziew. Nie chcę. D. się przejął. Bardzo nawet. I powiedział, że musimy coś z tym zrobić, bo nikt nie chce, żeby mi było źle. I czarownie, bo i ja nie chcę, żeby mi było źle.

Wiosnę chcę za to. Teraz już. Żeby ciepło i jasno. Dostanę od dobrego pana trzy nowe obiektywy do aparatu. Pojadę do Edynburga na firmową imprezę integracyjną (to chyba pierwszy raz, kiedy myślę o tym z dość dużą przyjemnością). Pojadę do Warszawy na koncert "Fields of the Nephilim" (dzięki, Iss, za bilety). Chciałabym przełożyć wajchę z pozycji Stagnacja na Lepiej.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 18, 2008

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj - Poziom: 3


Kot - ręka 1:0

Trochę spuchłam po ugryzieniu, ale jak zauważyła Hanka, warto było (a kot w prawie). Wenflon w drugą łapę kota boli i wkurza znacznie bardziej niż w pierwszą, zwłaszcza że musiał pozwieszać trochę łapę, żeby nabrać krwi na badania. Za to wyniki badań mówią, że kot jak chorego to całkiem zdrowy - nerki wporzo, różne te takie z dziwnymi nazwami też ma nieźle, słabsze ma tylko granulocyty, wtf. Nie pachnie cukrzycą ani problemami moczowymi. I je. I, praise the Lady, wet mówi, że widzi postępy leczenia. 11 dni do końca tego etapu leczenia. I marzec wolny.

Drugi kot jest ogórem, przyszedł mru, ale potem sobie poszedł spać przy okazji coniedzielnej wizyty.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 11, 2008

Link permanentny - Kategoria: Koty - Skomentuj