Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

Witaszyce - Dobrzyca - Szwajcaria Żerkowska

[15.09.2019]

Ponieważ musiałam zagospodarować czas do 17, żeby nie marnować jednego z, jak na razie, ostatnich pięknych dni lata, dodatkowo odwiedziliśmy Witaszyce i Dobrzycę, a już w drodze powrotnej zahaczyliśmy o punkt widokowy w Szwajcarii Żerkowskiej.

Do Witaszyc chciałam pojechać już dawno, od kiedy dowiedziałam się, że mieści się tam Muzeum Dwóch Imperiów - Gwiezdnych Wojen i Wojen Napoleońskich. W samym neobarokowym pałacu mieści się hotel i restauracja[1], muzea zaś w dworku w przypałacowym ogrodzie. Ze względu na brak zainteresowań historycznych u młodzieży, ograniczyliśmy się do zbierania kasztanów w parku, trampoliny i Gwiezdnych Wojen. Dla fanów może być to miejsce kultowe, dla nie-fanów warte jednorazowej wizyty. Majut się nieco strachał, bo piwnica.

Jak za czasów Napoleona / Wtem w ogrodzie Sala balowa / Trooper z Maryjką (chyba)

[1] Restauracja przyzwoita, z polską kuchnią domową, dodatkowo można zjeść w sali balowej, bo akurat było miejsce.

Angielski park w Dobrzycy określany jest jako Wielkopolskie Łazienki. W klasycystycznym pałacu można zwiedzić muzeum ziemiaństwa, ale ponieważ wyklepałam się/młodzież zgadła, że jedziemy do alpak, przebiegliśmy przez park, zatrzymując się w oranżerii (makieta kolejki), przy monopterze (już wiem, co to jest monopter!) i przy klatce z pawiami (najdłużej, albowiem dziecko mnie mobilizowało, żebym patykiem pozyskała pióro zza podwójnej siatki; da się, że wymaga manipulowania i nadludzkiej zręczności). Zdjęć pawi nie ma.

Oranżeria Pałac / Pomnik otwieracza?!

Rzutem na taśmę wbiłam na punkt widokowy między Żerkowem a Śmiełowem. Punkt widokowy to mocne określenie na niewielką drewnianą ambonę z kilkoma schodkami, ale widok na krainę nazwaną nie bez powodu “Szwajcarią Żerkowską” jest zdecydowanie wart zatrzymania się. Może nie już po zachodzie słońca i z czymś lepszym optycznie niż telefon. Z niewielkiego wzniesienia widać dolinę trzech rzek (Warty, Prosny i Lutyni) z małym miasteczkiem, znak szczególny - biały kościół z wieżą.

Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 15, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: witaszyce, zerkow, szwajcaria-zerkowska, dobrzyca - Skomentuj


O tym, jakie kopytka mają alpaki

[15.09.2019]

Żeby nie trzymać Was w niepewności, alpaki mają kopytka miękkie jak psia łapa, zupełnie nie zrogowaciałe, za to - tak jak psy - z pazurami, które trzeba przycinać. Co za tym idzie, zwierzę łatwo sobie może kończynę zranić albo sparzyć o gorący asfalt. Dlatego na spacer z alpaką z “Przytul alpakę” można umówić się późnym popołudniem (w moim przypadku o 17), kiedy już nawet w upalny dzień temperatura spada do akceptowalnych wartości. Może i alpaki nie są specjalnie towarzyskimi zwierzętami (nie kładą się na kolanach, nie merdają ogonem, nie mruczą), ale są absolutnie mięciutkie i cieplutkie, ładnie pachną, pozwalają się przytulić i nawet zbytnio nie brykają podczas spaceru, chyba że znajdą coś soczystego do skubnięcia na poboczu. Aktualnie na spacery wychodzą dwa samczyki - Primek i Ptysiek, samiczki podobno są humorzaste, bo hormon. Poza alpakami, które mają miękkie pyszczki i śliczne rzęsy, w hodowli są dwa małe koty (takie w wersji “weź na ręce, a ja włączę moduł mruczący”) oraz właściciel, który opowiada o alpakach wszystko. I wydaje marchewkę do karmienia.

Na spacer z alpakami można umawiać się jeszcze przez jakiś czas w tym roku, potem dopiero na wiosnę. Adres: Kowalewska 30, Suchorzew, facebook.

