Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+


#pieszopolesie

Come closer and see
See into the trees
Find the girl
While you can
(The Cure - The Forest)

500 metrów od domu. W tym roku co najmniej raz w tygodniu. Dużo kroków.
Drzewa. Stawy. Kora. Ściółka. Trawy. Mostki. Odbicia. Świerszcze, ptaki i pociąg na wiadukcie.
Światło i migotanie.
Liście.
Złapała mnie wiosenna ulewa.
Piorun uderzył tuż obok, kiedy wracałam z córką ze spaceru.
Podobno są żółwie przy pniu drzewa. Na pewno są kaczki i łabędzie. I raz spotkałam nornicę.
Tu nie ma pandemii.

GALERIA ZDJĘĆ (dużo, ale idźcie się wytarzać w zieleni) plus 2019 i 2015.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa grudnia 30, 2020

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: debiec - Komentarzy: 3



O tym, że i w grudniu bywa słońce...

[5.01 - 11.06 - 10.09 - 22.12.2020]

W tym roku sporo czasu spędziłam na wyciąganiu rodziny ze strefy komfortu za pomocą spacerów w zieleń. Pierwszą reakcją u młodzieży jest zwykle niechęć, po czym nagle się okazuje, że są - w zależności od pory roku - dmuchawce, młode łabędzie, kaczki, motyle i patyki, które można wrzucać do wody. Szachty - teren spacerowy dookoła ponad stuletnich glinianek - mają wszystko, a dodatkowo piękne widoki, zwłaszcza z wieży widokowej, na którą wchodzę zwykle sama; owszem, potem to mnie bolą przez kilka dni łydki, ale zawsze warto. Co ciekawe, mimo mojego lęku wysokości, który objawia się czasem ataczkami paniczki, jak wchodzę na kratownicę, na ażurowej wieży na Szachtach jest mi całkiem dobrze. Poniżej i w galerii czerwca zestawy zdjęć - ze stycznia, czerwca, września i grudnia, widać czasem, jak zmieniają się miejsca w zależności od pory roku. Na 2021 planuję wreszcie wstać na wschód słońca na Szachtach.

GALERIA ZDJĘĆ i wcześniejsze: 2019 i 2018.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 25, 2020

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: szachty - Komentarzy: 4


O tym, że niespodziewane

Nie miałam co robić, więc przyszłam wcześniej.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy niewiele się działo, ale jak ruszyło, to spektakularnie. Protokół przekazania, klucze, udało mi się przepisać bez problemu licznik wody oraz dwa liczniki gazu z nieco większą papierkologią, albowiem to niespotykane, że są dwa, a nie jeden. Na prądzie utknęłam, albowiem okazało się, że Enea ma biuro obsługi nie na Strzeszyńskiej, a na Polnej w Poznaniu. Następnym razem trafię.

Dwa liczniki gazu (i dwie umowy z dwoma opłatami przesyłowymi co miesiąc, bhawo!) są efektem dziwnej koncepcji, dzięki której jednym gazem zasilany był bardzo egzotyczny kocioł (EL-KA, 1987) w piwnicy, a drugim - kuchenka gazowa i tzw. junkers, a konkretnie równie egzotyczny Termet, służący do grzania wody w łazience. Nie, nie były to różne taryfy, co od biedy by kombinację usprawiedliwiało. Szybka konsultacja z dobrą firmą wykazała, że robimy nową instalację grzewczą teraz już, żeby nie wrąbać się w remont za rok-dwa, rozwalając podłogi i ściany. Kwota nieco przeładowuje i tak już niespinający się budżet. Ale za to pozbędę się rur kaloryferowych w dość egzotycznych miejscach. Plus więc jest.

Licznik gazowy, stanowiący przyczynek do kolumny między kuchnią a salonem, okazał się być drobiazgiem, albowiem okazało się, że ściana, nie dość, że nośna, to zawiera jeszcze dwa kominy, prawdopodobnie należące do mieszkania w piwnicy. Nie występowały na planach. Nie będzie więc otwartej przestrzeni, chociaż pewnie dużym nakładem środków, konsultacjami z kominiarzem i nadzorem budowlanym oraz modyfikacjami w lokalu poniżej (który z kolei jest aktualnie niedostępny) by się dało. Zamiast tego spróbujemy prześwitów, potencjalnie do wykorzystania na półki.

Jest za to i jaskółeczka. Do tej pory kosztem wysoko na liście (zanim wyszło ogrzewanie, co nieco zmieniło perspektywę) była podłoga. Zdejmowanie kolejnych warstw wykazało istnienie bardzo przyjemnych desek pod rozsypaną mozaiką i płytą wiórową. Do ustalenia jest, jak bardzo taka podłoga będzie nieizolowana i jak dużo wysiłku trzeba będzie włożyć w doczyszczenie jej po latach ukrycia. Mam nadzieję, że uda mi się uzyskać efekt jak w tym pięknym wnętrzu:

Spodziewaj się niespodziewanego. Na przykład pajęczyn.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 22, 2015

Link permanentny - Kategorie: P jak Posesja, Fotografia+ - Skomentuj


O tym, że kuchnia i salon

Wizja lokalna, poza określeniem stanu podłogi (jeśli ktoś chce w okolicach marca około 90 m2 drewnianej mozaiki, którą podobno świetnie się pali w piecu, proszę się zgłaszać) wyjaśniła też, że z przebiciem się między kuchnią z salonem nie będzie tak zupełnie prosto. I to nie dlatego, że ściana nośna, chociaż i owszem. Ale pierwsze: aktualnie od strony kuchni stoi przy niej kaloryfer, jedyny w kuchni. Kaloryfery i rury do nich prowadzące to w ogóle temat-rzeka, albowiem w mieszkaniu był swego czasu piec węglowy, który na przestrzeni dziejów został zastąpiony kaloryferami i rurami puszczonymi metodą full-disclosure po ścianach. Zapewne to rozwiązanie bardzo wygodne w realizacji, natomiast wygląd nieco mnie boli w estetykę (tak, wiem, w aktualnym mieszkaniu mam idącą przez środek przedpokoju rurę gazową, z którą nic nie zrobiłam).

Ale kaloryfer da się zapewne przestawić pod okno w miarę bezkonfliktowo, natomiast pojawia się ale drugie. W rogu za drzwiami, na ścianie między kuchnią a salonem został błyskotliwie umieszczony licznik gazowy.
Idea była, żeby zniknąć całkowicie ścianę oraz dwie pary drzwi, uzyskując otwarcie korytarza na przestrzeń kuchnio-salonu, prawdopodobnie zakończoną stołem. Zapewne da się to zrobić dokonując wymagających wielostronnych konsultacji z firmą dostarczającą gaz, żeby przesunąć rury gazowe omijając ścianę i przenosząc licznik. Wygląda mi to na przygodę mało zabawną, dość kosztowną i czasochłonną. Wyjściem alternatywnym jest pozostawienie licznika i rur tam, gdzie je błyskotliwy inaczej monter umieścił, zostawiając kawałek ściany w formie kolumny. Może nawet użytkowej lub chociaż ozdobnej.

Inspiracje otwartej kuchni:

Źródło: homedsgn.com (warto zobaczyć cały projekt, bardzo ciekawy).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 12, 2014

Link permanentny - Kategorie: P jak Posesja, Fotografia+ - Skomentuj