GALERIA ZDJĘĆ (niewiele, bo emocji mnóstwo). A o tym, co robiłam do 17, niebawem.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 15, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: suchorzew - Skomentuj


Arezzo

[24.08.2019]

W przeciwieństwie do innych miast na wzgórzu, wzgórze jest mniejsze, a starówka Arezzo ma większą powierzchnię, dzięki czemu jest i miejsce na park i więcej oddechu w samym mieście. Parkowaliśmy na Parcheggio Pietri, z którego przechodzi się pod samą katedrę Św. Piotra i Św. Donata (co zaspokoiło estetykę sakralną, więc zignorowaliśmy bardziej sławną Bazylikę Św. Franciszka). Mniej turystów niż gdzie indziej, obiad w Trattoria Cavour na Via Cavour 42, dla odmiany nie padało. Wszędzie w sklepikach z pamiątkami pluszowe dziki.

Petrarka / Widok ze wzgórza uliczki / Piazza Madonna del Conforto Park przy Twierdzy Medycejskiej Katedra klamka / wnętrze Katedra św. Piotra i św. Donata z Arezzo Ferdynand I Medyceusz / Katedra, sklepienie Katedra, sklepienie

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 24, 2019

Link permanentny - Tagi: wlochy, arezzo, toskania - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Asyż

[23.08.2019]

Asyż od innych miasteczek różni się kolorem - starówka jest w kolorze kremowego różu. Poza tym, jeśli nie liczyć nieco odmiennego od innych asortymentu sklepów z pamiątkami (od bransoletek z symbolem Św. Franciszka po pełne umundurowanie kościelne), nie różni się od innych miasteczek na wzgórzu. Spędziłam w nim miłe popołudnie, również za sprawą cukierni Gran Caffè (Corso Giuseppe Mazzini, 16A), gdzie Majut dostał pyszne ciasto czekoladowe, które okazało się absolutnie bogatym ganaszem (i które jedliśmy następne trzy dni, a o cenie obiecałam sobie nie wspominać, ale jak pani za ladą wypisuje na kartce cyfry i pokazuje, czy aby na pewno zdajemy sobie sprawę z kosztu, to jednak czasem warto się zastanowić, mogliśmy wziąć jedną porcję na trzy osoby).

Nawet jak niekoniecznie mi w stronę religii, tak kościoły w Asyżu zmiatają z nóg. Niestety, o wstydliwie poukrywanych tabliczkach z zakazem jakiegokolwiek fotografowania przypomina skwapliwie (i po włosku, ale z natężeniem zrozumiałym i nie dla autochtonów) ochrona obiektu. W Bazylice Św. Franciszka zrobiłam jedno zdjęcie, nieco więcej w kościele św. Rufina, gdzie z kolei od aparatu gorszy był mój dekolt, który nakazano przykryć mi granatowym poliestrem.

Parkowaliśmy na parkingu Porta Nuova, którego część jest bezpłatna (ale zwykle zapchana pod korek), a część płatna (ale niedrogo); na starówkę wjeżdża się ruchomymi schodami. Ruchome schody fajne same w sobie.

Widok z murów Asyżu Asyż z daleka / Ruchome schody z parkingu Asyż z bliska Arkady przy bazylice Św. Franciszka / Wnętrze W odcieniach różu Bazylika Św. Franciszka Dawna świątynia Minerwy z zewnątrz / Wnętrze Dolny taras bazyliki Asortyment pamiątkowy / Zejście do bazyliki

Catspotting: 2.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 23, 2019

Link permanentny - Tagi: wlochy, asyz, umbria - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Cesenatico / San Marino

[22.08.2019]

Ponieważ Majut oprotestował pływanie w jeziorze Trazymeńskim (mętne i zobaczył zdechłą rybę), wybraliśmy się nad morze. Początkowo myślałam o Rimini, ale skończyło się na Cesenatico opodal (chyba mniej zatłoczonym). Jeśli chodzi tylko o plażę, to jak najbardziej, natomiast miasteczko na pierwszy rzut oka (może mylny, w końcu tylko na obiad i kąpiel) wygląda na typowo wakacyjne, hotele, dmuchańce przy plaży i parasole po horyzont. Zachęceni informacją, że Bagno Barrio jest wysoko notowane na Tripadvisorze, pojechaliśmy tamże. Otóż poszczególne plażki (tak szerokości 50 metrów) niespecjalnie się od siebie czymkolwiek różnią, wszędzie parasole, prysznic, kawiarnia; owszem, w Barrio są zagródki dla ludzi z psami, ale ponieważ nie mamy psa, to wartości dodanej brak. Woda cieplejsza od powietrza, brak fal, bo falochron, muszelki i gładki piasek.

Cesenatico, plaża W drodze do San Marino

Catspotting: 0. Makarony i kotlet w Ristorante Kursalino, Viale Trento 42, Cesenatico.

San Marino, oględnie biorąc, okazało się niewypałem. Absurdalnie niewygodna, kręta droga jako jedyna pozwala na dojazd (więc to nie jest tak, że wracając jest bliżej, bo trzeba i tak wrócić na wybrzeże), miasto składa się ze schodów i spiralnych ulic w górę i w dół, z czym google sobie niespecjalnie radzi. Jeśli szukacie luksusowych towarów z wielkimi nazwami, to jest to miejsce dla Was. My pokrążyliśmy po uliczkach w ciemniejące od chmur popołudnie (miało nie padać!), coraz bardziej rozczarowani ofertą cukierni, bo lokalne ciasta to raczej tylko kruche z dżemem albo desery w postaci owocowych musów (a młodzież zamawiała czekoladowe), wreszcie w drodze do podobno najlepszych delikatesów rozpadała się ulewa. Delikatesy, oględnie biorąc, okazały się być oszkloną winiarnią ze sporym wyborem win i przetworów w ozdobionych wstążeczkami słoikach i kilkoma lokalnymi serami i wędlinami za grube euro, raczej miejscem do przysiądnięcia i zdegustowania niż do zakupów transportowanych 1600 kilometrów dalej. Na plus - widoki przepiękne, na całą okoliczną dolinę, chociaż pewnie piękniejsze w słoneczny dzień. Jest zamek, ale rodzina odmówiła wspinania się, albowiem zamek jest na samiuśkiej górze. Podsumowując - nowy kraj zaliczony, ale nie jest to miejsce must-have.

Jako że na starówkę podobno nie można wjeżdżać (czemu zaprzeczały liczne samochody, również z rejestracjami IT i DE, więc nie tylko mieszkańcy), parkowaliśmy na jednym z parkingów buforowych (konkretnie P8 przy Via Piana), skąd można schodami albo windą na starówkę. Kwitek parkingowy dostaliśmy od dżentelmena, który zastukał nam w szybkę i podał opłacony na 3 godziny bilet, tłumacząc, że my z Polski, a jemu się nie przyda, bo wyjeżdża. Dziękuję! Wprawdzie planowałam przy okazji płacenia za parking rozmienić banknot w parkingowym automacie, bo San Marino ma własne euro, ale mogłam to zrobić i tak.

Policjant przy głównej bramie Dookoła murów / Sklepik z gadżetami / Jedne z licznych schodów Dolina Emilia-Romania Wzgórze San Marino / Pomnik pamięci dzieci zamordowanych w 2004 roku w Biesłanie Widok z murów na dolinę / Droga do zamku La Rocca o Guaita Gdzieś w drodze, Toskania

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 22, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: cesenatico, wlochy, san-marino - Komentarzy: 2


W Rogalinie bez (większych) zmian

[11.08.2019]

Podobnie jak trzy lata wcześniej, przeszliśmy przez galerię obrazów (za szybko, ale młodzież nie jest wielbicielką sztuki), ogród (za szybko, bo gorąco i nogi-mnie-bolą) i pałac (tempo dyktował audio-przewodnik, więc w miarę). Zmieniło się to, że można już płacić w kasie kartą, a rogalińska biblioteka jest już zapełniona książkami i wygląda jeszcze bardziej olśniewająco. Fotograficznie podobnie jak poprzednio, ale tym razem skupiłam się na oknach. Wyginając się w dziwnych pozycjach, bo dodatkową zasadą podczas zwiedzania jest “podłoga to lawa” - nie można zejść z chodnika i dotknąć parkietu, zmotywowałam jedną z kustoszek do wyciągnięcia telefonu i robienia zdjęć. Eksponatom, nie mnie.

GALERIA ZDJĘĆ oraz poprzednie notki: 2015 * 2013 (październik) * 2013 (maj) * 2012 * 2010 * 2008.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 11, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: rogalin - Skomentuj